Milczenie
Germancest

To nie było nic dziwnego. To była wojna. Strzał. Krew. Upadek. Krzyk.
- Gilbert!
Ludwig nigdy nie biegał. Mógł chodzić szybkim krokiem, owszem, ale nigdy nie biegał. Ale tym razem Ludwig biegł. Biegł tak, jakby od tego miało zależeć jego życie. Ale nie zależało. Nie jego. To było znacznie gorsze. Gdyby to było jego życie... Wszystko byłoby prostsze.
- Gilbert!
Uklęknął. Na mundurze Prus zaczynała narastać krwawa plama. Krwistoczerwona. Jak jego oczy. Oczy, które w tej chwili zaszły mgłą bólu.
- Ludwig... Wiedziałem... Wiedziałem, że przyjdziesz... Nie zostawisz mnie tak...
Niemcy nie chciał płakać.
- Nie, Gilbert, nie zostawię cię, będę tu z tobą... Aż nadejdzie pomoc.
Powoli rozpiął jego mundur. Krwotok. Trzeba zatamować krwotok. Zaczął szarpać rękaw własnej koszuli, przeklinając w duchu mocny materiał.
Ludwig nie chciał płakać.
- Ludwig... Zanim zapomnę...
Niemcy pochylił się nad Prusami.
- T-tak? - jego głos zaczął drżeć.
- Nie, już nic... To teraz nieważne... Tylko... - Gilbert westchnął cicho - Powiedz moje imię. Jeszcze raz. Proszę... Ja tak to lubię.
Kap.
Kap.
Jedna łza.
I druga.
- Już dobrze Gilbert. Wszystko będzie dobrze.
Prusy uśmiechnął się.
Kap.
I następna.
- Wszystko będzie dobrze, prawda, Gilbert...? Prawda?
Odpowiedziało mu milczenie.