Inspiracją tego fika była jedna z ostatnich scen w Avengersach, w której Thor ze skutym Lokim opuszczają Ziemię przy pomocy Tesseractu. W oczekiwaniu na drugiego Thora, wiedząc też, że nie wyjaśni wydarzeń następujących bezpośrednio po Avengersach, wykreowałam swoją wersję historii. Charakter niektórych postaci może odbiegać od tego, który znacie z filmów, ale starałam się, żeby były wiarygodne.
Na początek dość krótko, taki rozdział na rozgrzewkę.
Kiedy Thor ze skutym Lokim pojawili się na okruchach Bifrostu Sygin już tam była. Czekała.
- Czy to nie przesada, Thorze? - wskazała na knebel zasłaniający usta Lokiego. - Pokonałeś go, schwytałeś. To wystarczające upokorzenie dla twojego brata. Pozwól mu mówić.
Syn Odyna z ociąganiem przychylił się do prośby Sygin. Miała rację, jego bratu, czego by nie zrobił, należał się szacunek. W końcu był Asem.
Kobieta, do tej pory zachowująca dystans, zbliżyła się do nich. Zrobiła coś czego się nie spodziewali - ująwszy w dłonie twarz Lokiego, złożyła na jego ustach gorący pocałunek. Potem odsunęła się i spojrzała na Thora, jakby oczekując jego komentarza. Zamiast tego odezwał się Loki:
- Sygin, zapomnij o mnie. Zapomnij - mówił z trudem i ogromnym żalem - albo opłacz mnie jak umarłego.
Po policzku popłynęły mu łzy. Ominął Sygin i ruszył w stronę pałacu Odyna. Thor również wyminął kobietę i, dogoniwszy swojego więźnia, ruszył razem z nim ku siedzibie Wszechojca. Sygin chwilę jeszcze stała nieruchomo powstrzymując płacz, po czym ruszyła za oddalającymi się braćmi. Trzymała się jednak w oddaleniu, jakby nie chciała by któryś z nich ją zauważył.
W sali tronowej już na nich czekali. Odyn zasiadał na swym tronie, górując nad scenerią; Frigga, jego małżonka, stała obok, nieco usunięta w cień. Sala wypełniona była Asami, wśród których Sygin dostrzegła Heimdalla i wiernych towarzyszy Thora, czyli Sif, Hoguna, Fandralla i Volstagga. Na widok tych ostatnich przygryzła wargę - nigdy nie byli przychylni Lokiemu. I sama świadomość ich obecności, tego, że obserwują pokonanego Lokiego, sprawiała jej przykrość.
- Mój syn powrócił - rzekł ciepło Odyn.
Wszechojciec podniósł się z tronu, zszedł ze stopni i ująwszy Lokiego za ramiona, przytulił do swej piersi. Po krótkiej chwili wypuścił przybranego syna z objęć i z powrotem zasiadł na tronie.
Sygin obserwowała scenę z oddalenia - zajęła miejsce na obrzeżu sali, a twarz przesłoniła kapturem. By nikt, a zwłaszcza Loki nie wiedział o tym, że przebywa tutaj. Nie chciała by wiedział, że obserwuje jego upokorzenie. Nie chciała zadawać mu bólu.
Nie padło wiele słów, Odyn nie chciał przeciągać sądu nad Lokim. Razem z Friggą spoglądali na przybranego syna ze smutkiem, bez wyrzutu czy złości. A on... On cały czas pozostawał bierny, jakby niewiele obchodził go własny los.
Wszechojciec wydał najsurowszy, jak i najłagodniejszy wyrok, jaki mógł - uwięzienie. Loki dożywotnio miał przebywać w miejscu odosobnienia, bez możliwości opuszczenia go. Na zawsze odcięty od świata.
Wyprowadzono go przy głośnych pomrukach zebranych Asów. Pomrukach niezadowolenia, jakby kara była zbyt niska, jakby spodziewali się, że Odyn zechce swego przybranego syna skrócić o głowę.
Asowie powoli opuszczali salę, a Sygin ruszyła w stronę przeciwną niż jej pobratymcy. Uklęknęła przed tronem, na którym wciąż zasiadał Odyn. Zrzuciwszy kaptur, pochyliła głowę z szacunkiem, lecz zanim zdążyła wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, odezwała się Frigga.
- Wiemy z czym przychodzisz, Sygin, córko Asów. Pragniesz wolności dla naszego syna.
- Pragnę jej dla niego, wiem jednak Friggo, że prosić o nią nie mogę.
- Zatem, o co prosisz dla Lokiego? - zapytał Odyn.
- Pragnę, Wszechojcze, towarzyszyć Lokiemu w jego odosobnieniu.
Odyn i Frigga wyglądali na zaskoczonych słowami Sygin.
- Samotność jeszcze pogorszy stan Lokiego. Zamknie się w sobie i będzie pielęgnował swoją nienawiść do nas wszystkich - dodała Sygin pospiesznie.
Odyn i jego małżonka wymienili cicho kilka słów, nie patrząc na klęczącą u ich stóp kobietę.
- Sygin, twoje intencje są szlachetne, a twe serce czyste. Zezwalamy zatem, abyś towarzyszyła Lokiemu w jego odosobnieniu. Straże zostaną niezwłocznie poinformowane, że możesz przebywać przy naszym synu. Jeżeli zechcesz - przygotowane zostanie ci również posłanie w pobliżu jego celi.
Odyn powstał i odszedł. W sali pozostały tylko Sygin i Frigga.
- Powstań, moja córko - małżonka Odyna powiedział ciepło. - Mam nadzieję, że twoje uczucie, nie zaprzeczaj, wiem, że go kochasz i cierpisz patrząc na jego cierpienie, mam nadzieję, że to uczucie mu pomoże. A teraz idź, mój przybrany syn cię potrzebuje.
Frigga wyjaśniła, gdzie znajduje się cela Lokiego. Sygin dygnęła przed żoną Odyna i wyszła z sali. Miała nadzieję, że nigdzie po drodze nie natknie się na Sif - zawsze była między nimi różnica zdań, co pogłębiło się jeszcze po zniszczeniu Bifrostu. A teraz, po wyroku, który raczej Sif nie zadowolił, mogłoby być jeszcze gorzej.
Całe szczęście udało jej się dotrzeć do celi Lokiego bez żadnych niepokojów.
Loki spał. A przynajmniej wyglądał, jakby był pogrążony w głębokim śnie. Był bardzo blady, pod oczami miał głębokie cienie i nadal nosił ślady po walkach, jakie stoczył w Midgardzie. Jego ciemne włosy rozsypały się po zagłówku szezlonga, na którym leżał. Wyglądał tak delikatnie i krucho, że Sygin zapragnęła dotknąć go, żeby przekonać się czy aby na pewno tam jest. Ale nie mogła - celę Lokiego otaczała bariera energetyczna, której przekroczyć nie mogła. Może za kilka tygodni uda jej się uprosić Friggę, by pozwoliła jej na bliższy kontakt z Lokim.
Teraz mogła tylko patrzeć i mieć pewność, że z nim wszystko w porządku. Umiejscowiła się zatem tak, by móc obserwować jego twarz.
Pomyślała o tym, jak bardzo musi być zmęczonym, żeby zapaść w tak twardy sen, przypominający niemalże letarg.
Jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy po niecałej godzinie obserwacji Loki otworzył oczy i spojrzał wprost na Sygin.
- Czemu wciąż tu jesteś? - zapytał zimnym niczym dotyk Jotunów głosem. - Miałaś mnie opłakać, zapomnieć - dodał nieco cieplej.
- Loki... - zaczęła Sygin.
- Odejdź, proszę. Żyj, jakgdyby mnie w twoim życiu nie było - przerwał jej łamiącym się głosem. W jednym momencie zniknęła cała jego obojętność.
- Nie mogę - rzekła Sygin słabo. - Ja nie mogę tak żyć. Nie mogłabym zapomnieć o tobie - z oczu popłynęły jej łzy. - Nie opłakiwałam cię po upadku z Bifrostu, tak jak uczynił to Thor i reszta. Byłam pewna, że żyjesz. A kiedy odnalazłeś się w Midgardzie, błagałam Wszechojca, żeby pozwolił mi sprowadzić cię z powrotem do domu. Ale Thor się temu przeciwstawił i poszedł po ciebie. A ja czekałam, czekałam na twój powrót na Bifroście.
Loki patrzył na Sygin szeroko otwartymi oczami, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Chciał coś powiedzieć, ale potrząsnęła głową i kontynuowała.
- Jak mogłabym o tobie zapomnieć, wiedząc, że żyjesz i jesteś gdzieś w pobliżu? Gdybym mogła doprowadzić do twojego uwolnienia, zrobiłabym wszystko, byś był wolny. Wszystko, Loki, rozumiesz? Dlatego nie możesz prosić mnie, abym zapomniała. Bo nie zapomnę - zrobiła krótką przerwę na oddech. Po czym dodała z mocą: - Kocham cię, Loki. I dlatego tu jestem. I będę, póki Wszechojciec nie zmieni swojego wyroku.
- A zatem spędzisz tu ze mną całą wieczność - w głosie Lokiego dało się wyczuć mnóstwo goryczy. Chciał coś jeszcze dodać, ale Sygin mu przeszkodziła:
- Może być i wieczność przy tobie. I tak już zyskałam miano dziwaczki i odludka. Z resztą nie ma w Dziewięciu Królestwach osoby poza tobą, na której by mi zależało - spojrzała na Lokiego stroskana i dodała: - Idź spać, Loki, jesteś wyczerpany. Będę nad tobą czuwać.
Przesunęła krzesło najbliżej bariery jak się dało, usiadła i przyglądała się uwięzionemu mężczyźnie. Loki ułożył się na boku, twarzą skierowany w stronę Sygin, z rękami podłożonymi pod policzek. Wyglądał teraz tak krucho, że kobieta poczuła nagły przypływ opiekuńczości.
Przyglądała się mu uważnie, badając jak bardzo zmienił się przez ten rok dobrowolnego wygnania. Wychudł, zmizerniał, a w jego obliczu czaiło się jakieś niewypowiedziane cierpienie. Całe szczęście sen miał spokojny, bo Sygin gotowa byłaby przebić się przez barierę, która otaczała jego celę i głaskaniem odganiać nocne mary.
Nawet nie zauważyła, że sama zapadła w sen. Przebudziła się gwałtownie, wyczuwając ruch po drugiej stronie bariery. Loki wciąż spał, więc co lub kto wywołał te uczucie?
Przyjrzała się bliżej śpiącemu i uśmiechnęła się w myślach - Loki wcale nie spał, ba nawet nie leżał na szezlongu. Krążył po swojej celi, jednocześnie mamiąc jej oczy iluzją. Postanowiła chwilę jeszcze poudawać, że dała się nabrać, i zaczęła rozplatać warkocze, uwalniając burzę rudawych loków.
Loki zatrzymał się przed nią i uważnie się jej przyglądał - wyczuła na sobie jego baczne spojrzenie.
- Długo tak krążyłeś? - spytała nie przerywając poprzedniej czynności.
- Jak dawno się zorientowałaś, że tam mnie nie ma? - Loki pojawił się tuż przed nią, po drugiej stronie bariery.
- Wyrwało mnie ze snu wrażenie, że coś się u ciebie rusza. Nikt nie ma prawa tam przebywać, a twoje iluzje już dawno nauczyłam się rozpoznawać. Nie jestem Thorem, żeby dać się tak łatwo nabrać - uśmiechnęła się Sygin. - Długo tak krążyłeś? - powtórzyła pytanie.
- Jakiś czas - wymijająco odparł Loki.
Znów był chłodny i wycofany. Sygin skrzywiła się, niezadowolona z takiego obrotu spraw. Miała nadzieję, że po wczorajszej rozmowie będzie zdecydowanie łatwiej.
Zupełnie nie wiedziała, co wprawiło Lokiego w tak negatywny nastrój. Czyżby miał jej za złe, że nie dała się oszukać? Wiedziała jednak, że pogorszy tylko sytuację, jeżeli zapyta, więc w kompletnej ciszy rozplotła drugi warkocz, pozwalając by burza rudych włosów opadła na jej plecy.
Siedziała w milczeniu, wpatrując się w krążącego po celi Lokiego, próbując domyślić się powodu jego zdenerwowania. W końcu miała dość.
- Loki - powiedziała - rozmawiaj ze mną. Przestań tak krążyć i porozmawiajmy.
- O czym? - prychnął pogardliwie.
- O wszystkim. O czym tylko chcesz.
- Nie chcę rozmawiać - żachnął się. Ukrył twarz w dłoniach, a kiedy znów spojrzał na Sygin w jego oczach czaił się ból i smutek. - Przepraszam, nie jestem w najlepszym nastroju. Lepiej odejdź, nie chcę sprawić ci w żaden sposób nieprzyjemności.
Ku wielkiemu zaskoczeniu Lokiego Sygin wstała i wyszła.
Spieszyła porozmawiać z Friggą, uprosić możliwość przekroczenia bariery. Loki był w gorszej kondycji psychicznej niż sądziła.
Odnalazła Friggę w jej komnatach. Małżonka Odyna chętnie zgodziła się przyjąć niezapowiedzianego gościa i kiedy zobaczyła, że to Sygin stoi na progu, bardzo się zaniepokoiła.
- Córko moja, czy coś się stało?
- Pani moja - Sygin powiedziała błagalnym tonem - abym mogła Lokiemu ulżyć, pozwól mi dziś na wizytę w jego celi. Tylko w ten sposób dam radę mu pomóc.
- Córko moja, prosisz mnie o wiele.
- Matko moja, syn twój przybrany cierpi. Tylko dziś pozwól mi na odwiedziny. Błagam - w oczach Sygin zalśniły łzy, a głos jej się załamał.
Frigga nie miała serca odmówić kobiecie, która zdecydowała się właściwie na dobrowolne wyobcowanie w imię miłości do Lokiego.
- Córko, od dziś możesz odwiedzać celę mego syna, korzystaj jednak z tego prawa rozważnie. Idź, ulżyj jego cierpieniu.
