1.
Hannibal wie jak łatwo jego wpływ na nią oddziałuje. Widzi zmianę w jej oczach, kiedy sam zaczyna coś mówić...
... wybierając słowa ostrożnie... pozwalając im mieszać się z kulturalnym językiem i siłą perswazji...
... oraz jak swobodnie czuje się przy nim...
... jej ramiona zawsze opadają tak komfortowo, zupełnie jak gdyby ktoś poluzował struny, trzymające ją mocno w ryzach...
Uwielbia bawić się ludźmi. Ponieważ to takie proste. Ale z nią, z małą Abigail Hobbs, zabawa staje się bardziej satysfakcjonująca. To nie jest manipulacja. To pielęgnacja. Tak, to bardziej szlachetne wyrażenie.
- Doktorze Le... Hannibal? - Pyta pewnego dnia, gdy siedzą razem przy kolacji, spożywając wątróbkę, należącą do szczególnie irytującej sprzedawczyni ze sklepu z winami.
"Niech pan sam sobie znajdzie, mnie za to nie płacą!"
Jego oczy, tak ciemne, kiedy je posiłek, teraz lekko spoglądają w jej stronę. Abigail nie ma na szyi jednej z tych nieszczęsnych apaszek, a jej włosy swobodnie opadają na plecy. Widoczna jest jej blizna, wspanialsza niż kiedykolwiek. Blizna, której teraz już się nie wstydzi. Jego wysiłek się opłacił.
- Tak, Abigail? - Wyciera kącik swych ust białą, złożoną serwetką. Ona próbuje połknąć powstałą w jej gardle kluchę.
Blada, piękna skóra. Wyobraża sobie czasami, że kładzie na niej swe ręce i nie puszcza, nie ważne jak bardzo Abigail się wyrywa i krzyczy.
Jej oczy. Niczym oczy łani. Najbardziej błękitne, jakie w życiu widział. Teraz wpatrują się w jej talerz. Po chwili znów na niego patrzy.
- Karmisz mnie ludźmi, prawda? Tak jak to robił mój ojciec.
Mięsień na jego twarzy drgnął. Uśmiech.
Mała, mądra dziewczynka.
- Tak, zgadza się. Robię to od dłuższego czasu. Jesteś na mnie zła?
Patrzy na niego. Jej usta są zaciśnięte, tworząc cienką linię na twarzy, kiedy kieruje wzrok z powrotem na talerz. Talerz jest prawie pusty. Pozostał na nim tylko dressing, którym tak elegancko przybrał jedzenie.
Abigail mruga ciężkimi od poznanej prawdy powiekami.
- Nie, nie jestem. Właściwie zamierzałam poprosić o dokładkę.
