Draco i Hermiona zostają prefektami naczelnymi, co łączy się ze wspólnym dormitorium i większą ilością kłótni… Ale czy ta dwójka po jakimś czasie będzie w stanie odróżnić nienawiść… od czegoś innego?
Książka Harry Potter i postacie w niej będące nie należą do mnie, tylko do genialnej J.K.R. To, co przeczytacie, to tylko jakieś moje głupie wymysły ;)
Wiem, wiem. Było już tyle fanfików z powtarzaniem Hogwartu i prefektami naczelnymi. Ale to właśnie one zainspirowały mnie do napisania tego-i, mimo, że uwielbiałam prawie każdy fanfik, kilka rzeczy mi w nich nie pasowało, więc chciałam napisać coś zupełnie mojego :] Od razu mówię, piszę dla przyjemności. Wrzuciłam to tutaj, żeby mieć motywację do dalszego pisania, rozkręcić się do pisania mojego głównego opowiadania i wysłuchać Waszych uwag. Wiem, że to nie jest idealne, ale człowiek musi się uczyć, prawda? ;)
Oj, kiepsko, już chyba tutaj jesteście zanudzeni. Ale nic, jak chcecie, przejdźcie prosto do opowiadania, które jest za taką fajną szarą kreską (swoją drogą, szary to jeden z moich ulubionych kolorów).
Informacje dodatkowe:
-Akcja dzieje się po wojnie, kiedy wiele uczniów powraca, by dokończyć naukę w Hogwarcie. Siemioroczniaków nie ma wiele, tak więc lekcje są łączone z szóstym rokiem, teraz siódmym. UWAGA. Jeżeli spodziewacie się kolejnych niebezpieczeństw, zagadek do rozwiązania czy innych takich, zawiedziecie się. Ale jestem otwarta na pomysły, może coś wprowadzę ^^
-FRED ŻYJE. Nie umarł, i w tym fanfiku będzie żył, dopóki nie pozwolę mu umrzeć. Bo tak.
-Bez zmian: Tonks i Lupin zginęli, tak więc ich syn, Teddy, jest u Wesley'ów. Fleur jest już w ciąży z Victorie (wcześniej, niż w książce chyba), a Harry jest z Ginny. Snape umarł sniff sniff, Voldziowi też się zdechło. Dubledore nie żyje.
-Ron i Hermiona nie są razem. Żadne z nich nie jest też w sobie zakochane.
-Malfoy odszedł z rodzicami, jednak potem, wyjaśniwszy całą sprawę (to nie on zabił Dumbledora, grożono mu śmiercią matki) wrócił na powtórkę roku z niewieloma Ślizgonami.
-Siedmioroczniacy, którzy wrócili do Hogwartu (nie jestem do końca pewna, w którym roku byli niektórzy uczniowie, więc zakładam, że w 7 i teraz powtarzają :]):
-Gryffindor: Harry, Dean, Neville, Ron, Hermiona, Parvati, Lee Jordan (patrz: Angelina), Angelina Johnson (Wiem, że jest starsza. Wróciła, żeby pomóc w organizacji i zasilić drużynę Quidditcha), Seamus Finnigan i kilku innych.
-Ravenclaw: Michael Corner, Terry Boot, Luna (jest o rok młodsza, ale co tam), Padma i kilku innych;
-Hufflepuff: Hanna Abbott, Susan Bones, Justin Finch-Fletchley, Ernie Macmillan, Zachariasz Smith, kilku innych
-Slytherin: Draco, Pansy, Blaise, Theodore, Millicenta Bulstrode, kilku innych
Miłego czytania!
Hermiona powoli zeszła po schodach na śniadanie. Pierwsze, na czym stanął jej zaspany wzrok, to promieniejące szczęściem oczy rodziców−Pani Granger o prostych, brązowych włosach i niebieskim spojrzeniu, z małym nosem, takim, jak u córki; Pana Granger, o włosach ciemniejszej barwy, lecz z oczami czekoladowymi, tak jak jej własne.
−Cześć, kochanie−przywitała ją mama.
Tata siedział przy stole i czytał gazetę, jednak od razu, kiedy zobaczył córkę, przerwał lekturę.
−Wszystkiego najlepszego, mała−wtrącił, kiedy czternastoletnia dziewczyna przytuliła go na dzień dobry. Hermiona od razu się rozpromieniła. Zupełnie zapomniała o urodzinach… Podbiegła do pani Granger, również obdarowując ją mocnym uściskiem.
−Dzięki, tato.
−Mówiłam, żeby poczekać do południa−zaśmiała się mama i pocałowała Hermionę w policzek.
−Do południa?- zapytała podejrzliwie dziewczyna−Co takiego dzieje się w południe?
−To niespodzianka−odparł poważnym tonem pan Granger, ale gdy jego żona się odwróciła, bezgłośnie powiedział „Harry i Weasley'owie". Rozszyfrowanie tych słów nie zajęło czternastolatce długo, ponieważ była dziewczyną inteligentną, tak więc sekundę później zawiesiła ręce na szyi taty i radośnie szepnęła mu na ucho ciche „dziękuję".
−Hermiona? Hermiona, żyjesz?- z bliska dobiegł ją znajomy głos rudowłosego chłopaka.
−Hm?- odparła nieobecnym głosem, wyrywając się z zamyślenia, jednak wciąż wpatrując się w kominek dający pomieszczeniu przyjemny klimat. Nie była w nastroju do rozmów w takich chwilach, jak ta. Harry to rozumiał. Ron już nie za bardzo. Chłopak wymamrotał coś pod nosem i nic już nie powiedział.
Pomimo, że wiele osób udało się już do swoich dormitoriów, spora grupka ludzi siedziała jeszcze w pokoju wspólnym Gryffindoru. W salonie zostali Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Seamus, Neville i Lee Jordan, czyli większość członków „Paczki" utworzonej podczas wojny. W tamtym czasie studenci bardzo się do siebie zbliżyli−oczywiście byli jeszcze inni, na przykład Dean i Angelina z Gryffindoru, którzy byli zbyt zmęczeni, aby zostać do późna, albo Luna i Patrick z Ravenclawu. Byli już w swojej wieży, ponieważ wszyscy dostali wyraźny rozkaz udania się do nich. Była też Hanna Abbott z Hufflepuffu, ale ona zostawała wierna Susan i Erniemu, a z „paczką" rozmawiała tylko czasem. Poza tym, Harry nie przepadał za nią od czasu, kiedy w czwartym roku założyła plakietkę „Potter Śmierdzi" i wyśmiała go razem z Erniem.
W pokoju wspólnym było teraz w miarę głośno−Neville rozmawiał z Seamusem o eliksirach (konkretniej o nowym nauczycielu, Geoffrey'u Grapie−Slughorn odszedł, ponieważ stwierdził, że jest „za stary i to nie na jego nerwy"), a Ginny śmiała się i żartowała razem z Jordanem. Swoją drogą, Hermiona cieszyła się, że Harry, w skupieniu czytający książkę, oparty o plecy swojej dziewczyny, nie okazuje żadnych oznak zazdrości ani irytacji tą sytuacją. Ginny dobrze wybrała. Harry też. Hermiona cieszyła się z ich szczęścia jak tylko mogła.
Oczywiście ona nie miała okazji zobaczyć nowych nauczycieli, a także usłyszeć przemówienia McGonnagall na żywo−tylko Luna jej powiedziała, że dyrektorka dziękuje ośmioroczniakom za przybycie, a także, że jest wdzięczna za pomoc, jaką zaoferowali Lee Jordan i Angelina Johnson. Potem wspomniała jeszcze raz Dumbledore'a. A dlaczego nie miała okazji? Ponieważ Ronowi zachciało się następnej przygody i pokłócił się z rok młodszymi Ślizgonami na peronie. Harry mu wtórował, a potem ona sama się włączyła, próbując rozdzielić chłopców− „Wojna się skończyła, domy mają się zjednoczyć! Przestańcie, zachowujecie się jak dzieci!"− ale nie pomagało. Jeden ze Ślizgonów, podobno w jakiś sposób mający rodzinę powiązaną ze Śmierciożercami, rzucił na całą trójkę przyjaciół zaklęcie, które przeteleportowało ich do jakiegoś lasu.
−Ron!- Wydzierała się Hermiona−Patrz, co zrobiłeś! Ślizgoni nie są bezbronni, wiesz? To, że jesteś jedym z „bohaterów wojennych", jak ty to nazywasz, nie znaczy, że musisz zaczepiać wszystkich wokół i walczyć z nimi!
−Hermiona, uspokój się−wtrącił spokojnie Harry−Nic się nie dzieje. Przeteleportujesz nas do Hogsmeade i stamtąd pójdziemy na piechotę. Nie ma się czym stresować.
−Jest się czym stresować! Jestem prefektem naczelnym w tym roku, nie mogę opuścić Wielkiej Uczty! Jesteście tacy…−westchnęła z irytacją. Gwałtownie złapała nadgarstek Harryego, pociągnęła do Rona i wzięła rudowłosego za ramię, a chwilę potem cała trójka zniknęła z ciemnego miejsca.
−Mówiłam, że się spóźnimy−marudziła Hermiona, wyrzucając ręce w powietrze−Dzięki, Ronald.
−To nie moja wina!- Chłopak w końcu mógł coś powiedzieć, ponieważ całą drogę z Hogsmeade do zamku dziewczyna wchodziła mu w zdanie−Sam się prosił, według niego…
−Ron, nie obchodzi mnie, co zrobił czy powiedział. To nie twój obowiązek, żeby go karać-Uspokoiła się już trochę. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiła się do charakteru przyjaciela−Dobra, nie ważne.
−Hermiono?- za ich plecami rozległ się znajomy, rozmarzony głos, ten, który znali już od trzech lat.
−Luna!- trójka przyjaciół odwróciła się, by zobaczyć zupełnie zwyczajny wyraz twarzy blondwłosej. Jakby nie było dwumiesięcznej przerwy, jakby widziała ich wczoraj. Po wymianie uścisków dziewczyna odezwała się.
−Miło was widzieć. Jak minęła podróż?- Zapytała… zupełnie zwyczajnie. Kiedy Hermiona zacisnęła usta, a Harry wzruszył bezradnie ramionami, dziewczyna porzuciła temat i postanowiła przejść do rzeczy− Mam dla ciebie wiadomość, Hermiono. Profesor McGonagall prosiła, żebyś przyszła do jej gabinetu o jedenastej. Poza tym, gratuluję zostania prefektem naczelnym− Uśmiechnęła się ciepło.
−Dzięki, Luna. To… jeszcze dwie godziny. Co teraz robisz?
[UWAGA. Nie wiem, o której zwykle zaczynała się uczta, ale zakładam, że ok. 20.00 :]]
−Profesor prosiła, żeby wszyscy udali się do swoich domów. Do zobaczenia jutro na zajęciach−Szybko dokończyła rozmowę i odeszła w podskokach, jak to Luna.
−Stęskniłem się za nią−Stwierdził Ron, po czym dostał lekkiego kuksańca w bok od Harryego. Wszyscy trzej uśmiechnęli się do siebie. Złość Hermiony zniknęła, przyjaciele zdążyli już zapomnieć o zaistniałej sytuacji. W końcu nieraz przechodzili przez takie lub trudniejsze chwile, jednak mimo, że one mijały, przyjaźń pozostała nienaruszona.
Przecież w oczach trzech przyjaciół to tylko mała sprzeczka.
Harry spojrzał znacząco na Rona, opuścił książkę i założył ją palcem.
−Hermiono, wiesz, kto jest drugim prefektem naczelnym?
Dziewczyna uderzyła się ręką w czoło.
−Zapomniałam zapytać Luny- westchnęła− Ginny? McGonagall mówiła na Uczcie o prefektach?
−Powiedziała, że przedstawi waszą dwójkę jutro na śniadaniu, jak będą oboje−Odpowiedziała przepraszająco.
Cały Gryffindor dowiedział się już, co zdarzyło się trzem przyjaciołom. Nikt jednak nie był zdziwiony. Znali ich już zbyt długo, żeby taka mała rzecz robiła na nich wrażenie.
Hermiona kiwnęła głową.
−Za piętnaście minut muszę być u McGonagall. W sumie to wiecie co? Już teraz pójdę się przewietrzyć−rzuciła przyjaciołom szczery uśmiech i wstała.
−Powodzenia−Harry uśmiechnął się do przyjaciółki, jednak chwilę potem znalazł się w pozycji leżącej, ponieważ Ginny wstała gwałtownie i wypaliła:
−Idę z tobą−odwróciła się jeszcze do czarnowłosego chłopaka. Uśmiechnęła się przepraszająco, kiedy ten poprawiał sobie okulary i pocałowała w policzek, na co Ron przewrócił oczami.
−Rodzice?- Rudowłosa zaczęła temat od razu, kiedy portret Grubej Damy zamknął się za nimi. Tak, Ginny zdecydowanie potrafiła czytać z twarzy jak z otwartej księgi.
To był jeden z tych dni, kiedy Hermiona nie mogła opędzić się od myśli o tak drogich jej rodzicach, teraz przebywających w Australii.
Kiwnęła głową. Co tu ukrywać?
−Czasem nie mogę przestać o nich myśleć, chociaż minęło już tyle czasu.
−To zrozumiałe−Ginny objęła przyjaciółkę jednym ramieniem, uśmiechając się ciepło.
−Ale mam was. I Molly, i Artura…
−To co mi jeszcze marudzisz?- dziewczyna zmieniła wyraz twarzy na „bohaterski" i wykonała wolną ręką gest, jakby odsłaniała firany− Przyjedziesz do nas na święta, a wtedy zaciągnę cię na rodzinną grę Quidditcha. Nauczę cię grać, a potem usiądziesz na trawie i będziesz mojej drużynie kibicować tak głośno, że George straci drugie ucho!
Hermiona zaśmiała się w głos.
Kiedy dwie dziewczyny szły w stronę schodów i rozmawiały przyciszonym głosem, za rogiem usłyszały ciche kroki.
Draco Malfoy wyszedł zza ściany i przed jego oczami stanęła para dziewczęcych sylwetek. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, lecz nie minęła sekunda, jak przywołał swój znudzony, arogancki wyraz, tak dobrze znany gryfonkom.
−No proszę, Łasica i … mól książkowy. Co za niespodzianka−jego sarkastyczny ton potrafił doprowadzić do szału.
−Czego chcesz, Malfoy?- Ginny warknęła.
−Nie zabronisz mi chodzić po korytarzu, Weasley. To ty, bezsilny, młody bachor, powinnaś być w dormitorium.
−To nie ja zostałam zamieniona w słabą fretkę, jaką ciągle w głębi duszy jesteś, chyba nie trzeba ci o tym przypominać!- Ginny wyskoczyła do przodu, lecz Hermiona była wystarczająco szybka, by ją powstrzymać. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby rudowłosa coś zrobiła temu aroganckiemu chłopakowi, ale starała się już zachować choć krztę neutralności jako przyszły prefekt naczelny. Ale co zdziwiło brunetkę najbardziej, to to, że Malfoy nie wycofał się, jak robił to wcześniej. Nie miał nawet odruchu obronnego, kiedy Giny prawie go uderzyła. Jego twarz pozostawał kamienna. „To jakaś zmiana", pomyślała gryfonka.
−Hmm, przechodzisz na stronę Ślizgonów, co, Granger?
−Odczep się, Malfoy. Choć, Ginny, on nie jest tego wart−powiedziała Hermiona najspokojniej, jak się dało i pociągnęła przyjaciółkę za ramię.
−Nie myliłem się, duch ślizgona− Na twarzy Draco pojawił się drwiący uśmieszek.
Czarownica odwróciła się gwałtownie i podeszła do wysokiego blondyna.
−Słuchaj, najchętniej pozwoliłabym cię wypatroszyć i przyjemność sprawiałby mi ten widok, ale uratowałam ci tyłek tylko ze względu na fakt, że jestem prefektem naczelnym− Najpierw Ślizgon patrzył na nią bez emocji w oczach, kpiąco, jednak chwilę potem mina mu zrzedła.
−Kim?
Ginny zmrużyła oczy. Była dość spostrzegawcza, potrafiła odczytywać emocje ludzi.
−Można o tobie wszystko powiedzieć, ale nie to, że jesteś głuchy. O co ci chodzi?
Hermiona stała jeszcze przez chwilę, patrząc na Malfoya, i zaczęła kręcić głową i wymawiać ciche „nie".
Draco przeklął pod nosem i z zaciśniętymi ustami szybkim krokiem odszedł w stronę, w którą one również zmierzały.
−Będziesz… Miała ciekawe towarzystwo podczas nocnych patroli− Ginny poklepała przyjaciółkę po ramieniu, a ta zanurzyła głowę w dłoniach.
−Pięknie− Wymamrotała niewyraźnie brunetka.
−Będzie dobrze. Nie będziesz przecież musiała widzieć go tak często. Będzie dobrze, mówię ci− rudowłosa pocieszała−Muszę już iść, bo nie będzie fajnie, jak wpadnę na Filcha, kiedy będę wracać.
Hermiona nawet nie odpowiedziała, tylko kiwnęła głową i powolnym krokiem zeszła na pierwsze piętro do gabinetu McGonagall. Stanęła przed drzwiami równo o jedenastej.
−Orłowstążki− wypowiedziała hasło, które McGonagall napisała w załączonej do listu karcie informacyjnej prefekta naczelnego przed rozpoczęciem roku.
Gryf zgrzytnął; najpierw cicho, potem głośniej, a następnie zaczął się obracać, a wokół niego powstawały schody z jasnego kamienia. Dziewczyna ruszyła do przodu i przygotowała się na usłyszenie nieprzyjemnej informacji. Draco Malfoy był drugim prefektem naczelnym.
