Tonęłam. Wśród ich twarzy. Bladych twarzy wszystkich bliskich mi osób. Miałam je przed oczami. Tysiące wymęczonych, ale spokojnych oblicz.

Budziłam się zlana potem, nie potrafiąc złapać tchu. Patrzyłam w ciemność pokoju i powtarzałam cicho ich imiona. Połowy z nich nie znałam, spotkałam ich tylko raz, a mimo to byli bliscy mojemu sercu. Nie wiedziałam, jaki był ich ulubiony kolor czy potrawa. Te bzdury nie były ważne, bo wszyscy oni razem i każdy z osobna poświęcili się. Uczynili mój świat lepszym. Na zawsze niewidzialni stali za mną murem. Pilnowali, abym nade wszystko pozostała szczęśliwa.

Jak ciche anioły nieśli mnie do chmur.