Od dłuższego czasu chciałam napisać coś o tych dwóch. A tu nagle przychodzi piątkowe popołudnie i nagłe natchnienie. Mam nadzieję że szybko się nie wypali. W każdym bądź razie, zapraszam do czytania.
P.S.: Nie potrafię pisać opisów powieści :D
Perfekcja. Słowo te zniknęło z mego słownika dawno temu, nie pamiętam nawet dlaczego.
Perfekcja miała oznaczać doskonałość, bez skazy, bez wady. Coś idealnie czyste, jak diament.
Perfekcja miała być perfekcyjna.
Dawno temu wierzyłem w perfekcję. Dlaczego? Bo widziałem ją na własne oczy.
'Mamo, tato, dlaczego musimy tam iść? Jak tak bardzo nie chcę!' próbowałem wyrwać swą dłoń z matczynych kleszczy, lecz na próżno. Swą nadzieję skierowałem w stronę ojca, wysyłając ostatniej desce ratunku błagalne spojrzenie. Spojrzał w inną stronę. Już za późno, moje życie legło w gruzach.
Weszliśmy do filharmonii.
Co sześcioletnie dziecko znajdzie ciekawego w filharmonii? Przecież nie po to przylecieliśmy do Rosji. Chciałem się pobawić, nie chciałem słuchać jak jakieś staruszki zawodzą na fortepianie. Zawyłem z frustracji.
'Kurogane, uspokój się. Popatrz na innych, wszyscy zachowują się jak przystało, tylko ty odstawiasz szopki.' Nie wiem, czy mama próbowała w ten sposób wywołać u mnie poczucie winy, jeżeli tak, to nie udało jej się, byłem uparty jak osioł. Gdy weszliśmy do Sali, padłem na krzesło z zamiarem zatopienia się w nim, lecz matka po chwili kazała mi wstać, oglądać jak wchodzą ludzie z instrumentami i klaskać. Zaraz po tym znów opadłem na krzesło. Słuchałem jak jakiś mężczyzna we fraku opowiada coś po Rosyjsku, po czym usłyszałem szept matki. 'Najpierw będą grać starsi, a potem starsi i młodsi.' Mogłem się tylko domyślać, jak długo to będzie trwać. Moje obawy sprawdziły się. Siedziałem bite dwie godziny słuchając, jak tam na dole brzdąkali sobie, a rodzice mało nie urywali sobie rąk od klaskania. Wtedy przyszła kolej na młodszych. Musiałem przyznać, że w porównaniu do starszych, młodsi grać nie umieli. Patrzyłem z obojętnością jak i oni brzdąkają.
A wtedy na scenę wkroczyła Perfekcja.
I moje wszystkie zmysły wyostrzyły się. Węch wyczuł tysiące rodzajów perfum okrążające salę. Dotyk wyczuł miękkość materiału, którym obito fotele, który teraz ścisnąłem moimi dłońmi. Smak wyczuł ślinę, którą nagle trudno było przełknąć. Perfekcja o złotych włosach omiotła spojrzeniem widownię. Przez ułamek sekundy nasze oczy się spotkały, i wtedy mój czwarty zmysł, wzrok, zapisał na zawsze w mym umyśle błękit oczu Perfekcji. Słuch zaś najpierw wyczuł szept mojej mamy mówiący że ten chłopak jest z mojego wieku. Potem wyczuł ciszę, która trzymała wszystkie moje nerwy w napięciu. Na końcu ten słuch, który dla małego chłopca jak ja, wydawał się być tak nieistotny, sprawił, że całe moje życie obróciło się o –nie 180- lecz tysiące stopni, gdy Perfekcja uniosła skrzypce i do mych uszu dotarła najpiękniejsza na świecie melodia. Trwało to pewnie kilka minut, lecz dla mnie było to jak wieczność .Pamiętam przez mgłę jak wstałem i klaskałem bez opamiętania. Nie słuchałem następnych utworów. Prawdopodobnie nawet nie poczułem, że ktoś po nim grał. Tak, jakby Perfekcja, znikając ze sceny, zabrała również moje zmysły. Trwałem w dziwnym stanie, między snem a istnieniem na jawie, między echem dźwięków, a ciszą. Między życiem a śmiercią. Wyrwało mnie z tego stanu szarpnięcie matki, która kazała mi wstać i wyjść z Sali.
W wieku sześciu lat zapisałem się na lekcję gry na fortepianie. Ćwiczyłem ciężko, starając się dorównać Perfekcji. Lecz o niej samej nie usłyszałem już nic. Kompletnie nic. Chciałem usłyszeć jeszcze raz jak gra, zapytałem więc rodziców, może oni wiedzieli coś o nim. Lecz nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
'On nie żyje kochanie. Zginął razem z rodzicami w wypadku.'
Od tego momentu przestałem wierzyć w perfekcję. Może i kiedyś istniała, lecz widocznie wymarła, zniknęła z naszego świata.
A ja, ja jestem tylko realistą.
