Wściekłość. Ból psychiczny. Przerażenie. Bezradność. Smutek. Niechęć do wszystkich. Żal. Wszystkie te uczucia czuł wewnątrz, próbował nad nimi panować, nie pozwalając sobie wybuchnąć przy innych. Trudno było mu sobie poradzić z tym, że poczuł się tak bezwartościowy. Spędzał w Głównej Kwaterze Zakonu Feniksa już trzeci dzień, a mimo wszystko wciąż czuł tą urazę. Przez cztery tygodnie siedział sam z Dursley'ami, w świecie mugoli, wygrzebywał ze śmietników gazety, byleby tylko dowiedzieć się czegoś na temat Voldemorta, na temat czegokolwiek, co tylko mogło wiązać się w jakiś sposób z magicznym światem. Po miesiącu wreszcie został zabrany do Kwatery. Jak taki ktoś nic nieznaczący. Zupełnie nic. Pozbawiony wszelkich informacji przez cały miesiąc, odrzucony, zapomniany... A później zabrany do czarodziejów, którzy udawali, że nic się nie stało. Że Harry był na przyjemnych wakacjach, na których odpoczywał po walce z Voldemortem. Nie pozwolili mu nawet gdy przybył uczestniczyć w spotkaniu członków Zakonu. Nie potrafił tego zrozumieć. Była to organizacja działająca przeciw Voldemortowi, ale tak naprawdę nikt go poza Harrym nie widział. Mimo to nie chcieli go wpuścić na zebranie, nawet nie pozwolili się przysłuchiwać. Ale przecież... to nie oni z nim walczyli. Gdy o tym myślał za każdym razem czuł to dziwne ukłucie w sercu. Może uznali, że jednak rozmawianie o tym wszystkim za jego plecami będzie lepszym rozwiązaniem? Może mu nie ufali? A Dumbledore? Skoro tak wiernie przy nim do tej pory trwał, rozmawiał z nim tak, jak z nikim innym, gdzie się teraz podziewał? Dlaczego jeszcze nie zjawił się, by z nim porozmawiać? Chciał czekać do rozpoczęcia roku szkolnego? Czy w ogóle nie raczył zaszczycić go wymianą zdań? Był wściekły na dyrektora Hogwartu. Zabronił przyjaciołom Harry'ego wysyłać mu jakichkolwiek informacji, przez co czuł się jakby w ogóle nie był w tym wszystkim potrzebny. No tak, przecież każdy ma tą dziwną więź z Voldemortem, nie tylko on. Oczywiście.
- Harry, kolacja – z jego ponurych myśli wyrwał go głos Hermiony.
Podparł się na łokciach na łóżku, na którym właśnie leżał i spojrzał na nią. Nie mógł powiedzieć, że była mu tak bliska, jak kiedyś. W tej chwili czuł urazę do każdego, mimo że może wcale nie powinien.
- Zaraz przyjdę – wstał i podszedł do okna, odwracając się tym samym do niej plecami. Przeczesał dłonią włosy.
- Nie zadręczaj się tak tym wszystkim... - powiedziała, a w Harrym znów pojawiła się jakaś wściekłość. Gdyby nie to, że stał do niej plecami, dziewczyna na pewno by ją zauważyła w jego spojrzeniu. - Wiesz, że robiliśmy to wszystko z polecenia.
- Raczej nie robiliście nic. Właśnie z polecenia – nie mógł się powstrzymać, by tego nie powiedzieć.
- Harry, możesz dać spokój?! - usłyszał w jej głosie złość. - Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że chcieliśmy wszyscy cię o wszystkim informować, ale Dumbledore nam zakazał i kazał przysięgać?
- Dumbledore kazał wam przysięgać – powtórzył bezbarwnym tonem, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju, wymijając ją po drodze.
- HARRY! - ryknęła za nim Hermiona, gdy schodził po schodach.
- A gdyby Dumbledore kazał wam przysięgnąć, że więcej się do mnie nie odezwiecie, też byście tak zrobili? - zapytał, zatrzymując się na schodach, gdy Hermiona i Ron również się na nich pojawili.
Nic nie odpowiedzieli. Harry zszedł do jadalni. Był tam Syriusz, Remus, Tonks, Szalonooki i Weasleyowie. Postarał się, by wszelkie złe uczucia zeszły z jego twarzy. Nie chciał dawać po sobie poznać, co się z nim dzieje. Bał się. Nie mógł panować nad tym, że ciągle czuł tą złość. Dlaczego ciągle ją czuł?
Usiadł obok Syriusza, który mrugnął do niego. Harry nieco opanował się, i posłał mu lekki uśmiech. Bardzo chciał mu opowiedzieć o tym, jak nie radzi sobie sam ze sobą, jednak nie było to zupełnie w jego stylu. Opowiadanie o swoich problemach... nie, nie. A tym bardziej o tym, że tym problemem jest to, iż czuje ciągle wściekłość. Może to nic strasznego? Wystarczy chwila opanowania. Chyba. Trzeba się starać, myślał Harry.
- Już za trzy tygodnie wracacie do Hogwartu – zauważył pan Weasley, gdy Hermiona i Ron z kamiennymi twarzami zajęli miejsca obok Harry'ego. - Wraz z członkami Zakonu Feniksa postanowiliśmy, że przed waszym wyjazdem odbędzie się spotkanie, na którym możecie uczestniczyć.
Cóż za zaszczyt, pomyślał Harry.
- Dumbledore się na to zgodził? - zapytał Ron.
- Owszem, sam to zaproponował – odparł Artur.
- W takim razie zamierzacie nas dołączyć wreszcie do Zakonu? - zapytał Harry, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich obecnych.
- Kochaneczku, skąd ten pomysł? Wiesz dobrze, że dołączenie do Zakonu nie jest wam na razie pisane – pani Weasley uśmiechnęła się do niego, chociaż była widocznie zaniepokojona jego zapałem do dołączania.
- W takim razie po co mamy brać udział w spotkaniu? - Harry nie dawał za wygraną.
- Harry – tym razem odpowiedział mu Syriusz. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie możecie dołączyć do Zakonu, a szczególnie ty, i nie mam tutaj zamiaru urazić Rona i Hermiony, ponieważ jesteś zbyt cenny. Jesteś, Harry, nam zbyt potrzebny. Nie możesz zostać członkiem, ponieważ kosztowałoby nas to zbyt wiele. Musisz być... chroniony, rozumiesz mnie? Nie możesz się nikomu wystawiać, jak na talerzu. A szczególnie nie możesz wystawiać się JEMU. I proszę cię, nie kłóć się – dodał na koniec, gdy zobaczył buntowniczą minę chrześnika. - Uwierz mi, że na twoje działania jeszcze przyjdzie czas. I wówczas będziesz miał dużo większe zadania niż my.
- Syriusz – rzucił Lupin takim tonem, jakby Black powiedział o jedno słowo za dużo.
Zapanowała cisza, a pani Weasley, chcąc ją przerwać i nieco rozluźnić atmosferę, podała szybko kolację i życzyła wszystkim smacznego.
