Disclaimer: Postaci i miejsca pożyczone. Zostaną zwrócone właścicielom w stanie niezmienionym.

Napisane w wyniku ataku weny (czekam na s2 "Sherlocka", zbieram pozycje z filmografii Benedicta C. i intensywnie oglądam teraz "Bones"), mój debiut, jeśli chodzi o crossovery. Ten akurat (że też nikt nie wpadł na to wcześniej) jest o tyle prosty, że Bones i Booth już raz występowali gościnnie na Wyspach. I to w sumie jedyny spoiler :)


- Czy to nie pocieszające, że... – zaczął Sherlock, przebijając się przez tłum słuchaczy, wychodzących z sali. – Ach, pani doktor! – nagle wykrzyknął, unosząc rękę i podbiegając do wykładowcy. John nie miał wyboru, musiał ruszyć za przyjacielem. Mężczyzna towarzyszący kobiecie odwrócił się w stronę Sherlocka i widać było, że miał ochotę sięgnąć po broń, której, jak zauważył detektyw, nie posiadał w tej chwili. – To bardzo budujące, iż są na tym świecie osoby, które należycie używają swoich mózgów do pracy, nawet, jeśli to Amerykanie. Szkoda, że zazwyczaj są to najwyżej konsultanci dla wymiaru sprawiedliwości. – Sherlock westchnął z pewną dozą dramatyzmu, mierząc krytycznym wzrokiem dobrze zbudowanego towarzysza pani doktor.

- A ty to... – zaczął nieznajomy.
- Sherlock Holmes, detektyw konsultant dla Scotland Yardu.
- Chyba sobie jaja robisz – odparł mężczyzna z prychnięciem. Tymczasem pani doktor również obserwowała Sherlocka, ale na jej twarzy zamiast pogardy odbijało się szczere zainteresowanie.
- Och, myślę, że mówi prawdę – rzekła w końcu, nie odrywając spojrzenia od twarzy Sherlocka.

- Zastanawia mnie tylko, co z tego, co powiedziałem, wydaje się tak niesamowite dla pani partnera – powiedział Sherlock, wciąż mierząc mężczyznę badawczym wzrokiem, choć na twarzy miał leciutki, lekceważący uśmiech. – Wiem, że pracowali państwo ze Scotland Yardem, więc kwestia korzystania z konsultantów, w tym antropologów – dodał z lekkim skinieniem głowy w stronę kobiety – ...nie byłaby niczym dziwnym. Czy to fakt, że jednym z owych nieoficjalnych pomocników mógłby być prywatny detektyw? Czy też moje bardzo angielskie nazwisko jest tak szokujące dla pani towarzysza, jak się domyślam, odznaczonego i wysokiego rangą... agenta FBI. Nie ma to, jak otwarty umysł, prawda, doktor Brennan?

Agent FBI wyraźnie poczuł się nieswojo. Był praktycznie tego samego wzrostu, co Sherlock (może nieco wyższy, ale fryzura detektywa maskowała ewentualne różnice), ale znacznie lepiej zbudowany. Mimo iż Sherlock na pierwszy rzut oka nie wydawał się być groźnym przeciwnikiem, a postawa (oraz kolorowe skarpetki i klamra od paska z napisem „Cocky") agenta FBI sugerowały pewność siebie, zarówno John, jak i wciąż przyglądająca się detektywowi doktor Brennan zdołali wyczuć pewne napięcie.

- Zdecydowanie – w końcu odezwała się pani antropolog. – To mój partner, agent specjalny Seeley Booth.
Panowie z pewną rezerwą podali sobie ręce. Sherlock przedstawił Johna jako lekarza, swojego przyjaciela, Watson tym razem nie skorygował tego do poziomu "kolegi".
- Jakiś czas temu pomagaliśmy detektyw inspektor Pritchard ze Scotland Yardu, ale nie pamiętam, żebyśmy się spotkali – stwierdził Booth.

- Prawda – wtrąciła Brennan. – A muszę przyznać, że kogoś o tak charakterystycznej strukturze twarzoczaszki z całą pewnością bym zapamiętała.
- Bones... – mruknął Booth z dezaprobatą. John, cichy świadek, wydał z siebie tylko stłumione prychnięcie.
- Tak, cóż... – Na Sherlocku uwaga o strukturze jego twarzoczaszki wyraźnie nie zrobiła większego wrażenia. – Pracujemy głównie z inspektorem Lestradem, pozostali oficerowie nie są nam zbyt przychylni.

- Bo wykonujesz ich pracę? – spytał Booth ze sceptycyzmem w głosie.
- Tak, dokładnie o to chodzi. Jestem lepszy w ich pracy od nich samych i nie ukrywam tego – odparł Sherlock z wymuszonym uśmiechem.
- W jaki dokładnie sposób? – spytała doktor Brennan, wyłącznie z ciekawością w jej głosie.

- Zauważam małe szczegóły i jestem w stanie na ich podstawie odtworzyć ogólną sytuację – wyjaśnił Sherlock, nie odrywając spojrzenia od brązowych oczu agenta. – Nie interesowałem się pana przeszłością, agencie specjalny Booth, ale jestem w stanie stwierdzić, że ma pan za sobą militarną przeszłość, odszedł pan z honorami. Pański kawalerski stan łatwo odczytać po braku obrączki, ale posiadanie dziecka i duże poczucie odpowiedzialności to już inna sprawa. Stawiam na syna w wieku około siedmiu, ośmiu lat. Zaś co do pani, doktor Brennan...

John poruszył się niespokojnie. Z twarzy Bootha łatwo odczytał rosnące poirytowanie – nie trzeba było być Sherlockiem, żeby poznać, że panowie się nie polubili.
- Trudne dzieciństwo, ciężka praca, dzięki której doszła pani do obecnego statusu; ogromna pasja w pracy, sądząc po sposobie prowadzenia wykładu, ale też problemy w kontaktach interpersonalnych...
- Macie ze sobą dużo wspólnego – mruknął John. Doktor Brennan spojrzała z zaciekawieniem na drobnego lekarza. Sherlock jakby nie usłyszał.

- Konflikt natury zarówno zawodowej, jak i prywatnej, ciężko mi w tej chwili dociec, czy chodzi o pani partnera, czy też coś innego. – Sherlock uśmiechnął się z satysfakcją. – Od szczegółu do ogółu. Dedukcja. Moja specjalność.
- Właściwie to indukcja – odezwała się doktor Brennan. Sherlock uniósł brwi. – Dedukcja to dążenie od ogółu do szczegółu. To, co pan robi, to indukcja.

- Niech tak będzie. Miło było panią poznać, doktor Brennan. Agencie Booth... – Sherlock skłonił się lekko, odwrócił na pięcie i odszedł, jak zwykle z Johnem Watsonem dwa kroki za nim.
- Czy przez „charakterystyczną strukturę twarzoczaszki" rozumiesz „najdziwniejsze oczy, jakie w życiu widziałem"? – spytał cicho Booth, odprowadzając wzrokiem wysoką postać z burzą czarnych loków na głowie.

- I nos – dodała Brennan, powoli kierując się w stronę wyjścia. – Identyfikacja kogoś o takich cechach, choć wyraźnie kaukaskich, byłaby zapewne zarówno ciekawa, jak i niezbyt trudna.
- Ciekawe, co by powiedziała Angela na widok takiej twarzoczaszki.
- Pewnie podzielałaby moje zafascynowanie. Ciekawe, czy zgodziłby się na dłuższą rozmowę w bardziej spokojnych warunkach...
- Wszystko z powodu twarzoczaszki?

- Booth... - Bones w końcu wyczuła ironię w głosie partnera. – Może inspektor Pritchard pomogłaby mi do niego dotrzeć, w końcu jest znany w Yardzie.
- Bones, lepiej sobie daruj. Facet może ma mózg i umie z niego korzystać, ale pan licho twarzoczaszkę, jest dziwny i bez niej.
- Ciężko byłoby mu egzystować bez twarzoczaszki - Brennan zaprotestowała z pełną powagą w głosie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - prychnął Booth, odwrócił się na moment, ale detektywa już nie było w zasięgu wzroku.


A/N: Chciałabym to rozszerzyć o kilka rozdziałów i zrobić z tego Crime/Adventure z drobną nutką Angstu, ale wszystko zależy od tego, jak bardzo polscy czytelnicy byliby ciekawi relacji między geniuszami z problemami w kontaktach interpersonalnych i ich bardziej przystosowanymi partnerami ;)