Nie jest to fanfick w dosłownym tego słowa znaczeniu, jednak napisałam ten tekst myśląc o Dumbledorze, dlatego pozwolę sobie go tutaj umieścić.

Pionki

Za oknami mrok. Lepkie macki strachu wysuwają się powoli i coraz szczelniej oplatają świat. Pogłoski i medialna propaganda podsycają poczucie zagrożenia.

A do Ciebie zwracają się ludzie. Z ufnością wkładają na Twe ramiona ciężar odpowiedzialności.

`Bo ktoś przecież musi podnieść zdecydowany głos sprzeciwu, kiedy ludzkość w zastraszającym tempie zaczyna wzbijać się na wyżyny okrucieństwa.

Ktoś musi wziąć w dłonie pionki i rozstawić je na szachownicy tak, by straty były jak najmniejsze. Chcą, abyś to był Ty. Ufają w Twoją mądrość. Uwielbiają Cię. Jesteś dla nich niczym zbawca w tych trudnych czasach.

W istocie, nie raz już pokazałeś, na co Cię stać, ale wojna - nawet we własnej obronie – to zdradliwa, niebezpieczna gra.

Za oknami dzwoni deszcz. Ty w zaciszu swego gabinetu, wpatrujesz się we własne dłonie, które drżą lekko. Zdajesz sobie sprawę, że każdy Twój nieprzemyślany ruch, każdy najmniejszy błąd, może mieć tragiczne konsekwencje. W końcu jesteś przywódcą.

Ujmujesz więc w palce pionki i najostrożniej jak tylko się da, rozstawiasz je na właściwych polach. Twoje poczynania noszą znamiona geniuszu i jesteś tego świadom.

Kalkulujesz na zimno. Zasady tej gry są brutalne. Nie obejdzie się bez ofiar. Dla większego dobra, trzeba poświęcić konkretne jednostki. Tu nie ma miejsca na ludzkie słabości.

A przynajmniej tak Ci się wydaje.

Za oknami gwiżdże wiatr. Siedzisz z głową wspartą na rękach i myślisz o tych, których życiem dysponujesz jak własnym. Widzisz w wyobraźni konkretne twarze, przywołujesz w myślach imiona, nazwiska i wspomnienia. Dobrze wiesz, jak bardzo są ci oddani. Kochasz ich, lecz uparcie chcesz wierzyć, że będziesz potrafił poradzić sobie z bólem, jaki sprawi Ci konieczność ich poświęcenia. Stoją wiernie u Twego boku, gotowi walczyć i ginąć, a Ty musisz być tym, który tę ich gotowość do złożenia w ofierze swego życia… właściwie wykorzysta.

Im bardziej nad tym rozmyślasz, tym trudniej Ci zachować spokój.

Przecież to nie są drewniane, bezduszne pionki.

Cóż poradzić?…

Już dawno pogodziłeś się z myślą, że będziesz musiał postępować okrutnie.

Albo tak Ci się tylko wydaje.

Ukrywasz twarz w dłoniach i zaciskasz powieki. Boisz się samego siebie. Coraz bardziej rozpaczliwie tłumaczysz sobie, że nie masz wyjścia, że ktoś przecież musi im wszystkim powiedzieć, kiedy mają kłamać, szpiegować, kiedy mają zabijać, a kiedy sami ginąć.

Nie potrafisz powstrzymać łez. Zastanawiasz się, czy w gruncie rzeczy, nie jesteś gorszy od swego przeciwnika. Pragniesz się upewnić, że postępujesz właściwie. Nie upewnisz się.

Jeśli popełnisz błąd, zapłacą za niego wszyscy.

Łkasz bezgłośnie i choć w tej chwili o tym nie myślisz, w tych łzach, kryje się Twoja potęga.

A za oknami gwiżdże wiatr. Pogwizduje sobie bezczelnie jakąś fałszywą melodię, kiedy zaciskasz białe dłonie na maleńkich pionkach.