To taka miniaturka Kuroshitsuji. Napisałam to dość chaotycznie, przyznaję bez picia, jeszcze pracuję nad takimi tekstami. To mają być rozmyślania Sebastiana, zdarzenia opisane jego słowami.
Mam nadzieję, że jest chociaż trochę... znośne i da się czytać.
Sakuja
Gdy patrzę na blade oblicze Mego Panicza, czuję radość i spokój. To takie inne od obojętności, która wcześniej obecna była w moim życiu.
Jestem demonem. Moją jedyną rozrywką było maczanie palców w ludzkim żywocie. Miałem dziesiątki kontrahentów. Wykorzystywałem ich oczywiście, oni wierzyli, że dam im wszystko, a ja pochłaniałem ich dusze.
Wypełniałem każdą chwilę mojej egzystencji znudzony bawiąc się w kotka i myszkę z kolejnymi ofiarami. Ale to w pewnym momencie przestała być zabawa.
Już traciłem nadzieję na to, że będę mógł pobawić się z ludźmi i równocześnie pozostać obserwatorem, ale on jest inny.
Jest idealny jak księżyc na niebie.
Panicz ukrywa wszystko dokładnie w swojej duszy, doprawia ją dla mnie idealnie. Będzie niezwykłą kolacją. Słodką, gorzką, kwaskawą, lekko pikantną. Po prostu wyjątkową.
Czasami mam ochotę wziąć panicza w ramiona, przyłożyć wargi do jego warg. Posmakować jego ciała. Sprawdzić, czy jest tak słodkie, jak dusza. Jednak, w takich chwilach widzę, jak bardzo podejrzliwie mnie obserwuje.
Jego jasna, delikatna dusza otaczana jest przez mrok, ale on nie przesiąka, nie pochłania jej.
Panicz jest wyjątkowym księżycem. Wciąż pozostaje pełen światła, czystości i niewinności, a przecież już raz pochłonęła go ciemność o wiele głębsza niż mogłoby się wydawać. Mrok kładący się cieniem na całym jego życiu, na wszystkim, co się dzieje wokół.
Bywa, że mam ochotę zapewnić go, że przeszłość nie powróci już nigdy. Ale nie mogę. Nie po to zostałem wezwany.
Teraz już za późno na żal i smutek. Oblizując wargi sięgam po najwykwintniejszą ucztę, na jaką mógłbym kiedykolwiek liczyć. Słodycz otula mnie i próbuje zwieść, ale wiem, że zasłania sobą także gorycz…
Och, gdybyśmy tylko pomyśleli wcześniej. Powstrzymali się, opamiętali jeszcze zanim pozwoliliśmy sobie na tak zuchwałe poczynania.
Mój księżyc spoczywa w moich ramionach, tak jasny i delikatny, że aż boję się odetchnąć. Moje uczucia falują i zwijają się pragnąc go teraz, już, natychmiast. Tak niewinnego i bezbronnego.
„Sebastianie, co się stało?"
Jego głos sprawia, że drżę z pożądania i głodu. Trzymam go blisko siebie zasiadając na kamieniu, który będzie ostatnim naszym wspólnym miejscem docelowym.
„Będę za tobą tęsknić, paniczu"
Szepnąłem pochylając się i oblizując wargi. Moje kły zaostrzyły się kiedy zbliżyłem wargi do jego warg. Już czas poznać odpowiedź na to cenne pytanie.
Poczułem jak mocno zaciska swoje drobne dłonie na moich ramionach, jego serce zaczęło bić dużo szybciej w rozpaczy wybijając swą ostatnią melodię.
Kiedy smakuję jego warg pochłaniając duszę, on tylko drży wyginając się i żegnając ze swoim życiem, żegnając ze mną.
Czuję się podle wiedząc, że jego oczy już nigdy nie spojrzą na mnie z tym niewinnym blaskiem nadziei gdzieś na dnie.
Jego głos już nie będzie wzywał mnie nocami, prosząc o to, bym przyszedł i pozostał.
„Żegnaj… Ciel"
Szepczę cicho gładząc kciukiem jego miękkie wargi, które powoli chłodnieją. Poczułem zimno i pustkę gdzieś w sobie tuląc jego drobne ciało i układając go powoli wśród kwiatów białych róż.
To koniec.
