Tytuł oryginału: Those Butlers and Those Masters

Autor oryginału: SuPa4Natural

Link oryginału: /s/9141119/1/Those-Butlers-and-Those-Masters


Rozdział 1: Ten Lokaj, Ciemności

"Ruszcie się ludzie! Nie ma tu nic do oglądania!" Jeden z policjantów krzyknął do tłumu. Gapie, ignorując go wyciągali szyje, aby uzyskać lepszy widok biednej dziewczyny, która właśnie zeskoczyła z dachu. "Gdzie jest Ellison?" jeden z mężczyzn krzyknął na swojego podwładnego. Człowiek zbladł na jego widok i odpowiedział ze smutkiem "... uh ... Nie przyjechał ... w tej chwili ..." Oczy starszego oficera błysnęły wściekle przez co młodszy omal nie zemdlał.

Nagle zapadła niezręczna cisz, która objęła również masę gapiów. Pośród tego zgiełku, Phantomhive-demoniczny duet szedł aksamitnym krokiem, obojętny wobec tłumu oficerów i policjantów na miejscu zbrodni. Starszy oficer zbliżył się do duetu i ze zniecierpliwieniem wyśmiał głowę dworu Phantomhive "Dzieciaku, to nie jest miejsce do zabawy!"

Ciel uśmiechnął się swoim standardowym, pogardliwym uśmiechem i podniósł głowę, aby spojrzeć na urzędnika w średnim wieku "Masz rację. To jest pole, gdzie ja toczę bitwy, oficerze Claymont." Oficer Claymont rozszerzył oczy ze zgrozą. W jakiś sposób to sprawiło, że zaczerwienił się na całej oficerskiej twarzy oraz całej bieli pod jego opalenizną i oczy rozszerzyły się w zmieszaniu. "Hrabia ... Phan-t ... om-hive?"

Duet zignorował upokorzonego oficera i przyglądał się miejscu zbrodni. "Więc to jest nowa ofiara?" Ciel odwrócił się do swego lokaja. "Tak, paniczu ..." -Sebastian wyjaśnił -"Margaret Linton, 16 lat. Czas śmierci – 11 lutego, dziś około godziny piętnastej. Jej ciało zostało odkryte o 6 rano przez, siostrę Resker ze Świętego Kościoła. Założenie do tej pory jest takie, że ta panienka popełniła samobójstwo skacząc z dachu kościoła. " Ciel potarł lekko podbródek i powiedział: "Jest to szósta ofiara w tym tygodnia." Sebastian pokiwał głową i spojrzał na ciało. Dziewczyna miała obfite brązowe włosy, jej oczy były zamknięte, a jej ciało leżało martwe w kałuży własnej krwi.

Jacyś śledczy okryli ciało w czarną płachtę i wynieśli je. Przekleństwa płynęły jak rzeka nieprzerwanie od poniedziałku, 6 lutego. Każdego dnia od tego czasu panie w wieku od 15 do 20 popełniły samobójstwo na sześć różnych sposobów. Pierwsza rozcinając sobie gardło, druga strzelając sobie w głowę, trzecia wbijając sztylet w serce, czwarta wieszając pod sufitem, a piąta wypijając truciznę i teraz skacząc z dachu kościoła.

Podczas, gdy Ciel i Sebastian byli w głębokiej, mentalnej medytacji, rozproszony tłum odkrył, że nie było nic do zobaczenia. Ciel też zdecydował, że nadszedł czas, aby odejść. Odwrócił się od tłumu i wszedł do przewozu. Sebastian, który obserwował i obliczał podejrzanych, podążył za nim natychmiast.

Londyn był dotkliwie mroźny wieczorami lutego, sprawiając, że ludzie spacerujący na mrozie ściskali ręce w kulkę i tak chowali je do swoich ciepłych, samodzielnie wykonanych, wełnianych kokonów na dłonie. Podczas gdy wszyscy drżeli spacerując, duet zachwycał się ich przewozem.

"Sebastian, chcę, abyś znalazł trochę informacji na temat wszystkich ofiar. Musi być jakiś wzór dla tych morderstw." Ciel ponuro nakazał jego lokajowi- demonowi. " Czy sugerujesz, że te samobójstwa są morderstwami?"-Zapytał obserwujący go Sebastian "Tak, to nie są samobójcy. Jedno samobójstwo byłoby normalne, kilka samobójstw następujących po sobie to nie przypadek. Musi być jakiś wzór ... I chcę, abyś się tego dowiedział.. . "Ciel odpowiedział, spoglądając na lokaja siedzącego naprzeciw.

Przez resztę podróży do hotelu panowała cisza. Ponieważ demon obserwował swego pana, był zdumiony. Mały mistrz oparł brodę na ręce i gryzł paznokieć palca wskazującego! Od razu, bez potrzeby parzenia, Sebastian wstał i odsunął ręce Ciela od jego ust. Mistrz osłupiał wpatrując się anielskimi oczyma w jego lokaja-demona. Sebastian westchnął i spojrzał na swojego mistrza „Paniczu", to z pewnością zły nawyk." Ciel nie zwracał na niego uwagi. Odsunął rękę i kontynuował zły nawyk, ignorując kamerdynera.

Sebastian potarł czubek nosa i znowu westchnął. Szybko odsunął rękę Ciela od ust, ale tym razem nie zostawił jej luźno jak wcześniej. "Hej!" Oburzył się Ciel. "Nie zwróciłeś uwagi na moje ostrzeżenie, paniczu. Powiedziałem, że trzeba porzucić ten zły nawyk zanim stanie się nałogiem." Ciel nie zwrócił na niego uwagi po raz kolejny. Starał się uwolnić rękę z otaczających ją rękawiczek jego kamerdynera, ale on tylko wzmocnił uchwyt. Ciel nigdy wcześniej nie czuł się tak słaby. Choć to był demon to Ciel nie przyjąłby porażki z nim, ale tym razem od razu zrezygnował.

Nawet Sebastian był zaskoczony. Jego panicz nigdy nie poddawał się, nigdy. „Nie spodziewałem się, że podda się tak łatwo…"-pomyślał. Ale niedługo po tym jak ścisnął swojego mistrza mocniej, nieomalże wybuchnął przez to, co jego mały demon uczynił. Ciel wyciągnął szyję i znowu gryzł paznokcie, podczas gdy dłoń była uwięziona w ręce jego lokaja. Nagle nierówności sprawiły, że stojący lokaj stracił swój uchwyt, wtedy jego idealne brwi uniosły się w zdumieniu. Ciel niechcący ugryzł go w palec.

Sebastian szybko odsunął rękę, a Ciel się wyprostował. Lokaj zdjął rękawiczkę tylko po to, by znaleźć dwa małe ślady po ugryzieniu. Ciel zaśmiał się widząc oszołomionego kamerdynera. „Spóźniłeś się, Sebastianie! To już jest nałóg… Hahaha" roześmiał się Ciel. Sebastian nie wiedział jak zareagować. Odmienne maniery jego pana wstrząsnęły nim dziko. Nigdy w swoich ostatnich latach służby nie widział takich manier u panicza.

Sebastian otworzył usta, żeby skomentować, ale powstrzymał się, kiedy jego mały demon uśmiechnął się dziko przed zwolnieniem kolejnej fali śmiechu. "Nie należy śmiać się zbyt wiele, paniczu ..." Sebastian powiedział, nie wiedząc jak to skomentować. "Jeśli dobrze pamiętam, nie jesteś jedynym, który mi powiedział ..." uciął Ciel. Usiadł prosto i przybrał pozbawioną emocji twarz. „Paniczu, śmiech jest najlepszym lekarstwem." Ciel śmiał się póki nie zakończył szyderczego procesu na swoim lokaju. "To była absurdalna imitacja, paniczu". Sebastian stwierdził, gdy ponownie zakładał rękawiczkę.

Powóz zatrzymał się. Duet zakończył konwersację na tym. Sebastian wysiadł pierwszy i stanął w pobliżu drzwi, by pomóc małemu demonowi wysiąść. Szybko udali się do hotelu i spotkali recepcjonistę „Nasz klucz, proszę." Sebastian powiedział do starego męszczyzna, któremu przekazał ich klucz przed opuszczeniem hotelu wieczorem. Recepcjonista odwrócił się do tablicy z mosiężnymi kluczami, zdjął jeden i podał lokajowi. „Dziękuję".

Ciel szedł w kierunku ich pokoju, a Sebastian poszedł w jego ślady. Hotel nie był bardzo fantazyjny. Ściany pomalowane były na brzoskwiniowo, sufit był biały, a podłogę pokrywała wykładzina. Kilka zdjęć wisiało na ścianach, a hol wypełniały wazony ze świeżymi storczykami. Ciel zatrzymał się przed drzwiami czekając, aż Sebastian przyjdzie z kluczem i otworzy drzwi. Szybko weszli i zamknęli drzwi. "Chcesz coś przed pójściem spać, paniczu?" Sebastian zapytał, wyjmując zegarek kieszonkowy i sprawdzając czas. Była ósma trzydzieści siedem.

„Nie." Odpowiedział Ciel. Zdjął kapelusz i poczekał, aż Sebastian zdejmie mu płaszcz. Lokaj rozebrał w ciszy swojego pana i założył na niego koszulę nocną. Starannie złożył jego ubrania i schludnie położył na kanapie. Pokój był wielki z królewskich rozmiarów łóżkiem, lustrem w złotej oprawie, wygodną kanapą, dwoma oknami, przyłączoną łazienką i szafką. Ciel westchnął, kiedy wskoczył na łóżko i położył się na nim gryząc paznokieć. „Czy boli cię moje ugryzienie?" Ciel zapytał, gryząc paznokieć. Sebastian był zszokowany i wstrząśnięty, znów. Zwrócił się twarzą ku swojemu panu. Wszystko czego chciał to odpowiedzieć „Nie." ,ale coś innego wydostało się z jego gardła. „ Nigdy nie miałeś tendencji do krzywdzenia mnie, paniczu…" To zabrzmiało nie tak jak chciał. Ciel spojrzał w górę na swojego lokaja ze zdziwieniem. W jednym ruchu Sebastian położył swój palec na miękkich ustach Ciela. Ciel natychmiast zadrżał, a jego oczy się rozszerzyły. Serce przyspieszyło, umysł stracił kontrolę, ciało sparaliżowało, uszy zapłonęły, a spojrzenie nabrało intensywności. Nigdy wcześniej nie czuł się tak szczęśliwy. Jego policzki pokrył czerwony rumieniec, gdy palce Sebastiana wypełniły jego usta. Lokaj położył drugą dłoń na swoich własnych ustach sygnalizując Cielowi, by zachował ciszę. Ciel się nie ruszył: zamarł na natychmiastowe działania kamerdynera. Sebastian nie skupiał się zbytnio na jego małym demonie. Zamiast tego skupił się na czymś w sobie. Wyjął palec i spojrzał na małą postać przed nim.

„Paniczu…" szepnął Sebastian „ Słyszałem jak ktoś przechodzi. Nie człowiek, ale demon… Myślę, że nas szpieguje. Chcę żebyś schował się po cichu do szafy i nie wychodził póki po ciebie nie przyjdę." Ciel natychmiast kiwnął głową nie wiedząc co robić. „A także…" Sebastian uniósł ręce do guzików mistrza i szybko go rozpiął. „Co robisz?!" Ciel syknął wściekle. „Shhh… Demon nie będzie mógł odnaleźć twojego zapachu jeśli nie będziesz w swoim ubraniu. Zamiast tego, proszę mi wybaczyć i nosić to." Sebastian zdjął płaszcz i ubrał swojego gołego mistrza. Podniósł panicza i otworzył szafę.

„Teraz, paniczu, nie rób żadnych głośnych ruchów, ani nie przyciągaj uwagi demona w inny sposób." Mówiąc te ostatnie słowa, Sebastian ostrożnie położył Ciela wewnątrz szafki i zamknął drzwi zostawiając małą szparkę na dopływ powietrza. Ciel cicho przeniósł się i oparł plecami o ścianę szafy. Usłyszał pukanie do drzwi.

Na zewnątrz Sebastian był gotów, by zaatakować demona. Wysunął swoje srebrne ostrza z pięści, przygotowując się. Szybko szacował posunięcia demona i gdzie mógłby go najłatwiej dostać. Ponownie rozległo się pukanie, ale różniące się trochę od poprzedniego. Sebastian szybko wkradł się w pobliże drzwi i obrócił nieznacznie pokrętło. Ujrzał czarną postać i rzucił się na… pokojówkę.

Pokojówka zbladła i krzyknęła, podczas gdy Sebastian szybko wsunął swoje srebrne noże i zakrył jej usta wolną ręką. Cicho szepnął coś lubieżnego do jej ucha jak Cielowi udało się zobaczyć odsłoniętym okiem przez mały otwór. Pokojówka zarumieniła się, skinęła głową i zamknęła drzwi zostawiając ich samych. Sebastian ruszył w kierunku szafy, wywołując swojego mistrza.

„Co to było? Gdzie jest ten twój demon?" Ciel kpiąco zapytał. Sebastian potarł się w nos, gdy niósł swojego panicza do łóżka. „Demon musiał wyczuć moją obecność. To dlatego poczułem, że demoniczna aura słabnie gdy otworzyły się drzwi." Odparł Sebastian zdejmując swój płaszcz z małego ciała i przeniósł go do dużego rozmiaru koszuli nocnej. „Przepraszam, że nie ostrzegłem cię wcześniej." Sebastian przeprosił, gdy ubrał małego mistrza i wstał. Ciel wyciągnął nogi pod kołdrą i położył głowę na łóżku.

„Czy dowiesz się kto to był?" Dopytywał się Ciel gryząc paznokieć. Sebastian westchnął i obrócił się do niego. „ Nie, nie rozpoznałem jego demonicznej aury, choć wydawała mi się znajoma. Miałem wrażenie, że ten demon ma duży udział w naszym ruchu, paniczu."

„Więc ten demon szpiegował nas…" Powiedział Ciel wpatrując się pustym wzrokiem w sufit. Odwrócił się do swojego lokaja. „ O tym demonie także dowiedz się więcej." Ciel nie tracił czasu, okrył się kołdrą i odwrócił się od lokaja. Sebastian ukłonił się i zdmuchnął świece. „ Dobranoc, paniczu."

„Co on sobie myśli? Po prostu obarcza mnie milionem prac i myśli, że wszystko się od tak zrobi? Ten mały demon!"

Sebastian drwił w myślach obserwując swoimi nadnaturalnymi, krwistymi oczami w oślepiającej ciemności jak jego panicz śpi. Lekko uchylone okno pozwalało prawie pełnemu księżycowi oświetlać twarz jego pana. Ta twarz wydzielała teraz święty blask, a niedomknięte oczy błyszczały magicznie. Jego usteczka wydychały stopniowo powietrze, wyginając się przy tym w lekkim uśmiechu. Dla demonicznego lokaja wyglądał jakby dryfował w słodkim śnie. Myśl, że jego pan jest tak zrelaksowany, sprawiała, że Sebastian robił się trochę zazdrosny.

Bez dalszej zwłoki Sebastian wyszedł wykonać swoje zadania. Ponieważ widok ludzi był rzadki, skoczył i pobiegł w swój demoniczny sposób, zbierając informacje, podejrzanych i dowody. Ostatni na jego liście był sam kościół. Ponieważ jego ubiór nie był przeznaczony na wycieczkę do kościoła, postanowił cicho się podkraść. Kościół był ciemny, wszystkie światła wyłączone, tylko świece przed pomnikiem Pańskim oświetlały kościół.

Wszedł przez ogromne, gotyckie wejście. Sprawdził każdy kąt kościoła i okazało się, że był pusty, prawie. Uniósł brwi i zatrzymał się. Demoniczna aura zamajaczyła w jego zmysłach, nim ukrył się w ciemnościach kościoła. Pociągnął nosem i rozpoznał znajomy zapach. Podszedł do nawy głównej. Były tu długie, puste ławy, witraże Jezusa i świece przed ogromnym posągiem.

„Powinienem był wiedzieć…" Powiedział Sebastian, gdy spojrzał w górę w ciemny róg pomieszczenia. „To ty…"

„Mój, mój… Zawsze taki sam, Naberious." Głos zawołał z ciemnego zakamarku. „Jak długo to było, Amon?" Zapytał Sebastian. „ I łaskawie nazywaj mnie Sebastian."

„To jest twoje ludzkie imię jakie nadał ci twój pan?" Ciemna postać dopytywała się. „Tak, masz rację, Amon." Sebastian odpowiedział, a uśmieszek przemknął po jego bladej twarzy. „Nadal ten sam uśmieszek, rozumiem… Sebastian." Głos zwrócił się do niego z naciskiem na jego imię. „Po tych wszystkich latach, nadal to pamiętasz?" Sebastian ruszył w kierunku głosu. „Jak mógłbym zapomnieć Naberious, to znaczy Sebastian." Głos unikał światła. „Wciąż nie chcesz mi się pokazać?" Powiedział Sebastian podchodząc bliżej demona. „Nie, nie mogę…Sebastianie, miło było cię spotkać, nie spodziewałem się tego w kościele. W każdym razie ja będę już iść. Mam nadzieję, że znów się spotkamy." I zanim Sebastian zdołał spytać się o którąkolwiek ze szpiegowskich spraw, demon zniknął. Sebastian stał upiornie, a jego usta ułożyły się w uśmieszku. „Ciągle ten sam, Amon…"