Długość opowiadania jeszcze nie jest znana - wszystko zależy od tego, jak potoczą się losy bohaterów (a to w końcu trudno jest przewidzieć).

Mam nadzieję, że Luna zaczaruje Was tak, jak zaczarowała mnie.

Za betę serdecznie dziękuję Eos.

Prolog

Siedząc na brudnej, zdeptanej trawie i wpatrując się w fale, leniwie uderzające o brzeg jeziora, rozmyślasz nad wydarzeniami ostatniego roku – najbardziej przerażającego, okrutnego i najprawdopodobniej najważniejszego roku w historii magicznego świata

Siedząc na brudnej, spalonej trawie i wpatrując się w fale, leniwie uderzające o brzeg jeziora, rozmyślasz nad wydarzeniami ostatniego roku – najbardziej przerażającego, okrutnego i najprawdopodobniej najważniejszego roku w historii magicznego świata.

Niemal dwanaście miesięcy temu, w tym samym miejscu, uczniowie i najwyżsi przedstawiciele władz magicznych zebrali się, by pożegnać największego czarodzieja tego wieku. Teraz nadszedł czas, by pożegnać znacznie więcej wybitnych i dla niektórych tych najważniejszych czarodziejów w ich życiu.

Spoglądasz ze smutnym uśmiechem na śnieżnobiałe obłoki sunące nad twoją głową i myślisz, że teraz już wszystko będzie dobrze. Każdy wrócił do domu lub tam, gdzie z pewnością jest mu lepiej, niż było tutaj. Hogwart, choć teraz bardziej przypomina zniszczony przez niezadowolone dziecko zamek z piasku niż tę potężną fortecę, jaką był przez wieki, już niedługo powróci do dawnego stanu. A trawa wokół szkoły znów będzie świeża i zielona.

Wstajesz i powoli ruszasz w stronę głównego wejścia do Hogwartu – lub raczej miejsca, w którym jeszcze trzy dni temu się znajdowało. Ignorujesz nieprzyjemne spojrzenia magoarchitektów, którzy obchodzą budowlę z każdej strony, mamrocząc coś pod nosem, a ich samonotujące pióra zapisują unoszące się w powietrzu pergaminy i przechodzisz pomiędzy zwaliskami kamieni i drewnianych belek.

W końcu znajdujesz się w środku, gdzie kurz wiruje w promieniach słońca, docierających z wysoko położonych okien. Skręcasz w najmniej zniszczony korytarz i rozglądasz się dokoła. Ściany są puste, jeśli nie liczyć kilku drewnianych ram. Na podłodze, poza stertami gruzu, walają się pojedyncze części zbroi. Żadna z pochodni się nie pali, co pozbawia szkolne korytarze typowej, ciepłej atmosfery. Dookoła zaś panuje absolutna cisza, nie przerywana nawet przez owady czy odgłosy toczących się nieopodal robót. Hogwart, stwierdzasz po chwili, bez szmerów docierających spod przyłbic i z wszechobecnych obrazów oraz bez rozmawiających uczniów, wypełniających każdy korytarz, jest przerażająco smutny.

Po kilkuminutowej wędrówce stajesz przed drzwiami do sowiarni. Zaciekawiona tym, co możesz za nimi ujrzeć, naciskasz mosiężną klamkę i wchodzisz do wysokiej komnaty. Tu także panuje ta nieprzyjemna pustka, najwidoczniej obecna w całym zamku. Już masz się odwrócić i odejść, kiedy kątem oka spostrzegasz samotną sówkę, siedzącą na najniższej żerdzi. Podchodzisz do szarego ptaka (choć nie możesz się oprzeć wrażeniu, że w blasku słońca upierzenie przybiera srebrną barwę) i powoli wyciągasz w jego stronę rękę.

- Widzę, że po ciebie też jeszcze nikt nie przyszedł – mówisz łagodnie, a kiedy widzisz, że sówka nie boi się ciebie, zaczynasz ją delikatnie gładzić po piórach. – Myślę, że nikomu nic się nie stanie, jeśli zabiorę cię ze sobą.

- Panno Lovegood, co pani tutaj robi? – słyszysz za plecami ostry, kobiecy głos.

Odwracasz się tak, by zasłonić ptaka plecami.

- Czekałam na tatę i pomyślałam, że jeszcze raz przejdę się po zamku – mówisz, przyglądając się z zaciekawieniem swojej nauczycielce transmutacji.

Minerva McGonagall spogląda na ciebie, jakby próbowała doszukać się śladów kłamstwa, ale po chwili jej twarz łagodnieje, a w oczach pojawia się zrozumienie.

- Jestem pewna, że już niedługo go wypuszczą i przyjdzie, by cię zabrać do domu.

- Oczywiście – mówisz z pełnym przekonaniem. – Tatuś nigdy nie każe mi niepotrzebnie czekać.

Nauczycielka kiwa głową i już ma odejść, kiedy postanawia się zatrzymać i jeszcze raz odwraca się w twoją stronę.

- To, co zrobiłaś w czasie bitwy… To, co wszyscy zrobiliście dla Hogwartu… było naprawdę godne podziwu.

- Nie – mówisz, uśmiechając się ciepło. – To było jedynie słuszne.

Wzrok profesor McGonagall zatrzymuje się na twojej twarzy i przez ułamek sekundy niemal oddałabyś chrapaka krętorogiego za to, że dojrzałaś w jej oczach dumę. W końcu nauczycielka odwraca się i gdy jest już w drzwiach, rzuca przez ramię:

- Możesz zatrzymać tę sowę. Nie odleciała razem z innymi ptakami, a Hagridowi niemal nie odgryzła palca, gdy chciał ją ze sobą zabrać.

Choć nie widziałaś jej twarzy, gdyż nauczycielka była już za drzwiami, jesteś niemal pewna, że Minerva McGonagall uśmiechnęła się. I ta pewność wystarcza ci za jakiekolwiek zapewnienia o tym, że będzie dobrze.

Z szarą (lub jak coraz częściej myślisz – srebrną) sową na ramieniu oraz z nadzieją, że może twój tato czeka na ciebie przed szkołą, przemierzasz zniszczone korytarze, które teraz już nie wydają się takie smutne. Przy głównym wejściu spotykasz Cho, ostatnią obecną poza tobą uczennicę w zamku, która zatrzymuje się i spogląda na ciebie niepewnie, jakby zastanawiając się, co powinna powiedzieć w tej sytuacji. Ty jednak wiesz, że słowa nie zawsze są potrzebne, uśmiechasz się więc lekko, na co dziewczyna podchodzi do ciebie i ściska cię serdecznie, ignorując pohukiwania przerażonej tym nagłym spotkaniem sowy.

- Powodzenia w nowym życiu – mówisz, gdy już stoicie naprzeciw siebie.

Cho uśmiecha się, a na jej twarzy dostrzegasz pewność siebie i determinację, jakiej jeszcze nigdy nie widziałaś u tej nieśmiałej dziewczyny.

- Tobie również – szepcze, po czym jednym ruchem różdżki unosi w powietrze swój kufer i wychodzi na zalane słońcem błonia.

Przez chwilę wahasz się czy za nią iść, bojąc się rozczarowania spowodowanego tym, że nie ujrzysz swojego taty. Taty, czekającego na ciebie ze stokrotką w ręku, jak to zawsze robił na stacji King's Cross. W końcu ciekawość bierze górę i z zamkniętymi oczami, potykając się o kamienie leżące na drodze, przekraczasz próg zamku i czujesz na twarzy ciepło majowego słońca. Wtedy otwierasz oczy i rozglądasz się dookoła, aż dostrzegasz przy rozłożystym dębie tatę, który na twój widok uśmiecha się ze wzruszeniem i zaczyna biec w twoją stronę. W ręce zaś trzyma bukiet stokrotek, przewiązany niebieską wstążką.