Nigdy nie lubiłam teleportacji. Chyba nigdy nie przywyknę do tego dziwnego uczucia, które jej towarzyszy. Nieprzyjemne ciągnięcie w okolicach pępka, trudności z oddychaniem. Nie jestem fanką tego sposobu podróżowania, jak szybki by nie był.

Odetchnęłam z ulgą, gdy moje stopy uderzyły o twardą, wyłożoną kamieniami dróżkę, prowadzącą do wysokiego, starego, lekko przekrzywionego domu. Wzięłam głęboki wdech i rozkoszowałam się zapachem świeżo skoszonej trawy. Złapałam mocniej wysuwaną rączkę mojej zaczarowanej walizki i powoli ruszyłam w stronę oświetlonego budynku. Oczywiście, że moja walizka musiała być zaczarowana. Jak inaczej mogłabym spakować do niej wszystkie potrzebne książki, podręczniki, zwoje pergaminów, szkolne szaty i zwykłe ubrania? W końcu jestem dziewczyną – nie odstępuję aż tak od normy i potrzebuję wielu rzeczy, kiedy gdzieś wyjeżdżam. Przynajmniej tak powiedział mój tata, widząc co pakuję do walizki.

Przez ostatnie dwa tygodnie byłam niemożliwie szczęśliwa. Ronald zaproponował, żebym spędziła wakacje z jego rodziną i Harrym. Przyjęłam tę propozycję z ogromnym entuzjazmem, bo oznaczało to, że nie muszę jechać z rodzicami nad morze. Nie lubiłam tam spędzać wakacji, a moja mama i tata wręcz przeciwnie. Nie miałam nic przeciwko spędzeniu nad morzem paru dni, jednak cały miesiąc to dla mnie za dużo. Szczególnie w obecnych okolicznościach.

Stosunki pomiędzy mną i moimi rodzicami wciąż nie wróciły do normy. Po trwającym już rok procesie odzyskiwania ich wspomnień, które usunęłam przed dołączeniem do Harry'ego i Ronalda w poszukiwaniu horkruksów, moi rodzice odzyskali niektóre z najważniejszych wspomnień dotyczących mnie, ale Uzdrowiciele w Szpitalu Św. Munga uznali, że ich wspomnienia muszą być uzupełniane powoli i stopniowo, inaczej proces ten mógłby się odbić na ich zdrowiu psychicznym. Sytuacji naszej rodziny wcale też nie pomagał stan mojego ojca. Klątwa, którą rzucił na niego jeden ze Śmierciożerców, kiedy pojawili się w naszym domu w poszukiwaniu informacji o mnie lub Harrym, poskutkowała poważną chorobą serca. Był on pod stałą opieką zarówno Uzdrowicieli jak i mugolskich kardiologów, a stres związany z ciągłym zamartwianiem się o jego zdrowie i obawę przed niespodziewanym zatrzymaniem akcji serca sprawiał, iż nasza rodzina nie potrafiła wrócić do normalnego stylu życia.

Właśnie dlatego zaproszenie Rona do Nory było dla mnie niczym zbawienie. Moi rodzice mieli okazję się zrelaksować po ostatniej sesji przywracania wspomnień i spędzić trochę czasu sam na sam, a ja mogłam na chwilę oderwać się od ciągłego stresu i przestać zastanawiać się czy decyzja o przekonaniu ich do przywrócenia ich wspomnień była właściwa. W końcu nie ma bardziej idealnego miejsca na wyłączenie umysłu niż niesamowicie głośny i zatłoczony dom Weasley'ów.

Przystanęłam na moment i zgięłam się w pół, opierając dłonie na udach. Strasznie się zasapałam, wchodząc pod górę. Na dodatek ciągnęłam za sobą ciężki bagaż. Kiedy już odpoczęłam, podjęłam z powrotem przerwany marsz.

W każdym razie, przez ostatnie tygodnie wprost emanowałam szczęściem, bo miałam okazję spędzić wakacje z moimi najlepszymi przyjaciółmi. A pani Weasley traktowała mnie jak kolejnego członka rodziny – tak samo jak Harry'ego. Było to bardzo miłe z jej strony. Ale czemu się tu dziwić, wszyscy Weasleyowie byli mili.

W końcu dotarłam do metalowej, lekko sponiewieranej furtki, którą otworzyłam delikatnym kopnięciem. Podwórko Weasley'ów jak zwykle było trochę zaniedbane. Trawa w niektórych miejscach zżółkła i wyschła, w świetle padającym z okien mogłam zauważyć kilka piłek różnych rozmiarów, którymi rodzeństwo zapewne grało w Quiddicha. Mimowolnie uśmiechnęłam się i szybkim krokiem pokonałam małą odległość, jaka mi pozostała. Energicznie zapukałam do drzwi. Niemal od razu ktoś mi otworzył. Była to pani Weasley.

– Hermiona, kochanie! Jak dobrze cię widzieć – zawołała kobieta, porywając mnie w objęcia. – Ron! Hermiona już przyjechała!

Pani Weasley wypuściła mnie ze swojego matczynego uścisku, złapała mnie mocno za ramiona i zrobiła krok w tył, aby mi się przyjrzeć.

– Och, moja droga, wyglądasz przepięknie! Ale schudłaś. Jesteś stanowczo za chuda. Uszykuję ci coś do jedzenia, co ty na to kochanie? – w jej oczach pojawiła się iskierka zatroskania.

– Dziękuję pani Weasley, ale niedawno jadłam – jej twarz lekko posmutniała, dlatego szybko dodałam – Ale jutro może mnie pani rozpieszczać swoim pysznym jedzeniem ile się da.

Pani Weasley uśmiechnęła się do mnie szeroko i kiwnęła głową, po czym puściła moje ramiona.

Usłyszałam tupot stóp nad głową, co mogło oznaczać jedynie to, że Ronald zbiegał po schodach, aby mnie przywitać. Nie myliłam się. Kilka sekund później jego ruda czupryna wyłoniła się zza ściany. Podbiegł do mnie, uściskał mocno, podnosząc mnie przy tym z ziemi. Kiedy już wypuścił mnie z objęć, uśmiechnął się radośnie i oznajmił:

– Harry przyjedzie dopiero jutro wieczorem. Ginny roznosi już od obiadu, lepiej się z nią przywitaj.

– Już lecę – zaśmiałam się i wbiegłam po schodach do pokoju mojej przyjaciółki. Walizkę zostawiłam w kuchni, bo wiedziałam, że Ron i tak wtaszczy ją po schodach.

Minęło parę godzin zanim Ginny i ja skończyłyśmy plotkować i opowiadać o początku naszych wakacji. Stwierdziłyśmy, że musimy wybrać się do miasta, bo ruda odkryła nową lodziarnię. Przy okazji wypytałam ją o jej związek z Harrym. Powiedziała, że jest im ze sobą bardzo dobrze i jest całkowicie pewna tego, że go kocha. Ucieszyłam się, kiedy to usłyszałam, bo wszystko wskazywało na to, że i Ginny i Harry są ze sobą szczęśliwi. A to przecież ważne. Ginny opowiadała mi również o spotkaniu z Luną. Obie były podekscytowane tym, że po wakacjach zaczną szósty rok nauki w Hogwarcie. Zapytała też czy pomogę jej w nauce, kiedy zajdzie taka potrzeba. Oczywiście się zgodziłam, bo uwielbiam udzielać ''korków''.

Ronald spędził z nami trochę czasu , ale kiedy Ginny zaczęła znowu mówić o Harrym i zachwycać się jego umięśnionymi ramionami, udał że zbiera mu się na wymioty i uciekł z pokoju swojej siostry, co ona uznała za niezwykle zabawne.

Ginny w pewnym momencie zasnęła. Też miałam ochotę się położyć, ale nie byłam w stanie zasnąć. Zirytowana wstałam z łóżka i na palcach, uważając, żeby nie narobić hałasu, zeszłam do kuchni po skrzypiących schodach. Wszyscy domownicy chyba już spali, bo dom pogrążony był w ciemnościach. Kiedy zeszłam na dół i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie stwierdziłam, że nic w tym dziwnego, w końcu był środek nocy.

Parę minut później siedziałam na kuchennym blacie i popijałam letnią herbatę. Machałam na przemian nogami, które zwisały dość wysoko nad podłogą.

– Ekhem – odkaszlnął ktoś, zwracając na siebie moją uwagę.

Drgnęłam i zmrużyłam oczy, żeby przyjrzeć się osobie opierającej się o framugę drzwi. Był to ewidentnie chłopak. Wysoki, szczupły, światło księżyca oświetlało jego rude włosy. Ręce splótł na piersi, jedną nogę wystawił do przodu. W tym wątłym świetle mogłam też dostrzec to, że był ubrany tylko w krótkie spodenki, takie jakie zakłada się na mugolską siłownię.

– Nie wiedziałem, że jesteś aż tak rannym ptaszkiem– powiedział wesołym głosem.

Po jego postawie i po tym jak lekko przekrzywił głowę szybko wydedukowałam który z bliźniaków postanowił się do mnie zakraść.

– Fred, wystraszyłeś mnie. – Zrobiłam urażoną minę. On oczywiście wiedział, że wcale nie jestem zła.

– Wybacz. – Podszedł trochę bliżej. Zatrzymał się i przyjrzał mi się uważnie. Po chwili zdecydował się usiąść koło mnie na blacie. Jeszcze raz otaksowałam go spojrzeniem. W przeciwieństwie do mnie, jego stopy znajdowały się zaledwie kilka centymetrów nad podłogą. Rozczochrane włosy, widocznie dawno ich nie przycinał, lekko opalone ramiona i tors. Kiedy mój wzrok powędrował na jego umięśniony brzuch, zarumieniłam się i z wielkim zaangażowaniem powróciłam do picia herbaty. – Skąd wiedziałaś, że to ja, a nie George? Po jego rekonstrukcji ucha znów jesteśmy identyczni.

– Zawsze przechylasz trochę głowę w lewo kiedy zakładasz ręce na pierś albo wkładasz je do kieszeni – odpowiedziałam, wpatrując się uporczywie w kubek z herbatą w moich dłoniach.

Fred również mi się przyglądał. Czułam na sobie jego spojrzenie. Gdyby tylko nie ten przeklęty rumieniec, mogłabym udawać, że tego nie widzę. Ale Fred tylko sięgnął po mój kubek z herbatą i pociągnął z niego duży łyk.

– Problemy ze snem? – zapytałam, rzucając mu szybkie spojrzenie. Dalej nie spuszczał ze mnie wzroku.

– Taak. George tak chrapie, że nie da się spać.

Zachichotałam, a on popatrzył na mnie, przekrzywiając głowę, przez co znów się roześmiałam. Odpowiedział mi wesołym uśmiechem.

– A ty? Dlaczego nie śpisz?

– Od kiedy byłam zmuszona spać w tym przeklętym namiocie przez tyle miesięcy, mam problemy ze snem – odpowiedziałam, wzruszając lekko ramionami. Uśmiech Freda lekko przygasł. Odchrząknął cicho i zapytał:

– Dlaczego się nie przywitałaś, kiedy przyjechałaś?

– Ron powiedział, że Ginny wariowała przez pół dnia, więc najpierw przywitałam się z nią. Znasz przecież swoją siostrę, od razu chciała usłyszeć wszystko o moich wakacjach, a przecież nie widziałyśmy się tylko jakieś półtora tygodnia – odpowiedziałam, spuszczając wzrok i wpatrując się uparcie w swoje kolana.

– A już zaczynałem myśleć, że o mnie zapomniałaś. – zaśmiał się cicho Fred.

Posłałam mu zaciekawione spojrzenie.

– Niech zgadnę, Ginny opowiedziała ci o tym jaki to Harry jest silny i umięśniony – rudzielec zaczął nabijać się ze swojej młodszej siostry.

Parsknęłam cicho i kiwnęłam głową.

– Myślałem o tym, żeby w końcu zrobić jakiś użytek z pokoju Percy'ego i urządzić tam swoje gniazdko – zmienił nagle temat – Najchętniej, wyprowadziłabym się z Nory, ale muszę czekać, aż odbudują moją kamienicę. A podobno teraz mają ważniejsze sprawy, niż moje kochane mieszkanko – zrobił przesadnie smutną minę i wydął lekko dolną wargę, aby dodać swojej wypowiedzi jeszcze więcej udawanego smutku.

Znowu zachichotałam, co mnie zmartwiło. Podejrzanie dużo chichotałam tego wieczoru. ,,Opanuj się, Hermiono!", zganiłam się w myślach.

– No wiesz, w końcu zniszczono większość Pokątnej. Nie możesz oczekiwać, że od razu odbudują twoje mieszkanie – powiedziałam, zmazując ze swojej twarzy ten irytujący uśmiech, który Fred przywołał na jej twarz.

– Tak, ale można pomarzyć – posłał mi łobuzerski uśmiech. – A więc co sądzisz o moim pomyśle? Możliwe, że będę potrzebował pomocy z urządzaniem. Percy zabrał ze sobą wszystko oprócz farby na ścianach.

– Nie zaczyna się zdania od ''a więc''. – Wiedziałam, że nie lubi, kiedy go poprawiam. Zeskoczył z blatu, stanął naprzeciwko mnie i ułożył dłonie po obu moich bokach, podpierając się o blat, tak że nasze twarze były teraz na tej samej wysokości. Zignorowałam tą nagłą zmianę pozycji i kontynuowałam – Uważam, że to całkiem rozsądny plan. Ty i George trochę od siebie odpoczniecie, będziesz miał swoją przestrzeń. Więcej miejsca na twoje wynalazki. I może będziesz się wysypiał, bez chrapania brata.

Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Ale niespecjalnie miałam ochotę się od niego odsuwać, chociaż w moim umyśle wyły ostrzegawcze syreny

– Ach, tak. Sen. spokojny, błogi sen. Ale wiesz, pokój może też służyć do czegoś zupełnie innego. – Znów ten jego przeklęty, szelmowski uśmiech.

– Mówisz? – sapnęłam niemalże w jego usta. i nieświadomie uniosłam jedną brew.

– Mhmm.

– Chyba pójdę spać. Jestem padnięta. – Aby dodać wiarygodności moim słowom ziewnęłam potężnie. Zsunęłam się z blatu, ale dłonie Freda ani drgnęły. ,,Brawo, teraz jesteś jeszcze bliżej niego'', sarkastycznie skomentowałam ten nieprzemyślany ruch w myślach. – Dobranoc. – Jednak jakoś udało mi się przecisnąć koło niego.

– Karaluchy na twarz – powiedział tylko i wskoczył z powrotem na blat.

Pognałam po schodach do pokoju, który dzieliłam z Ginny, nie zważając na to, że narobiłam tym trochę hałasu. Kiedy już byłam bezpieczna w swoim tymczasowym pokoju odetchnęłam głęboko i z jękiem położyłam się do łóżka.