NIEKONTROLOWANY PRZYPADEK TOMA R.
I
AVADA KEDAVRA
Siedzieli w kręgu. Pośrodku paliła się czerwona lampa. Dookoła niej tliły się kadzidełka. Wszędzie roznosiła się ich słodka woń.
Jeden z mężczyzn wstał. Był chudy i wysoki. Jego twarz była bielsza od nagiej czaszki, z wielkimi, szkarłatnymi oczami i nosem płaskim jak u węża, ze szparkami zamiast nozdrzy.
- Jestem tu, żeby... - zająknął się. - Żeby... Żeby...
- Wspieramy Cię, wspieramy!... - rozległy się natychmiast głosy z kręgu.
Jedna z kobiet chwyciła go za rękę.
- Jestem tu, bo ulegam stereotypom - wyrzucił z siebie mężczyzna, jakby coś się w nim odblokowało. - Co z tego, że jestem najgroźniejszym mordercą wszechczasów? Czy tylko z tego powodu mam ubierać się na czarno i otaczać ochydnymi, obślizgłymi, śmierdzącymi jaszczurami? Ja nie robię językiem tak! - Zaprezentował grupie, w jaki sposób syczą przeciętne jaszczurki. - Ja jestem panem! Alfą i omegą! Słowem, co było od początku, czy jak to tam szło! Dlaczego nikt nie chce zrozumieć, że kwintesencją tego świata, MOJEGO świata jest róż...? - dokończył niemal szeptem.
Po jego słowach w sali zaległa cisza.
Chwilę później kobieta trzymająca go za rękę, wyszeptała z podziwem:
- Wspieramy Cię, wspieramy...
Spojrzał na nią z odrazą i wyszarpnął dłoń.
- Psujesz mi opinię, Bella - syknął.
- Och, nie! - zakrzyknął nawiedzony grubas w okularach. - Wyrzuć to z siebie! Porozmawiaj o tym. Powinieneś wiedzieć, że wielu ludzi ma takie problemy!
Na policzku mężczyzny zalśniła łza. Blisko dwadzieścia osób przyglądało się w milczeniu, jak spływa powoli po jego twarzy i spada na podłogę. Niemal usłyszeli, jak uderza o lśniące panele.
- Wspieramy Cię, wspieramy... - zaszemrał tłumek zebranych, a Bella gorliwie pokiwała głową.
- Wspieramy - przytaknęła.
Mężczyzna potoczył wdzięcznym wzrokiem po zebranych i zdobył się na delikatny uśmiech.
- I ja was wspieram - szepnął wzruszony.
- Powiedz, po co tu jesteś - doradził szczerbaty jegomość w zielonym surducie, spoglądając z zainteresowaniem na leżący obok jego krzesła, ociekający krwią toporek.
- Ja... Ja lubię róż - wyznał niechętnie mężczyzna, wbijając wzrok w podłogę.
- Wszyscy lubią róż - odparła z przekonaniem zadziwiająco chuda staruszka we wściekle różowym kombinezonie ze skóry smoka.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Mężczyzna głośno przełknął ślinę.
- Ja nie - spróbował dzielnie.
- Ty nie, ty nie... - poświadczyło współczującym tonem towarzystwo.
- Ty też - uparła się staruszka.
- Ja nie.
- On nie.
- Ty też.
- Ja nie.
- On nie.
-Ty też.
- Avada kedavra.
Blisko dwadzieścia osób przyglądało się spokojnie, jak staruszka spada z krzesła i uderza głową o posadzkę. Potem wszyscy równocześnie odwrócili głowy w stronę mężczyzny.
- Mam też problemy z presją otoczenia - wyznał skruszony.
- Obawiam się, że będzie pan zmuszony wypłacić odszkodowanie za poniesione straty moralne - uznał Nawiedzony. - Na jakie nazwisko wypełnić formularz?
- Voldemort. Lord Voldemort.
Gwałtowne odsuwanie krzeseł, dźwięk tłuczonej szyby, hałas towarzyszący zwykle wyważaniu drzwi za pomocą drugiego człowieka i już sala była pusta.
Został tylko szlochający cicho Lord i jego wierna towarzyszka niedoli, Bella.
