Postacie należą do Hiromu Arakawy.

Biorę pod uwagę tylko wydarzenia z mangi i anime FMA:B

Miłej lektury i nie zapomnijcie o komentarzach ;)


Za oknem był ciepły, słoneczny dzień, pierwszy taki po długiej, męczącej zimie. Za oknem pewnie pachniało już pierwszymi kwiatami. Gdyby usiadłoby się pod drzewem, słyszałoby się wesołe ćwierkanie ptaków. Tam by się aż chciało żyć, oddychać pełną piersią. W taki dzień powinno się siedzieć pod drzewkiem i patrzyć na niebo. A nie siedzieć w tej głupiej szkole i słuchać tego lowelasa. Taa. Stare ławki, podpisane i wydrapane, przez kilka pokoleń. Niewygodne krzesełka, na których siedzi się po osiem godzin dzienne. Zielona tablica, na której była zapisana notatka, ale Ed jakoś się tym nie przejmował. Na ścianach wisiały chyba ze trzy tablice okresowe pierwiastków, jakby ktoś dwóch nie zauważył. A nad tablicą, trochę na lewo wisiało zdjęcie Marii Skłodoskiej Curie z podpisem: "Ucz się Maria patrzy".

Ich szkoła była naprawdę dobrą szkoła. Z wieloletnią tradycja, prestiżowa. Najwyższy poziom w powiecie i te sprawy. Tu przychodzili uczniowie, którzy naprawdę chcieli coś w życiu osiągnąć. Rozmyślania przerwało Edowi głos rzucanej kredy na drugim końcu sali i krzyk nauczyciela.

-Jesteście głupsi od psa mojej obecnej dziewczyny!

Jednak zanim zdążył powiedzieć dlaczego, przerwał mu najpierw skrzek głośników, a później ciepły głos sekretarki.

- Dyrektor wzywa Edwarda Elrica do swojego gabinetu, powtarzam dyrektor wzywa Edwarda Elrica do swojego gabinetu.

Wszystkie oczy w sali zwróciły się ku niskiemu blondynowi siedzącemu w pierwszej ławce. Włosy zaplecione miał jak zwykle w warkocz opadający na czerwoną bluzę z dziwnym znakiem na plechach. Na nogach ciasne, czarne dżinsy i glany. Jego złote oczy, zamiast lśnić blaskiem ciekawości, jak zwykle kiedy się uczył, były znudzone, nawet bardzo. Spojrzał, pytająco na nauczyciela.

- Idź – powiedział młody nauczyciel chemii, Roy Mustang. .Był to młody, na oko dwudziesto-sześcioletni brunet. Najczęściej ubierał się w niebieską katanę I ciemne spodnie. Jego ciemne oczy lśniły blaskiem ilekroć zaczynał mówić o ogniu, lub czymś wybuchającym. Kiwnął głową w stronę drzwi. - Stalowy – dodał z szelmowskim uśmieszkiem.

Wielu nauczycieli mówiło do Eda właśnie tym przezwiskiem, jednak on szczególnie. Różne są pogłoski skąd się wzięło. Jedni mówią, że to przez nerwy, póki ktoś nie nazwie go kurduplem, był oazą spokoju i opanowania. Inni, że przez dziwne umiłowanie do stalowych zawieszek, wszelkiego typu. Teorii było mnóstwo, a pewne jest tylko jedno - przylgnęło do tego chłopaka i nie chciało puścić.

Teraz gdy szedł przez klasę w stronę drzwi słychać było szepty po sali.

- Ciekawe co znowu zrobił.

- Może znów kogoś pobił.

- Ale to dopiero trzeci dzień szkoły.

- Zbyt łatwo się denerwuje.

Szepty zakończył jeden władczy gest ich nauczyciela.

- Kontynuując, ogień powstaje w wyniku gwałtownego procesu utleniania...

Chłopak wyszedł z sali na ciemny,wąski, wysoki korytarz. Zamknął delikatnie drzwi, tak by nic im nie odleciało. I ruszył prosto przed siebie, zakładając ręce na kark. Posadzka była z ciemnego kamienia, której nawet mycie niewiele mogło pomóc. Jedno jedynie okno na tym piętrze znajdowało się dokładnie na drugim jego końcu. Można tu było dostać klaustrofobii. "Co ja tu robię" - pomyślał po raz kolejny Ed, "przecież, nie muszę się już uczyć w szkole, wszystko już przeczytałem w książkach. Mógłbym robić co mi się żywnie podoba. Ech, ten głupi obowiązek szkolny."

Ed stanął przed drzwiami do gabinetu dyrektora wpatrując się w tabliczkę: King Bradley-dyrektor. Westchnął ciężko i zapukał, a gdy odpowiedziało mu zwyczajowe chrząknięcie, nacisnął klamkę i wszedł do dobrze znanego, umeblowanego dość skromnie, gabinetu. Przy jednej z ścian stała szafa z nieznaną zawartością, zaś resztę ścian ozdabiały szable. Szable małe, średnie, duże, bardziej lub mniej zakrzywionej, z ozdobną rękojeścią, z prostą. Chłopak próbował je kiedyś zliczyć, w czasie jednego z kazań o swoim nieodpowiedzialnym zachowaniu. Naliczył ich 21. Na samym zaś środku stało proste biurko z jasnego drewna, a za nim na obrotowym krześle obitym czarną skórą siedział dyrektor we własnej osobie – mężczyzna blisko sześćdziesiątki, z czarnymi włosami, w których próżni było doszukiwać się choćby śladu siwizny i niezmiennie, z niepasującą do funkcji, piracką opaska na jednym oku.

- Co ja mam z tobą zrobić, mój chłopcze?- westchnął znużonym głosem, podczas gdy Ed siadał na prostym krześle po drugiej stronie biurka.

- Dać spokój? - burknął blondyn.

- Ech, same utrapienie z tobą, przecież jesteś przecież mądrym chłopakiem.

- Nazwali mnie kurduplem, maluchem, Tomciem paluchem! - Chłopak przerwał znany mu dobrze wywód i zaczął się nawet rozkręcać w swoim słusznym gniewie.

- Ech – westchnął dyrektor i pokręcił głową. - W sumie niewiele więcej jest w stanie wyprowadzić cię z równowagi. Nie wezwałem cię jednak po to by prawić dobrze ci znane wywody. - Stalowy podniósł z zaciekawieniem brew. - Otóż niedługo przyjeżdżają do nas uczniowie z wymiany z Xing. Będą bawić u nas przez pół roku, nie chciałbym byś sprawił im jakąś przykrość. - Ostatnie słowa zostały wypowiedziane z absolutnie śmiertelną powagą, przy której nawet Ed'owi odechciało się pyskować, więc tylko pokiwał entuzjastycznie głową.

- To dobrze - Powiedział z ciepłym uśmiechem dyrektor. - Nie chcemy, żeby wyjechali przed czasem. Możesz wrócić na lekcje, tylko to od ciebie chciałem.

Chłopak wyszedł z gabinetu i wolnym krokiem skierował się w stronę sali od chemii, jednak zaraz zatrzymał się w pół kroku, gdy usłyszał za sobą głos. Głos mrożący krew w żyłach, zimny jak lód na dalekiej północy, skąd pochodziła jego właścicielka. Olivier Armstrong, wicedyrektorka stała za nim.

- Nie spieszy się zbytnio panu na lekcje.

- Już idę, po prostu mam takie krótkie nóżki...- Po tych słowach zagryzł zęby, że też sam to musiał przyznać. Po czym prawie pobiegł do klasy.

Przykładami reakcji egzotermicznych są: spalanie magnezu... - Nauczyciel zdawał się nawet nie zauważyć wejścia Edwarda do klasy. Kontynuował swój wywód, jak zwykle o czymś co miało coś wspólnego z ogniem i wybuchami. Nie bez powodu otrzymał przezwisko płomienny.

Blondyn usiadł na swoim miejscu i odezwał się do Winry, siedzącej za nim.

Co mamy następne?

Ta podniosła wzrok znad fascynujących gryzmołów na marginesie zeszytu. Spojrzała na niego, a po chwili zastanowienia odparła.

- W-f.

- O nieee - jęknął chłopak. - Znowu godzina wyjęta z życiorysu na słuchanie przechwałek Armstronga na temat swojego umięśnienia, jakim cudem on jest bratem wicedyrektorki. - Nagle poczuł uderzenie kredy na karku.

- Stalowy nie pozwalaj sobie! Umów się z nią po lekcjach! - Ed spalił buraka, odburknął coś pod nosem i zaczął udawać, że słucha.

Po skończonych lekcjach Winry i Ed siedzieli na murku przed szkołą. Niezbyt dużym budynkiem z czerwonej cegły. Do głównego wejścia wiodła brukowana ścieżka zakończona bramą rodem z Aushwitz, tylko napis się nie zgadzał: "I Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej Curie w Resembool". Czekali jak zwykle na Al'a. Wielkie, stare drzwi z mosiężną klamką otwierały się co chwila, ale Al'a ani widu ani słychu. Ed machał w powietrzu nogami śmiejąc się beztrosko.

- Co ci tak wesoło, kurduplu?

Ed natychmiast zapomniał, że cokolwiek go bawiło i bardzo niechętnie spojrzał w stronę, z której padły słowa. Obok niego stał wysoki chłopak z czarnymi dredami. Ubrany był w ciasne czarne spodnie i bluzkę, a na głowie miał opaskę przytrzymującą włosy. Usta wykrzywiał strasznie wredny uśmiech. Niestety Ed znał go, chodzili nawet do jednej klasy, czego szczerze nienawidził. Obok stała piękna dziewczyna z długimi czarnymi lokami, ubrana na tyle skąpo by było widać jej dziwny tatuaż na klatce piersiowej o który często wkurzali się nauczyciele i dyrekcja. Byli bliźniakami, choć sporo się różnili. Jak zwykle towarzyszył im niski i gruby młodszy brat. Był łysy i brzydki, ale z powodu starszego rodzeństwa, wszyscy bali się mu dokuczać.

- Ech, to znowu wasze rodzeństwo - mruknęła Winry i zanim zdążyła zatrzymać przyjaciela ten łapał już Envy'ego za bluzkę.

- Kto tu niby jest kurduplem!

- Haha, co zazdrosny jesteś o mój wzrost?

- Ja?! Nie mam Ci czego zazdrościć!

- Envy- jego siostra Lust położyła mu rękę na ramieniu. - Uspokój się, bo ojciec znów będzie wściekły - zaciskała rękę coraz mocniej, aż jej brat zrobił krok w tył.

- Jestem głodny -odezwał się Gluttony.

- Już idziemy do domu, prawda, Envy?

- Taa.- mruknął zapytany i spojrzał na blondyna morderczym wzrokiem.

Gdy odeszli, Ed zobaczył swojego młodszego brata wychodzącego ze szkoły. W przeciwieństwie do Ed'a, pn włosy ścinał na krótko. Ubierał się najczęściej w koszule i dżinsy. Na nogach nosił trampki. I nie, nie był hipsterem. Pomachał mu i już za chwilę opuszczali bramę szkoły, kierując się w stronę domu. Mogli w sumie dojeżdzać tam autobusem, bo ich domu stały na uboczu, ale lubili chodzić tam piechotą I rozmawiać o wszystkim I o niczym, byli w końcu przyjaciółmi z dzieciństwa. Al właśnie zaczął jedna z takich rozmów.

- Braciszku, co znowu narozrabiałeś, że Cię wzywali?-

- Nic. - odpowiedział Ed zupełnie nonszalancko, zakładając ręce na kark.

- Nie wierzę Ci, no powiedz nam!

- Ech, dyrektor kazał mi dobrze się zachowywać, bo przyjeżdżają uczniowie na wymianę – powiedział w końcu.

- Co naprawdę?! - krzyknął podekscytowany Al.

- A faktycznie, zapomniałam wam powiedzieć, jedna dziewczyna będzie mieszkać u mnie- wtrąciła się Winry

- Co?! - Krzyknęli oboje na raz, robiąc przy tym tak podobną minę, że dziewczyna roześmiała się.

- Dziewczyna ma na imię May i jest w wieku Al'a. Chyba będziecie w jednej klasie. Z tego co wiem interesuje się medycyną i lubi pandy.

Ciekawe zainteresowania – powiedział raczej do siebie młodszy Elric.

Gdy doszli do rozstaja dróg, gdzie się zazwyczaj rozstawali, postanowili wykorzystać trochę tej cudnej pogody. Położyli się w cieniu drzewa,gdy byli mali, lubili się na nie wspinać. Nazywali je swoja bazą. Leżeli i patrzyli na leniwie przepływające pojedyncze chmurki. Tylko Ed miał cały czas poirytowana minę.

- Wkurzają mnie!

- Nie da się tego ukryć, Ed - Winry jako jedna z niewielu nie używała prawie wcale jego przezwiska.

Po tych słowach cała trójka już nic nie mówiła i po prostu leżała trochę przysypiając. Nie spieszyli się domu, bo i po co.


Oto pierwszy rozdział. Piszcie jak się podobało i krzyczcie, jak coś się nie będzie miało sensu :)