Tytuł: Ostatnia wstęga dymu
Autor: euphoria
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek/Stiles
Rating: +18
Ostrzeżenia: AU szkolne, obaj w tym samym wieku, odrobina angstu, ale niezbyt wiele, wspomnienie o kanonicznej śmierci postaci, trudna młodzież
Stołówka w szkole średniej w Beacon Hills zawsze była gwarna. Derek nie mógł nic poradzić na to, że jego irytacja rosła z każdym słowem i szmerem, który zagłuszał jego własne myśli. Erica jak zwykle wyciągnęła lusterko, żeby sprawdzić w połowie przerwy na lunch czy na pewno ma nieskazitelnie czerwone usta, chociaż robiła to raz na dwadzieścia minut, a Derek był pewien, że używała szminki, której trwałość przekraczała dwanaście godzin.
Isaac starał się nie rzucać w oczy. Tym razem nie miał żadnych widocznych siniaków, ale i nic w tym dziwnego. Od prawie miesiąca mieszkał u Dereka, w zasadzie wiele nie tłumacząc Talii, która w lot pojęła, że chłopak ma kłopoty w domu.
Boyd z całej ich czteroosobowej grupy był najbardziej skryty. Derek nigdy nie dowiedział się dlaczego chłopak pewnego dnia po prostu przysiadł się do ich stolika. Może po prostu przyciągnęła go tu samotność.
- Boże, Stilinski mnie tak wkurza z tymi swoimi wiecznie wyprasowanymi koszulami – jęknęła Reyes, patrząc w swoje lusterko.
Faktycznie chłopak, ich rówieśnik, wszedł właśnie do środka wraz ze swoimi znajomymi. Derek nigdy nie widział go niezapiętego pod szyję. Z tego co się orientował synek szeryfa nie wychodził nawet na basen.
- Naczelna dziewica Beacon Hills – rzuciła kolejnym komentarzem i Boyd parsknął.
Zaiste nikt nigdy nie słyszał, żeby Stilinski był kimkolwiek zainteresowany. Zawsze tuż po szkole wracał do domu lub wcześniej wpadał do sklepu po zakupy. Widywał się tylko ze Scottem McCallem i początkowo wszyscy myśleli, że obaj są naprawdę blisko, ale potem pojawiła się Allison.
Dereka nikt nie irytował bardziej. Synek szeryfa oczywiście musiał być stawiany za wzór wszystkim i wszędzie, a ponieważ Derek wzorem cnót nie był – większość z tych pogadanek kierowana była pod jego adresem.
- Ciekawe kto go zaliczy na balu – ciągnęła dalej Erica, niezrażona ich brakiem reakcji. – To chyba jedyny przypadek, że ktokolwiek by się nie umówił ze Stilinskim i tak to będzie epickie – parsknęła.
Derek uśmiechnął się krzywo do swoich myśli.
- Ja – powiedział.
- Co? – spytała, bo wydawało się jej, że się przesłuchała.
- Zabiorę Stilinskiego na bal i go zaliczę, jak to ładnie ujęłaś – uściślił.
Reyes patrzyła na niego przez chwilę, jakby widzieli się pierwszy raz w życiu, a potem ku przerażeniu zebranych, zaczęła chichotać. Nawet uspokajająca przeważnie dłoń Isaaca na jej ramieniu nie pomogła.
Jakimś cudem o tym wszystkim dowiedział się Danny. Mahealani był chłopakiem, którego każdy lubił. Nie trzymał się z nikim konkretnym i chyba miał w nosie podział grupowy, bo w ciągu jednego dnia można go było spotkać z takim dupkiem jak Jackson albo z Isaakiem, który najwyraźniej należał do bardziej rozmownych niż Derekowi wydawało się na początku.
- Słyszałem, że ciągnie cię w stronę Stilinskiego – powiedział Danny, podchodząc do jego samochodu tuż po zakończeniu lekcji.
Spojrzał na niego swoim najbardziej zirytowanym wzrokiem, ale na Mahealanim oczywiście nie zrobiło to zbyt wielkiego wrażenia. Wszyscy w końcu go lubili i wiedział o tym, co było przerażające.
- Muszę cię lojalnie ostrzec. Stilinski nie jest gejem. Jakieś dwa miesiące temu chciałem się z nim umówić, ale odmówił – ciągnął dalej Danny.
- To że odmówił tobie nie znaczy, że nie jest gejem – odparł.
Danny roześmiał się.
- Jesteśmy pewni siebie, co? – spytał z lekkim uśmiechem na ustach. – W życiu nie uda ci się zaciągnąć Stilinskiego na bal – powiedział.
Derek zawahał się z kluczykami przy drzwiach i obrócił na pięcie, żeby otaksować wzrokiem wciąż rozbawionego chłopaka. To było jak rzucone wyzwanie, a on lubił wyzwania.
- Zakład? – spytał.
- Co? – zdziwił się Danny.
- Pytam czy chcesz się założyć – uściślił.
Czasami miał wrażenie, że otaczali go idioci.
Danny nawet przez moment nie rozważał jego propozycji.
- Jasne – zgodził się. – O co?
- Przegrany odbiera dyplom bez bielizny i świeci tyłkiem na zdjęciu grupowym – powiedział po prostu i Mahealani rozpromienił się.
- Zacznij opalać pośladki, Hale – ostrzegł go, podając mu dłoń.
Zaciąganie ludzi do łóżka nie stanowiło dla Dereka nigdy problemu. Wiedział, że jest przystojny, a jego muskulatura robi wrażenie. Czasami po prostu więc wchodził do baru i ściągał kurtkę, zostając w dość opiętej koszulce i patrzył na kim zrobiło to największe wrażenie. Erica twierdziła, że jego ciało jest błogosławieństwem, bo dzięki temu nie musiał zmuszać się do rozmów. Nie był zbyt gadatliwym typem, co naprawdę nie trudno było zgadnąć.
Stiles natomiast paplał non stop. Spotkanie go, gdy jego usta były zamknięte, było niemożliwe. Nawet jedząc potrafił rozpocząć setki tematów doprowadzając czasami swoich przyjaciół do jęku, ale w zasadzie i tak wszyscy za nim przepadali. Często wypraszał u ojca anulowanie mandatów, chociaż kierował się dość pokrętną logiką. Nigdy nie wyświadczył takiej przysługi Scottowi, chociaż znali się od lat.
Stiles był duszą towarzystwa, aczkolwiek czasami wydawało się, że ten prawdziwy Stilinski stoi obok i przygląda się co robi ta jego bardziej energiczna połówka. Koszule i koszulki z długim rękawem w końcu nie pasowały ani do słonecznego klimatu Kalifornii, ani tym bardziej do ruchliwego nastolatka, którym był.
Derek usiadł podczas przerwy na swoim zwyczajowym miejscu i zaczął obserwować wejście. Chciał podchwycić wzrok chłopaka, gdy ten będzie wchodził do pomieszczenia.
- Jak plan uwiedzenia naszej dziewicy nowoorleańskiej? – spytała Erica.
- W toku – odparł, natychmiast tracąc nią zainteresowanie.
Stiles wszedł ze Scottem i Allison, kierując się w stronę swojego stolika. Początkowo nawet nie spojrzał w jego kierunku, ale Derek wiedział, że jego wzrok jest bardzo intensywny i trudno nie go wyczuć. To była jedna z tych rzeczy, których zazdrościła mu Laura.
Stiles poruszył się niespokojnie po kilku minutach i oderwał się od Scotta. Bardzo ostrożnie odwrócił głowę przestając na chwilę trajkotać i wbił swój wzrok w Dereka. Przez naprawdę długi moment spoglądali na siebie tak po prostu i Hale zaczął zastanawiać się czy kiedykolwiek widział oczy Stilinskiego. Nawet z tej odległości wydawały się niezwykłe. Jasne, prawie miodowe, co raczej nie było często spotykane.
Derek zobaczył jak Scott odwraca się, spoglądając w kierunku, w którym patrzył Stiles. Allison wykonała podobny obrót, ale niemal natychmiast wróciła w pełni na swoje miejsce.
Derek mógł z łatwością odczytać z ruchu jej ust pytanie: O co chodzi? i odpowiedź Stilinskiego: Nie wiem, w której jednak nie było ani cienia zakłopotania. Chłopak nie spuścił wzroku, spoglądając na niego i przez niego, więc ich moment trwał.
- Punkt pierwszy, zaliczony – odparła Erica, wytrącając go kompletnie z zamyślenia. – Zostałeś zauważony.
Gapienie na Stilinskiego i jego gapienie zwrotne stało się punktem kulminacyjnym każdego dnia. Siadywali przeważnie przy niezbyt oddalonych od siebie stolikach i Derek wiedział po prostu, że jeśli chłopak nie chciałby czuć na sobie jego wzroku, mógłby po prostu zamienić się z przyjaciółmi miejscem. Oczywiście Erica już teraz żartowała, że to niemal wiktoriański romans i Derek powinien udać się do najbliższej kwiaciarni, a potem jubilera, bo bez pierścionka nigdy nie dostanie się do spodni Stilinskiego, ale zignorował ją jak zwykle.
I tego dnia wrócił bardzo późno z baru, i niemal spóźnił się do szkoły. Podobnie jak pozostali miał cienie pod oczami, ale kto wymyślił, żeby tak wcześnie wstawać w piątki, skoro zabawa trwała już od czwartku?
Stilinski jak zwykle miał na sobie jeden z tych niedorzecznych podkoszulków z długim rękawem. Derek nie wiedział jakim cudem chłopak się nie poci. Na zewnątrz było z trzydzieści stopni i sam nosił swoją skórzaną kurtkę bardziej z przyzwyczajenia. Reyes chyba podzielała jego zamiłowanie do ulubionej sztuki odzieży, bo jej własna leżała bezpiecznie zawieszona na krześle.
Derek przez ostatni tydzień obserwacji nauczył się wielu rzeczy o Stilinskim. Chłopak jadał sałatki niemal codziennie i chociaż zawierały mięso, więc nie był wegetarianinem, wyglądały na zdrowe i ręcznie robione. Nie zamawiał stołówkowego żarcia, którym truli się inni i żartował notorycznie ze Scotta. Allison w zasadzie była szczytem ich trójkąta. Wydawało się, że emocjonalnie umawia się ze Stilinskim, a fizycznie związana jest ze Scottem. To wiele by wyjaśniało, bo McCall był naprawdę półidiotą.
Mieli kilka wspólnych zajęć i niezależnie czy był to angielski czy ekonomia, Scott nie miał zielonego pojęcia o czym mówi.
- Zrywamy się dzisiaj z ostatnich lekcji – poinformowała go półgłosem Erica.
- Dzisiaj nie mogę – odparł, nie odwracając nawet wzroku od śmiejącego się Stilinskiego.
W piątki miał jedyne zajęcia z nim. Jeśli kiedykolwiek miał uderzyć to właśnie dzisiaj.
Erica parsknęła jakby odpowiedział jej jakiś dobry żart.
- Poważnie, Derek? – spytała. – Uważaj, żeby czasem Stilinski nie zrobił z ciebie przykładnego małego kujonka – ostrzegła go rozbawiona. – Może nawet wróci ci twoje nieodżałowane dziewictwo.
Zignorował ją jak zawsze.
Prawie dwie godziny później czekał przed drzwiami sali. Isaac oczywiście wraz z pozostałymi już dawno był w drodze do jednego z zagajników, więc wiedział, że będzie siedział sam. Stiles przeważnie zajmował stolik z Dannym, ponieważ Scott i Allison nie uczęszczali na ten kurs, więc Derek liczył na to, że uda mu się przydybać Stilinskiego.
Nie miał jakiegoś określonego planu działania. Nie lubił rozpisywać sobie wszystkiego na kartce, a potem kierować się tylko jedną ścieżką, którą wcześniej wyznaczył. Dlatego tak bardzo teraz cieszył się, że nie nastawiał się zbytnio, że to on rozpocznie rozmowę. Normalnie nigdy nie pomyślałby, że Stilinski ma na tyle wielkie jaja, żeby podejść do niego na przerwie, ale właśnie w tej chwili stał przed nim marszcząc brwi.
- Nie poproszę mojego ojca o cofnięcie żadnego z twoich mandatów – oznajmił mu tonem nieznoszącym dyskusji.
Derek otworzył usta z zaskoczenia, bo spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego.
- Czy wyglądam ci na idiotę, który nie wie jak zaparkować? – spytał retorycznie.
Derek nie miewał mandatów. Jeździł sensownie i równie inteligentnie parkował.
- Nie. Wyglądasz mi na idiotę, który nie wie kiedy zdjąć nogę z gazu – poinformował go bez drżenia w głosie.
Derek nie był pewien którą ze swoich wściekłych min zrobił właśnie teraz, ale Stilinski nie wydawał się przejmować, jakby widział to wszystko już wcześniej. Jakby był ponad tym i Derek z przerażeniem zdał sobie sprawę, że tygodniowe gapienie może pójść na marne, jeśli w tej chwili nie wymyśli czegoś, co zatrzymałoby uwagę chłopaka na trochę dłużej. Potrzebował punktu zaczepienia, dzięki któremu widywałby Stilinskiego częściej i sam na sam.
Przypomniał sobie o egzaminie z matematyki, który ich czekał za kilka tygodni i oblanych ćwiczeniach. Stilinski już był na dobrej drodze do tego, żeby przemknąć do sali, więc chwycił go za łokieć.
- Poczekaj – poprosił.
Chłopak zawahał się i przepuścił w drzwiach Danny'ego, który uśmiechnął się krzywo, widząc ich.
- O co chodzi? – spytał Stilinski.
- Chciałem zapytać czy mógłbyś mi pomóc z matematyką – zawiesił sugestywnie głos.
Nie wiedział co prawda jak idzie z tym przedmiotem chłopakowi, ale gorzej od niego po prostu nie mogło.
Stilinski patrzył na niego lekko zaskoczony, po czym schował dłonie do kieszeni, obserwując go w zamyśleniu.
- Mam dzisiaj odrobinę czasu po tych zajęciach. Moglibyśmy spotkać się w bibliotece – zaproponował.
- Będę tam – odparł z pewnością Derek, starając się nie szczerzyć.
Kolejny punkt dla niego.
Derek nie sądził, żeby wytrzymali zbyt długo w bibliotece szkolnej. Kobieta, która urzędowała tam od zarania dziejów podejrzewała zresztą nie bez powodu, że wraz z Boydem dokonali małego sabotażu na zapleczu. Isaac wyszukał informacje na temat tworzenia dymu z suchego lodu i napojów gazowanych. Sparaliżowali wtedy całe piętro na kilka godzin.
Nigdy nie znaleziono dowodów, że to była ich sprawka, ale bibliotekarka wiedziała lepiej. Dlatego teraz spoglądała na niego podejrzliwie, chociaż oczywiście uspokoiła się na widok Stilinskiego.
- Dzień dobry, pani Morell – przywitał się uprzejmie chłopak, przechodząc obok jej biurka.
Derek po prostu skinął jej głową.
Udali się do jednego z dalej położonych stolików i Stiles wyciągnął swój podręcznik i notatki.
- Z czym dokładnie masz problem? – spytał rzeczowo.
Derek uśmiechnął się krzywo. Lepszym pytaniem byłoby; z czym nie masz problemu. Odpowiedź byłaby dużo krótsza. Swego czasu opuścił tak wiele zajęć, że teraz z trudem łapał o co chodzi na lekcjach. Brakowało mu podstaw, tego był pewien.
- Dobra. Może pokaż mi jak odrabiasz prace domowe. Morris w końcu zadał nam kilka zadań na weekend – zaproponował Stilinski, gdy milczenie przedłużało się.
- Chcesz, żebym odrobił pracę domową? – spytał z niedowierzaniem Derek, bo coś takiego nie przemknęło mu przez myśl przez wiele ostatnich tygodni.
- Będę mógł się rozeznać, z którymi partiami materiału masz rzeczywiście problem. Chyba prosiłeś mnie o pomoc – przypomniał, rozsiadając się po drugiej stronie stołu.
Derek zamrugał, bo nie sądził, że zostanie potraktowany aż tak poważnie.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? – spytał zanim zdążył się powstrzymać i Stiles oderwał wzrok od podręcznika.
Jego oczy z tej odległości wydawały się jeszcze bardziej miodowe i ciepłe.
- Jakim byłbym katolikiem, gdybym nie pomógł? – spytał retorycznie, ale Derek wyczuł w jego głosie nutki sarkazmu.
Stilinski otworzył książkę na ostatnim rozdziale, który przerabiali i zaczął podkreślać najważniejsze partie dotyczące wzorów, które będą im potrzebne w pracy domowej. Derek nie zastanawiał się długo i sięgnął po własne notatki. Przeważnie nie pokazywał ludziom swojego charakteru pisma, bo po ojcu inżynierze, który uczył go rysować pierwsze litery, niemal kaligrafował. Erica notorycznie nabijała się z niego, że powinien zamknąć się w klasztorze i przepisywać ręcznie księgi.
Stilinski jednak nie skomentował w żaden sposób idealnie okrągłych liter, ale zaczął masować sobie skronie, gdy zobaczył pierwsze linijki równania.
- Żeby rozwiązać to równanie najłatwiej byłoby sprowadzić je do postaci równania kwadratowego – zaczął i zagryzł wargi, gdy Derek po prostu uniósł pytająco brwi.
Stilinski sięgnął bez słowa po swój ołówek, a potem na wolnej stronie rozpisał o co dokładnie mu chodzi.
- Poznajesz? – spytał, ale Derek pokiwał przecząco głową.
Stilinski przesiadł się w końcu na krzesło obok i Hale poczuł delikatny zapach wody po goleniu. Zdziwił się odrobinę, bo Stiles wydawał się mieć tak gładkie policzki, że wydawało się, iż nie musi się jeszcze golić.
- Czeka nas sporo pracy. Nie masz podstaw – stwierdził z lekkim westchnieniem.
- Co ty nie powiesz, geniuszu. – Kpina sama wyrwała się mechanicznie z jego ust, ale Stilinski nie wydawał się urażony. Raczej rozbawiony.
- Hale, przy tobie każdy wychodzi na geniusza – poinformował go i na to Derek nie miał już odpowiedzi.
Spotkali się w bibliotece jeszcze dwa razy w następnym tygodniu zanim Morell ich wyprosiła. Okazało się, że Derek ma zbyt donośny głos, który przeszkadza innym uczniom w nauce. W bibliotece nie bez powodu obowiązywał zakaz rozmów.
Stilinski jakimś cudem czuł się odpowiedzialny za przyszły test i bez wahania zaprosił go do siebie w następnym tygodniu.
Derek nie bardzo potrafił rozgryźć chłopaka. Widział jak Stilinski patrzy na jego mięśnie i od czasu do czasu usta, ale nie wyglądał na kogoś kto zamierzał zrobić pierwszy ruch. Jednocześnie trzymał pomiędzy nimi odpowiedni dystans, chociaż stykali się ramionami podczas gdy pokazywał mu podstawy rozwiązywania równań kwadratowych, które przegapił jakiś czas temu. Podobnie jak wzory skróconego mnożenia, które w zasadzie wiele wyjaśniły z poprzednich zajęć.
Erica kpiła na całego, ale najwyraźniej nie zamierzała mu przeszkadzać dopóki w weekendy wciąż aktywnie uczestniczył w ich spotkaniach. Dodatkowo Stilinski najwyraźniej nie zamierzał jakoś afiszować się z ich po szkolnymi dodatkowymi zajęciami, bo nie wspominał o tym ani słowem, a co ważniejsze nie starał się z nim witać na korytarzu jakby byli dobrymi znajomymi. Co było błogosławieństwem.
Derek nie miał wątpliwości, że chłopak jest przynajmniej biseksualny. Gapił się na niego od czasu do czasu, a jego policzki rumieniły w odpowiedni sposób, co byłoby urocze, gdyby było bardziej męskie.
Derek nie mógł się już doczekać, kiedy w piątek znajdą się sami w domu Stlinskiego. Chłopak zdawał się kompletnie nie wiedzieć do czego to zmierza. Jeśli jednak coś podejrzewał – dawał na to swoje ciche przyzwolenie, co w zasadzie jeszcze bardziej pasowało Derekowi.
Ostatni dzień tygodnia nadszedł jak z bicza trzasnął i Stilinski czekał na niego już na parkingu.
- Jedź za mną – polecił mu tylko, podchodząc do swojego jeepa.
Po kilku minutach skręcili na niewielki podjazd i Derek mógł spokojnie zaparkować czarne Camaro zaraz koło radiowozu. Poczuł się odrobinę zawiedziony, że ojciec Stilesa był wciąż w domu. Nie mieli z szeryfem dość dobrej historii znajomości. Przeważnie widywali się, gdy Derek wykręcił jakiś numer, a ostatnim razem to John Stilinski świecił w okno jego samochodu, gdy chętne usta jakiegoś nieznajomego właśnie robiły mu loda.
- Cześć tato – przywitał się wesoło Stiles, wchodząc do swojego domu.
Odłożył klucze na stolik, wskazując Derekowi, żeby rozsiadł się wygodnie na kanapie w salonie.
Hale był zaskoczony, że dom utrzymany był w takim porządku. Z tego co słyszał, Stilinscy mieszkali we dwóch odkąd zmarła żona szeryfa. Nie sądził, żeby stać ich było na wynajęcie gosposi, ale zagadka szybko się rozwiązała, gdy Stiles przyniósł mu sok i postawił szklankę na podkładce, żeby nie zostawić śladów na blacie.
- Kanapki są na stole w pojemniku – rzucił jeszcze chłopak, gdy szeryf zszedł po schodach już z mundurze.
- Wrócę bardzo późno, więc nie czekaj z kolacją. Te piątkowe zmiany są najgorsze – zaczął mężczyzna po czym jego wzrok zatrzymał się na siedzącym na kanapie Dereku. – Hale – przywitał się.
Derek skinął głową.
- Szeryfie – odparł.
Stiles sięgnął po opakowanie z kanapkami i wcisnął je ojcu do rąk.
- Dziesiątka? – spytał szeryf wciąż nie spuszczając wzroku z Dereka.
- Zależy o jakiej skali mówisz – odparł Stiles z szerokim uśmiechem, który chyba uspokoił Johna.
Derek miał dziwne wrażenie, że to był ich jakiś wewnętrzny slang, w którym określali skalę kłopotów, ale wcale nie zamierzał tego teraz rozgryzać. Zszokowany zdał sobie sprawę, że szeryf porzucił temat jego obecności w swoim domu. Nawet jeśli Stiles powiedział wcześniej o ich wspólnych lekcjach, mężczyzna niecałe dwa tygodnie temu widział jak ktoś ssał penisa gościa swojego syna. Powinien jakoś zareagować.
- Scott dzisiaj przyjdzie na mecz? – spytał jeszcze szeryf.
- Koło osiemnastej – powiadomił go Stiles. – Zostawimy ci pizzę.
- I piwo. Nie wypijcie wszystkiego – dodał tonem, którego Derek też się nie spodziewał.
Stiles krzątał się przez chwilę w okolicach kuchni, gdy jego ojciec sprawdzał czy ma wszystko ze sobą. Odznaka błysnęła w promieniach wiosennego słońca i Derek zamarł z przyzwyczajenia.
- Nie siedźcie za długo. Melissa nie lubi, gdy Scott włóczy się po nocy – dodał jeszcze w drzwiach i już go nie było.
Stiles wrócił w końcu do salonu z dwoma talerzami i postawił przed Derekiem coś co wyglądało jak risotto.
- Mam nadzieję, że masz ochotę na obiad. Muszę coś zjeść, bo nie myślę z pustym żołądkiem – poinformował go, włączając telewizor.
Sam usadowił się w fotelu i sięgnął za siebie po piwo, które najwyraźniej musiał wcześniej otworzyć. Derek obserwował jak jego usta obejmują sam wierzchołek butelki, a potem porusza się jabłko Adama, gdy chłopak przełykał zimny napój. Stiles był na swój sposób pociągający, chociaż to wychodziło dopiero przy dłuższej obserwacji.
- Ojciec pozwala ci pić? – spytał, starając się nie brzmieć na zdziwionego.
Wątpił, żeby Stilinski miał chociaż osiemnaście lat. Sam skończył dopiero niedawno, a na pewno był pierwszą osobą z ich rocznika. Włamali się kilka lat wcześniej do dokumentacji szkolnych z Ericą, ale nie znaleźli nic ciekawego.
- Jedno zimne piwo w tak ciepły dzień jeszcze nikomu nie zaszkodziło – wytłumaczył chłopak. – Na zewnątrz jest chyba z tysiąc stopni. Zaproponowałbym ci jedno, ale wracasz samochodem – przypomniał mu, zabierając się za jedzenie.
Postawił butelkę na kolejnej podkładce i wyciągnął przed siebie długie nogi.
- Może powinieneś chodzić w koszulkach z krótszym rękawem? – spytał Derek nie mogąc się powstrzymać.
- Moje chude ramiona pozbawiłyby cię wzroku, mięśniaku. Po prostu o ciebie dbam – odparł niemal natychmiast chłopak.
Chwilę jedli w milczeniu, bo przeważnie uwagi Stilesa ucinały wszelkie dyskusje. Chłopak zdawał się kompletnie nie przejmować plotkami o rzekomej agresywności Dereka, chociaż te akurat były nieprawdziwe. Hale wolałby, żeby Stilinski powściągnął trochę język, bo jego uwagi naprawdę były irytujące. Stiles przez prawie cały czas zdawał się mu mówić; znam cię, wiem o czym myślisz, a to nie była prawda. Nie wiedział, bo go nie znał.
- Nie potrzebuję, żeby o mnie dbano – mruknął pod nosem, czując się od razu głupio z talerzem jedzenia na kolanach i szklanką soku w dłoni.
Stiles uśmiechnął się krzywo, czego przeważnie nie robił przy swoich znajomych. Ten grymas twarzy zarezerwowany był dla Dereka, co początkowo go ucieszyło, ale już kilka dni później zdał sobie sprawę, że ten uśmiech jest po prostu pełen rezerwy.
- Zaraz wrócę z moimi starymi notatkami. Jeśli będziesz chciał je pożyczyć, nie będę miał nic przeciwko – dodał chłopak wynosząc po chwili puste już talerze.
Jeśli to gotował Stiles, Derek gotów byłby uznać, że chłopak jest genialną gosposią. Dbał o porządek i robił śniadania do pracy. Nic dziwnego, że wracał po szkole zaraz do domu. Derek nigdy nie słyszał, żeby szeryf robił zakupy do domu, więc Stilinski pewnie i tym się zajmował.
Stiles zniknął gdzieś w dalszej części domu i po chwili Derek usłyszał dźwięk spadających przedmiotów, a potem kilka przekleństw, których sam by się nie powstydził.
- Nic mi nie jest! – krzyknął Stilinski, gdy Derek już zastanawiał się czy nie sprawdzić co się stało.
Chłopak wrócił po chwili, rozmasowując ramię. W dłoni trzymał pudło z napisem Matematyka, które położył na stole, po czym sięgnął po słuchawkę.
- Amanda, powiedz mojemu ojcu, że nie zgadzam się na wędki w składziku – poinformował kobietę, która najwyraźniej była partnerką szeryfa.
Derek pamiętał ją nawet jako tę, która chichotała, gdy zapisał spodnie dwa tygodnie temu. Ciekawiło go czy Stiles wie, ale jeśli tak – nawet komentarzem się nie zdradził.
Może istniało coś takiego jak tajemnica policyjna? Albo coś w ten deseń?
- Przepraszam, ale ojciec zostawia wszędzie sprzęt do wędkowania. Tylko cudem nie mam w siebie wbitych haczyków – mruknął po nosem, zbierając ze stołu niepotrzebne rzeczy.
Wyłączył telewizor i sięgnął po kolejny z pilotów po czym zawahał się.
- Mogę włączyć muzykę? Czy będzie ci przeszkadzać przy nauce? Szczerze powiedziawszy w domu zawsze potrzebuję jakiegoś rozpraszacza. Przeważnie to jest Scott, ale wciąż ma trening i… - urwał niepewnie spoglądając na Dereka, który nie wiedział jak przerwać ten potok słów.
Stiles potrafił czasami tak się nakręcić, że powstrzymanie go wydawało się niemożliwe. Na szczęście zawsze zdążał się opamiętać i ustawał chociaż na moment.
- Nie ma problemu, o ile to nie Taylor Swift – powiedział.
Stiles znowu uśmiechnął się krzywo.
- Ekstra – podsumował, o dziwo tylko jednym słowem.
Z głośników popłynęły nie całkiem rzewne ballady Coldplay i w zasadzie Derek nie miał nic przeciwko.
Stiles był inteligentny i to nie w ten standardowy sposób. Nie był po prostu mądry i wiedział wiele, ale potrafił to wykorzystać, a jego komentarze były zarówno trafne jak i odpowiednio sarkastyczne. Derek zawsze uważał, że to właśnie ironia jest wyznacznikiem prawdziwego ilorazu inteligencji, bo po cóż człowiekowi informacje, których nie potrafił w żadnej sposób wykorzystać?
Jakoś w ciągu tygodnia Stiles dał mu swój numer telefonu, bo szeryf miał różnie rozplanowane zmiany i czasami potrzebował przestrzeni, żeby w ciszy pracować nad sprawami. Z oczywistych względów Derek nie zamierzał nawet protestować. Mężczyzna niepokoił go odkąd pierwszy raz się spotkali. Nie krzyczał, nie groził i nie próbował w nim wywołać fałszywego poczucia winy. Po prostu poinformował go, że odwiezie go do domu i wyjaśni jego matce sytuację. Zdaje się, że wtedy uciekli na pierwsze wagary i próbowali kupić alkohol w pobliskim barze, co nie mogło się wtedy udać. Nie mieli nawet w pełni szesnastu lat, chociaż Erice pewnie by się udało, gdyby była sama. Z tą wiecznie czerwoną szminką wyglądała na najmniej dwadzieścia.
Stiles siadywał z nim też coraz częściej na kanapie, gdy pokazywał mu różne metody rozwiązywania zadań. Wszystko stawało się prostsze, gdy nauczył się podstaw i w tym tempie zaczynał sądzić, że nie tylko przygotuje się do egzaminu, ale być może nadrobi ostatnie dwa lata.
Stilinski miał dar. Tłumaczył wszystko klarownie i jasno. Nie bawił się w nieścisłości. Zadania rozwiązywał nie pomijając żadnego kroku, żeby Derek łatwiej mógł je przeanalizować, co też Hale czynił, bo Stiles notorycznie sprawdzał, czy na pewno nie marnotrawi swojego czasu. Nie robił mu co prawda kartkówek, ale to wychodziło, bo każdy poprzedni dzień był powiązany z następnym i nad pewnymi kwestiami pracowali aż do skutku, bo nie mogli ruszyć dalej.
Derek czasem pomagał mu też przy przyrządzaniu obiadu, odkąd jadał u Stilinskich prawie cztery razy w tygodniu. Jego matka nie miała nic przeciwko, gdy tylko usłyszała nazwisko szeryfa. Oczywiście musiało wzbudzić powszechny szacunek, chociaż Talia Hale spojrzała też na niego podejrzliwie, gdy wspomniał o wspólnej nauce. Do tej pory, gdy nie wracał do domu, przeważnie oznaczało to kłopoty.
Derek zdał sobie sprawę, że szeryf ufał swojemu synowi. I to cholernie mocno, bo Stiles od czasu do czasu wyciągał z szafki whiskey i nalewał sobie z lodem, a potem nie próbował nawet ukrywać szklanki, gdy jego ojciec wchodził do salonu po skończonej zmianie.
Matka Dereka nigdy nie pozwoliłaby mu przy sobie pić. Wątpił nawet, że miałoby się to zmienić, gdy skończyłby dwadzieścia jeden lat. Między szeryfem a Stilesem była jakaś nieuchwytna nić porozumienia i szybko zrozumiał, że w pewnym sensie zazdrości im tego.
Jego rodzice rozwiedli się cztery lata wcześniej i nie mieszkał z ojcem. To Laura zdecydowała, że powinni się rozdzielić i on został z matką. Nie wiedział czy to dobra czy to zła decyzja, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wtedy wszystko szlag trafił.
Stiles poruszył się niespokojnie na kanapie, ocierając się przypadkowo o jego ramię. Chłopak sięgnął po komórkę i odebrał smsa, krzywiąc się.
- Świetnie – mruknął pod nosem Stilinski. – Mój ojciec jutro urządza wieczorek pokerowy, więc odetnie nam salon – poinformował go. – Znajdę ci więcej zadań na weekend, żebyś mógł poćwiczyć równania z deltą – dodał, przeciągając się.
- W zasadzie moglibyśmy pouczyć się u mnie – zaproponował niepewnie.
Dotąd nie zapraszał nikogo prócz swojej paczki do domu, ale jeśli chciał dalej oswajać Stilesa ze sobą, musiał dać mu naruszyć swoją przestrzeń prywatną. Poza tym zawsze jego terytorium dawało mu większą pewność siebie i nie musiał obawiać się, że gdzieś zza rogu wyskoczy szeryf. Kwestia tylko czy Stiles pozwoli się do niego zwabić.
- Hm, byłoby idealnie – odparł chłopak z lekkim uśmiechem i Derek dodał sobie kolejny punkt.
Stiles oczywiście wiedział, gdzie jest dom Hale'ów, chociaż otaczały go same lasy. Dlatego Derek nie był zaskoczony, że Stilinski najpierw wpadł do swojego domu z zakupami, żeby przygotować kilka przekąsek ojcu na wieczór, a potem obiecał podjechać do niego.
Derek wykorzystał ten dodatkowy czas na złożenie łóżka i uprzątnięcie walających się po podłodze ubrań. Wprowadzenie mieszkającego w sterylnie czystym domu chłopaka do jego artystycznego nieładu wydawało mu się nie odpowiednie. Jego matka rzuciła mu zatroskane spojrzenie, ale zignorował je jak każde kolejne. Nie zamierzał jej teraz tłumaczyć, że w zasadzie sprząta, żeby zachować pozory.
Stiles zadzwonił do drzwi jakąś godzinę później i jego matka oczywiście musiała otworzyć.
- Och, pewnie jesteś kolegą Dereka – powiedziała.
- Tak, Derek nie wspomniał, że będziemy się dzisiaj uczyć? – zdziwił się niemal natychmiast Stiles. – Przepraszam, jeśli przeszkadzam. Myślałem, że panią uprzedził.
Stilinski wydawał się faktycznie zakłopotany, więc Derek po prostu odchrząknął.
- Chodź do mojego pokoju. Tam będziemy mieć trochę ciszy – mruknął, wskazując mu drogę na piętro.
Stiles uśmiechnął się przepraszająco do jego matki, co jeszcze bardziej go zirytowało, bo tylko temu jeszcze brakowało, żeby i ona zaczęła jęczeć jaki wspaniały jest syn szeryfa.
Stiles wsunął się do środka, niemal od razu kładąc plecak na zagraconym biurku. Wyciągnął notatki i zawahał się, widząc, że jedynym miejscem siedzącym w jego pokoju jest łóżko.
- Powinieneś był uprzedzić swoją mamę, że przyjdę. To było niegrzeczne – poinformował go, siadając na skraju.
Derek prychnął, zajmując miejsca zaraz obok. Stiles musiał wziąć w domu prysznic, bo pachniał świeżością i czymś cytrusowym.
- Moja matka już się przyzwyczaiła – mruknął, sięgając po ołówek, ale Stiles najwyraźniej nie uznał tematu za zakończony.
- Powinieneś traktować ją lepiej. Naprawdę dziwię się, że ci jeszcze nie nakopała – poinformował go chłodno i Dereka po prostu trafił szlag.
Z nikim nie rozmawiał o rodzinie, bo ten temat nie istniał. I na pewno ze wszystkich ludzi, nie Stiles Stilinski będzie go pouczał o tym jak powinien się zachowywać.
- Nie masz pojęcia o moich układach z matką, więc możesz sobie odpuścić – warknął nie starając się nawet ukryć rozdrażnienia.
Stiles spojrzał na niego z czymś dziwnym w oczach i uśmiechnął się chłodno.
- Oczywiście, że nie mam pojęcia – zgodził się, co zaskoczyło Dereka. – Moja mama nie żyje – dodał, wracając do notatek.
Hale poruszył się niespokojnie na łóżku po raz kolejny nie potrafiąc znaleźć słów.
Derek nie mógł przestać obserwować Stilesa. Stało się to w pewnym momencie jakimś stałym punktem programu i chociaż chłopak nie zwracał na niego uwagi w szkole, jego przyjaciele spoglądali na niego z zaniepokojeniem, jakby wiedzieli, że Derek coś kombinuje. Isaac niemal dostał zawału, gdy po pierwszym miesiącu lekcji ze Stilesem, Hale zdał egzamin. Nie bez problemów, ale jednak na jego arkuszu gościło B+. Natychmiast przesłał Stilinskiemu smsa ignorując zirytowane spojrzenie Morrisa. Stiles odebrał już pod ławką, ale uśmiechnął się lekko, co Derek oczywiście odnotował.
W zasadzie mógłby przestać już uczęszczać na ich wspólne lekcje, ale nie dość, że popsułoby mu to plany to dodatkowo nie miał po prostu ochoty. Stiles potrafił być zabawny, kiedy chciał i na pewno był nadpobudliwy. Może to nawet odnotowano w jego aktach, chociaż Derek nie mógł sobie przypomnieć.
Nie wiedział kiedy zbudowali jakiś swój plan tygodnia, ale widywali się cztery razy w tygodniu i nawet szeryf zaczął traktować go jako stały element pejzażu domowego. Co ograniczało się mniej więcej do tego, że witali się pojedynczymi słowami, a mężczyzna potem ignorował go, aż do chwili gdy wychodził do pracy.
Nie rozmawiali, bo nie mieli o czym, ale Derek nie czuł się intruzem. Stiles nie miał nic przeciwko jego obecności i przyłapywał chłopaka na gapieniu się na jego tyłek raz czy dwa. Częściej po prostu Stilinski zwieszał się patrząc na jego usta, co też było przyjemne.
To było jedno z tych leniwych popołudni, gdy Stiles nie zdążył przygotować obiadu i zaraz po wejściu do domu udał się do kuchni. Derek przeważnie oglądał telewizję lub nadrabiał prace domowe z pozostałych przedmiotów. Rzadziej sam proponował pomoc. Nie czuł się zbyt pewnie w kuchni. Dawniej z Laurą i matką przygotowywali wspólnie śniadania i obiady, ale to skończyło się jak wszystko inne.
- Posiekasz pomidory? – spytał nagle Stiles, wyrywając go z zamyślenia. – Potrzebne mi pół kilograma, a zanim dobiorę się do pozostałych składników… - zawiesił sugestywnie głos.
Derek wstał bez słowa i umył dłonie w zlewie. Za ladą było dostatecznie dużo miejsca dla nich dwóch, ale i tak otarł się ramieniem o plecy chłopaka. Stiles podskoczył zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek, jakby wiedział do czego zmierza Derek. W zasadzie Hale nawet nie starał się czasami być subtelny. Trochę irytowało go, że chłopak mimo wszystko nie odpowiada entuzjastycznie, ani nie daje wręcz odwrotnych sygnałów. Trwali w zawieszeniu od pewnego czasu, a Derek nie należał do najbardziej cierpliwych.
Sięgnął po nóż i umyte pomidory, które Stiles przed nim postawił i zaczął ciąć je na równe choć niezbyt duże kawałki. Stilinski obierał czosnek i przygotowywał pozostałe składniki, i wszystko wyglądało na to, że zjedzą jakiś sos pomidorowy z makaronem.
- Cholera – syknął, gdy ostrze nacięło jego skórę.
Kwasy zawarte w pomidorach niemal natychmiast dostały się do rany i teraz piekła go ręka. Possał koniuszek palca i wytarł świeżą krew o koszulkę, ale Stiles stał już przy nim.
- Pokaż, dzieciaku – westchnął, po czym złapał go za dłoń i pociągnął pod bieżącą wodę.
Chłopak zmył z jego ręki pozostałości po soku i osuszył skórę jednorazowym ręcznikiem.
- Nic mi nie jest – warknął Derek, bo czuł się dziwnie, gdy Stiles go dotykał z taką delikatnością.
- Oczywiście, że nie, wielki zły wilku – przyznał mu rację niemal natychmiast, ale wyciągnął z apteczki plaster od razu opatrując jednak głębszą niż myślał ranę.
Chłopa spojrzał krytycznie na swoją pracę, a potem pobrudzoną krwią koszulkę i zmarszczył brwi.
- Musisz się przebrać i to zaprać, bo zostanie plama – poinformował go Stiles, ciągnąc go w stronę schodów.
Derek ponownie nie myślał nawet o proteście, bo Stilinski nigdy jeszcze nie zaprosił go na piętro. Uczyli się przeważnie w salonie lub przy kuchennym stole. Derek nie widział także pokoju Stilesa i niemal parsknął, gdy wszedł do pomieszczenia, które odbiegało bardzo od innych w tym dom. Po pierwsze uwagę przyciągał kolor; niebieski i przejrzysty, który kojarzył się Derekowi z jego własnymi oczami. Łóżko Stilesa nie było zaścielone, ale nigdzie nie walały się brudne ubrania. Za to już w progu można było potknąć się o sterty złożone z książek i komiksów, które też stały na półkach.
Stiles podszedł do jednej z szafek i otworzył ją przez chwilę z wahaniem sięgając po jedną z koszulek.
Spojrzał na Dereka, jakby chciał ocenić jaki rozmiar nosi, ale się poddał i po prostu rzucił mu ciuch.
- Krótki rękaw? – zdziwił się Hale, bo sądził, że Stiles nie posiada takowych koszulek.
Stilinski wzruszył ramionami, więc Derek po prostu ściągnął swój podkoszulek, notując od razu, że Stiles nawet nie próbował udawać, że go nie obserwuje. Ubranie okazało się o rozmiar za małe, więc zdjął krępujący go materiał.
- Nie pasuje – warknął zirytowany, bo nagle stanie półnago pod czujnym wzrokiem chłopaka wydało mu się mało komfortowe.
W jego stronę poleciała kolejna koszulka, w jakimś kompletnie absurdalnym deseniu, ale ona też była za mała i znów z krótkim rękawem. Derek spojrzał na zapięte mankiety Stilesa i przyszło mu na myśl, że być może chłopak coś ukrywa pod materiałem. To było nawet logiczne.
Zrobił krok w jego kierunku, ale nie wziął od niego kolejnej koszulki tylko złapał go za nadgarstek.
- Co tam masz? – spytał, rejestrując, że źrenice chłopaka rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Puszczaj i po prostu przymierz koszulkę – warknął, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale mięśnie Dereka nie były tylko lepem na wzrokowców.
Zaczął odpinać mankiety chłopaka, a Stiles nacisnął mocno miejsce tuż pod jego łokciem i dłoń Dereka sama się otworzyła. To musiała być jakaś sprytna dźwignia, której nauczył go szeryf.
Hale jednak nie należał do osób, którym można cokolwiek wyperswadować, więc po prostu złapał chłopaka w pół i docisnął do łóżka swoim ciałem. Przyblokował go nogami i zębami rozpiął guzik, ignorując protesty Stilesa. W końcu kawałek jasnej skóry ujrzał światło dzienne.
Derek nie był pewien czego się spodziewał. Może takiego tatuażu jaki miał na plecach? Jednak wzdłuż lewego nadgarstka Stilinskiego widniało kilka jasnych blizn, które kiedyś musiały być dość głębokimi cięciami. Miał mocne podejrzenia, że na prawej ręce Stiles ukrywa komplet następnych.
- Co to jest? – spytał, chociaż dobrze wiedział na co patrzy.
Wydawało się, że wściekły Stiles nie odpowie, ale chłopak przestał się miotać i spojrzał na niego z tym krzywym wszystko wiedzącym uśmieszkiem, który Dereka tak wkurzał.
- Nie wiesz? – zdziwił się. – Myślałem, że wiesz wszystko o tym jak to jest być egoistycznym fiutem, który pławi się we własnym żałosnym bólu raniąc wszystkich dookoła – sarknął.
- Próbowałeś popełnić samobójstwo – stwierdził na wpółświadomie, bo słowa Stilesa jak zwykle uderzyły w dość czułą strunę.
On nie był egoistyczny… Po prostu… Po prostu nikt go nie rozumiał.
- Podciąłem sobie żyły w dwa miesiące po pogrzebie mojej matki – przyznał dość spokojnie Stilinski, starając się unieść na łokciach, ale ciężar Dereka wciąż przygniatał go do materaca. – Mój ojciec mnie znalazł i powiedział mi, że jeśli nie chcę żyć dla siebie, to żebym chociaż żył dla niego – dodał z czymś dziwnym w głosie.
- Miał rację – odparł głucho Derek i Stiles znowu uśmiechnął się krzywo.
- Poważnie geniuszu? Bo kiedy ostatnio sprawdzałem nie byłeś specjalistą od układów z rodzicami – zakpił i Derek miał ochotę mu przyłożyć, bo to wszystko było nie tak.
Jednak nie wiedział jak miałby to wytłumaczyć, bo jego rodzice się rozwiedli, a mama Stilesa nie żyła. Na parterze widział kilka jej zdjęć i to po niej chłopak odziedziczył te totalnie niedorzeczne pieprzyki. I jasną karnację, na której tak łatwo było rozpoznać rumieniec. Podobnie jak teraz, gdy Stiles leżał pod nim oddychając ciężko, a czerwona była nawet skóra na jego karku i dalej partie, które ginęły pod koszulą.
Derek chciał zobaczyć jak daleko sięga ten rumieniec i dlaczego Stiles zawsze patrzy na niego tak wnikliwie jak teraz chyba spodziewając się kolejnej dziecinnej odpowiedzi, która zacznie się od; Nic nie rozumiesz, ale Derek miał dość, więc pochylił się do przodu i pocałował go.
Wargi Stilesa były suche, ale miękkie i to było dziwne. Inne jak cały Stilinski, bo ten zamiast odepchnąć go i spytać; Co do cholery robisz?, przyciągnął go bliżej, oplatając teraz już wolnymi rękami. Pozwolił mu pogłębić pocałunek, który z minuty na minutę był mniej ostrożny. Potem bardziej mokry i Stiles dyszał w jego usta, ocierając się sugestywnie o jego udo. Derek usadowił się wygodniej na nim, przejmując kontrolę nad jednostajnym ruchem, które wykonywały ich biodra, a Stiles po prostu rozłożył szerzej nogi, wpuszczając go bliżej i bardziej do siebie.
Dłonie chłopaka, nie tak znowuż ostrożne i gładkie jak wydawało mu się na początku, zaczęły masować jego kark i ramiona, i zsunęły się na jego bicepsy, a potem klatkę piersiową, którą Stiles gładził odrobinę dłużej. Wplótł palce we włoski, które zawsze irytowały Dereka i pociągnął je lekko, wsuwając język do jego ust.
Derek wbił się mocniej w jego wargi i w niego, i Stiles jęknął, oplatając go nogami. A potem zaczął poruszać się w splątanej pościeli w rytm jego pchnięć, wychodząc mu naprzeciw z westchnieniami i sykiem, gdy Derek ugryzł jego wargę.
- Stiles? Stiles! – rozległo się na parterze i Stilinski niemal zepchnął go na podłogę.
Scott najwyraźniej skończył wcześniej trening.
- Daj mi chwilkę. Już schodzę – odkrzyknął, uspokajając oddech.
Derek spojrzał na niego nie wiedząc za bardzo co właśnie robili i co powinien powiedzieć, ale Stiles podnosił się już z łóżka, zapinając mankiety. Koszula chłopaka była tak wymięta, że wątpił, żeby McCall to przeoczył. Na wszelki wypadek pozostawały jeszcze opuchnięte od pocałunków usta i malinka, która powoli wychodziła zza kołnierzyka Stilinskiego.
Sam też pewnie nie wyglądał lepiej, a erekcja niemal przebijała się przez jego spodnie. Jeśli będzie zmuszony siedzieć przy McCallu przez następną godzinę zapewne dorobi się sinych jaj.
- Koszulka w pomarańczowo-niebieskie paski jest największa – poinformował go w końcu Stiles. – Łazienka jest zaraz naprzeciwko. Kiedy przepłuczesz plamę zejdź na dół – dodał, wychodząc.
Derek nie wiedział co się stało. Nie był pewien dokładnie niczego. W jednej chwili Stiles mówił o największej głupocie jaką chciał popełnić, a w drugiej Derek przyssał się do jego twarzy.
Tak na wieść o próbie samobójczej chyba nie reaguje nikt.
Nie wiedział jednak jaka reakcja miałaby być odpowiednia. Co powinien był powiedzieć?
Przykro mi?
Dlaczego z nikim o tym nie porozmawiałeś?
Stiles w zasadzie od zawsze widywał się ze Scottem. Byli przyjaciółmi zapewne z porodówki, bo ich urodziny wypadały w odstępstwie dwóch tygodni, więc dlaczego Stilinski nie pogadał z McCallem. Może Scott był po prostu gównianym przyjacielem?
A może Stiles po prostu z nikim nie porozmawiał? Tak jak on po rozwodzie rodziców? Zamknął się w swoim pokoju i użalał się nad tym jaki świat jest niesprawiedliwy?
Derek nie mógł przestać myśleć przez całą drogę do domu, więc niemal mechanicznie zaparkował samochód i wszedł do środka. Jego matka siedziała przy stole pracując przy laptopie i jak zwykle uśmiechnęła się smutno. Od jakiegoś czasu już nie pytała jak minął mu dzień, bo od lat nie odpowiadał, wchodząc od razu na piętro.
- Dzień dobry – powiedział, przypominając sobie tonem z jakim Stiles rzekł kiedyś, że jego matka nie żyje.
Oczy kobiety rozbłysły zaskoczeniem, a potem obawą, którą Derek dobrze znał. Z tej odległości niemal widział jakie myśli przelatują jej przez głowę.
Czy znowu będzie telefon ze szkoły?
Znowu zrobił coś złego?
Czy znowu będzie mieć rozmowę z szeryfem?
Znienawidził się już za to i miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę. Jak wtedy gdy Laura zaczęła pakować swoje rzeczy tuż po rozwodzie rodziców i powiedziała mu, że muszą się rozdzielić, bo to nie fair, żeby którekolwiek zostało same.
- Pójdę do góry się pouczyć – powiedział zduszonym głosem.
- Tak, oczywiście – odparła z lekkim zachęcającym uśmiechem. – Stiles jest dobrym korepetytorem? – spytała.
- Najlepszym – odpowiedział i zdał sobie sprawę, że to najdłuższa normalna rozmowa jaką przeprowadził z nią od czasu, gdy ojciec wyjechał na wschodnie wybrzeże.
Uciekł na piętro, czując ucisk w gardle i zamknął za sobą szczelnie drzwi.
