Rozdział I
"2 lata po bitwie i ślub Potter'ów"
- A więc wreszcie nadszedł ten dzień. - powiedział Harry na głos
- He? Cose stalo Harry ? - to Ron, wiecznie zaspany
- Nic, idź dalej spać.
Niestety Ron już go nie słyszał, bo znowu zasnął. Harry postanowił nie marnować ostatniego kawalerskiego poranka, więc udał się pod zimny prysznic. Po 15 minutach wspaniałego relaksu wyłączył wodę i ubrał się w luźne dżinsy i niebieski T-shirt. Zszedł na dół do kuchni, gdzie znajdowała się juz Molly Weasley i jeden z bliźniaków pewnie Fred, bo nie ma brakującego ucha.
- O Harry, już wstałeś ?
- Tak pani Weasley. Chciałem sprawdzić jeszcze zabezpieczenia.
Mówiąc to przemienił się w ognistego feniksa z pięknymi zielonymi oczami. Zaśpiewał krótkie pożegnanie i już zniknął w kuli ognia, aby pojawić się nad Norą i ogromnym namiotem weselnym. Był on bowiem aż 3 razy większy od tego, który miał Bill z Fluer na swoim ślubie. Mimo że Harry'ego jedyną rodziną którą uważał za swoją byli Remus i Dora Lupin wraz z malutkim synkiem Teddym to wielu jego przyjaciół ze szkoły dostało od niego zaproszenie. Wśród nich byli również członkowie Zakonu, Aberfoth oraz kilku kolegów Harry'ego z Ministerstwa Magii, ponieważ już jako 20 latek został Dyrektorem Departamentu Prawa Czarodziejów z zastępczynią Hermioną Granger. Ochraniane było nie przez Aurorów, ale przez elitarny oddział brytyjskich komandosów. Była to nowa taktyka ministra, aby w skład armii Ministerstwa były oddziały mugoli specjalnie wyselekcjonowanych. Armia posiadał ponad tysiąc aurorów i pięćset komandosów. Wesele to odbywało się w jedną z najsmutniejszych, ale i najszczęśliwszych dat w świecie czarodziejów. To kilkaset kilometrów stąd na błoniach i zamku Hogwartu odbyła się największa Bitwa o Hogwart. Wtedy to mimo znacznej przewadze sił Voldemorta, Harry i dowodzone przez niego siły uczniów, Armii Dumbledor'a i Zakonu Feniksa pokonały Czarnego Pana i Śmierciożerców oraz innych czarnomagicznych stworzeń. Harry często rozmyślał o ostatniej walce. Tak też było i teraz latając nad Norą i wyśpiewując pieśń mającą wzmocnić tarcze. Opadł spokojnie na ziemie i zmienił się w człowieka. Wciąż pamiętał swoje początki w sztuce animagicznej, gdy miesiąc po bitwie poszedł do Gringota do jednej z jego czterech skrytek. Znalazł w ostatniej skrytce pewną książkę, cała pusta bez napisów. Pomyślał chwilę i już przypomniała mu się pewna mapa. Stara mapa jego ojca, Syriusza i Remusa. Wypowiedział te słowa bez użycia różdżki i poczuł mrowienie na palcach, gdy na okładce pojawił się napis "Poradnik Sztuki Animagicznej, Serdecznie pozdrawiamy Cię czytelniku Łapa, Rogacz i Lunatyk." Już tego samego wieczoru po powrocie do domu zaczął czytać ten poradnik.
- Koniec wspomnień na dzisiaj! - powiedział to sobie w duchu.
Właśnie zmierzał to tymczasowej siedziby 30 komandosów. Wiedział że spotka może 2-3 komandosów, bo reszta odpoczywa przed weselem na którym będą stali przy wejściach od namiotu.
- Melduje się na rozkaz generale Potter!
- Spocznij kapitanie. - powiedział to Harry do mierzącego 190cm. ciemnowłosego mężczyzny. Był on może kilka lat starszy od Harry'ego. Głównodowodzący mugolskimi komandosami w całym ministerstwie. Wiele razy razem z Harry'm działali razem na niebezpiecznych akcjach. Potter mógłby przysiąc, że niejednokrotnie chciał nadać temu oficerowi stopień generała, jednak z jakiegoś powodu odmawiał mu cały czas.- Jesteście gotowi?
- Oczywiście. Część z nas odpoczywa, a reszta albo jest w mieście, albo robi patrole.
- Dobra robota Stevens. Za 2 godziny ma przybyć dodatkowo 60 aurorów. Liczę, że dogadasz się z moją koleżanką ze szkoły Katie co ?
- Oczywiście sir!
- No ja myślę. Jak o czymś usłyszę to będziesz uciekał do Londynu przed moimi klątwami. - powiedział Harry ze łzami w oczach, ponieważ wiedział, że Stevensowi podoba się Katie.
- Nic się nie wydarzy. I poza tym, gratulację z okazji ślubu. Przekaż Ginewrze moje życzenia.
- Dzięki. Przekażę. Cieszę się, że to Ty jesteś dowódcą waszych komandosów.
- Wykonuje tylko rozkazy.
- Powodzenia. - i z cichym pyknięciem Harry pojawił się w pokoju, który tymczasowo dzielił z Ronem.
Gdy pierwsze promienie słońca padły na twarz pięknej lecz drobnej dziewczyny jej oczy natychmiastowo się otworzyły. Szybko je przetarła i podeszła do okna, aby je otworzyć, bo w pokoju było bardzo duszno. Podchodząc zobaczyła feniksa. Wiedziała, że to jej przyszły mąż. Tak była szczęśliwa, bowiem to dzisiaj będzie już panią Potter. Jednak na chwilę zapomniała o tym. Przypomniały jej się straszne chwile sprzed dwóch lat. Te w których trzymała umierającą przyjaciółkę. Te kiedy zobaczyła Harry'ego martwego w ramionach Hagrida... Poczuła łzy pod oczami i miała je zetrzeć kiedy zrobiła to jej najlepsza przyjaciółka Hermiona Granger, a w zasadzie już Hermiona Weasley bowiem dwa tygodnie temu ożeniła się z Ronem jej bratem. Bez słowa starsza dziewczyna wiedziała o co chodzi Ginny, bowiem sama miała łzy pod oczami. Przytuliły się i po dziesięciu minutach obie były już spokojne. W tym momencie mama Ginny przyniosła jej suknie ślubną. Piękną i białą, Szyta specjalnie na zamówienie przez najlepszych krawców na świecie. Nie chciała się na to zgodzić, ale to Harry zadecydował, że on pokryje wszystkie wydatki na ślub. Dodatkowo niecałe pół roku temu na Święta Bożego Narodzenia przekazał jej rodzicom na konto w Gringocie dwa miliony galeonów. Nie powiedział im tego. Dopiero przed Sylwestrem Artur Weasley zdecydował się odwiedzić ich skrytkę w Gringocie. Gdy podszedł do jednego goblina z kluczem do skarbca ten wziął go i natychmiast wymienił na inny. Artur z pełnym zaskoczenia spojrzeniem patrzył się na goblina. Ten wziął go do innej niż zwykle skrytki. Była bardzo głęboka, a dodatkowo strzeżona przez smoka!
Artur jednak dalej milczał, gdy goblin go prowadził. I kiedy skarbiec został otwarty pan Weasley upadł na kolana i zaniósł się płaczem. Ich własna skrytka i to tak ogromna po brzegi wypełniona galeonami! Poprosił goblina o zamknięcie jej i udał się do dziurawego kotła, gdzie skorzystał z sieci Fiu. Poprosił Harry'ego, Ginny, Molly, Rona i Hermione. Ruszyli do Gringota, a Harry był trochę bardziej nerwowy. Ale, gdy tylko skarbiec ponownie został otwarty cała czwórka Weasley'ów i Hermiona rzuciła się na niego wywracając go. Ah ten Harry... pomyślała Ginny.
Tylko chwila dzieli Harry'ego od jego związania się z Ginny. Stał już przed ołtarzem obok Rona, który trząsł się jak galareta, mimo że to nie on się żenił. Z przodu obok rodziców Ginny zostawiono trzy wolne miejsca z szacunku dla rodziców Harry'ego i Syriusza. Ale już zapomniał Harry o wszystkim, gdy przy wejściu do namiotu pojawiła się Hermiona, a tuż za nią Ginny z ojcem. Rudowłosa była ubrana w długą białą suknię. Ozdobiona była wieloma złotymi frędzlami. Na głowie miała welon. Gdyby nie kilka osób to nigdy by nie pamiętał całej uroczystości. Jedyne słowa, które wypowiedział przyrzekając Ginny dozgonną miłość, wierność i uczciwość. Obiecał, że nigdy jej nie opuści. Kątem oka zobaczył łzy w oczach Molly, Dory, Hermiony i wielu innych kobiet. Już miał pocałować Ginny, gdy nagle zobaczył rannego kapitana Stevensa wbiegającego do namiotu.
- Generale! To śmierciożercy. Jest ich za dużo szybko! Osłony zostały przełamane, a ministerstwo upadło. Wszyscy aurorzy i moi komandosi są już w drodze to naszej tajnej siedziby. Opuście to miejsce szybko. - Harry z trudem utrzymał John'a.
- Proszę niech każdy się teleportuje do własnego mieszkania szykbo!
- Co się dzieje Harry? - To Remus z Tonks zapytali go
- Uciekajcie! Ginny zabierz ich do naszego domu szybko! I całą rodzinę.
- Uważaj na siebie skarbie.
-Będę. Upewnij się, że nikt z naszej bazy nie wyjdzie. Szybko teraz.
I chwilę potem przy namiocie został sam Harry z dwudziestką elitarnej grupy aurorów i piętnastoma komandosami. Kapitan został ewakuowany razem z Ginny.
- Luźna formacja. - rzekł szeptem Harry. - Upewnijmy się, że to będzie ich ostatnia walka.
- Tak jest.
Ruszyli rozciągnięci na szerokość 15 metrów w stronę lasu.
- Delendam! - Harry zareagował błyskawicznie i wokół niego i jego ludzi rozpostarła się wspaniała złota kopuła. Szybko zaczął się rozglądać i zobaczył... Voldemorta?!
- Co jest kurwa! Przecież Cię zabiłem ! Dwa lata temu, byłeś martwy!
- Tak Harry, byłem, ale już nie jestem jak widzisz. - Ohydny śmiech Toma. Już prawie całkowicie zapomniany przez Harry'ego. - Gotowy na śmierć Potter ?
- Nigdy! Aurorzy odwrót! Aportujcie się z komandosami i przegrupujcie się będę tuż za wami. - Rzekł to nerwowo Harry. I nagle 20 pyknięć i już nie było tam nikogo oprócz Harry'ego i pięćdziesięciu śmierciożerców na czele z Voldemortem.
- Potter jesteś głupcem i zawsze nim będziesz. Wiedziałem, że nie będziesz wiedział, że jest jeszcze jeden ostatni horkruks.
- Co? To niemożliwe. Dumbledore powied...
- On jest głupcem i nie wiedział o jednym. Nie przewidział jednej rzeczy. Chcesz dostać wskazówkę ?
- Dawaj i tak nie dożyjesz jutra.
- Czyżby ? Więc rozumiem, że tylko jak uciekniesz to zabijesz swoją żonę? Którą dopiero hm... dziesięć minut temu poślubiłeś ?
- Nie! To niemożliwe! Jak ? Kiedy!?
- W komnacie. Gdy dziennik wysysał jej duszę to też ten fragment przenosił się do jej ciała. Tak Harry. Nie udało Ci się wystarczająco szybko dziennika zniszczyć.
- Nie.. - Powiedział to smutnym głosem. Jego zielone oczy były we łzach. Po policzkach wiele już mu poleciało. Nie to nieprawda! Musi być jakiś sposób musi! powtarzał sobie w myślach.
Miał już odpowiedzieć Czarnemu Panu, gdy w odsieczy dla niego pojawiło się dwustu aurorów i stu komandosów w helikopterach. Widząc to Voldemort ze spokojem teleportował się a z nim reszta jego ludzi. Harry opadł na kolana i zaczął płakać. Nagle poczuł jak ktoś podnosi go i rzuca mu się na ramiona. Tak to Ron, który poprowadził odsiecz jako zastępca Harry'ego do spraw aurorów.
- Harry już w porządku. Uciekajmy stąd.
- Taaak... - Ledwo co to wypowiedział. Czuł się jak ma ściśnięte gardło.
- Wszystkie jednostki wycofujemy się!
- Gdy po tych słowach rozległ się gigantyczny trzask nikt nie pozostał przy Norze. W oddali było widać jeszcze dwadzieścia śmigłowców typu Westland Puma*.
-Ron co się dzieje z Harry'm ? Gdy tylko powróciliście zaniosłeś do podziemi i nie wiemy nic. Proszę powiedz mi.
- Ginny, Harry jest zmęczony i przygnębiony. Nie wiem czym, muszę zgromadzić całe nasze siły z Anglii i poza nią. Możliwe, że uda mi się ściągnąć większość naszych sił.
Harry właśnie się obudził i szybko przypomniał sobie co się działo chwilę wcześniej. Nie był z tego zadowolony. Zrozpaczony. Wiedział, że Ron już ściąga wszystkie siły Zakonu i AD. Jak dobrze wiedział, że jeżeli do tego momentu nie ma wszystkich aurorów i komandosów to są małe szanse, że będą żyli. Ginny! Tak z nią musi porozmawiać.
-Cała rodzina Weasley'ów i Ginny Potter oraz poszczególni wyższej rangi oficerowie oraz państwo Lupin natychmiast stawić się w sali numer 150.
Harry czekał 15 minut, aż wszyscy się pojawią. Wiedział, że Ron ściąga wszystkie siły z całego kraju i że się spóźni. Martwiła go nieobecność Kingsleya. Chłopiec, który przeżył wstał ze swojego miejsca i rozpoczął zebranie.
- Witajcie. Nastał dla nas kolejny trudny czas. Wiem, że kilkoro z was przybyło mi na ratunek na czele z Ronem i widziało co się stało. Przykro mi to mówić, ale ... Voldemort wrócił. - Przez salę usłyszano jęk zaskoczenie połączony ze strachem.
-Jak to możliwe Harry? Przecież go zabiłeś! - To krzyczała Ginny pełna strachu.
- Nie wiem. Wiem że ma pewnie dużo liczniejszą armię niż podczas II wojny czarodziejów. Nie znamy dokładnych liczb, ale sądzę że będzie ich około dziesięciu tysięcy.
- Harry! My także mamy liczniejszą armię. Dwa i pół tysiąca różdżek i różnego rodzaju karabinów, helikopterów i czołgów to jest coś. - Powiedział to z entuzjazmem Fred.
- Ale to nie jedyna sprawa. Przeczuwałem, że może to być prawdą, ale odrzucałem tę myśl. Niestety ON potwierdził te obawy. To musi zostać pomiędzy nami. Nikt z poza oprócz Rona nie dowie się o tym jasne ?
- Harry. Wiesz że my Cię nie oszukamy nigdy. - Rzekł to Stevens. Widać było ranę na jego głowie i ręce, ale przyszedł.
- Wiem to. Dziękuje za wasze wsparcie.
- Harry! - To Ron wbiegł do sali. - Proszę Cię! Daj mi zgodę. Musisz to zrobić.
- Co jest stary ?
- On ma Kingsley'a. I czterdziestu naszych doborowych ludzi. Są trzymani pod kluczem w ministerstwie. Udało mi się opracować plan. Potrzebuje dwadzieścia Chinook'ów oraz stu komandosów.
- Kiedy przeprowadzicie akcję ?
- Dwie godziny do odlotu.
- Przygotujcie się. Ron ... będziecie mieli góra piętnaście minut na to.
- Tyle nam starczy.
- Nie Ron. Musicie to jak najszybciej zrobić. Siły Voldemorta jak dostaną ostrzeżenie to szybko się pojawią.
- W porządku. Będziemy przed świtem, a teraz idę przygotować ludzi.
- Generale Weasley! - To Stevens.
-Tak kapitanie ?
- Macie pierwszego człowieka. Zgłaszam się do tej misji.
- Harry?- To pytanie zadał Ron
- Zgoda.- Rzekł twardo Potter.
Ron skinął głową i już pobiegł na górę z kapitanem. Zaraz za nimi wybiegła Hermiona.
- Zostawcie ją. Niech biegnie. Musimy kontynuować. Więc najważniejsza sprawa. Potrzebuję jak najlepszych, najmądrzejszych czarodziei czy mugoli do badań.
- Jakich? - To rzekł Percy. Nasza ostatnia nadzieja z Hermioną. Pomyślał Harry.
- Co wiesz o horkruksach?
- Całkiem wiele.
- To wspaniale. Chodzi o Voldemorta i o tym o czym przypuszczałem. Jak wiecie utwierdził mnie w przekonaniu, że stworzył, a raczej przemieścił duszę z jednego horkruksa do innego ciała.
- Wiesz czym to jest ?
- Tak. To nie coś. Tylko ktoś.
- Kto to ? Znamy go ?
- Tak... jest tu z nami.
- NIE ! To nie może być prawda Harry! Nie możesz tak uważać. Po prostu nie możesz! - Krzyczała rozhisteryzowana Hermiona. Łzy zaczęły jej lecieć, ale nie otarła ich.
- Niestety.
- Więc jestem narzędziem ? - Powiedziała to cicho Ginny. Łzy jej spływały, ale widać było, że zachowywała spokój.
- Kochanie... Przykro mi... - Mówiąc to Harry podszedł do niej i otarł jej łzy i mocno przytulił.
- Nie, nie, nie, nie! - Te krzyki było słyszeć przez długi czas.
- Remusie poprowadź resztę spotkania z Johnsonem, a ja pójdę z Ginny na górę.
- Dobrze Harry. Przykro mi.
- Róbcie swoje. Percy, Hermiono ... proszę przejdźcie do badań. Wiecie co musimy znaleźć.
- Już idziemy.
Harry doskonale wiedział co zostanie powiedziane na końcówce spotkania. Poszedł z Ginny do ich sypialni. Podprowadził Ginny do fotelu, a sam uklęknął przy niej.
- Kochanie...
- Nie Harry. Proszę daj mi mówić.
- Dobrze
- Też to podejrzewałam. Wiem co się musi stać. Jestem pewna, że nie dożyję starości z Tobą. Nie będziemy mieć dzieci. Wiem, że niedługo umrę. Wiesz, że Cię kocham i zawsze będę. Śmierć nas nie rozdzieli nigdy. Wiesz to. Tak jak wiedzieli to Twoi rodzice. Wiem, że nie będzie w moim przypadku tak jak z Tobą kiedy on rzucił na Ciebie mordercze zaklęcie. Nie zaprzeczaj. Oboje to wiemy. Niedługo Ron wylatuje. Pójdźmy ich pożegnać.
- Pójdziemy, ale za chwilę. Teraz ja coś powiem. Kocham Cię nad życie. Jesteś całym moim życiem. To tylko dzięki Tobie przeżyłem dwa lata temu. Uwierz mi. Przeżyjesz. Doczekasz się dzieci. Nie pozwolę Ci zginąć. Percy i Hermiona szukają sposobu na wydobycie duszy Voldemorta z Twojego ciała. Wiem, że jest on silniejszy niż poprzednio, ale my też. Ty, ja i cała reszta. Razem pokonamy go.
-Wiem Harry. Chodźmy do hangaru. Zaraz wyruszą.
- Dobrze. - Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie i pocałował namiętnie. Chciał, aby poczuła jak on ją bardzo kocha. Gdy niechętnie skończyli pocałunek wyruszyli trzymając się za ręce w stronę hangaru.
- Ron! - Gdy chłopak się obrócił to Ginny rzuciła mu się w ramiona. Chłopak wiedział o wszystkim.
- Siostrzyczko. Kocham Cię. Opiekuj się Harry'm.
- Ron! - Stanowczy głos przywódcy rozniósł się po hangarze. Wszyscy obrócili się w jego kierunku. - Uważaj na siebie. Uwolnijcie ich. Za dwie godziny jak dolecicie będzie już w ministerstwie pustki. Zneutralizujcie wszystkich, którzy będą zagrożeniem. Zróbcie wyłam w lochach przy salach sędziowskich. Stamtąd tylko 3 minuty do cel.
- Jasne stary. Do zobaczenia. Żołnierze. To jest wasza godzina! Ruszamy uwolnić naszych przyjaciół! Nie pozwolimy im zginąć! Na stanowiska!
W tym momencie wszyscy komandosi zaczęli wbiegać do śmigłowców. Gdy pierwszy z Ronem i Stevensem wyruszył, Harry podszedł do wylotu z hangaru. Patrzył na zachodzące słońce i dwadzieścia maszyn, które stanowią symbol. Trzecia wojna się rozpoczęła.
