Patrzyłem się już na nią. Na jej długie, blond włosy. Na kredową skórę, cienką jak pergamin. Na zamknięte powieki, które ukrywały jej błękitne oczy.
Wciąż nie mogę uwierzyć. Nie. Ona nadal żyje. Przecież udało się nam. Teraz wszyscy jesteśmy bezpieczni.
Od dwóch dni wmawiam sobie te bzdury. Od dwóch dni, jej stan zdrowia nie poprawił się. Ona nadal jest w śpiączce.
Siedzę sam na plastikowym krześle. Korytarz szpitalu w trzynastce jest wyłożony białymi kafelkami. Nagle pojawia się przy mnie lekaż.
- Może pan wejść, żołnierzu Abernathy
Odpowiadam mu skinieniem głowy.
Sala jest wyłożona tymi samymi, białymi kafelkami. Na samym końcu znajduje się łóżko. Na nim, delikatna, krucha istota. Ktoś, kto sprawił, że odważyłem się znowu kogokolwiek pokochać. Leży tam Effie Trinket.
Podchodzę do niej w milczeniu. Jedynym dźwiękiem który słychać, jest ciche pikanie kardiogramu. Za wolne. Nawet ja to wiem.
- Przepraszam- jest to jedyne słowo które udaje mi się wydukać.
Znowu milczę. Patrzę się jak jej klatka piersiowa delikatnie unosi się i opada. Na jej ciele, gdzie znikają cienkie rurki, widać też wszelakie szramy, strupy, zadrapania, rany, przypalenia.
Znowu ten ucisk w sercu. Delikatnie łapie ją za ręke.
- Przepraszam cię Effie. Wybacz mi. To, to wszystko moja wina.
W końcu pękają moje bariery. Po moich policzkach lecą łzy.
- Przepraszam cię skarbie. Za to, że cię opuściłem.
Pochylam głowę i przyciskam jej dłoń do mojego czoła.
- Wybacz mi.
Nagle ciche pikanie przybrało na częstotliwości. Jej powieki zaczęły lekko drgać.
- Ja, ja cię kocham
Ostatnie zdanie wręcz wyszeptałem w jej rękę. Nagle ciche, powolne pikanie przybrało na częstotliwości. Jej ręka zaczęła się delikatnie poruszać. Udało jej się ją unieść i położyć na moim policzku. Wraz z wywołanym szokiem, dotarł do mnie jej cichy, ochrypły głos.
- Ja ciebie też Haymitch
Siedzimy razem w ciszy przez chwilę. W końcu dociera do mnie jej cichy głos.
- Dziękuje
Przez chwilę patrzę się na nią w osłupieniu. Za co ona mi dziękuje. Za prawie spowodowanie jej śmierci? Za całe to cierpienie? Na przyszłość, za obelgi?
- Tylko za co?
- Za pokazanie mi prawdziwego siebie.
