Prolog

Uderzenie spadło na nią szybko niczym błysk na pochmurnym niebie. Wyrzuciło ją za krawędź urwiska tak daleko ze nie była w stanie się niczego złapać. Zresztą pytanie czy naprawdę chciała? Przez chwile jeszcze łudziła się nadzieją ze może wyciągnie ku niej ręce by ją uratować, ze uczyni choć gest który powie jej: „nie odchodź"…ale nie było nic. Tylko na chwilę zimne czarne oczy zaszczyciły ją spojrzeniem. W tych oczach nie było nic, nic prócz pogardy.

Zamknęła oczy, bezwolnie godząc się z losem. Czuła ta bezgraniczną pustkę pod sobą i nie wiedzieć czemu chciała się w niej zatopić.

Potem było szarpnięcie, ktoś krzyknął. Poczuła uderzenie o skałę i czyjś ciepły uścisk na swej ręce. Ktoś postanowił za nią że będzie żyć.

- Już dobrze, mam cię…

W ostatnim przypływie świadomości podniosła oczy i spojrzała na zatroskaną twarz tuż nad jej własną.

- Naruto…- wyszeptała po czym pozwoliła by ogarnęła ją ciemność.

Siedziała w pokoju pogrążonym w mroku. Wspomnienie wydarzeń sprzed miesiąca wciąż tkwiło w jej sercu niczym okrutna drzazga. Zastanawiała się czemu tak jest. Przecież się udało. Wrócili. Wszyscy. Nawet Sasuke, nawet on jest z powrotem. Tylko że jakaś część jej już nie powróciła.

Spojrzała na zegarek, prawie ósma. To już czas, pomyślała. W kącie stal przygotowany niewielki bagaż. Nieporównywalnie mały w porównaniu z tym na ile miała odejść. Wstała. Wzięła plecak. Jeszcze tylko jedno przelotne spojrzenie na wspólne zdjęcie. Wyszła.

- Jesteś pewna? – głos Tsunade był jakiś taki ciepły- wiesz ze możesz się rozmyślić? Jeszcze jest..

- Jestem pewna – Sakura podniosła spojrzenie swoich zielonych oczu na hokage.

- Rozumiem…

-Masz wszystko? – odezwała się Shizune za fotela swojej mentorki – Jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz powiedz.

Sakura przecząco pokręciła głową.

- Nie mam wszystko , dziękuje.

Tsunade westchnęła. Nie sądziła że rozstanie z ta młodą dziewczyną przyjdzie jej tak trudno.

-Zatem mogę życzyć ci tylko bezpiecznej drogi.

- Dziękuje i dowidzenia – lekki uśmiech, jakby wymuszony przez chwilkę zawitał na jej twarzy. Podniosła z podłogi niewielki tobołek i ruszyła ku drzwiom.

- Sakura…

Odwróciła się pod wpływem impulsu na dźwięk swojego imienia choć wcale nie zamierzała tego robić.

-Gdy tylko to wszystko dobiegnie końca. Wracaj do nas szybko. Wracaj do domu…

- Dobrze – powiedział i zniknęła za wielkimi dębowymi drzwiami.

Tsunade i Shizune siedziały przez chwilę jeszcze w milczeniu. Jakby dopiero przyzwyczajając się do myśli o jej zniknięciu.

- Tak niewiele ze sobą wzięła…-powiedziała Shizune a głos jej drżał.

- Wydaje mi się ze bagaż z którym odjeżdża jest o wiele cięższy – powiedziała Tsunade i obie wiedziały ze nie mówi o plecaku.

Ciemność korytarza snuła się niczym kot ocierający się o nogi. Szła spokojnie, nie bała się. Trzymała się myśli że już nie ma niczego do stracenia. Zauważyła go ale nie zmieniła tempa. Tylko kiwniecie głową pokazało ze go widzi i ze jest gotowa. Spojrzał na nią i po raz pierwszy od powrotu do Konochy poczuła ze patrzy ktoś na nią bez współczucia. Kojący chłód spojrzenia wyrwał ją z marazmu w którym trwała przez ostatni miesiąc.

Przybysz nie rzekłszy ani słowa odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Podążyła za nim. Gdy wyszli za bramę osady. Sakurze zdało się ze cały ten mrok nocy zostaje za nią. Co zatem było przed nią. Nie potrafiła tego określić. Ale wiedziała ze coś się skończyło i coś się właśnie zaczyna. Coś lepszego? Coś gorszego? Nie wiadomo, ale zaczyna się właśnie w tej chwili. Właśnie teraz…