Kiedy w końcu zobaczył Narcyzę, stracił zdolność oddychania – nie pamiętał, że jest aż tak piękna. Widok tych spokojnych oczu, drżących warg zrekompensował ból i obezwładniające przerażenie. Przeraziła go kruchość żony, wyglądającej jakby to na niej odciśnięto piętno Azkabanu.

Dotyk smukłych palców na policzku sprawił, że Lucjusz przestał myśleć. Przygarnął ją do siebie zaborczym gestem, tuląc mocno. Pozwolił się skryć w ramionach – nagle dziwnie zwątlałych – zupełnie jak za dawnych czasów, jeszcze zanim została panią Malfoy, zanim obiecał, że razem przetrwają wszystko.

– Nic już nam nie grozi, Cyziu – wyszeptał, oddychając nareszcie powietrzem przesyconym zapachem żony.

Nigdy jeszcze nie kochał jej tak bardzo.