Mówią, że chłopaki nie płaczą

Mówią, że chłopaki nie płaczą.

Wynikałoby z tego, że albo jest to łgarstwo, albo Jean Havoc, kawaler, podporucznik, lat 26, nie był chłopakiem. Po tym, jak Roy Mustang, jego własny pułkownik, odbił mu kolejną dziewczynę, nie wytrzymał. Siedział teraz na sedesie, bo- jak sądził- tu nikt nie usłyszy, jak ryczy sobie w rękaw.

Tak sądził.

I tak by mogło być, gdyby obok męskiej toalety nie przechodziła porucznik Riza Hawkeye, niosąc kolejne naręcze dokumentów dla pułkownika.

Mało kto wiedział, że prócz legendarnego wzroku Riza miała również doskonały słuch. A nic chyba nie było bardziej alarmującego niż płacz w męskiej toalecie. Płacz Havoca. Przeplatany jękami w stylu „…kolejna dziewczyna…", „…cholerny Mustang…" i „…musiał mi ją zabrać…".

Riza wkroczyła do biura Mustanga i trzasnęła papierami o jego biurko.

-Pułkowniku, to, co pan zrobił podporucznikowi Havocowi było wredne. Zrobił pan krzywdę jemu, jego dziewczynie i pańskiej poprzedniej dziewczynie…

-…która także była wcześniej dziewczyną Havoca… - Roy leniwie bawił się długopisem z nieobecnym wyrazem twarzy.

-Pana to bawi? Przez pana Havoc jest nieszczęśliwy…

-Jak chcesz, to idź go pociesz. – wzruszył ramionami Roy. Riza wyszła z biura i stanęła przy drzwiach męskiej toalety, z której wciąż dochodził płacz Havoca. Tam czekała.

Gdy Havoc wyszedł, nadal pociągając nosem, zdecydowanym ruchem przytuliła go.

-Moje biedactwo… - szepnęła mu do ucha. Havoc wydawał się zaskoczony, lecz szybko się odprężył. Poddał się delikatnej, przyjacielskiej pieszczocie.

-Riza? Możesz mnie puścić? – zapytał Jean po około pięciu minutach. Riza przerwała uścisk, ale nadal trzymała dłonie na jego ramionach.

-Pułkownik to świnia. – stwierdziła.

-Wiem. – mruknął Havoc. – Znowu mi dziewczynę…

-Wiem o tym. On to robi… dla sportu.

-Chyba nie ma dziewczyny, której by mi nie zabrał… albo mi odbijał jak już miałem, albo jak się dopiero starałem… ale nigdy nie przepuścił…

Nagle oczy Havoca się rozszerzyły.

-Zaraz… Riza… TY jesteś KOBIETĄ… - wydusił. Riza uśmiechnęła się1 i przesunęła dłonie w dół, na klatkę piersiową podporucznika.

-Tak, jestem kobietą… i jestem wolna… - Riza niemal zamruczała jak kotka, nadal opierając dłonie o pierś Havoca. Ten zrozumiał, o co chodzi.

-To zaraz przestaniesz być wolna. Znaczy się, no… czy chciałabyś…

-Tak. Chciałabym.

Havoc szeroko się uśmiechnął i objął Rizę w pasie.

-Po pracy gdzieś wyjdziemy. – szepnął jej do ucha. Riza skinęła głową i oboje wrócili do pracy. Havoc nawet coś nucił pod nosem. Roy kiwnął głową do Rizy z aprobatą. Riza westchnęła. Wiedziała, że on nie wie…

…jednak po pracy zdarzyło się coś, co lekko zaalarmowało Roya. Riza nie wyszła natychmiast, lecz poczekała, aż Havoc skończy palić, po czym on objął ją ramieniem, a ona położyła rękę na jego biodrze i tak wyszli.

„Nie, Riza nie może być z nim", pomyślał Roy, „w końcu nawet ze mną nie chciała… po prostu go pociesza…."

I tak, uspokojony, sam zebrał się do domu.

1 Zamiast trzasnąć go w twarz za „wielkie spostrzeżenie"