WSZYSCY KOCHAJĄ SNAPE'A

x

Oto opowieść o pięknych kobietach i dzielnych mężczyznach, o dramatycznych wydarzeniach, epickich walkach i wielkich namiętnościach w niespokojnych czasach drugiej wojny... A, nie, przepraszam, zapędziłam się trochę...

Oto opowieść o miłości. I eliksirach. I jeszcze o przyjaźni, zazdrości, frustracji i samotności; o kociołkach, gwiazdach, łzach, listach, psach, strojach... Ale o miłości przede wszystkim. I o wydarzeniach zbyt błahych i szalonych, aby znalazło się dla nich miejsce w kronikach Hogwartu. I może to i lepiej, bo większość zaangażowanych w nie osób wolałaby o nich zapomnieć...

x

Severus Snape miał dość.

Całkowicie i kompletnie dość wszystkiego, od Hogwartu i wszystkiego, co z nim związane począwszy, aż po Czarnego Pana i wszystko, co z kolei związane z nim.

Najbardziej zaś w chwili obecnej miał dosyć Aurigi Sinistry i nie omieszkał się wykrzyczeć jej tego w twarz.

– Ty idiotko! – wrzasnął, nie panując nad sobą zupełnie. – Ty beznadziejna idiotko! – powtórzył, rzucając się do stołu alchemicznego, na którym spoczywał jego kociołek, którego zawartość beztrosko wykipiwała na blat przy akompaniamencie głośnego syku kłębów różowej pary.

– Odsuń się – warknął Snape, bezpardonowo odepchnął kobietę od stołu i zaczął zamaszyście wymachiwać różdżką, bezgłośnie szepcząc inkantacje. Mikstura uspokoiła się, ale zarówno ona, jak i kociołek nie nadawały się do niczego, podobnie jak blat stołu, pokryty grubą skorupą zastygłego eliksiru.

– W porządku, Sev? – zainteresowała się zmartwiona nauczycielka astronomii, podchodząc do niego spokojnie.

W odpowiedzi Sev uraczył ją soczystym przekleństwem i odszedł do metalowego zlewu w kącie pracowni, żeby spłukać z palców lepką substancję. Potem odwrócił się do kobiety i powiedział:

– Ile razy mówiłem ci, żebyś mi nie przeszkadzała, kiedy pracuję?

Jego głos był spokojny, ale w sposób, który sprawił, że Auriga powinna zacząć się bać. Oczy Mistrza Eliksirów rzucały jej błyskawice i informowały: „minus pięćdziesiąt punktów od Ravenclawu i dwa tygodnie szlabanu, Sinistra!" Na szczęście Auriga nie była uczennicą Severusa i nie musiała bać się utraty punktów.

– Przepraszam, ale to nie moja wina – poinformowała go sucho.

– A czyja, jeśli mogę wiedzieć? – zapytał z lodowatym spokojem.

– Tego, kto zapomniał dodać sproszkowanych łusek smoka, kiedy eliksir zaczął się gotować? – zasugerowała, a Snape zmrużył oczy.

Ups – pomyślała Auriga, widząc, że mężczyzna jest na skraju furii.

– Nie udawaj większej idiotki niż jesteś, Sinistra! – warknął. – Ile razy ci mówiłem, że masz nie ruszać moich składników? Naprawdę tak trudno to zrozumieć? A może ty po prostu chcesz wysadzić cały zamek w powietrze?

– Tragizujesz – mruknęła i od razu zauważyła, że to nie był dobry pomysł.

– Słucham? – zapytał.

– No przecież z łatwością zrobisz ten eliksir jeszcze raz...

– Naprawdę jesteś taką ignorantką, Sinistra? Czy tylko udajesz, że nie wiesz, że ten eliksir potrzebuje trzech miesięcy, żeby dojrzeć do tego etapu? – Machnął ręką w kierunku wykipianego kociołka.

– Nie krzycz na mnie! Przeprosiłam.

Severus wyglądał, jakby miał poważny problem czy od razu ją udusić czy najpierw jeszcze trochę powrzeszczeć. W końcu powiedział tylko:

– Wyjdź!

– Och, daj spokój, Sev – zaczęła urażona Sinistra i wyciągnęła różdżkę, z zamiarem posprzątania bałaganu po eliksirze.

– Wynoś się, Sinistra, i trzymaj się z daleka ode mnie i moich eliksirów!

– Jak sobie życzysz – odparła i wyszła obrażona, zostawiając go samego z zepsutym eliksirem i wściekle pulsującą żyłą na skroni.

x

Można by powiedzieć, że od tego się zaczęło, ale nie byłaby to do końca prawda. Zaczęło się właściwie prawie rok wcześniej, kiedy powrócił Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, bo właśnie od tego czasu Severus Snape żył w ciągłym stresie i strachu.

Można by powiedzieć, że nawet jeszcze wcześniej, kiedy poznał Aurigę Sinistrę i pozwolił, by namieszała w jego samotnym i spokojnym życiu w Hogwarcie.

Albo jeszcze wcześniej, kiedy spotkał Albusa Dumbledore'a i po raz pierwszy został jego szpiegiem u Voldemorta.

Ale dla własnej wygody przyjmijmy, że zaczęło się właśnie wtedy, bo za dużo byłoby do opowiadania.

Co działo się bezpośrednio po wykipieniu severusowego eliksiru nie jest szczególnie ważne. Snape posprzątał cały bajzel, a Auriga wróciła na swoją wieżę, by poczekać, aż Severus przyjdzie jak co wieczór pogadać przy herbacie.

Nie doczekała się jednak, z trzech powodów. Po pierwsze – dla Mistrza Eliksirów mikstura była bardzo ważna, a zniszczony kociołek jego ulubionym. Po drugie – czekał na kilku Gryfonów, którzy mieli odrabiać swój szlaban tego wieczora. I wreszcie po trzecie – Mroczny Znak na przedramieniu Severusa zamrowił i zapiekł, co było sygnałem, że Czarny Pan go oczekuje, mając głęboko gdzieś, że jest piątkowe popołudnie i jego wierni słudzy mają lepsze rzeczy do roboty, niż torturowanie mugolaków.

Nasz ulubiony nauczyciel musiał więc zrezygnować z wyładowania stresu na nie-tak-niewinnych uczniach i udać się na nagłe spotkanie Wewnętrznego Kręgu.

Nie interesuje nas zbytnio co się działo na samym zebraniu, ważne, że trzy godziny później Severus wrócił do zamku wyczerpany i jeszcze bardziej zły.

Zaraz przy głównych drzwiach dopadł go srebrzysty feniks, będący patronusem Dumbledore'a, który przekazał mu, że dyrektor oczekuje go w swoim gabinecie, jak tylko wróci. Snape, chociaż w tej chwili miał ochotę jedynie na pójście do łóżka i nie wstawanie z niego przez najbliższy tydzień, westchnął ciężko i powlókł się na spotkanie z przełożonym. Motywowała go jedynie chęć wygarnięcia Dumbledore'owi tego, co o nim myśli, chociaż i tak doskonale wiedział, że przez swój szacunek dla szefa i przyjaciela nigdy się na to nie odważy.

Kamienna chimera, strzegąca wejścia do dyrektorskiego gabinetu, uśmiechnęła się do Severusa drapieżnie i odskoczyła na hasło „musy świstusy". Snape wszedł do środka i stanął przed drzwiami. Powstrzymał się jednak przed zapukaniem, słysząc wewnątrz jakąś rozmowę. Nie miał zamiaru podsłuchiwać – całkowicie przypadkiem usłyszał swoje imię i poczuł się usprawiedliwiony.

– Ale czy on się do tego nadaje, Albusie? – pytał zmartwiony kobiecy głos.

– Oczywiście, Minerwo, sądzę, że Severus jest najlepszą osobą do tego zadania – odpowiedział Dumbledore z łagodną naganą w głosie.

– Nie uważasz, że i tak ma już za dużo na głowie? Jest nauczycielem, opiekunem domu, twoim szpiegiem, przygotowuje eliksiry dla Hogwartu i Zakonu... Czy naprawdę musisz dokładać mu lekcje z Harrym? Chłopak go nie lubi, on nie lubi chłopaka. To naprawdę nie jest dobry pomysł, żeby zmuszać ich do współpracy.

– Minerwo, rozumiem, że się martwisz o Harry'ego, ale wierzę, że on potrafi przełamać swoją niechęć.

– A czy Severus to potrafi?

Tutaj sam Severus poczuł się urażony. Bo o ile z wcześniejszymi zarzutami McGonagall zgadzał się całkowicie, to ten kompletnie mijał się z prawdą. Bo czy on, Severus Snape, kiedykolwiek pozwolił Potterowi naprawdę odczuć swoją nienawiść? Przecież zawsze powstrzymywał się przed wyżywaniem się na nim. A że Minerwa uważa, że najlepszą metodą wychowawczą jest pozwalać smarkaczowi robić co chce i odmawia zwracania uwagi na jego głupie wybryki... Tutaj już Severus musi się kierować własnym osądem, jeśli nie chce, by Potter prędzej czy później powłaził wszystkim na głowy.

– Będzie się musiał nauczyć – odparł tylko Albus, co nieco zirytowało i tak już zirytowanego Snape'a.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz – westchnęła Minerwa.

W gabinecie rozległ się szmer odsuwanego krzesła, nauczycielka najwyraźniej zamierzała wyjść, więc Severus czym prędzej zapukał.

– Zapraszam – zawołał Albus.

W drzwiach minęła Severusa Minerwa, której nie omieszkał się rzucić wyniosłego uśmieszku.

– Chciałeś mnie widzieć, dyrektorze? – rozpoczął.

– Siadaj, chłopcze. – Chłopiec skrzywił się na to określenie, ale posłusznie usiadł. – Dropsa? – Snape skrzywił się jeszcze bardziej. Dumbledore niezrażony ciągnął: – Co słychać u Voldzia?

Szpieg poczuł, że już te trzy zdania wystarczyły, żeby poziom jego cierpliwości gwałtownie spadł i niebezpiecznie zbliżył się do zera.

– Zamordował kilku czarodziei i urządził polowanie na kilku mugoli. Zwłoki można znaleźć w lesie obok wioski Harrington, na południe od Londynu. Jeśli cokolwiek jeszcze zostało, bo w zabawie wziął udział Fenrir – poinformował przełożonego sucho.

– O – powiedział tylko Dumbledore i zaczął nawijać na palec swoją długą, srebrną brodę.

– Tylko tyle ma pan do powiedzenia? – zdenerwował się Snape. – Nie dalej jak przed godziną z zimną krwią zabiłem sześćdziesięcioletniego staruszka, a wcześniej kazałem mu patrzeć, jak Greyback rozszarpuje jego trzynastoletnią wnuczkę! Nie mogłem nic mu oszczędzić, bo Czarny Pan pilnował nas wszystkich! – krzyczał Severus. – Patrzył nam na ręce, bo podejrzewa, że ktoś donosi ci o nim! Podejrzewa, bo Potter zagląda mu w umysł i wyczytuje jego plany! No i uznał, że to będzie niezła, cholerna zabawa karnawałowa!

– Usiądź, chłopcze – odparł spokojnie Albus, bo Snape już stał i nachylał się ku niemu przez biurko, oddychając ciężko.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – wrzasnął Severus, ale nie usiadł. Zamiast tego gwałtownie odsunął krzesło i wyszedł zza biurka. – Mam dość. Chrzanię to wszystko!

– Severusie...

– Rzucam to! Nie będę tego więcej robił! Znajdź sobie innego szpiega!

– Severusie...

Ale Severus już nie słuchał, bo właśnie opuścił gabinet Dumbledore'a i wściekły pomaszerował do swoich lochów.

Nie został tam długo, zabrał tylko kilka rzeczy i piętnaście minut później opuścił zamek ponownie.