Inspiracją do tej historii stała się kreskówka Avatar: Legenda Aanga (w oryginale Avatar: The Last Airbender) emitowana przez Nickelodeon. Postanowiłam popuścić wodze fantazji i zastanowić się, co by się mogło wydarzyć dalej. Dlatego też podjęłam się stworzenia Księgi Czwartej - Księgi Powietrza, której akcja rozgrywa się dwa lata po zakończeniu Księgi Trzeciej. Głównym wątkiem są wydarzenia dotyczące Zuko i Katary - młodego Władcy Ognia oraz czarodziejki z Południowego Plemienia Wody. Wszyscy, którzy oglądali Avatara, z pewnością zauważyli, że między tą dwójką jest niezwykła chemia, mimo iż pochodzą z innych światów i więcej ich dzieli, niż łączy...
Obecnie jestem już w trakcie pisania Księgi Siódmej. Historia cieszy się popularnością i zdobyła już wiernych czytelników :) Byłoby super, gdyby spodobała się komuś z Was! Dlatego też zamieszczam ten jeden rozdział. Jeśli chcecie więcej, zajrzyjcie na moją stronę – www. zutara. blog. pl
Pozdrawiam!
Book 4 Chapter 1 - Płonący Diament
Noc otuliła już swym płaszczem całą okolicę, poczynając od skąpo zalesionych, pamiętających jeszcze brutalne ataki magów ognia nizin, a kończąc na szczytach skalistych gór. Większość mieszkańców ziem należących do narodu ognia przymknęła już swe powieki i oddała się w objęcia snu.
Ale nie wszyscy.
Zuko siedział przy wielkim, okrytym czerwoną tkaniną stole, na którym leżała niezliczona ilość zwojów i pergaminów. Swoim służącym kazał już dawno odejść, nie przepadał bowiem za ich towarzystwem. W ogóle nie przepadał za czymkolwiek towarzystwem.
Jego powieki również się zamykały, a ręka już ostatkiem sił utrzymywała pióro. Atrament zachlapał obficie ważny list.
Zuko warknął ze złością. W mgnieniu oka na jego otwartej dłoni pojawił się czerwony płomień, który strawił zachlapany pergamin.
Był wykończony. Ale był Władcą Ognia.
Oparł łokcie o stół i ukrył twarz w dłoniach. Pod jedną z nich poczuł swoją bliznę. Skóra w tym miejscu była inna, zaczerwieniona i nieprzyjemna w dotyku. Nie pozwalał nikomu jej dotykać.
Już na wpół śpiący przypomniał sobie, jak ktoś kiedyś złamał tę zasadę. Jaskinia w podziemiach Ba Sing Se, jakieś dwa lata temu, gdy jeszcze nie wiedział, którą drogą podążyć. Musiał odzyskać swój honor i schwytać Avatara, choć jakaś jego cząstka już wtedy czuła, że postępuje niegodziwie. I wtedy, w jaskini, uwierzyła w niego dziewczyna z Południowego Plemienia Wody. Miała ze sobą wodę z Północnego Plemienia Wody, którą była w stanie uzdrowić jego zniszczoną przez bliznę część twarzy. Dotknęła go. Zaufała mu.
A on ją potem zdradził, wybierając dostatnie życie księcia u boku swego okrutnego ojca, lorda Ozai, oraz równie okrutnej siostry Azuli.
Katara...
Na wspomnienie o niej wyobraźnia zaczęła mu podsuwać obrazy pozostałych. Katara. Sokka. Toph. Aang.
Koniec starych czasów, korona na jego głowie, raptem dwa lata temu...
Już dwa lata temu? Tak szybko minął ten czas. Miał już osiemnaście lat. Tak szybko...
Odpłynął.
Katara z niechęcią otworzyła oczy. Czuła niemiłe mrowienie w żołądku. Nie chciała zaczynać tego dnia.
- Wreszcie się obudziłaś - powiedział Hakoda, jej ojciec. Uśmiech spowodował zmarszczki w kącikach oczu. - Wszystkiego najlepszego, Kataro. Dziś kończysz szesnaście lat. Jesteś już dorosłą kobietą.
- Musiałeś mi o tym przypominać? - skrzywiła się Katara, kryjąc głowę pod kołdrą.
Ale było już za późno - do pokoju wpadł Sokka, jej starszy brat.
- Sto lat, sto lat, niech żyje żyje naaam! - zafałszował, uśmiechając się. - Sto...
Katara wyjęła rękę spod kołdry. Jeden szybki ruch od szklanki z wodą w kierunku Sokki i nastała cisza.
- Hej! Czemu to zrobiłaś? - wrzasnął.
- Żebyś się zamknął - odburknęła.
- Lepiej ją teraz zostawmy - zaśmiał się Hakoda. Objął syna ramieniem i razem wyszli z pokoju.
Chcąc nie chcąc, Katara wstała. Czekał ją długi dzień. Pospiesznie zjadła śniadanie i oddała się w ręce kobiet z Południowego Plemienia Wody, które uczyniły wokół niej stosowne przygotowania. Na twarzy Katary ani razu nie zagościł jednak uśmiech.
Uroczystość miała się odbyć w specjalnie do tego celu rozstawionym namiocie. Całe plemię przebywało wciąż w stolicy narodu ognia, tam, gdzie dwa lata temu zmieniły się losy świata.
Przed farbowanym na niebiesko namiotem stali już wszyscy goście. Katara zauważyła Toph i Aanga. Jej brat stał obok ze swoją dziewczyną Suki.
Aang uśmiechnął się do niej. Sporo się zmienił od czasu pojedynku z Ozaiem. Wyrósł i wydoroślał, ale dla niej wciąż był to czternastoletni dzieciak ze strzałką na głowie. Mimo upływu czasu ciężko było się przyzwyczaić, że to jest najpotężniejszy mag na ziemi, mistrz czterech żywiołów - sam Avatar. I że ona była jego dziewczyną.
Ojciec zaprowadził ją pod rękę do namiotu. Tam, na specjalnie przygotowanym tronie, siedział sam Władca Ognia. Jej przyjaciel, a dawniej największy wróg - Zuko.
Wyglądał na niewyspanego. Katara zauważyła, że nie ma koło niego Mai. A więc naprawdę się rozstali. Była to dość świeża sprawa, szeroko obgadywana przez całe królestwo. Każdy bowiem wróżył tej parze rychły ślub i myślał, że to Mai, córka gubernatora, zostanie żoną Władcy Ognia. Tymczasem oni rozstali się, i to bez żadnej awantury, bez krzty emocji.
W namiocie zapadła cisza. Wzrok wszystkich skierowany był na Hakodę.
- To ważny dzień dla Południowego Plemienia Wody - zaczął. - Katara, nasz jedyny mag wody, a moja umiłowana córka, kończy dziś szesnaście lat. Oznacza to, że od tej chwili może już wyjść za mąż!
Rozległy się brawa, sama Katara nie wyglądała jednak na zachwyconą. Po chwili spochmurniała jeszcze bardziej.
- Nasze plemię wciąż jest jednością, mimo, że od dwóch lat przebywamy na emigracji. Pragnę jednak ogłosić radosną wieść - już niebawem wrócimy do domu!
Resztę jego słów zagłuszyły wiwaty. Hakoda dopiero po dłuższej przerwie mógł wznowić swą przemowę.
- Prace nad całkowitą przebudową naszej ziemi są już niemal ukończone. Budowniczy z Północnego Plemienia wznieśli nam wspaniały pałac, dorównujący temu, który stoi u nich. Pomagali im nasi ludzie, którzy pozostali na Biegunie. Lord Zuko użyczy nam okrętów ze swojej floty, byśmy mogli wrócić do domu.
Brawa rozległy się i tym razem, jednak dedykowane były Zuko. Młody Władca Ognia uśmiechnął się nieznacznie. Poczuł się głupio. To było święto Katary, święto Plemienia Wody, a nie jego.
Oficjalna część uroczystości dobiegła końca. Goście wyszli na zewnątrz namiotu i rzucili się na suto zastawione stoły z przekąskami.
- Dwa lata na obczyźnie, dwa lata, a teraz nareszcie wrócimy do domu! Pałac! Nie wyobrażam sobie tego! - powiedział ktoś, inni mu przytaknęli, wpychając jedzenie do ust.
Zaczęło się też składanie urodzinowych życzeń i wręczanie podarków. Do Katary podeszli jej najbliżsi przyjaciele z Aangiem na czele. Gdzieś za nimi ustawił się Zuko - zawsze wycofany, zawsze z tyłu, jakby wciąż nie wierzył, że jest częścią tej drużyny. Drużyny Avatara.
Odchrząknął, gdy nadeszła jego kolej.
- Hmm... Kataro... Wszystkiego najlepszego - powiedział, wręczając jej niewielką szkatułkę.
- Dziękuję - odparła dziewczyna, uchylając wieko. Jak na zawołanie wszyscy ucichli i spojrzeli w jej stronę.
Wyjęła naszyjnik. Ciężki, mieniący się różnymi odcieniami czerwieni klejnot na mocnym rzemieniu.
- Płonący Diament - rozległy się szepty. Ludzie byli wyraźnie oburzeni i zaskoczeni, lecz chciwie wpatrywali się w diament, w którego wnętrzu płonął żywy, nigdy niegasnący ogień.
- Może go dotknąć tylko osoba, która go otrzymała, oraz ta, która go podarowała. Wszystkich innych poparzy. Podoba ci się? - spytał Zuko.
Katara poczerwieniała. Czuła na sobie spojrzenia współplemieńców.
- Jest piękny, Zuko - odparła - Tylko... Och.
- Według naszej tradycji podarowanie naszyjnika dziewczynie, która skończyła 16 lat, oznacza, że ofiarodawca wiąże z nią swój los. To znaczy... Chce z nią spędzić resztę życia - wyjaśnił szybko Sokka, czerwieniejąc.
Zuko stanął jak wryty. Poczuł się głupio. Strasznie głupio.
- To nie tak... Nie wiedziałem... Nie chciałem...
Katarze zrobiło się go żal. Stał przed nią sam potężny Władca Ognia, a zmieszał się jak małe dziecko...
- Przyjmę go - odparła hardo, tak, by wszyscy usłyszeli. - Zuko, pomożesz mi związać z tyłu rzemyk?
- Zaraz! - zdenerwował się Hakoda. - Kataro, przecież wiesz, co to oznacza! Nie pozwalam!
- Ojcze, to tylko prezent! Nie możesz...
Hakoda przypadł do niej. Chwycił za klejnot, chcąc zerwać naszyjnik. W sekundę tego pożałował - odskoczył od Katary z poparzoną ręką. Powstało zamieszanie.
- To zamach! Zamach na naszego przywódcę! - wykrzykiwał tłum ludzi z Południowego Plemienia Wody. - To był podstęp! Zuko odebrał nam jedynego maga wody!
Władca Ognia nie wiedział, co robić. Ludzie, którzy wcześniej go oklaskiwali, teraz rzucili się na niego.
- Puśćcie mnie! - krzyknął. - Nie chcę was skrzywdzić!
- Zostawcie go! - wrzasnęła Katara, nikt jej jednak nie usłuchał. Ogień płonął wewnątrz diamentu na jej szyi. - Aang, pomóż mi! Gdzie jest Aang?
- Nie ma go, ja ci pomogę - wykrzyknęła Toph. Utworzyła uskok oddzielający współplemieńców Katary od Zuko.
- To zamach! - wydzierali się mieszkańcy Bieguna, uciekając do swych domów. Pozostali podnosili Hakodę z ziemi.
- Uzdrowię go! - krzyknęła Katara, jednak wszyscy ją odepchnęli.
- Odejdź! Jesteś skażona! Naznaczona płomieniem!
W oczach dziewczyny zalśniły łzy. Cofnęła się chwiejnym krokiem i odwróciła się od pobratymców.
- Pomogę wam go nieść - zaoferowała Toph, tworząc ścieżkę dla Hakody. - Zajmę się nim, Kataro - obiecała jeszcze przyjaciółce, nim zniknęła z resztą.
Plac opustoszał. Widać było tylko wyrwy w ziemi, poprzewracane stoły i ślady uciekających w pośpiechu stóp.
Katara wybuchła płaczem. Głośnym i rzewnym płaczem. Szła, nie wiedząc, w którą stronę. Niebezpiecznie zbliżyła się do krawędzi uskoku. Na szczęście na placu została jeszcze jedna osoba.
- Kataro!
Podbiegł do niej, przeskakując nad wyrwą w ziemi, i złapał ją w ostatniej chwili. Dziewczyna spojrzała na niego. Na jego bliznę. Jej płacz przerodził się w rozpaczliwe łkanie. Przywarła do niego, jakby był jedynym, co jej pozostało.
Speszony Zuko objął ją. Nie umiał pocieszać. Nie wiedział, jak to się robi. Nie potrafił też przepraszać.
- Zostaw mnie! - krzyknęła nagle, odpychając go. - To wszystko przez ciebie!
Strużki łez stały się jej bronią, gdy uderzała wodnym biczem w Zuko. Chłopak stracił równowagę i przewrócił się. Nie próbował jednak nawet podnieść głowy, a już tym bardziej wstać.
Katara wciąż łkała. Chwyciła za Płonący Diament na swojej szyi. Jej palce mocno zacisnęły się na klejnocie. Zrobiła taki ruch, jakby chciała go zerwać, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała.
Zuko nie widział tego. Słyszał tylko jej oddalające się kroki. Gdy odeszła, nie krępował się. Łuna wściekle płonącego ognia ogarnęła całą polanę, łącznie z namiotem. Kątem oka spostrzegł tylko płonący na nim symbol Południowego Plemienia Wody.
