Sześć duchów
Prolog
Zatoczył się na ulicę z trzaskiem, zamykając za sobą drzwi starego, owianego złą sławą pubu. Puste butelki po Ognistej Whisky dźwięczały w głębokiej kieszeni czarnego płaszcza. Mężczyzna czknął, po czym się zaśmiał. Po chwili wędrówki, zmęczony oparł się o ścianę i zsunął, siadając na zimnych kostkach brukowych. Z tylnej kieszeni spodni wyjął różdżkę i z trudem skupiając wzrok, kciukiem przesunął po niej palcem, rozpoznając znajome nierówności. Była bardzo giętka, osiem i pół cala, zrobiona przez Olivandera, dokładnie wyważona.
– Hooookus pokus – szepnął i machnął w powietrzu magicznym przyrządem. Zamknął oczy, odchylił głowę i w dwie ręce złapał różdżkę. Trzymając ją po obu końcach, jednym szybkim ruchem złamał ją na pół. Przez chwilę obracał w szczupłych palcach drewniane połówki, jakby zastanawiając się co dalej. Nienawidził swojego życia, wszystko było nie tak, jak zaplanował. Nic nie miało sensu. Wstał i ze wściekłością wypisaną na pijanej twarzy, rzucił pozostałości swojej różdżki w ciemną uliczkę. Nie chciał takiego życia, do jasnej cholery!
– Witaj nowy, mugolski świecie! – wrzasnął.
