Disclaimer in which I do not own a thing. Sapkowski does. Yep, this time it's only him.
A/N: inspirowane pracą (stampem) Temeria's Delicious Currency autorstwa RavenGaleSpencer (DeviantART)
Wymiana kulturowa
Your-biohazardous-friend
Angouleme zagarnęła garść ciasteczek z miski, wpakowała je do kieszeni i odeszła nucąc żołnierską przyśpiewkę. Owa miska z łakociami znajdowała się w rogu kuchni od niedawna i była systematycznie napełniana różnymi konfekcjami, cukierkami, czekoladkami, babeczkami - można powiedzieć, że nie tylko kucharz ale także nadworny cukiernik docenił łakomość nowoprzybyłych gości pani Anny Henrietty.
Tym razem miska została po brzegi wypełniona małymi markizami o dwóch mocno czekoladowych, czarnych ciastkach przekładanych białym, słodkim kremem. Nim to nawet Regis nie umiał się oprzeć i, pomiędzy jednym ciastkiem a drugim, wampir wyłożył krótką historię owych wypieków.
Cahir milczał przez cały wykład, minę miał kwaśną jak szczaw. Ciastek nie tknął, mimo iż Regis wyraźnie podkreślił, że słodkości są z Nilfgaardu.
- to są „Oreny" – przyznał graf łuczniczce, gdy wszyscy już się rozeszli a ona zapytała go o jego brak zainteresowania jego rodzimymi łakociami – znaczy się, ja je znam jako „Oreny" ale wy nazywacie je Nilfgaardkami. I źle je jecie! – na zdziwienie wymalowane na twarzy kobiety, mężczyzna ożywił się, zeskoczył z ławy i popędził w głąb kuchni.
- Poczekaj chwilę! – rzucił przez ramię.
Moje, wasze. Cahir miał nawyk rozgraniczania kulturowego. Zarzekał się, że nie jest nilfgaardczykiem, ba! Dałby sobie rękę odciąć jeśli zwolniłoby go to z ciągłego tłumaczenia się w tej sprawie, ale ostatecznie i tak kontrastował świat na moje – nilfgaardzkie; i wasze – nie-nilfgaardzkie. Geralt za każdym razem nazywał go hipokrytą ale Regis poświadczył przecież, że Cahir jest już zdrowy.
Mężczyzna wrócił z dwoma kubkami po brzegi wypełnionymi mlekiem. Jeden z nich postawił przed łuczniczką.
- tak się je je: wpierw rozdzielasz ciastka od siebie - Mężczyzna wziął jednego „Orena" i wprawnie rozwarstwił - Zlizujesz krem. Po czym… – po wykonaniu wszystkich czynności, graf złączył ciastka ponownie razem – …to co zostało maczasz w mleku oooo… tak! I wtedy dopiero zjadasz resztę.
Zdziwienie kobiety nie zmalało - to był definitywnie sposób wymyślony przez dziecko nieświadome majętności rodziców. Nikt inny nie wpadłby na pomysł, by maczać prawie całą rękę w mleku, rozlewając sporą część na blat, tylko żeby zjeść kilka ciastek. Łuczniczka próbowała wyobrazić sobie swojego kompana jako małego chłopca, siedzącego w podobnej kuchni, tylko że w Nilf…Vicovaro, zajadając się „Orenami" i, ku zdenerwowaniu służby, wytwarzając chaos wokół siebie. Było to niemożliwe - kiedy Milva starała się wyobrazić Nilfgaard, nie umiała wcisnąć tam normalnych ludzi – cywili, jak matki z dziećmi.
Ale tu, w Beauclair, miała właśnie żywy dowód na to, że w Nilfgaardzie istnieli cywile i miewali dzieci które, jeśli majętność pozwalała, maczały ciastka w mleku i zakładały się z rodzeństwem o to kto zje ich najwięcej i nie zwymiotuje.
