- Akashi-kun, dobrze się czujesz?
Cichy, niemal bezbarwny głos rozbrzmiał tuż nad jego lewym uchem. Zamarł i po krótkiej chwili trwającej zaledwie sekundę, podniósł głowę, dotychczas spoczywającą w dłoniach i napotkał głębię lodowych oczu zaledwie kilka centymetrów od swojej twarzy..
Kuroko był znany ze swojego wiecznie beznamiętnego wyrazu twarzy, który potrafił zachować w niemal każdej sytuacji, jednak dzisiaj wyglądał na nieco zaniepokojonego i był bledszy niż zwykle. Bez wątpienia zauważył, że jego kapitan nie czuje się dzisiaj najlepiej. Świadczyły o tym stanie zachowania zupełnie do niego nie podobne.
Od początku spotkania nie powiedział nic. Puścił płazem wyjątkowo krnąbrne zachowanie Aomine ("Ja się awanturuję? JA?! Satsuki, ten psychol patrzy się na mnie tak, jakby chciał mnie zaraz zajebać tymi swoimi czerwonymi nożyczkami, więc czemu mam siedzieć cicho, kiedy ten psychol mnie prowokuje!") i nie odebrał Murasakibarze jego przekąsek, które teraz bezwstydnie konsumował, leżąc pod koszem i co jakiś czas leniwie odpychając przelatującą przez kosz piłkę.
Już od początku treningu czuł na sobie parę błękitnych oczu, które zdawały się obserwować każdy jego ruch. Pozostała czwórka niczego szczególnego nie zauważyła, ale byli widocznie zadowoleni, trzymając się myśli, że ich kapitan choć raz postanowił pokazać, że nie ma pustej dziury po lewej stronie klatki piersiowej albo po prostu zwariował. Wykorzystywali ten czas wedle swoich upodobań, a on co jakiś czas kreślił coś w notesie, albo wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w boisko.
Jedynie Kuroko zaniepokoił się na tyle, by osobiście sprawdzić jego stan.
Akashi odetchnął głęboko i odgarnął potargane włosy z czoła.
- Tak, czuję się dobrze. Dlaczego pytasz, Tetsuya? - odpowiedział, lekko wyzywającym tonem.
Kuroko zmarszczył brwi, a jego oczy nabrały nieco ostrzejszego wyrazu. Skrzywił się. Najwyraźniej nie spodobało mu się kłamstwo, którym został poczęstowany.
- Wyglądasz blado, może powinieneś...
- Tetsuya. - przerwał mu ostro. - Nic mi nie jest. Wracaj na boisko.
Gdy tylko to powiedział, jego lewe oko przeszyła igła bólu. Skrzywił się mimowolnie i zacisnął zęby, ledwo powstrzymując się od złapania się za głowę. Zanim zdążył zareagować, jego ręka machinalnie powędrowała w stronę skroni. Dostrzegł, że Kuroko otwiera szerzej oczy, więc udał, że chce ponownie odgarnąć zabłąkane kosmyki.
Błękitnowłosy zagryzł wargę i zacisnął pięści.
- Ale...
- Wracaj do gry, Tetsuya! - podniósł głos, na co kilka głów odwróciło się ku nim. - Daiki ciebie szuka. - dodał ciszej.
Rzeczywiście, Aomine już przestał grać z Kise i teraz wodził wzrokiem po boisku. Widocznie kogoś szukał. Krążył przez chwilę po boisku ze wściekłym grymasem na twarzy, po czym zatrzymał się raptownie.
- EJ, TETSU! WYŁAŹ! - ryknął tak głośno, że Murasakibara zakrztusił się przeżuwanym właśnie marsem, a Midorima syknął i poprawił z irytacją okulary.
Kuroko nie odwrócił się do niego, ani nie zdradził się niczym, że go usłyszał. Wciąż wbijał niezbyt przekonane spojrzenie w Akashiego. Pewnie rozważał możliwość sprzeciwienia się kapitanowi.
Po chwili ledwo dostrzegalnie skinął głową i wbiegł lekkim truchtem na boisko, szturchając przyjacielsko Aomine. Ten podskoczył jak oparzony i odwrócił się, wymachując wściekle kończynami.
- TETSU! GDZIEŚ TY KURNA BYŁ, HĘ?! - krzyknął, chwytając mniejszego chłopaka za materiał koszuli pod szyją i przyciągając do siebie tak, że niemalże stykali się nosami. Kuroko nawet nie mrugnął, niewzruszony jego zachowaniem.
- Byłem spragniony, więc poszedłem się napić. - odpowiedział beznamiętnie.
Aomine uniósł jedną brew w geście zdziwienia i puścił go. Chwilę później wybuchnął śmiechem, przy okazji zanurzając palce w błękitnych włosach.
- Pewnie to twoje Pokari, co?
- Tak. - odpowiedział, odtrącając jego rękę. - Ale zapomniałem, że już je wypiłem, więc musiałem kupić nowe.
Aomine powiedział coś jeszcze i zarechotał głośno, ale Akashi już tego nie słyszał. Ponure myśli znów pochłonęły całą jego uwagę. Niepokoiło go to, co się z nim działo od kilku dni. Budził się zlany zimnym potem, dręczony przez koszmary i okropny ból oka. Wstawał przez to kilka razy w nocy i zawsze niemal czołgał się do kuchni, by wypić łyk zimnej zielonej herbaty i połknąć kilka tabletek przeciwbólowych. Po tym krótkim dystansie był tak zmęczony, jakby właśnie ukończył maraton, padał na łóżko i zasypiał, gdy tylko dreszcze słabły.
Ukrywanie jego pogarszającego się stanu z dnia na dzień nie było łatwe. W końcu zauważą. Kuroko już zauważył. Nawet Aomine nie jest na tyle głupi, by nie dostrzec, że Akashi staje się co raz słabszy. Wielu pewnie będzie odczuwało mściwą satysfakcję z jego upadku. Nie może na to pozwolić. To może znacznie wpłynąć na morale jego drużyny. Obecnie trudno mu było ocenić swój stan. Nigdy nie chorował, ale przeczuwał, że nie jest zwykłe przeziębienie, zapalenie spojówek albo...
- Ej, Akashi!
Złapał się na tym, że znowu schował twarz w dłoniach. Na dźwięk swojego imienia podniósł głowę i zwrócił ją w stronę z której dobiegał głos. Aomine stał kilka kroków od niego, jednocześnie zachowując przy tym bezpieczny dystans. Piłkę do koszykówki oparł jedną ręką o swój bok.
- Akashi, chyba nie zamierzasz nas tu zatrzymać na całą noc? Jak tak to wiedz, że cię pojebało.
Kilka tych osób, które zdecydowały się poświęcić czas na grę odwróciło się ku nim. Wyczekiwali w ciszy na odpowiedź czerwonowłosego, lub na głuchy dźwięk upadających palców, lecz ku ich zdziwieniu Akashi obrzucił go obojętnym spojrzeniem, odsłonił nadgarstek i spojrzał na zegarek, który wskazywał równo 18:00.
- Ach tak. Możecie iść... - powiedział cicho.
Nie czekając na nich, wstał z ławki i w pośpiechu pozbierał swoje rzeczy. Wrzucił je niedbale do teczki i nawet nie spojrzawszy na nich, przeszedł przez całą długość boiska i wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się powodując głuchy trzask, który jeszcze przez chwilę rozbrzmiewał w ich głowach.
Zamarli i spojrzeli po sobie, wymieniając zaskoczone spojrzenia.
- Coś dziwnie się dzisiaj zachowuje. - stwierdził jako pierwszy Midorima. - Jakby był nieobecny. Nie zwracał nawet uwagi na to, czy coś robimy czy nie.
- Może się zakochał? - podsunął mu Kise.
- On? W takim razie współczuję tej biedaczce. - stwierdził z brutalną szczerością Aomine. - Dajcie spokój, jego dziewczyna musiałaby być idealnym robotem odpornym na wszelkie urazy.
- Jesteś okrutny, Aominecchi!
- Może Aka-chin źle się czuje? - Murasakibara przełknął głośno ostatni kęs batona kukurydzianego i zawiesił smutno oczy. - Aka-chin jest bielszy niż zwykle.
- To dziwne, że jakaś choroba przylgnęła do takiego potwora jak...Kurna, Kise! Przestań mnie dźgać!
- Pożyjemy zobaczymy. Ale nie obraziłbym się, gdyby tak było codziennie. Bezpieczniej.
Wszyscy przytaknęli mu poza Kuroko, który wbijał nieprzytomny wzrok w podłogę.
