Dla Moniki — dziękuję za wspaniały dzień :)
Teraz i wtedy
Gdyby ktoś go zapytał, nie potrafiłby powiedzieć, za co konkretnie kocha Syriusza, co kocha w nim najmocniej. Dawniej pewnie umiałby to zrobić – wymienić całą gamę rzeczy, które ubóstwia w Blacku.
Kiedyś, gdzieś pośrodku tej listy, znalazłyby się włosy Syriusza. Czarne jak smoła, gładkie niczym jedwab, pachnące czymś przyjemnym, a jednocześnie ciężkim do zdefiniowania. Ale po Azkabanie jego włosy są poprzetykane nitkami siwizny, utraciły swój piękny blask, stały się szorstkie w dotyku i nie pachną niczym, oprócz szamponu, którego Syriusz maniakalnie używa, by pozbyć się urojonego zapachu Azkabanu.
Niegdyś Remus powiedziałby, że kocha Syriusza za to, że jest taki otwarty, nie wstydzi się swoich uczuć i poglądów, że słowa przychodzą mu z taką łatwością. Lecz Syriusz po dwunastu latach izolacji od świata stał się zamknięty w sobie, milczący i tak naprawdę odzywa się tylko wtedy, kiedy sytuacja tego wymaga. Lub jeśli w pobliżu jest Harry – jego malutkie światełko w tunelu.
Dawniej Remus kochał radosny, psotny błysk w oczach Blacka. Z czasem błysk radości przeistoczył się w błysk szaleństwa i nawiedzenia, którego Remus nienawidzi, którego tak bardzo się obawia.
Lata wcześniej Remus kochał patrzeć na twarz śpiącego Syriusza; była ona wtedy taka spokojna i piękna, zupełnie niepodobna do tej, która każdego dnia wyrażała miliardy uczuć. Dwanaście lat później Remus nie jest w stanie patrzeć na swojego ukochanego, który miota się w łóżku, nawiedzany przez koszmary o Azkabanie, o Peterze i te nieco gorsze: o Jamesie i Lily.
Dawniej Remus kochał jego poczucie humoru. Dziś żarty przepełnione goryczą i nienawiścią do świata ranią go bardziej, niż nóż.
Lecz najbardziej Remus kochał oczy Syriusza – pełne szczęścia, miłości. Oczy, w których z przyjemnością można było utonąć. I Lupin wiedział, że za tymi oczami, za tym spojrzeniem, pełnym uwielbienia do życia, poszedłby wszędzie. I jedynie oczy, oczy zostały w Syriuszu takie same, mimo bólu i nienawiści, których nadał im Azkaban. Gdy Remus patrzy w te oczy, wie, że już nic nie jest ważne.
Nie liczy się dotyk, który utracił swoją delikatność.
Nie liczą się słowa, które już tak nie czarują.
Nie liczy się, że każdej nocy Syriusz budzi go swoim krzykiem.
Remus Lupin nie potrafi wymienić rzeczy, za które kocha Syriusza Blacka i choć początkowo czuje się niewygodnie z tą myślą, z czasem dostrzega w niej piękno. Nagle dostrzega, że nie liczyło się to wszystko, co myślał, że kocha. Uświadamia sobie, że kocha Syriusza równie mocno, kiedy ten płacze w jego ramionach nocą, po jednym z tych koszmarów o ciemności i Azkabanie, co wtedy, gdy jego twarz była młoda i piękna, rozświetlona szerokim uśmiechem. I nieważne jest, jak wiele oni oboje stracili; lata rozłąki i cierpienia nie mają znaczenia. Bo on wciąż jest Remusem, a Syriusz Syriuszem i jedynie to ma jeszcze jakieś znaczenie.
Dopiero po latach Remus jest w stanie zrozumieć, że jego uczucia nie mają racjonalnego uzasadnienia – ich źródłem jest właśnie Syriusz, on cały, nie spojrzenie czy uśmiech. I właściwie Lupinowi jest dobrze z tą wiedzą.
