-Sophie! Sophie, jesteś tutaj w ogóle?- Dziewczyna, o kruczoczarnych włosach, weszła do dużego pokoju, w którym stały tylko trzy wielkie łóżka. Największe z nich, stało tuż przy oknie, które rozchodziło się na całą ścianę, przez co było można podziwiać piękny widok, który rozpościerał się za szkłem. Emily, bo tak miała właśnie na imię, była ubrana w schludny mundurek, czyli spódniczkę i białą koszule z krawatem. Na nogach miała zaś czarne zakolanówki i balerinki, czym do złudzenia przypominała zwykłą uczennice, mugolskiej szkoły. Taki właśnie był zamiar- dziewczęta miały być ubrane jak zwykłe, niemagiczne osoby, aby nie zwracać na siebie uwagi, podczas różnych wypraw, takich jak na przykład dzisiejsza. W dni powszednie, ubierały zwiewne szaty, w kolorach pasujących do domów, w których mieszkały. Emily zaczęła się rozglądać po pokoju i dopiero teraz zauważyła rękę, która wystawała zza łóżka. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, bo wiedziała, ze to nie wróży dobrze, ani dla niej, ani dla kogokolwiek innego.

-Madame Cię wzywa.- W tym momencie, osoba siedząca za łóżkiem podniosła się i z hukiem zamknęła książkę, w którą prawdopodobnie jeszcze przed momentem była wczytana. Odwróciła się w jej stronę i spojrzała na Emily złowrogo. Dziewczyna, która patrzyła właśnie na młodszą koleżankę karcąco, była bardzo piękna. Miała długie, blond włosy, przenikliwe zimne niebieskie oczy i na dodatek smukłą sylwetkę. Prawdopodobnie, gdyby do tej szkoły uczęszczali chłopcy, wszyscy lataliby za Sophie, z wywieszonymi językami, a ona by ich zbywała, nie racząc spojrzeć, na któregokolwiek z nich.

-Ważne?

-Zdaje się, że tak.- Szara szata, leżała na starszej koleżance świetnie, mimo swojego przygnębiającego koloru. Ich szkoła, nosiła nazwę „Padma Phula". W jakimś języku, oznaczało to po prostu „kwiat lotosu" ale wątpliwym było, czy którakolwiek uczennica, nie będąca w środkowej wieży, pamiętała jaki to był język. Szkoła, była podzielona, na pięć domów. Każdy z domów, miał własną wieże. Środkowa- tam były najmłodsze dziewczęta, czyli od lat ośmiu. Chodziły w różowych szatach, na znak swojej dziecinności. Uczyły się tam podstaw, bowiem bardzo mało było tam magii. Bardziej, kładziono tam nacisk na wychowanie, które było równie ważne. Znały podstawowe zaklęcia, czyli takie, które zna każdy i które nikomu nie mogą wyrządzić żadnej krzywdy. Północna wieża- tam, były już starsze dziewczynki, które zaczynały już normalny tok nauczania. Wszystkie nosiły tam żółte szaty, które oznaczały słońce, pod którym tak bardzo, chciałyby się jeszcze bawić. Wschodnia wieża- dziewczęta z tego domu, nosiły szaty koloru niebieskiego, które miały przypominać niebo i chmury. Było to oznaką bujania w obłokach, bowiem właśnie w takim wieku dziewczynki zaczynały się po raz pierwszy zakochiwać i żyć w wyimaginowanym świecie. Emily, była właśnie na tym etapie, ale nie odczuwała bardzo tego dorastania i problemów z nim związanych. Zaś południowa wieża, odznaczała się kolorami ciemnymi, stonowanymi i poważnymi. Dlatego też, dziewczęta z tego domu, nosiły szare szaty. Miało to być oznaką wchodzenia w dorosłość i tego, że nie w głowie im zabawy. W tej wieży znajdowały się właśnie obie dziewczynki, bo starsza z nich- Sophie, była w szóstej klasie. Właściwie, to ona już ją kończyła, bo był sierpień i za tydzień zaczynał się wrzesień, a co za tym szło- nowy rok szkolny. Była jeszcze jedna wieża- zachodnia. W tej wieży, dziewczęta nosiły szaty koloru zielonego. Pasowałoby tutaj bardziej określenie kobiety- ponieważ było to najstarsze grono, w szkole. Ich ubrania, miały kolor zielony, bo miał przypominać trawę- która kojarzyła się z wolnością. Bowiem były to ostatnie dwa lata szkoły, żegnały się z nią w końcu i taką wolność miał ten kolor oznaczać.

Emily i Sophie były w szkole, z dwóch innych powodów. Rodzice Emily pracowali w dalekiej i niebezpiecznej Azji, więc nie mogli się zająć dziewczynką, która na czas wakacji, musiała z tego powodu zostać w szkole. Matka Sophie zaś, wyjechała właśnie nad gorące morze z jednym ze swoich kochanków a jej ojciec, nie miał najmniejszej ochoty niańczyć córki, więc przetransportował ją do szkoły, dwa tygodnie wcześniej. Było wiele takich przypadków w zamku, więc korytarze raczej nie świeciły pustkami, co dla niektórych było błogosławieństwem, a dla niektórych- tak jak dla Sophie- udręką.

-Więc idziesz, czy mam powiedzieć Madame, że nie masz zamiaru do niej zajrzeć?- Emily pozwoliła sobie na ostrzejsze słowa do starszej koleżanki i szybko tego pożałowała, bo napotkała przerażający wzrok blondynki, który można by rzec- miał siłę zabijania. Sophie zrobiła krok w stronę młodszej dziewczyny i spojrzała na nią z góry, Emi cofnęła się trochę, bo bała się reakcji Sophie.

-Coś Ty do mnie powiedziała? Jak w ogóle śmiesz się tak do mnie odzywać?!- Oczy Emily były szeroko otwarte, a jej źrenice były bardzo rozszerzone. Dziewczyna była przerażona podniesionym tonem Sophie. Zaczęła dukać coś cicho, ale starsza dziewczyna tylko prychnęła z ironicznym uśmieszkiem i wyminęła dziewczynę.

-I łaskawie nigdy więcej, nie wchodź tutaj bez pukania. Rozumiesz? W przeciwnym razie, po prostu Cię stąd wywalę.- Sophie wyszła z pokoju i ruszyła krętymi schodami do wielkiego salonu, z którego wyszła na korytarz szkolny. Korytarze były niskie i wąskie, z wieloma dużymi oknami. Blondynka zeszła długimi schodami kilka pięter niżej i zaczęła iść długim korytarzem. Na jego końcu znajdowały się wielkie białe drzwi, z dużą mosiężną kołatką. Dziewczyna stanęła przed drzwiami, zarzuciła włosami, odgarnęła grzywkę z oczu i przykleiła sobie sztuczny uśmiech do ust. Zakołatała w drzwi i usłyszała ciche wesołe proszę, dochodzące ze środka. Wślizgnęła się powoli do wielkiego oszklonego ( jak wszystko w tym zamku) pomieszczenia. Gabinet był okrągły i z okien było można spoglądać na różne widoki. Pomieszczenie było piękne i Sophie była tam już wiele razy, więc gabinet nie zrobił na niej większego wrażenie.

-Madame…- Blondynka skłoniła się nisko przed starszą kobieta, która mimo wszystko wiedziała, czym jest dobry gust. Była bardzo wesoła i posłała dziewczynie szczery uśmiech, który zachęciłby każdego do rozmowy. Każdego, poza blondynką, stojącą przed nią, bo ona, tylko udawała owe zainteresowanie.

-Usiądź Sophie.- Starsza kobieta wskazała dziewczynie miejsce na fotelu, po drugiej stronie biurka. Blondynka uśmiechnęła się sztucznie do Madame Kath, ale ona nie rozpoznała różnicy między takim uśmiechem, a uśmiechem prawdziwym. Dziewczyna usiadła na wskazanym fotelu i wyprostowała się jak struna, delikatnie opierając się o oparcie fotela. Dłonie splotła ze sobą i założyła na równiutko ułożonych kolanach. Nadal z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmieszkiem, patrzyła na starszą kobietę.

-Chciałam się z Tobą widzieć, ponieważ nie spędzisz tutaj tego roku.- Jej niebieskie oczy momentalnie otworzyły się szerzej i nie miała już nawet najmniejszej ochoty udawać uśmiechu, który prędko spełzł z jej twarzy po usłyszeniu tej wiadomości, która bardzo ją zadziwiła.

-Tak jest Madame. Ale jeśli mogę wiedzieć, to gdzie dokładnie spędzę ten rok?- Sophie starała się robić wszystko, aby jej głos nie brzmiał ani trochę sarkastycznie. Nie była do końca pewna, czy jej się to udało, ale jej sztuczny, niepasujący do niczego uśmiech znowu pojawił się na jej pięknej twarzyczce, która teraz, dla niedoświadczonego obserwatora, mogłaby się wydawać szczęśliwa.

-Jak pewnie wiesz, staramy się zacieśniać więzy, między szkołami magicznymi. Tak też, zadecydowaliśmy, że w tym roku będzie miała miejsce wymiana. Kilkoro uczennic z naszej szkoły, spędzi rok w Hogwarcie, a kilka uczennic, bądź nawet uczniów, spędzą ten rok tutaj. Rozumiesz?- Dziewczyna nadal wpatrywała się w Madame szeroko otwartymi oczami, ale zmusiła się, aby nadal udawać uśmiechniętą i wesolutka. Kiwnęła machinalnie głową, co miało oznaczać, ze dotarło do niej to, co miała jej do powiedzenia.

-A więc, jako jedna z lepszych uczennic, zostałaś wybrana do pojechania do Hogwartu. Tutaj byłabyś w siódmej klasie. Tam, będziesz w piątej. Zostaniesz przydzielona do jednego z domów i będziesz uczestniczyła w normalnym życiu szkolnym. Rozumiemy się? Przetransportujemy Cię tam razem z resztą dziewcząt, dzisiejszego wieczoru. Spakuj się.- Sophie wstała z fotela i ukłoniła się nisko, przed kobietą.

-Tak jest, Madame.