Rozdział 1
Delikatny cień niczym mgła poruszał się pomiędzy potężnymi drzewami Zakazanego Lasu, pozostawiając za sobą nikły podmuch swojej mocy. Przemieszczał się szybko i zwinnie niczym kot polujący na swą przyszłą zdobycz. Lawirował pomiędzy kolejnymi przeszkodami, a z każdym kolejnym krokiem jego moc była coraz bardziej namacalna. Napierała na wszystkie żyjące istoty w promieniu stu metrów i wywoływała falę poruszenia nawet wśród centaurów. Cień dotarł wreszcie na skraj lasu i został spowity srebrzystobiałym blaskiem księżyca. Hogwartowi ukazał się wysoki mężczyzna o długich, brązowych włosach związanych w koński ogon i złotych oczach, mrożących swoim lodowatym, dogłębnie oceniającym spojrzeniem. Ubrany był w idealnie dopasowaną hebanową szatę, która podkreślała jego oczy i mroczną aurę, jaką wokół siebie roztaczał. Mężczyzna spojrzał na olbrzymi zamek, który przyćmiewał swoim pięknem i wielkością wszystko przed nim. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie w ledwo dostrzegalnym półuśmiechu. Pewnym krokiem ruszył przed siebie, a jego szata powiewała za nim niczym obietnica nadchodzących zmian w Hogwarcie.
***
Harry Potter siedział w jednym z przedziałów Expresu Hogwart i wraz ze swymi przyjaciółmi wyruszał w kolejną podróż jaką był szósty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nieprzytomnym wzrokiem spoglądał na zmieniający się krajobraz za oknem, a jego myśli nieubłaganie powracały do wydarzeń z wczorajszego poranka.
Ostatni tydzień wakacji, Harry miał spędzić ze swoim ojcem chrzestnym i ich wspólnym przyjacielem, Remusem Lupinem, który obecnie pomieszkiwał u Syriusza.
Tego dnia, Potter obudził się bardzo wcześnie. Wyszedł na balkon i zaciągnął się chłodnym, rześkim powietrzem. Promyki słońca delikatnie muskały jego uśmiechniętą twarz i niesforne, czarne kosmyki opadające na czoło. Harry zamruczał z przyjemności. Uwielbiał takie ranki. Spędził tam jeszcze chwilę, delektując się ciszą i spokojem, by po chwili przemierzyć swój pokój i skierować się ku kuchni. Nieświadomy tego, co dzieje się w salonie, wmaszerował do niego wesołym, sprężystym krokiem i zdębiał. Na kanapie siedział Syriusz, a na jego kolanach, okrakiem, usadowiony był sam Remus Lupin we własnej osobie. Mężczyźni byli tak zajęci pocałunkiem, że nawet nie zauważyli Harry'ego wpatrującego się w nich z kompletnym zdumieniem wymalowanym na twarzy. Potter poczuł jak na jego policzki wpływa delikatny rumieniec. Kiedyś podejrzewał swojego ojca chrzestnego i wilkołaka o coś więcej niż przyjaźń, ale zobaczenie ich w takiej sytuacji i tak okazało się dla niego nie małym szokiem. Zielonookie spuścił głowę i odchrząknął. Młody czarodziej usłyszał głośne przekleństwo Syriusza oraz lekko zachrypnięty głos Lupina:
- Harry...
Potter oderwał wzrok od czerwonego wzoru na dywanie i podniósł głowę. Na jego twarzy nadal widniał lekki rumieniec, ale w oczach można było dostrzec coś na kształt wyrzutu.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? - w jego głosie wyczuwało się delikatny, lecz gorzki ton.
- Harry.. - ponownie zaczął wilkołak. - Wybacz nam, że nie powiedzieliśmy ci wcześniej, ale musisz zrozumieć, że homoseksualizm nie jest czymś powszechnym wśród czarodziei i obawialiśmy się twojej reakcji. Wybacz nam. - zakończył z żalem i zrobił skruszoną minę. Zielonooki patrzył na nich, na ich pochylone głowy i pełne żalu oczy, zastanawiając się nad słowami Remusa. To oczywiste, że nie jest to powszechne oraz jakoś szczególnie tolerowane, ale powinni mu zaufać i o wszystkim powiedzieć. Westchnął.
- Jesteśmy rodziną. Powinniście mi powiedzieć, a nie utrzymywać to w tajemnicy.. - powiedział spokojnie i po chwili namysłu dodał - Cieszę się waszym szczęściem. Już od dawna was podejrzewałem. - wyszczerzył się.
Mężczyźni wymienili spojrzenia i uśmiechnęli się niepewnie.
- Więc wszystko ok, młody? - głos Syriusza lekko zadrżał przy tym pytaniu.
- Jasne, ale za karę macie mi zrobić śniadanie. - posłał swojemu chrzestnemu kojący uśmiech.
Czarodziej podszedł do chrześniaka i objął go ramieniem.
- Co pan sobie tylko życzy. - mrugnął do niego. - Swoją drogą, dobrze, że nie okazałeś się jakimś homofobem, czy coś..AU! - mężczyzna stęknął z bólu i spojrzał na swojego kochanka, który przed chwilą uderzył go w ramię, z wyrzutem.
- Jesteś idiotą. - skwitował wilkołak i pokręcił z dezaprobatą głową. Harry zachichotał. Z tą dwójką na pewno nigdy nie będzie się nudził.
- HARRY!
Zielonooki powrócił myślami do przedziału, gdy usłyszał głośny wrzask niebezpiecznie blisko swojego ucha.
- Syriusz jest gejem. - wypalił zanim zdążył ugryźć się w język.
- CO?! - kawałek czekoladowej żaby wyleciał z ust rudowłosego Gryfona i w bardzo subtelny sposób wylądował na spodniach Pottera.
- Dzięki, Ron. To były moje nowe spodnie. - powiedział z przekąsem, Harry.
- Sorka, stary. Ale naprawdę? Syriusz jest gejem?
- To oczywiste, Ronaldzie. - Hermiona spojrzała krytycznym wzrokiem na swojego chłopaka, który patrzył na nią ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. - Oj, daj spokój. Nie widziałeś jak Remus i Syriusz na siebie patrzą? Od początku wiedziałam, że mają się ku sobie. - prychnęła z irytacją i wyjęła podręcznik od numerologii.
Weasley pokręcił głową i spojrzał na swojego przyjaciela. Wydawał się być dość spokojny, jak na kogoś, kto właśnie się dowiedział, że ma w rodzinie geja. Sam nie wiedział, jakby się zachował po takim wyznaniu.
- Więc...jak to przyjąłeś, stary?
- Normalnie. Cieszę się ich szczęściem. - brunet wzruszył ramionami.
- Och. Ale nie wydaje ci się to ee..trochę obrzydliwe? No bo wiesz..facet z facetem i w ogóle.. - na twarzy rudowłosego pojawił się delikatny rumieniec.
Potterowi zrzedła mina. Wszystkiego się spodziewał, ale nie takich słów z ust swojego najlepszego przyjaciela.
- Nie, Ron, nie wiem! Masz z tym jakiś problem?!
- Nie..ja..nie..to znaczy.. - twarz rudowłosego przybrała kolor intensywnego buraka.
- A gdybym to ja był gejem, to też byś tak głupio gadał?!
- Proszę, proszę, Potter, nie wiedziałem, że gustujesz w chłopcach. - drzwi przedziału otworzyły się i do środka wszedł Draco Malfoy w towarzystwie swoich goryli.
- Właściwie Malfoy... - Harry wstał powoli i leniwym krokiem podszedł do Ślizgona. - wyszeptał i uśmiechnął się sugestywnie. Blondyn prychnął.
- Jesteś obrzydliwy, Potter.
- A ty taki słodziutki... - Gryfon wyciągnął rękę w stronę twarzy wyższego czarodzieja, ale ten odskoczył jak oparzony i szybkim tempem opuścił przedział. Ron i Hermiona wybuchnęli śmiechem, na co Harry uśmiechnął się szelmowsko i wrócił na swoje miejsce. Nikt już nie pamiętał o niezręcznej wymianie zdań pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi.
Harry, Ron i Hermiona weszli razem do Wielkiej Sali i równocześnie spojrzeli na stół nauczycielski, a to co zobaczyli, sprawiło, że zamarli. Obok dyrektora siedział mężczyzna o długich, brązowych włosach związanych w koński ogon, rzęsach tak długich, że opadały wachlarzem na policzki, wyrazistych rysach twarzy i pełnych, różowych ustach. Ubrany był w hebanową, idealnie dopasowaną szatę, a jego moc była tak silna, że wręcz przytłaczająca. Harry, zdał sobie sprawę, że się gapi, ale nie potrafił oderwać wzroku od tego pięknego mężczyzny.
- Boże, jaki on piękny.. - usłyszał westchnięcie obok, co trochę go otrzeźwiło, więc oderwał wzrok od szatyna i lekko niepewnym krokiem ruszył w stronę stołu Gryfonów.
- Harry! - usłyszał pisk za sobą i zanim zdążył coś powiedzieć, wpadł w objęcia dziewczyny, a cały świat przysłoniły mu rude włosy.
- Ginny. - powiedział miękko i pocałował przyjaciółkę w policzek, wywołując u niej delikatny rumieniec. - Jak było u Luny?
- Och, wspaniale. Luna ma niezwykły dom. - mrugnęła porozumiewawczo. - Ale nadal nie odkryłam czym są te nargle..
Harry już miał odpowiedzieć, ale poczuł jak ktoś go szturcha.
- Cicho bądźcie! - syknęła Hermiona i zwróciła wzrok w stronę wejścia, gdzie pojawiła się już opiekunka Gryffindoru w towarzystwie pierwszorocznych. Zielonooki nie zwracał zbytnio uwagi na Ceremonię Przydziału, ponieważ jego myśli ciągle krążyły wokół tego tajemniczego mężczyzny siedzącego obok Dumbledore'a. Harry często widział piękno. Widywał piękne dziewczyny, piękne dzieła sztuki, piękne pojedynki..ale jeszcze nigdy nie spotkał czegoś tak naturalnie pięknego, jak ten mężczyzna. Brunet nigdy nie myślał tak o mężczyznach. Zawsze preferował kobiety i to im poświęcał tego typu myśli, ale teraz postanowił zweryfikować swój światopogląd. Zerknął ukradkiem na szatyna. O tak, koniecznie musi to zrobić.
- Moi mili. Z przyjemnością witam was w kolejnym roku nauki w Hogwarcie. Mam nadzieję, że dla starszych klas okaże się on równie przyjemny, co poprzednie, a pierwszoroczni szybko zaklimatyzują się w nowym otoczeniu. Jak co roku, pan Filch prosił, aby przypomnieć, że wchodzenie do Zakazanego Lasu jest surowo zabronione. - jego spojrzenie zatrzymało się przez chwilę na Złotej Trójcy Griffindoru. - A teraz z ogromną radością pragnę powitać nowego nauczyciela Obrony przed czarną magią, profesora Toma Riddle'a.
Wielką Salę wypełniła wrzawa oklasków, gwizdów i wiwatów, gdy szatyn podniósł się z miejsca i lekko ukłonił. Dumbledore uniósł dłoń, by wyciszyć uczniów, po czym kontynuował:
- Widzę, że.. - jego wypowiedź przerwały głośne gwizdy dochodzące od stołu Gryfonów.
- George, chyba się zakochałem.
- Ja chyba też, Fred.
- Więc co z tym zrobimy?
- Wyznamy mu naszą miłość?
- To świetny pomysł, George.
- Och, profesorze Riddle.. - zaczął Fred.
- ...do pana wciąż wzdycham.. - kontynuował George.
- ...oddalbym panu me serce..
- ...i duszę..
- ...och, profesorze Riddle. - zakończyli dramatycznym głosem i jednocześnie położyli dłoń na sercu. Cała sala wybuchła gromkim śmiechem.
Dumbledore podniósł rękę w geście uciszenia uczniów i już po chwili cała sala zamilkla.
- Myślę, że Tom może liczyć na swój własny funclub, prawda chłopcy? - w niebieskich tęczówkach zamigotały wesołe iskierki.
- Tak jest, sir! - bracia poderwali się ze swoich miejsc i zasalutowali, za co zostali nagrodzeni kolejną salwą śmiechu.
Harry spojrzał na nowego profesora, ale ten posłał rudzielcom tylko ironiczny uśmieszek i wrócił do spożywania kolacji. Potter obserwował jeszcze przez chwilę nowego nauczyciela obrony, a następnie odezwał się do przyjaciół:
- Wiecie..mam wrażenie, że skądś go znam..tylko nie wiem jeszcze skąd...
Tom Riddle siedział przy stole dla profesorów, a jego twarz wyrażała coraz większą obojętność. Spodziewał się znaleźć w tej szkole kogoś o potężnej mocy, kogoś wartego straty jego cennego czasu, ale jedyne co znalazł to młodzieńca ze Slytherinu, którego aura była całkiem potężna i ewentualnie mógł się nim zainteresować. Reszta nie była nawet warta jego zachodu. I po co on się zgadzał? Mógł spędzić ten rok na podróży, a w zamian za to będzie niańczyć te bezwartościowe bachory. Na dodatek ten stary głupiec, Dumbledore, niudolnie starał się wciągnąć go w jakąś bezsensowną konwersacje o radości z bycia nauczycielem.
'Dobre żarty' - prychnął w myślach i wrócił do picia swojego czerwonego wina. Nagle drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z rozmachem i uderzyła w niego tak wielka, a jednocześnie znajoma moc, że musiał się powstrzymać, aby nie wytrzeszczyć oczu w wyrazie całkowitego zdumienia. Podniósł wzrok i ujrzał niskiego chłopca o drobnej, ale ładnej budowie ciała z czarną, rozczochraną czupryną i blizną w kształcie błyskawicy, która była teraz lekko przysłonięta przez niesforne kosmyki.
'Tak podobny do Elliota..' - przemknęło mu przez myśl, ale od razu wymierzył sobie mentalny policzek i odwrócił wzrok. 'Ty idioto! Elliot był w Twoim wieku..' - zganił się w myślach i zaśmiał pod nosem ze swojej głupoty. Jednak musiał przyznać, że w aurze chłopaka było coś niesamowicie znajomego. 'Może to jego syn? Albo wnuczek?' - pomyślał i od razu zalała go fala gniewu na mysl o kimś innym, dotykającym JEGO Elliota. Puchar w jego ręku nieznacznie zadrżał.
Prawie nie zwrócił uwagi na Ceremonię Przydziału i przemowę dyrektora. Usłyszawszy swoje nazwisko, wstał i ukłonił się lekko, po czym, z chłodną obojętnością wymalowaną na twarzy, przyglądał się reakcji uczniów. Z lekkim zaskoczeniem powitał przedstawienie jakie zszykowali mu, jak się później okazało, bracia Weasley, ale szybko zamaskował to ironicznym uśmieszkiem, który im posłał. Kiedyś mógłby się zaśmiać, mógłby nawet ich polubić, ale nie zrobi tego, nawet nie wie czy jest jeszcze w stanie szczerze się śmiać. Sam już nie wie, czy po stracie Elliota potrafi jeszcze to robić. Minęło tyle lat..a on wciąż pamięta, wciąż tęskni, wciąż tak bardzo kocha. Dlatego jedyne co pokazuje to maskę obojętności, coś, co zawsze wychodzi mu najlepiej.
Kolacja mija mu w spokoju. Członkowie ciała pedagogicznego próbują wciągnąć go w rozmowę, ale szybko ich zbywa. Przyłapuje się na tym, że jego wzrok mimowolnie podąża w stronę stołu Gryfonów i siedzącego tam, tajemniczego bruneta.
Pustym, nieobecnym wzrokiem rozglądał się po korytarzu na siódmym piętrze, poszukując uczniów, którzy łamaliby zakaz chodzenia po zamku w trakcie ciszy nocnej. Z zamyślenia wyrwał go głośny syk, gdy wpadł na coś twardego, a ściślej mówiąc, na kogoś. Zamglonym wzrokiem spojrzał przed siebie, a to co zobaczył skutecznie go otrzeźwiło. Ujrzał przed sobą najpiękniejsze zielone oczy, jakie dane mu było kiedykolwiek widzieć. Ciepłe, szmaragdowe tęczówki, powolnie otulały go swoim ciepłem, a źrenice rozszerzyły się znacznie, w wyrazie kompletnego zdumienia. Tom chłonął ten blask, chłonął to spojrzenie całym sobą. Nie wiedział ile czasu minęło, może parę sekund, minut, a może godzin...i wtedy coś usłyszał..a raczej kogoś, czyjeś chrząknięcie. Rozejrzał się wokół nieprzytomnym wzrokiem. Pierwsze co ujrzał to czarne szaty z milionami drobnych guziczków, a uniosłwszy wzrok, napotkał czarne, wwiercające się w jego duszę, spojrzenie. Szybko przyjął maskę obojętności.
- Widzę, Riddle, że zdążyłeś już poznać naszą małą gwiazdkę. - Severus Snape nie mówił, a wręcz pluł mu sarkazmem prosto w twarz.
- Gwiazdkę? - jedna z brwi złotookiego powędrowała ku górze.
- Pan Potter szczyci się w tej szkole nie małą sławą...tak więc, może niech nam powie, co robi na korytarzu o tej porze. - czarnowłosy mężczyzna odwrócił się w stronę Harry'ego i wydął wargi w szyderczym uśmiechu.
- Ee...no bo...spotkanie GD się troszkę przedłużyło... - wybąkał i wbił wzrok w podłogę.
- Ach, tak. Słynna Gwardia Dumbledore'a...jak śmiałbym zapomnieć. Zaskakujące jest, że Albus zezwolił na działanie tego stowarzyszenia... - ostatnio słowo wypluł, jakby było czymś, czym mógłby się zakrztusić. - ...skoro wasz nowy nauczyciel jest podobno taki wspaniały. - rzucił Tomowi krzywe spojrzenie i odszedł. Na końcu korytarza zatrzymał się jednak i powiedział:
- Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindor'u za wpatrywanie się w nauczyciela, jak w obrazek, panie Potter. - po tych słowach, zniknął. Harry zarumienił się nieznacznie i począł kontemplować swoim wzrokiem, kamienną podłogę szkolnego korytarza. W końcu odchrząknął i zapytał:
- Mogę już iść?
- Gwardia Dumbledore'a? - zapytał brązowowłosy, ignorując pytanie stojącego przed nim, młodzieńca.
- Taa..ee...coś w rodzaju korepetycji z obrony przed czarną magią. - wydukał.
- A kto udziela tych..korepetycji?
- E..no ja.
- Rozumiem. Więc uważa pan, panie Potter, że nie nadaję się na nauczyciela?
- Nie..ja..ja nic takiego nie powiedziałem. - Harry westchnął przeciągle. Był zmęczony, głodny, a jutro zaczynał eliksirami. To nie mogło się dobrze skończyć. - Po prostu każdy poprzedni nauczyciel tego przedmiotu był beznadziejny. Oczywiście poza Re..profesorem Lupinem. On był świetny.
- I dlatego postanowił pan, ocenić moje umiejętności pedagogiczne przed pierwszą lekcją? - kąciki ust nauczyciela drgnęły lekko, ale w oczach zapłonął niebezpieczny błysk.
- Tak..to znaczy..nie..skończyła mi się nadzieja na dobrego nauczyciela tego przedmiotu. - na twarz Harry'ego wypłynął delikatny rumieniec. Tom przyglądał mu się badawczo. Irytowało go, że ten dzieciak uznał go za niegodnego nauczania obrony, ale jednocześnie gdzies w tym wszystkim, intrygował go. Po pewnym czasie na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
- Do zobaczenia na mojej lekcji, profesorze Potter. - i odszedł, pozostawiając za sobą ogłupiałego ucznia.
Harry stał tam jeszcze przez chwilę, dopóki jego szalejące myśli trochę się nie uspokoiły. Ruszył w stronę wieży. Jego umysł wypełniała tylko jedna osoba - profesor Tom Riddle. Ten człowiek go przerażał. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zielonookiemu zamarło serce. To były najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Były chłodne, trochę smutne, ale w pewnym momencie zaczęły błyszczeć. Zupełnie jak szczere złoto. Po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło i sam już nie wiedział, co by zrobił, gdyby nie pojawienie się Snape'a. Nie miał pojęcia skąd zna tego mężczyznę, ale był pewien, że gdzieś już widział to niesamowite spojrzenie. Gdy Riddle mówił o GD, w jego pięknych oczach było widać gniew. Pomimo lekkiego uśmiechu, Gryfon to czuł. Każdą komórką swojego ciała odczuwał tę moc, nieokiełznaną siłę, która emanowała od złotookiego. Potter nie wiedział, co zrobił źle, ale bał się. Bał się tej siły, tego spojrzenia, wszystkiego co było profesorem Riddle. A jednocześnie czuł się zaintrygowany. I to jak nigdy wcześniej.
