Tytuł: Głos
link do oryginału: archiveofourown works /2213688
Tłumacz: euphoria (szaleństwo, szaleństwo!)
Beta: anga971 (nic nikomu niewinna) (kocham cię) (wybacz mi, że musiałaś przez to przechodzić) xD (DZIĘKUJĘ!)
Zgoda: JEST
- Drań!
Pojedyncze słowo opuściło usta Remusa Lupina, gdy siadał przy kuchennym stole z butelką Ognistej Whiskey w lewej ręce. Naprzeciwko niego leżała dzisiejsza gazeta, na której pierwszej stronie można było przeczytać "Jeden rok za nami: Co stało się z Sami-Wiecie-Kim?". Trzy czwarte szpalty dedykowane było wzlotowi i upadkowi Voldemorta, pozostała część Jamesowi, Lily i Harry'emu Potterom, Syriuszowi Blackowi i Peterowi Pettigrew.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Remus nie miał otrzymać na to odpowiedzi. Nigdy.
Był samotny. James, Lily i Perer nie żyli, on siedział w Azkabanie. I to właśnie on był wszystkiemu winien.
- Nie mogę uwierzyć, że dałeś się na to nabrać, – To był jego głos, naigrywający się z Remusa.
Lupin podniósł butelkę Ognistej Whiskey do ust i wziął łyk. A potem kolejny. I kolejny.
- Wzbudzałeś we mnie obrzydzenie za każdym razem, gdy byliśmy razem. Ohydna kreatura. Potwór.
Remus wstał i zaczął krążyć po pomieszczeniu z butelką w ręce.
- To wszystko było udawane, a ty w to uwierzyłeś! Nienawidziłem cię, a ty myślałeś, że cię kocham!
- Przestań – zaprotestował cicho.
[i]- A co się tyczy Jamesa i Lily – obrzydliwość. Wiedziałem, że Potter był zdrajcą krwi, ale poślubiać szlamę? Byłem tak szczęśliwy, wydając ich. Och, jeszcze Pettigrew. Żałosny Pettigrew. Nie było szans, żeby mnie pokonał, a jednak wciąż próbował. A teraz jest martwy. Wszyscy są. – Brzmiał na zadowolonego z siebie. –Zostałeś całkiem sam, Remusie
- Nie! – krzyknął, upuszczając butelkę, która rozbiła się, a bursztynowy płyn rozlał się po podłodze. Mężczyzna zignorował to i, łkając, opadł na kolana.
- Potwór jest całkiem sam. Wszyscy jego przyjaciele nie żyją.
- Nienawidzę cię.
- Nienawiść wilkołaka. Jak oryginalnie.
- Kocham cię.
To były słowa, do których ledwo mógł przyznać się przed samym sobą, a jednak wypłynęły z jego ust. I bolało go, jak prawdziwe one były. Wciąż go kochał. Kochał mordercę, zdrajcę. To robiło z niego jeszcze większego potwora, niż mogła pełnia kiedykolwiek.
- Żałosne. Wciąż mnie kochasz? Nawet wiedząc, że ja nigdy nie odwzajemniałem tego uczucia?
- Żałosny. Tak, to ja – wyszeptał Remus.
- To była gra! Nie rozumiesz tego? Gra!
Chociaż Remus nienawidził słuchać [i]jego głosu, to wciąż działał na niego kojąco.
- Powinienem był cię zabić.
- Dlaczego więc tego nie zrobiłeś? – krzyknął. – To byłoby prostsze! Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Jednak nikt mu nie odpowiedział i Remus poczuł się jeszcze bardziej samotny niż wcześniej.
