Nad Wioską Ukrytego Liścia leniwie wschodziło słońce, oświetlając ją złocistymi promieniami. Starzec w zadumie obserwował architektoniczny bajzel rozpościerający się za oknem jego gabinetu. Chałupki z drewna i sklejki sąsiadowały z murowanymi budynkami, klasyczne rezydencje bogatych klanów stały obok blokowisk, przed łaźniami sprzedawcy rozłożyli budki z ramen i słodyczami, a całość otaczał wysoki mur. Westchnął, rozczulony widokiem.
Kontemplację jego ukochanej wioski przerwał mu trzask wywalonych z zawiasami drzwi.
Do gabinetu, z okrzykiem na ustach i klamką (a także całą resztą drzwi i kawałkiem futryny) w dłoni, wpadł wysoki Jōnin. Lekko osłupiały spojrzał na trzymany obiekt i ostrożnie oparł go o ścianę.
- Mogłeś zapukać – mruknął staruszek. – Najwyraźniej było zamknięte.
Gość otrzepał się z tynku i przepraszająco wzruszył ramionami, po czym odchrząknął, szykując się do odegrania swej roli.
- Dlaczego ja?! – ryknął zrozpaczonym głosem mężczyzna, w dramatycznym geście unosząc ręce do góry.
Hokage, domyśliwszy się celu wizyty, przybrał nieustępliwy wyraz twarzy.
- Przykro mi, Kakashi – odparł. – Ktoś musi się nimi zająć.
- Ale dlaczego akurat ja?! – wrzasnął ponownie, plując w maskę zasłaniającą usta i histerycznie wytrzeszczając odkryte oko.
Trzeci westchnął ciężko. Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie.
- Zdali testy końcowe w Akademii, mają obowiązek wzięcia udziału w egzaminie na Genina. Wybrałem ciebie, ponieważ jeszcze nikogo nie przepuściłeś.
- I nie przepuszczę – mruknął mężczyzna.
- No właśnie! – Hokage rozpromienił się. – Wrócą jeszcze na rok do Akademii i wszyscy będziemy mieli święty spokój. Tak będzie lepiej i dla nas, i dla nich.
Kakashi jęknął, uświadomiwszy sobie, że i tak go nie przekona. Niechętnie pokiwał głową na znak zgody.
- Zgoda, poświęcę się. Zrobię to, dla dobra naszej Wioski.
- Dziękuję, Hatake. Możesz odejść – odparł uśmiechnięty od ucha do ucha. - I po co była ta cała szopka? – dodał, wyszczerzając się jeszcze bardziej – Poproś w recepcji, żeby wezwali kogoś do naprawy drzwi.
Ninja popatrzył obojętnie na szczękościsk staruszka i nie odwzajemnił uśmiechu. Wstał, ukłonił się niemrawo i powlókł do dziury w ścianie. Gdy kroki na korytarzu ucichły, Hokage odetchnął z ulgą i rozwalił się wygodnie w fotelu.
- Już myślałem, że go nie przekonam – mruknął do siebie. – Byłoby łatwiej, gdyby nie ten idiotyczny strój – dodał, zrzucając znienawidzone nakrycie głowy. – Kto normalny słuchałby rozkazów staruszka przebranego za grzyba?
Dziękuję za przeczytanie prologu, mam nadzieję, że się podobało :).
Jeśli tak, proszę, zostaw recenzję, jeśli nie, też skomentuj.
Na pomysł napisania w parodii naprowadziły mnie rozmyślania co by było, gdyby Sakura nie zachowywała się tak idiotycznie. Tak powstała Sakura-twardzielka, a dalej to już samo poszło.
To dopiero wstęp do mojego magnum opus, w najbliższym czasie pojawia się kolejne rozdziały.
Emily x
