Kobieta tytan była coraz bliżej. Ona jeszcze żyła... Obok niej był tylko Auruo. Reszta została gdzieś tam, w tyle.
Martwa reszta.
Auruo krzyczał, żeby się przegrupować. Rzuciła się gwałtownie w bok, tak, jak zazwyczaj zaczynali manewr. Tytanka zahaczyła o jej linkę, biegnąc w kierunku Auruo. Petra upadła gwałtownie na ziemię i przeturlała się kilka razy. Widziała jego śmierć, słyszała krzyk i świst linek. Kobieta tytan nie wróciła do niej, jakby straciła zainteresowanie...
Kilka sekund później Petra straciła przytomność.
Ocknęła się na wozie dla rannych, z siedzącymi obok innymi żołnierzami z głowami owiniętymi w bandaże, z rękami na temblakach. Gdzieś za nimi jechał drugi wóz, z trupami... Widziała jak zwiadowcy wyrzucają ciała owinięte w płótno, jak tytani są coraz bliżej...
Dopiero do niej dotarło, że przeżyła. A Gunther, Erd, Auruo... Im się nie udało.
Poczuła ciepłe łzy płynące jej po twarzy. Starła je niedbałym ruchem, nadal patrząc się na biegnących tytanów.
Nadal czuła strach.
Siedziała na łóżku w swoim pokoju w bazie. Do kolejnej misji pozostało tylko kilka dni. Otuliła się szczelniej kocem.
Została sama, chociaż powoli kształtował się nowy skład. Nowa wyborowa grupa, z nią, weteranką, i dzieciakami z ostatniego oddziału treningowego. Lubiła ich, prawda, ale...
- Dlaczego nas pan wtedy zostawił? - rzuciła. Pytanie poszło w tłum, miała nawet nadzieję, ze nie dotrze do kaprala.
Spojrzał się na nią, zmierzył wzrokiem, ale nic nie powiedział. Wybiegła, zaraz za drzwiami siadając przy ścianie, chowając twarz w dłoniach. Może gdyby on tam wtedy był...
Inni też by żyli, nie tylko ona, której się poszczęściło, bo tytan myślał że jest tylko zimnym trupem.
Usłyszała trzaśnięcie kości, gdy uklęknął obok niej.
- Petra...
- Nienawidzę cię. Tak cholernie cię nienawidzę. - Słowa kipiały złością, długo skrywaną frustracją. Poderwała się i ruszyła biegiem do swojej kwatery.
- Petra, a może ja musiałem to zrobić...?
Ale ona już nie słyszała.
Ale dziwnie jej było od nowa odnajdywać się w tym wszystkim. Czuła się odsunięta, często nie nadążała za ich rozmowami. Chociaż dzieliło ich jedynie kilka lat, czuła się, jakby pochodziła z innego pokolenia.
Od chwili, kiedy wyrzuciła kapralowi, że go nienawidzi, nie odezwali się do siebie nawzajem ani słowem.
Kolejna misja. Nie czuła tej grupy, nie odnajdywała się. Tutaj prym wiodła Mikasa, Eren był tuż za nią, gdzieś obok Sasha i Connie, z Arminem osłaniającym tyły.
Na nią nie było miejsca.
Pochylał się nad jej ciałem. Miał nadzieję, że to się nigdy nie stanie...
Kiedy przyniesiono ciała członków jego oddziału, miał cichą nadzieje, że nie ma wśród nich Petry. Obserwował uważnie każdy ruch żołnierzy odpowiadających za ciała poległych, ale nigdzie jej nie widział.
Zauważył ją w ramionach jakiegoś barczystego zwiadowcy - nawet nie próbował zapamiętać ich imion. Przez kilka sekund stał jak sparaliżowany... Do chwili, gdy mężczyzna skierował się ku wozom sanitarnym. Zauważył, że przez kilka sekund wstrzymywał oddech.
A teraz... A jednak. Nie zginęła wtedy, zginęła teraz, i to tak głupio. Wydawać by się mogło, że jako członek elity nie powinna tak głupio dać się zabić...
Pogładził ją po chłodnym, zakrwawionym policzku i cicho odszedł.
I tak go nienawidziła.
