Autor:avidbeader

Beta: Myrkul

Ostrzeżenia: Ekstremalne AU


Prolog:

17 Luty 1986

To był tylko kolejny poniedziałek w Esperança House. Poranne zajęcia się skończyły i dzieci rozproszyły się po dużym pokoju, który służył zarówno za salon jak i jadalnię. Para pomocników przesuwała się przez pokój powoli zbierając części śmieci i wycierając resztki z obiadu.

Mary złapała spojrzenie Pippy i przekrzywiła głowę. Pippa spojrzała w tamtym kierunku i westchnęła.

- Dzisiaj twoja kolej, Pip.

Westchnęła ponownie i wsadziła garść śmieci do kosza. Wpychając czapkę z powrotem na głowę podeszła do dużego okna i małego chłopca, który tam stał.

Zatrzymała się, gdy do niego dotarła, po czym klęknęła i przyjęła podobną postawę co on, opierając ręce na parapecie, a brodę na dłoniach. Spędziła chwilę patrząc na śnieżny krajobraz z chłopcem, po prostu czekając.

Chłopiec podniósł rękę do góry poprawiając okulary. Pippa powtórzyła jego ruch dotykając palcem nosa. Uważała, by nie spojrzeć prosto na niego, ale wyczuła przebłysk uśmiechu pod jego poważną twarzą. Po kolejnej chwili chłopiec schował kosmyk włosów za ucho. Pippa znów go skopiowała. Ponownie na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Zabębnił dwa razy palcami w miękkim staccato. Zrobiła to samo i została nagrodzona słabym chichotem.

Teraz Pippa podniosła rękę i dotknęła palcem szron osiadly na szybie. Powoli narysowała koło.

Chłopiec powtórzył jej ruch.

Ze ściśniętym gardłem, gdy próbowała nie reagować, Pippa dodała oczy i linię na uśmiech - twarz.

Chłopiec zawahał się chwilę, a potem podążył za jej przykładem. Zanim zdążyła zadecudować co zrobić dalej, nakreślił więcej kółek dodając swojej twarzy okulary. Uśmiechnęła się i podjęła nową grę wzbogacając tworzone przez siebie oblicze kręconymi włosami i czapką. On dodał kolce imitując swoje włosy, a potem narysował poszarpaną linię zmierzającą w stronę oczu.

Pippa przerwała, zmieszana i spojrzała na niego. Podniósł grubą grzywkę i pokazał jej.

Delikatnie, starając się zachować kontakt, prześledziła cienką bliznę na jego czole. Wygięła wargi w sympatii i chłopiec uśmiechnął się słabo.

Pippa uświadomiła sobie, że Mary i kilkoro dzieci obserwuje ich uważnie. Nie chcąc, by publiczność popsuła jej postępy wyciągnęła rękę i przekrzywiła głowę w stronę sali.

Chłopiec przyglądał się jej uważnie przez długą minutę, jakby oceniając jej intencje i w końcu ujął jej dłoń.

Pippa nie pozwoliła by triumf ukazał się na jej twarzy, gdy prowadziła chłopca do najbliższej pustej bawialni.

Gdy byli w środku machnęła ręką, zapraszając go by coś wybrał. Ku jej zdziwieniu wyciągnął grę planszową. Choć zasady były stosunkowo proste, sukces zależał od strategii w takim samym stopniu jak od szczęścia w rzucaniu kostką a ona nie myślała, że w tym wieku będzie mógł cieszyć się tą grą.

Ustawili planszę i wreszcie Pippa ośmieliła się odezwać.

- Jaki chcesz kolor?

- Czerwony, proszę? - Głos chłopca był bardzo niski i ochrypły od nieużywania.

Wręczyła mu czerwony pionek

- Ja będę niebieskim.

Zaczęli grać bez mówienia i Pippa szybko zauważyła że powody, dla których chłopiec się tutaj znajdował nie obejmowały problemów z inteligencją. Był bystrym graczem, który konkurował z nią gdy ścigali się by być pierwszym pionkiem w bezpiecznym miejscu. Miała niejasną świadomość, że Mary trzyma inne dzieci z dala od pokoju i była świadoma białego fartucha w drzwiach obserwującego przez kilka minut.

Grali towarzysko, a szczęście sprzyjało dziecku, gdy wyrzucił dokładnie taką liczbę jakiej potrzebował, zanim zdążyła wysłać jego ostatni pionek do domu. Spojrzał niepewnie na kostkę i na nią. Uśmiechnęła się i powiedziała

- Gratulacje!

Posłał jej swój największy do tej pory uśmiech i ruszył się pionkiem. Wyciągnęła rękę a on uścisnął ją entuzjastycznie.

- Chcesz jutro też zagrać? Muszę wracać do sprzątania.

Na to cudownie zielone oczy chłopca rozświetliły się i przytaknął.

- Tak w ogóle to jestem Pippa. A ty jak masz na imię?

Dziecko wzruszyło ramionami

- Chłopiec

Pippie udało się utrzymać tylko niewielki grymas.

- Nie sądzę by to było właściwe imię.

- Dziwoląg

Tym razem nie mogła ukryć wzburzenia.

- Och nie.

Dziecko znów wzruszyło ramionami, zaczynając wyglądać na zdenerwowane.

- Wiem. Mogę nadać ci imię?

Wciąż wyglądał na nieszczęśliwego, ale skinął głową.

- Zobaczmy... może... Humphrey?

Pokręcił głową, lekko marszcząc nos.

-Bartholomew?

- Fuj!

- Poindexter?

Jego Nie! było w tym momencie pół śmiechem

- W porządku, w porządku. Może coś prostszego, jak... Harry?

Dziecko zamarło, a oczy przybrały nieobecny wyraz, jakby próbował sobie coś przypomnieć

Pippa ledwie śmiała oddychać.

Powoli pokiwał głową

- W porządku Harry. Umowa stoi. Zobaczymy się jutro po obiedzie.


Pippa nie przestała pracować, ale posłała Mary triumfalny uśmiech. Po sprzątnięciu sali dla dziewcząt została zaczepiona przez jednego z lekarzy.

- Wspaniała praca, Pip! Czujesz się na siłach by spróbować jutro ponownie?

- Tak doktorze Aymler. Jakieś sugestie?

- Po prostu rób to co dzisiaj: baw się z nim, zaprzyjaźnij się z nim. Jeżeli będzie dalej na ciebie reagował, postaramy się za jakiś tydzień czy coś koło tego wprowadzić doktor Greene. Ale nie zniechęcaj się jeżeli zajmie to chwilę, to że w końcu coś powiedział po sześciu tygodniach przebywania tu, to cud sam w sobie.

- Przypuszczam, że jego rodzina nie skontaktowała się ponownie?

Lekarz spochmurniał.

- Pippa, mam wrażenie, że teraz musimy wychować małego Harry'ego Pottera najlepiej jak możemy. A co do tych ludzi - baba z wozu, koniom lżej.