+ „Haikyuu!" i wszystkie występujące w tym anime postacie należą do Furudate Haruichiego

+ imiona i nazwiska zapisuję „japońskim systemem", to znaczy najpierw nazwisko, potem imię.

+ wszelkie nazwy własne (miejsca, instytucje, kluby siatkarskie) są fikcyjne. Nie istnieją i prawdopodobnie nie znajdziecie ich w wyszukiwarce J.

Rozdział 01 – Plotka i prawda

- Proszę bardzo! Śniadanie dla mistrzyni!

Dwunastolatka sceptycznie uniosła brwi.

- Mamo, jeszcze nie jestem mistrzynią. Dopiero zakwalifikowałyśmy się do pół-finału.

- Ależ, Natsumi, to i tak wspaniałe osiągnięcie! Cała masa drużyn oddałaby wszystko, by znaleźć się na waszym miejscu.

Natsumi śmiała w to wątpić. Gdyby to były oficjalne zawody, jej mama miałaby rację. Z tym że…

- To nie jest żaden poważny turniej. – wymamrotała, czerwieniąc się z zażenowania – Tylko turniej… turniej…

- „Turniej Elfa!" – zakończyła z uśmiechem mama, wskazując palcem na przypięty do lodówki plakat.

Chociaż dwunastolatka czytała go już milion razy, postanowiła zrobić to jeszcze raz.

„Turniej Elfa"

Zawody piłki siatkowej dla drużyn ze Szkół Podstawowych.

Nie czekaj i zgłoś swoją szkołę!

Kibicuj młodym siatkarzom i siatkarkom! Bilet tylko 600yenów*!

Dochody ze sprzedaży biletów zostaną przekazane Tokijskiemu Centrum Pomocy Niepełnosprawnym Dzieciom.

Sakai Yurito uśmiechnęła się łagodnie i położyła dłonie na ramionach córki.

- To na szczytny cel, kochanie.

- Tak, wiem. – odparła Natsumi, wzdychając – Ale mimo wszystko wolałabym, żeby nazwa turnieju nie byłaby taka… no wiesz… żenująca.

Na te słowa Yurito zachichotała.

- Znam kogoś, kto powiedziałby dokładnie to samo. – stwierdziła, z rozmarzonym wzrokiem.

Natsumi zamrugała ze zdziwieniem. Co to była za mina?

Gdy Yurito zorientowała się, że córka uważnie ją obserwuje, zaczerwieniła się i wydała z siebie spanikowane jęknięcie.

- Och… to… eee…. zapomnij o tym! – wymamrotała – Takie tam… stare wspomnienia!

Doskoczyła do kuchenki i zaczęła mieszać jajecznicę. Na ten widok, dwunastolatka westchnęła i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Gaz był wyłączony.

- Mamo…

- T-t-tak, skarbie?

Natsumi wskazała na jajecznicę na swoim talerzu i spojrzała wymownie na matkę.

- Jest gotowa. – oświadczyła łagodnie.

- Och! – Yurito aż podskoczyła – M-masz rację. Przepraszam, zaraz sobie nałożę.

Natsumi nie była ani trochę zdziwiona zaistniałą sytuacją. Mimo to obserwując, jak jej mama nakłada sobie jajecznicę, nie mogła po raz kolejny nie pomyśleć, jak bardzo się od siebie różniły. Chociaż miały kilka cech wspólnych, dopiero po długich i uważnych oględzinach, można było się zorientować, że w istocie były matką i córką. Powodów było mnóstwo.

Po pierwsze wygląd. Włosy Yurito były grube i jasnoszare, zaś Natsumi proste i czarne. Matka była raczej drobnej budowy, natomiast jej córka - solidna i umięśniona.

Po drugie, osobowość. Yurito była ugodowa i strasznie fajtłapowata – nieustannie zapominała o ważnych sprawach, a przedmioty wszelkiego rodzaju regularnie wypadały jej z rąk. Aż cud, że podczas dziesięciu lat pracy jako zawodowy fotograf nie rozbiła jeszcze żadnego ze swoich drogocennych aparatów. Natsumi była zupełnie inna. Czasami miała wrażenie, że to ona opiekuje się swoją mamą – nie na odwrót. Mimo iż skończyła zaledwie dwanaście lat, potrafiła o siebie zadbać. Zawsze była świetnie zorganizowana i odpowiedzialna, a zdaniem koleżanek z drużyny siatkarskiej również twarda i zawzięta.

No właśnie… sport. Trzecia rzecz, pod względem której Natsumi była zupełnie różna od swojej matki. Sport. Talent do sportu. A konkretniej, talent do siatkówki. Siatkówki, którą dziewczyna uwielbiała. Każdy, kto kiedykolwiek widział jej grę, mówił, że wręcz urodziła się, by odbijać piłkę. Nabywanie nowych umiejętności siatkarskich przychodziło jej zaskakująco łatwo, choć nie miała pojęcia po kim to ma.

Po ojcu.

Na tę myśl, Natsumi omal nie udławiła się jajecznicą. Jaj ramiona momentalnie napięły się. Znowu to samo… to dziwne uczucie melancholii.

Nie znała swojego ojca, więc mogła tylko zgadywać, jaki był. Być może miała rację i rzeczywiście, tak jak ona, miał talent do sportu. A może nie. Skąd miała to wiedzieć? Ostatecznie nie znała nawet jego imienia.

Kątem oka zerknęła na Yurito, która skończyła już zalewanie herbaty i teraz usiadła obok niej przy stole. Nie chciała pytać mamy o ojca. Wcześniej spytała o to tylko raz, a wtedy Yurito powiedziała, że przez kilku lat był jej chłopakiem i zupełnie niespodziewanie zerwał z nią, gdy oboje mieli po dwadzieścia cztery lata. Gdy o tym mówiła, jej mama miała w oczach taki ból. Natsumi nie chciała jej ranić, więc nie poruszała więcej tego tematu. Mimo to… z czasem, jak mijały lata, ciekawość coraz bardziej nie dawała jej spokoju. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej…

- Natsumi?

Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia. Yurito uśmiechała się do niej łagodnie, trzymając w ręce pilota.

- Zaraz zaczyna się Twój ulubiony program. Pamiętasz?

- Och… tak! – wykrzyknęła Natsumi.

Jak mogłaby zapomnieć? W końcu specjalnie po to wstała o szóstej rano. Żeby móc go obejrzeć jeszcze przed pójściem do szkoły.

Wzięła od mamy pilota i wyćwiczonym gestem nacisnęła trójkę. Na zawieszonym obok okna dużym plazmowym ekranie pojawiła się twarz reporterki.

- Po raz kolejny witamy naszych wiernych widzów w specjalnym wydaniu „Volleyball NEWS". Dowiecie się o wszystkim, jeszcze zanim piłka dotknie parkietu.

Blondynka uśmiechnęła się, zapewniając im doskonały widok na swoje proste, idealnie wybielone zęby. W prawym rogu migotało logo kanału „SPORT 3".

- Zacznę od tego, na co wszyscy najbardziej czekacie, - mówiła dalej prezenterka – czyli od potwierdzenia plotki, która kilka miesięcy temu obiegła siatkarski świat. Pewnie nie możecie się doczekać, by dowiedzieć się prawdy.

- Pewnie, że nie możemy. – mruknęła niecierpliwie Natsumi – No powiedz już w końcu!

To na tę informację czekała najbardziej. Od miesięcy próbowała znaleźć potwierdzenie niemal w każdym magazynie sportowym, który wpadł jej w ręce. Jednak dziennikarze wciąż nie byli do końca pewni… aż do tej pory.

Prezenterka ponownie się uśmiechnęła, lecz tym razem inaczej, jakby smutno.

- Niestety doniesienia okazały się prawdziwe. – oświadczyła ponurym tonem – Wczoraj otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie z Japońskiego Związku Piłki Siatkowej. Ulubieńcy publiczności, Kageyama Tobio i Hinata Shouyou oficjalnie kończą karierę w reprezentacji.

Natsumi wydała z siebie żałosny jęk.

- Więc to jednak prawda… - mruknęła – Nie mogę uwierzyć, że nie będą już grać.

- Tak. – odparła jej mama nieobecnym głosem – Ja też.

- To takie dziwne. Wydawało mi się, że zawsze będą w reprezentacji… oglądałam ich mecze jeszcze u Ciebie na kolanach!

Prezenterka mówiła dalej:

- Zapewne większość naszych widzów wie o tych panach wszystko, ale w ramach przypomnienia, wspomnę o kilku ważnych faktach. Hinata i Kageyma rozpoczęli grę w reprezentacji ponad czternaście lat temu. Już kilka miesięcy od dołączenia do podstawowego składu, znacznie poprawili grę naszej drużyny. Mówiło się, że wnieśli do reprezentacji sporo entuzjazmu i świeżości. To głównie dzięki nim Japonia zaczęła zdobywać medale podczas Mistrzostw Świata oraz Igrzysk Olimpijskich. Marzenia naszych zawodników zostały w końcu zwieńczone pięć lat temu, kiedy po zwycięskim meczu z Brazylią, sięgnęli po złoto. Sukces ten powtórzyli rok temu.

- Pamiętam ten mecz. – powiedziała Natsumi rozmarzonym tonem – Był niesamowity.

- Oprócz sukcesów z drużyną Hinata i Kageyama mają na swoim koncie całą masę nagród indywidualnych. – ciągnęła kobieta w telewizji – Ale o tym później. Teraz przenosimy się do studia, gdzie nasza reporterka Takehiko Miwa będzie miała zaszczyt przeprowadzić wywiad z Hinatą Shouyou we własnej osobie.

Obraz na ekranie zmienił się. W studiu z panoramą Tokio w tle stały dwa wysokie krzesła. Na jednym siedziała nieco zdenerwowana, młoda dziennikarka z brązowymi włosami uplecionymi w gruby warkocz. Na drugim kołysał się mężczyzna, którego Natsumi rozpoznała bez problemu, chociaż przez moment zwątpiła, że to on, jako że zamiast stroju sportowego miał na sobie garnitur. Hinata Shouyou z pewnością nie był człowiekiem stworzonym do eleganckich rzeczy. W tej chwili żuł koniec swojego krawatu, jakby sam nie był pewien, po co ktoś umieścił na jego szyi tę dziwną część garderoby.

- Hinata-san… - zaczęła dziennikarka.

- Hyaaa! – Hinata aż podskoczył – T-to już z-zaczynamy?

- Kamera włączona, Hinata-san. – kobieta uśmiechnęła się do niego życzliwie – Jesteśmy na żywo.

- N-n-naprawdę?

Poczerwieniał po same uszy i przełknął nerwowo ślinę. Chyba dotarło do niego, co przed chwilą zrobił i że najprawdopodobniej widziała to połowa Japonii. Natsumi zachichotała.

- Jest uroczy. – stwierdziła – Chyba jak dotąd ani razu nie udzielał wywiadu w telewizji. Kageyama-san też nie. Mam nadzieję, że jego również pokażą.

Jakby czytając w jej myślach, dziennikarka powiedziała:

- Wszyscy jesteśmy pana wielkimi fanami, Hinata-san, ale z drugiej strony, przykro nam, że Kageyama-san nie zgodził się, by do pana dzisiaj dołączyć. Ma pan może jakiś pomysł, dlaczego odmówił?

Hinata zaśmiał się nerwowo.

- On… on… jest bardzo zajęty.

Chwilę potem zrobił wkurzony minę i wymamrotał do siebie:

- Że niby nie chce być pokazywany z głąbem, któremu brak kultury osobistej, dupek jeden…

Zatkał dłonią usta i wydał z siebie przerażone kwiknięcie.

- Ja to powiedziałem GŁOŚNO? To nie miało być głośno! Dlaczego było głośno?!

- Przypięliśmy panu mikrofon, Hinata-san. Żeby widzowie mogli dobrze słyszeć…

- CO?! Kiedy?!

- Eee… parę minut temu, Hinata-san. Już pan zapomniał?

- Ano… w sumie. Racja, przepraszam.

Natsumi i Yurito rechotały ze śmiechu. Dziennikarka też wydawała się rozbawiona.

- Wracając do tematu… - odchrząknęła – Jesteśmy tutaj, ponieważ w końcu potwierdziła się ta straszna plotka: ty i Kageyama-san odchodzicie z reprezentacji. Chyba zdajesz sobie sprawę, że dla wielu wielbicieli piłki siatkowej to będzie cios. Wszystkim nasuwa się to samo pytanie: dlaczego teraz?

Hinata jakiś czas zastanawiał się, aż w końcu wzruszył ramionami.

- Myślę, że odpowiedź jest raczej oczywista. – powiedział z nieśmiałym uśmiechem – To nie tak, że podjęliśmy tę decyzję pod wpływem impulsu. Ja i Kageyama zbieraliśmy się do tego już od jakiegoś czasu. Mamy po trzydzieści siedem lat. Chyba każdy, kto kiedykolwiek grał w siatkówkę, wie, że kariera profesjonalnego gracza jest raczej krótka…

- Ale przecież wy nadal jesteście świetni! – oznajmiła z pasją dziennikarka – To dzięki wam rok temu zdobyliśmy złoto.

- Taaak… - z nieobecnym wzrokiem, Hinata zaczął masować sobie kark – To prawda, że wciąż dobrze nam idzie, z tym że… cóż… jeśli mam być szczery, obaj jesteśmy już tym zmęczeni. Nie zrozum mnie źle, nadal uwielbiamy siatkówkę. Rzecz w tym, że gra w reprezentacji to zupełnie coś innego. Co chwilę jakieś wyjazdy, zmiany czasu, wywiady, ludzie, którzy mówią Ci, co masz jeść… - w tym momencie westchnął – Kiedy byliśmy młodsi, ekscytowaliśmy się tym wszystkim. Ale teraz nasze priorytety się zmieniły. Chcielibyśmy wrócić do starych dobrych czasów, gdy graliśmy w siatkówkę dla samej frajdy. Mieć więcej czasu dla siebie. Poza tym, w ciągu ostatnich kilku lat ja, Kageyama, podobnie jak paru innych starszych graczy zaczęliśmy łapać coraz więcej kontuzji. Właśnie dlatego chcemy odejść teraz, po naszym wielkim triumfie z ubiegłego roku. Teraz, póki jesteśmy w pełni sił… a nie jak goście ledwo słaniający się na nogach, kontuzjowani od stóp do głów.

Po tych słowach wyszczerzył zęby.

- Chyba rozumiem. – odezwała się dziennikarka ciepłym tonem – Chcecie odejść jako mistrzowie, prawda?

- Coś w tym stylu.

- No cóż… będzie nas wam brakowało. Ponoć główny menadżer reprezentacji, Masaki Jiro, przyszedł do was i na kolanach błagał, żebyście zostali. To prawda?

- Taaa, jest dosyć dobry w błaganiu. – mruknął Hinata, drapiąc się po nosie – Prawie jak nasz doradca z liceum… Ale tak na poważnie, Masaki-san to człowiek, który stworzył naszą drużynę. Nikomu nie zależy na reprezentacji Japonii bardziej niż jemu. To on odkrył większość obecnych graczy, w tym mnie i Kageyamę. Jest w reprezentacji tak długo jak my. Było nam przykro, że musieliśmy mu odmówić, ale to nie zmieniło naszej decyzji.

- W ostatnim wywiadzie Masaki-san stwierdził, że po waszym odejściu reprezentację Japonii czeka kryzys. – dziennikarka zerknęła na spoczywającą na stoliczku kartkę i zaczęła czytać – „Jak mogą opuszczać nas w takim momencie? Zniszczą nadzieje milionów Japończyków". Użył dokładnie tych słów.

- Próbował wywrzeć na nas presję. – burknął Hinata – Masaki-san to super facet, ale wtedy naprawdę przesadził. Po tym wywiadzie Kageyama wziął go na stronę i dał mu w py…- przypomniał sobie, że jego mamrotanie słychać przez mikrofon – znaczy się… eee… rozmówił się z nim! To była rozmowa! Poważnie sobie porozmawiali!

Po twarzy kobiety przemknął uśmiech, ale była dość taktowna, by tego nie skomentować.

- Sądzisz, że po waszym odejściu reprezentacja zacznie przegrywać? – spytała po chwili.

Hinata oparł brodę na dłoni i głęboko westchnął.

- Sądzę, że tak. – powiedział ponurym tonem – Ale tak już w tym sporcie jest. Nie można wiecznie wygrywać. Zresztą… ta sytuacja była nieunikniona. Ja i Kageyama prędzej czy później i tak byśmy odeszli. A w reprezentacji jest cała masa młodych zawodników, którzy aż rwą się, żeby grać. Co prawda muszą się wiele nauczyć, ale znam ich i wiem, że sobie poradzą. Może nie zaczną wygrywać od razu, bo stworzenie drużyny wymaga czasu… ale to świetni goście i uważam, że warto im kibicować.

- Co na pewno uczynimy! – dziennikarka z entuzjazmem uniosła dłoń – Wam też będziemy kibicować… bo nadal zamierzacie grać w siatkówkę, prawda?

- Tak. – Hinata przytaknął – Rezygnujemy tylko z reprezentacji. Nie z gry w klubie.

- Przez kilka ostatnich lat graliście głównie w zagranicznych klubach. Ale teraz wracacie do Japonii…

- Tak i bardzo się z tego cieszymy. Granie w Europie było nam na rękę, gdyż moja żona, Hitoka pracowała jako grafik dla kilku tamtejszych firm… i przy okazji robiła mnóstwo projektów dla kadry. Ona też ma już tego wszystkiego dosyć. Wszyscy marzymy o tym, żeby wreszcie zwolnić…

- Ponoć już dzień po waszym powrocie do Japonii, zaczęli się do was dobijać menadżerowie różnych klubów?

- To prawda. – w tym momencie Hinata nerwowo przełknął ślinę – Ci, co przyszli do mnie byli przerażający. Koleś z „Okinawa Sharks" powiedział, że odda mi swojego psa, jeśli będę dla nich grał.

Dziennikarka wybuchła śmiechem.

- Dość nietypowa propozycja. Ale, jak rozumiem, wszystkich odprawiliście?

- Tak. – odparł Hinata, nieco się rozluźniając – W Japonii moglibyśmy grać tylko dla jednego klubu.

- Niech zgadnę? Chodzi o wasz pierwszy klub? „Panasonic Sendai Tigers" z prefektury Miyagi?

- Właśnie ten.

Wyraz twarzy Hinaty stał się rozmarzony.

- Mamy szczególny sentyment do prefektury Miyagi. – wyjaśnił – Tam się urodziliśmy i wychowaliśmy. Mamy tam też domy. Cieszymy się, że będziemy mogli zamieszkać w nich na stałe, a nie tylko przyjeżdżać w przerwach między treningami.

Natsumi gwałtownie wciągnęła powietrze.

- Nie wiedziałam, że Hinata i Kageyama pochodzą z Miyagi! – odezwała się pełnym entuzjazmu głosem – Ciekawe, czy mieszkają daleko od nas?

Ku jej zdziwieniu, Yurito zaczerwieniła się. Zanim jednak Natsumi zdążyła zastanowić się nad nietypową reakcję mamy, jej uwagę z powrotem przykuł telewizor.

- Jesteście podekscytowani z powodu powrotu do „Sendai Tigers"? – spytała dziennikarka – A może trochę zaniepokojeni? Ostatecznie długo was tu nie było, a, jak sam powiedziałeś, zgranie z drużyną wymaga czasu.

- Masz rację. – Hinata wyszczerzył zęby – Mimo to nie będziemy zupełnie osamotnieni. Poznaliśmy już pozostałych członków drużyny i okazało się, że część z nich to nasi starzy znajomi. Oczywiście jest też cała masa młodych graczy, których nigdy nie widzieliśmy. Ale na przykład z Aone i Kuroo znamy się jeszcze z czasów liceum…

- No właśnie… liceum! – ucieszyła się dziennikarka – Właśnie wtedy zaczęła się Twoja gra z Kageyamą. Co nas sprowadza do kolejnego pytania…

Wyprostowała się na krześle i zacisnęła dłonie na kartce, wyraźnie podekscytowana tym, o co zamierzała zapytać.

- Gracie ze sobą już około dwadzieścia lat. Od dwudziestu lat podróżujecie razem, trenujecie razem, czasem nawet mieszkacie jednym pokoju. I powiem szczerze, że zawsze chciałam zapytać… jak wy ze sobą wytrzymujecie? Większość moich koleżanek nie może o sobie powiedzieć, że przyjaźni się z kimś od dziesięciu lat… a wy kolegujecie się już dwadzieścia! Wiem, że w wielu wywiadach dla prasy mówiliście, że napędzacie siebie nawzajem, że wasze umiejętności uzupełniają się, ale zastanawiam się, czy to nie tylko część prawdy. Powiedz mi, jak tak naprawdę jest?

Hinata jakiś czas wpatrywał się w sufit, głęboko się zastanawiając.

- Właściwie… nie mam pojęcia. – powiedział po chwili – Moje relacje z Kageyamą nie są czymś, nad czym bym się na co dzień zastanawiał. Ale gdybym miał zgadywać, to wydaje mi się, że wytrzymujemy ze sobą z powodu szczerości. Jesteśmy przyjaciółmi, ale też rywalami i nie boimy się powiedzieć sobie nawzajem, co tak naprawdę myślimy. Nie walimy sobie fałszywych tekstów, w stylu „dobra robota, stary", gdy tak naprawdę myślimy „co ty, do cholery, wyrabiasz?". Sądzę, że właśnie to rozwala całą masę drużyn… to, że zawodnicy boją się powiedzieć sobie, co tak naprawdę myślą.

- Czyli uważasz, że szczerość na boisku pozytywnie wpływa na grę?

- Jak najbardziej.

- Ale oczywiście… w rozsądnych granicach?

- Co masz na myśli?

Dziennikarka zawahała się.

- Oglądamy was od kilkunastu lat. – zaczęła, czerwieniąc się – Nie uszło naszej uwadze, że chociaż Kageyama jest raczej uprzejmy wobec innych zawodników, na Ciebie często wrzeszczy.

- I wyzywa mnie. – dodał Hinata.

- N-no właśnie! – wyjąkała – I… I Tobie to nie przeszkadza?

- Szczerze? Gdyby przestał, zacząłbym się o niego martwić.

- N-naprawdę? Ale… nie masz skłonności do masochizmu, prawda… Hinata-san?

Ku zdziwieniu dziennikarki i Natsumi, Hinata wybuchł serdecznym śmiechem.

- Nie, po prostu przyzwyczaiłem się do Kageyamy. Nie wiem, o co tyle hałasu. Ludzie mają go za nie wiadomo jakiego potwora, a on po prostu łatwo się wkurwia… TO NIE MIAŁO BYĆ GŁOŚNO!

Spanikowany, zaczął wymachiwać rękoma przed twarzą.

- T-tego programu nie oglądają dzieci… prawda? – wymamrotał niepewnie.

- Niektóre tak. – odezwała się Natsumi, wymieniając z mamą szeroki uśmiech.

Dziennikarki rozpromieniła się, jakby nagle o czymś sobie przypomniała.

- Skoro już mówimy o dzieciach… - zaczęła niewinnie – Czy to prawda, że Twoja żona Hitoka jest w ciąży?

Hinata zaczerwienił się i zaczął nerwowo pocierać sobie kark. W jego uśmiechu była nieśmiałość, ale i duma.

- Tak. – wyznał – Nie mam pojęcia, skąd wy, dziennikarze bierzecie te wszystkie informacje. Tak, Hitoka jest w drugim miesiącu ciąży i oboje bardzo się z tego cieszymy.

- Mimo wszystko trzydzieści siedem lat to dosyć późny wiek na zakładanie rodziny. Czy odłożyliście decyzję o dziecku z powodu Twojej kariery?

- Sam nie wiem… tak, myślę, że podświadomie zrobiliśmy coś takiego. Dziecko to jednak spora odpowiedzialność, trzeba mu poświęcać dużo czasu. Gdybym wciąż grał w reprezentacji, to mogłoby być trudne. Miałbym duże wyrzuty sumienia będąc ojcem tylko na pół-etatu, takim, który ciągle trenuje i co chwile wyjeżdża. Teraz co prawda nadal będę grał w klubie, ale przynajmniej będę tutaj, w Japonii i będę mógł lepiej zarządzać swoim czasem.

- To zrozumiałe. Widzowie na pewno ucieszą się, że w końcu zapuszczasz korzenie. W ten sposób możemy myśleć, że chociaż ty odchodzisz, wciąż jest nadzieja w przyszłym pokoleniu.

Puściła mu oko. Hinata zarechotał.

- Czy ja wiem? – zastanowił się głośno – Sądzę, że są niewielkie szanse, by moje dziecko zainteresowało się siatkówką. Biorąc pod uwagę mnie i Hitokę, gdy dorośnie, może dobić najwyżej do stu siedemdziesięciu centymetrów. Nie żebym przywiązywał dużą wagę do wzrostu… Ale z drugiej strony wiem, że aby mój brzdąc miał szansę, musiałby sobie znaleźć kogoś co najmniej pokoju Kageyamy, żeby mu wystawiał zarąbiste piłki.

Dziennikarka wybuchła serdecznym śmiechem.

- Słuszna uwaga. A propos potencjalnych przyszłych pokoleń Kageyamy… kibiców nieustannie zdumiewa, że chociaż ty masz żonę, Twój partner nadal jest kawalerem. Co więcej… jak sam zauważyłeś, my, dziennikarze mamy swoje sposoby na zdobywanie informacji, - puściła do niego oko – a mimo to żaden sprytny paparazzi nie wszedł jak dotąd w posiadanie zdjęcia Kageyamy z kobietą. Wiesz może, z czym to jest związane?

- Niech pani zapyta o to Kageyamę. – mruknął Hinata – Ale wcześniej włoży kask.

- Och… eeee… rozumiem. – zerknęła niepewnie na swoje papiery – To już będzie ostatnie pytanie. Jest jedna rzecz, która bardzo interesuje widzów. Mimo iż ty i Kageyama znacie się już dwadzieścia lat, nadal nie mówicie sobie po imieniu. To dosyć nietypowe.

- Naprawdę? – zdziwił się Hinata – Mi się wydaje, że ani trochę. Głupio bym się czuł, gdybym mówił do niego „Tobio", a on do mnie „Shouyou". Nie umiem tego wyjaśnić, ale to byłoby po prostu dziwaczne. Takie… niemęskie. Jestem pewien, że on też tak myśli.

- Okej. Bardzo Ci dziękuję za tę wspaniałą rozmowę. Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli zakończymy wywiad informacją o meczu, który zagracie w najbliższy piątek. Co ty na to?

Hinata momentalnie się ożywił. Samo wspomnienie meczu tak go podekscytowało, że prawie spadł z krzesła.

- Jasne! – oświadczył nieco głośniej niż powinien.

Skierował twarz do kamery i uśmiechnął się do widowni.

- W piątek na arenie w Tokio gramy nasz pierwszy mecz w barwach Sendai Tigers.

- Kim jest wasz przeciwnik? – zapytała dziennikarka, w pełni podzielając jego entuzjazm.

- Gospodarze, Tokio Samurais. To świetna drużyna i już nie mogę się doczekać, by przeciwko nim zagrać. Będzie ciężko, ale wierzę, że wygramy! Mam nadzieję, że wielu ludzi będzie nam kibicować.

- Ja też mam taką nadzieję. To był wywiad z reprezentantem… przepraszam, byłym reprezentantem Japonii, Hinatą Shouyou. Nazywam się Takehiko Miwa i dziękuję za państwa uwagę.

Hinata i Takehiko zniknęli, a na ekranie ponownie pojawiła się twarz blondynki.

- Uch, to dopiero był ekscytujący wywiad! – wyrzuciła z siebie, wachlując się dłonią – A teraz czas na kolejny news…

W tym momencie Natsumi straciła zainteresowanie. Ściszyła telewizor i zabrała się za pakowanie do plecaka przyszykowanego zawczasu bento.

- Sendai Tigers vs. Tokio Samurais. – rzuciła rozmarzonym tonem – Bilety pewnie kosztują majątek… Ale pomyśl, zobaczyć Kageyamę i Hinatę na żywo! To dopiero jest przeżycie!

Jej mama przez jakiś czas nic nie mówiła. Zdawała się być całkowicie zatopione we własnych myślach. Po chwili uśmiechnęła się i z czułością odgarnęła czarny kosmyk z czoła córki.

- Mnie wystarczy, że mogę popatrzeć na Twoją grę, kochanie. – oznajmiła.

Natsumi słyszała podobne rzeczy już wiele razy, a mimo to - jak zawsze - nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Wiele dla niej znaczyło, że Yurito ją wspierała. Chociaż jej mama nie miała wielkiego pojęcia o siatkówce, wiedziała, jak wielką rolę odgrywał ten sport w życiu córki i była jej najwierniejszym kibicem.

Yurito przypomniała sobie o pewnym niewygodnym fakcie i natychmiast zmarkotniała.

- Tak mi przykro, że nie mogę być na sobotnim meczu, skarbie. – odezwała się przepraszającym tonem – Tak bardzo chciałabym przyjść. Zwłaszcza, że gracie w Tokio…

- Nie przejmuj się tym. – powiedziała uspokajająco Natsumi – Widziałaś mnóstwo moich meczy. Nic się nie stanie, jeśli jeden opuścisz. Zresztą to nie jest tak, że nie przyjdziesz, bo wolisz iść na kawę z przyjaciółkami. To zlecenie od National Geographic. I to na Kyushu! Takich propozycji się nie odrzuca.

- Tak, wiem. – mama nadal wyglądała na lekko zdenerwowaną – A mimo to zawsze się martwię, gdy jedziecie grać do innego miasta. Wasz trener jest taki nierozgarnięty…

I kto to mówi? – pomyślała Natsumi.

A jednak Yurito miała sporo racji. Ich trener w istocie był nierozgarnięty. W końcu ile razy można zapomnieć klucza do sali? Nie wspominając już o zawracaniu autobusu, bo zostawiło się na parkingu tę część drużyny, która podczas postoju wyszła do toalety. Na samą myśl o trenerze, Natsumi westchnęła ze zrezygnowaniem. Kita Himuro wiedział co nieco o siatkówce, ale jeśli chodziło o pozostałe sprawy… cóż, bez przypominajki w telefonie był mniej więcej jak ślepiec bez psa przewodnika.

- Ale na niedzielny mecz już przyjadę! – odezwała się Yurito – Znalazłam lot z Fukuoki. Będę w Tokio akurat na Twój mecz. Nie mogę przegapić finału!

- Jeśli się na niego zakwalifikujemy.

- Na pewno się zakwalifikujecie.

Dwunastolatka uśmiechnęła się i mocno przytuliła do mamy.

Jakiś czas później siedziały w samochodzie, kierując się w kierunku szkoły Natsumi. Yurito jak zwykle zapomniała włączyć świateł. Potem zaliczyła kolejną wpadkę wjeżdżając w niedozwoloną, jednokierunkową ulicę… i jeszcze jedną, wymuszając pierwszeństwo na żółtej Toyocie. Oba zdarzenia poważnie zaniepokoiły Natsumi. Jej mama od zawsze była kiepska w prowadzeniu auta, ale dzisiaj wydawała się jeszcze bardziej rozkojarzona niż zwykle.

- Mamo… - zaczęła niepewnie dziewczyna – Czy coś się stało?

- Wszystko w porządku, kochanie. – odpowiedziała Yurito – Wiesz, ja wciąż myślę o tym… o tym… o tym meczu.

- Mamo, mi naprawdę nie jest przykro. Rozumiem, że musisz pracować i…

- Nie, nie o tym meczu. Mi chodzi o… o… o ten drugi mecz. Wiesz… Sendai Tigers i Tokio Samurais.

Natsumi przekrzywiła z zaciekawieniem głowę.

- I…?

- Bo pomyślałam sobie… ty tak bardzo kochasz siatkówkę, a Hinata i Kageyama to Twoi ulubieni gracze. Kusi Cię, żeby tam pójść, prawda?

Dziewczyna westchnęła.

- Pewnie, że mnie kusi. – oświadczyła bez zastanowienia – Ale nie ma takiej opcji.

- Dlaczego? W końcu i tak w ten weekend jedziesz do Tokio. Pieniędzy też nam nie brakuje.

To wszystko prawda. W weekend i tak miała być w Tokio, by uczestniczyć w turnieju „o-żenującej-nazwie", a jej mama, jako znana fotografka, zarabiała lepiej niż nieźle. Mimo to…

- Po pierwsze, w piątek mam lekcje.

W przeciwieństwie do większości sportowców, Natsumi nie zaniedbywała obowiązków szkolnych i była jedną z najlepszych uczennic.

- A po drugie, tam będą straszne tłumy. To ma być pierwszy mecz Kageyamy i Hinaty w Japonii od baaaardzo długiego czasu. Wszyscy czekają, by to zobaczyć. Nie chciałabym być jedną z osób, które przepychają się przez kilkusetny tłum, byleby tylko zdobyć ich autografy. Media na pewno rozdmuchają ten mecz do rangi wydarzenia narodowego. Może to głupie, ale ja wiem… ja wiem, jak to wygląda od tej drugiej strony. Gdy grasz mecz, chcesz się skupić tyko na nim. A gdy na głowę zwalają Ci się ludzie, którzy niekoniecznie wiedzą coś o siatkówce, ale za wszelką cenę chcą zobaczyć kogoś znanego, robi Ci się głupio.

To był również powód, dlaczego z takim dystansem podchodziła do tego całego „Turnieju Elfa". Podobało jej się, że pieniądze były zbierane na szczytny cel, ale wkurzało ją, gdy na widowni zjawiali się ludzie, którzy nawet nie znali zasad gry, a po prostu chcieli poprawić wizerunek firmy wysyłając reprezentantów na imprezę charytatywną. Niby nic wielkiego, ale gdy jesteś na boisku, podobne rzeczy mogą rozpraszać.

- Wolę poczekać, aż to wszystko trochę przycichnie. No wiesz… aż ludzie zapomną, że oni dopiero co odeszli z reprezentacji. Wtedy wybiorę się na mecz. Możemy pójść na niego razem.

- Aż ludzie zapomną. – powtórzyła Yurito zamyślonym głosem – Możesz czekać bardzo długo.

- Och, nie potrzebuję, żeby wszyscy zapomnieli! – wyjaśniła szybko Natsumi – Chodzi mi o to, by… no wiesz, żeby nie robili z meczu nie wiadomo jakiej afery. Ja nie lubię, gdy jest za dużo reflektorów…

- Rozumiem. – spojrzenie mamy, o ile to możliwe, stało się jeszcze bardziej mgliste – Sądzę, że Kageyama i Hinata myślą tak samo. Masz rację, wybierzemy się na ich mecz dopiero za jakiś czas. Kiedy wszystko przycichnie. Moja mała, rozsądna córeczka…

Z czułością poczochrała dwunastolatce włosy.

Natsumi nadal była lekko zaniepokojona, ale postanowiła nie drążyć tematu. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że dziwne zachowanie jej mamy - to całe zamyślenie i nietypowe zainteresowanie meczem - było w jakiś sposób związane z informacjami usłyszanymi w „Volleyball NEWS".

Ale przecież to nie miało sensu. Yurito niezbyt interesowała się sportem. Siatkówkę lubiła, bo lubiła ją Natsumi. Razem oglądały mecze i słuchały wiadomości. Mimo to mama nigdy nie ekscytowała się zmianami w siatkarskim świecie tak jak jej córka. Czemu teraz miałoby być inaczej?

XXX

- Karin! – zawołała Natsumi, wpadając do szatni.

- Natsumi! – przyjaciółka dokończyła wkładanie nakolanników, po czym zerwała się z ławki, by mogły się uściskać – Co się dzisiaj stało? Nie było Cię na lunchu…

- Musiałam napisać sprawdzian.

- Sprawdzian?! Podczas przerwy na lunch?

- Reszta klasy ma go napisać dopiero w piątek. Jednak Akiyama-sensei stwierdziła, że skoro klub siatkarski już w czwartek jedzie do Tokio, to członkowie drużyny powinni napisać go dzisiaj… Ja miałam szczęście, bo i tak byłam przygotowana. Ale Mori i Rukia pozieleniały ze strachu, gdy się dowiedziały.

Karin spojrzała na nią głupio.

- Jedziemy do Tokio już w czwartek? Jakim cudem? Przecież mecz jest dopiero w sobotę.

Natsumi wydała z siebie głośne westchnienie i zaczęła się przebierać.

- Okazało się, że Kita-sensei załatwił nam kilka sparingów z jakimiś szkołami w Tokio. I jak zwykle zapomniał nam o tym powiedzieć.

Dłoń Karin z głośnym plaśnięciem wylądowała na czole.

- Znowu?! – burknęła dziewczyna – Boże, niech ten człowiek kupi sobie kalendarz!

- Zgubiłby go. – stwierdziła ze zrezygnowaniem Natsumi – To cud, że jeszcze nie zgubił telefonu.

- Ech, nie znoszę takich niespodzianek…

Po kilku minutach Natsumi wciągnęła na siebie ostatni element stroju siatkarskiego – białą koszulkę z logo Szkoły Podstawowej Ruriko. Tymczasem Karin stała przed lustrem i poprawiała obcięte na boba, ciemnobrązowe włosy. Wkładała akurat wsuwkę z figurką biedronki, gdy jej dłoń zatrzymała się w połowie gestu.

- Chwila moment… - zaczęła – Przecież jutro moja klasa też ma lekcję Akiyamą.

Wsuwka z biedronką upadła na podłogę.

- HYAAAA! To znaczy, że ja też będę musiała napisać ten sprawdzian! JUŻ JUTRO! Cholercia, w ogóle się nie uczyłam!

- I tak musiałabyś napisać go w piątek. – stwierdziła rozumnie Natsumi – Myślałam, że już zaczęłaś powtórkę.

Przyjaciółka podczołgała się do niej z dłońmi złożonymi w błagalny gest.

- Powiedz, że pożyczysz mi swoje notatki… - zajęczała.

- Nie ma sprawy. – Natsumi pokazała jej kciuk.

Godzinę później były w trakcie treningu. Przyszedł czas na atak. Dziewczyny ustawiały się jedna za drugą i po kolei ścinały piłkę.

- Zmiana rozgrywających! – zarządził trener – Hana-chan, Natsumi-chan, wasza kolej!

W szkole podstawowej nie grało się jeszcze na specjalizację, dlatego podczas treningu dziewczyny z najstarszych klas zmieniały się na pozycji rozgrywającej. Natsumi i Hana zajęły pozycje po obu stronach siatki.

- Wysoko i daleko od siatki, dobrze, Natsumi-chan? – poprosiła Mori.

Po tych słowach odbiła piłkę, a Natsumi z niesamowitą precyzją wysłała ją we wskazane miejsce. Mori rozpędziła się i z całej siły trzasnęła. Piłka z hukiem uderzyła w dziewiąty metr. Atakująca przeciągnęła się leniwie.

- Uwielbiam, gdy to ty wystawiasz, Natsumi-chan. – stwierdziła z zadowoleniem.

- Właśnie! – zawtórowała jej następna w kolejności Rukia – To jak zamawianie w restauracji Twojego ulubionego dania.

Natsumi zarumieniła się. Jeśli chodziło o siatkówkę, świetnie radziła sobie ze wszystkimi elementami, jednak szczególnie dobra była w odbiciu palcami. Tą konkretną umiejętnością wyróżniała się na tle reszty drużyny. Żadna z dziewczyn nie była pod tym względem tak precyzyjna jak ona. Z tego powodu, gdy przychodziła jej kolej na rozegranie, drużynie automatycznie poprawiał się humor.

Rukia powtórzyła sukces koleżanki, mocno posyłając piłkę w parkiet. Kolejną atakującą była Karin. Ona również trafiła w boisko, chociaż uderzyła piłkę zbyt lekko. Nigdy nie była zbyt dobra w ataku, a niewielki wzrost jej w tym nie pomagał. Za to świetnie sprawdzała się w obronie. Natsumi podejrzewała, że jej przyjaciółka nie może się doczekać, by pójść do gimnazjum, gdzie zapewne zostanie wyspecjalizowana na libero.

Rozgrywająca posłała Karin uśmiech, po czym obróciła głowę, by zerknąć, kto będzie atakował następny. W kolejce stały ustawione trzy przestraszone dziewczynki. Były to dziewięciolatki, najmłodsze członkinie klubu. Chociaż chodziły do czwartej klasy, starsze koleżanki pieszczotliwie nazywały je „pierwszakami".

Stojąca z przodu, białowłosa Yuki wystąpiła przed szereg z takim wyrazem, jakby wcale nie miała ściąć piłki, ale przystąpić do jakiegoś niewiarygodnie trudnego testu.

- P-p-proszę o wystawę, Sakai-senpai! – wyrzuciła z siebie.

Natsumi posłała jej zachęcający uśmiech i ugięła kolana, przygotowując się do szybkiego zrywu. Tak jak przypuszczała, piłka, którą posłała jej dziewięciolatka nie była zbyt dokładna. Mimo to, jakimś cudem, udało się zrobić z tego przyzwoitą wystawę. Yuki uderzyła, a piłka poleciała w aut.

- P-przepraszam. – wymamrotała dziewczyna, czerwieniąc się – Z-znowu aut.

- Łatwiej Ci będzie wycelować, jeśli dołączysz do wyskoku także drugą rękę. – stwierdziła rozumnie Natsumi.

- D-dobrze.

- I nie spinaj się tak. To nie egzamin.

- T-tak jest, Sakai-senpai!

Kolejne dwie „pierwszaczki" zachowały się podobnie. Natsumi westchnęła. Znała powód ich zdenerwowania. Dopiero zaczynały swoją przygodę z siatkówką i nie umiały zbyt wiele. Mimo to nie rozumiała, dlaczego tak się denerwowały w jej obecności. Przecież nie warczała na nich, ani nic w tym stylu.

Po rozegraniu kilku gier trzy-na-trzy, drużyna robiła sobie przerwę. Natsumi wykorzystała ten czas, by podejść do Karin.

- Słuchaj… - zaczęła niepewnie.

- Tak? – przyjaciółka odsunęła od ust butelkę z wodą.

- Nie uważasz, że jestem trochę za ostra dla pierwszaków?

Karin roześmiała się dobrodusznie.

- Dlaczego tak myślisz? – spytała ze zdziwieniem.

- Sama nie wiem. – mruknęła Natsumi, czerwieniąc się – One chyba trochę się mnie boją.

- No wiesz, jesteś z nas wszystkich najwyższa. – Karin puściła do niej oko – A jeśli chodzi o siatkówkę, grasz najlepiej z całej drużyny. Jesteś świetna praktycznie we wszystkim: w zagrywce, ataku i rozegraniu. To może nieco onieśmielać.

O ile to możliwe, Natsumi jeszcze bardziej poczerwieniała.

- Jesteś ode mnie lepsza w obronie. – wymamrotała.

- To prawda. – Karin wyszczerzyła zęby.

- Z tym, że nie o to pytałam! Nie chciałam wiedzieć, kto jest najlepszy… Po prostu zastanawiałam się, czy nie za bardzo wszystkich krytykuję.

Karin podrapała się po podbródku.

- Cóż, z pewnością nie hamujesz się, jeśli chodzi o wytykanie innym błędów. – powiedziała po chwili – Ale nie uważam, by to było coś złego. Nie robisz tego w złośliwy sposób. No i dziewczyny naprawdę się dzięki temu poprawiają. Odkąd powiedziałaś Yuki, że powinna najpierw biec, a dopiero potem wyciągać ręce, zaczęła w końcu przyzwoicie odbierać. Im nie jest przykro, że je krytykujesz. Podziwiają Twoją ciężką pracę i chcą być takie, jak ty.

- Naprawdę tak myślisz?

- Pewnie! Nie martw się. Jeśli kiedykolwiek zaczniesz zachowywać się jak zarozumiała jędza, obiecuję, że pierwsza Ci o tym powiem.

Natsumi nieco się rozluźniła. Chwilę później jednak, ponownie zmarkotniała.

- Mimo wszystko, trochę mi z tym głupio… – wyznała.

Karin pieszczotliwie szturchnęła ją łokciem.

- Pomyśl o tym w ten sposób: po weekendzie zostaną nam tylko dwa tygodnie szkoły. Potem wakacje, a po nich pójdziemy wreszcie do gimnazjum. Założę się, że będzie tam cała masa wielkich jak wieże dziewczyn, które nie będą miały żadnych oporów przed krytykowaniem Ciebie.

To już był konkretny argument!

- Masz rację! – powiedziała Natsumi, rozpromieniając się – Nie powinnam się przejmować. Gdy pójdziemy do gimnazjum, na pewno nie zabraknie nam ciężkiej pracy.

Im bliżej do tamtego dnia, tym bardziej nie mogła się go doczekać. Natsumi już od pół-roku czuła, że odstaje od reszty drużyny. Niby był to powód do radości, ale z drugiej strony, gdzieś w głębi siebie miała gorycz, że przestała rozwijać się jako siatkarka. Potrzebowała grupy bardziej doświadczonych graczy, przy których mogłaby nabywać nowe umiejętności. Chciała mieć senpaiki, które wskazałyby jej błędy i podpowiedziały, jak może je wyeliminować. Tutaj nie mogła na to liczyć.

- Dziewczyny, zbiórka! – zawołał trener.

Grupa zawodniczek natychmiast zgromadziła się wokół wysokiego, około dwudziestoletniego mężczyzny. Trener Kita miał krótkie rude włosy i często bywał nieogolony. Zazwyczaj nosił spodnie od dresu i koszulkę „University of Sendai". Na jego szyi powinien być również gwizdek, ale dzisiaj jak zwykle o nim zapomniał...

- Wszystkie świetnie sobie radzicie! – zwrócił się do nich z uśmiechem – Przed końcem treningu, chciałbym żebyście popracowały jeszcze nad elementami indywidualnymi. Mika-chan, Karin-chan i Asuka-chan, wy będziecie ćwiczyć zagrywkę. Trafiacie najwięcej siatek z całej grupy. Natsumi-chan, dołączysz do nich, dobrze? Może uda Ci się popracować nad zagrywką z wyskoku… Rukia-chan, Mori-chan, a także wszystkie czwartoklasistki, wy po prostu sobie poodbijajcie. Chciałbym, żeby wasze podania stały się bardziej płynne. Reszta będzie ćwiczyć odbiór. Ale zanim do tego przejdziemy, mam dla was kilka informacji. Po pierwsze, do Tokio pojedziemy już w czwartek. Załatwiłem nam mecze sparingowe ze szkołami Ryuku i Hizashi. Oznacza to także, że dziewczyny z najstarszych klas będą musiały napisać sprawdzian u Akiyamy-sensei nieco wcześniej…

- I mówisz nam to TERAZ?! – wyrzuciły z siebie ze złością Rukia i Mori.

Zaśmiał się nerwowo. Jako trener nie utrzymywał zbyt dużej dyscypliny i był przyzwyczajony, że zawodniczki co jakiś czas na niego krzyczały.

- Cóż… tego… - odchrząknął – Jest jeszcze kilka innych spraw. Chciałem wam powiedzieć, że… eee… sekundkę, zerknę do telefonu.

Na to stwierdzenie dziewczyny jednocześnie przewróciły oczami. Już po chwili Kita-sensei nerwowo stukał palcem w ekran swojego i-phona.

- Ha! Już mam! No więc tak, sprawa pierwsza… Znowu zapomniałem zorganizować kierowcę, który zawiózłby nas do Tokio. Asuka-chan, wiem, że Twój tata ma licencję na prowadzenie autobusów. Zastanawiam się, czy mogłabyś go spytać…

- Już zapytałam. – odpowiedziała okularnica, z obciętymi na chłopaka czarnymi włosami.

Asuka była kapitanem i grała w tej drużynie ZBYT długo, by nie być przygotowaną na podobne sytuacje. Znała gafy trenera zazwyczaj już wiele dni przed tym, jak je popełniał.

- Spytałam tatę i oświadczył, że z radością PO RAZ KOLEJNY poprowadzi dla nas autobus.

- Wspaniale! – ucieszył się trener – A teraz druga sprawa… Natsumi-chan, Twoja mama jako jedyna nie dostarczyła mi jeszcze pozwolenia na Twój udział w turnieju.

Natsumi wydała z siebie cichy jęk. Znowu to samo. Ten nieszczęsny papierek, który trzeba było dostarczyć przed każdym turniejem. Oczywiście powiedziała o nim mamie już miesiąc temu, a Yurito obiecała, że zaniesie go trenerowi podczas najbliższego zebrania rodziców. Pewnie znowu o tym zapomniała. Ech…

- To nie problem, ale proszę przynieś mi to pozwolenie najpóźniej jutro. – powiedział Kita – Dziś jest poniedziałek, a w czwartek wyjeżdżamy z samego rana. Za nic o tym nie zapomnij, Natsumi-chan!

Zrobiła wszystko, by o tym nie zapomnieć. Dla pewności zapisała to sobie nawet na nadgarstku, gdy wracała do domu autobusem.

To był wyjątkowo długi, wyczerpujący dzień. Gdy Natsumi w końcu stanęła przed drzwiami domu, słońce chowało się już za horyzontem. Ziewnęła, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu kluczy, do których przyczepiony był brelok w kształcie piłki do siatkówki. Była zmęczona i głodna jak wilk. Przez ten przeklęty sprawdzian nie zjadła swojego bento i poszła na trening z pustym żołądkiem. Marzyła o kolacji i pójściu do łóżka. Na szczęście w weekend odrobiła wszystkie lekcje, więc nie będzie musiała ślęczeć nad książkami.

W domu panował półmrok. Yurito jeszcze nie wróciła. Wspominała wcześniej, że będzie późno, bo znany magazyn mody zlecił jej zrobienie sesji z zachodem słońca w tle. Dla Natsumi nie był to problem – potrafiła zająć się sobą, gdy mamy nie było w domu. Kiedy jednak wyciągała z plecaka nietknięty lunch, zwróciła uwagę na nabazgraną na nadgarstku notatkę i zaniepokoiła się.

Jeżeli Yurito rzeczywiście skończy pracę bardzo późno, była możliwość, że Natsumi położy się spać jeszcze przed jej powrotem. A rano może już nie pamiętać o pozwoleniu! Jeśli nie doniesie go na czas, będzie to poważny problem. Bezpieczniej byłoby zadzwonić do mamy, zapytać, gdzie zostawiła pozwolenie i bezzwłocznie schować je do plecaka. Tak, to był dobry plan. Zakładając oczywiście, że Yurito pamiętała, by pozwolenie podpisać. Cóż… Natsumi nie dowie się tego, dopóki nie zadzwoni.

Niewiele myśląc, wykręciła numer do mamy. Miała szczęście. Yurito akurat robiła sobie przerwę.

- Chodzi Ci o ten druczek, który przyniosłaś mi miesiąc temu? – spytała zaniepokojonym tonem mama.

- Tak, właśnie ten. „Wyrażam zgodę na udział mojej córki" i takie tam głupoty.

- Och! Rzeczywiście… Tak strasznie przepraszam, kochanie. Zupełnie zapomniałam, żeby to zanieść…

- Ale podpisałaś?

- Tak, na pewno.

- Czy to pozwolenie jest u nas w domu? Wiesz, chciałabym już schować je do plecaka, by mieć pewność, że jutro go nie zapomnę.

- Hm… tak, myślę, że jest w domu. Sprawdź w mojej komódce, tej obok łóżka. Trzymam tam wszystkie najważniejsze papiery. Kluczyk jest w szkatułce na biżuterię.

Zatem Natsumi udała się do sypialni mamy. Kiedy otworzyła pierwszą z szuflad, od razu zrozumiała, że czeka ją niełatwe zadanie. Boże, co za chaos! Papiery leżały jedne na drugich, bez żadnego schematu, pomieszane ze sobą kategoriami. Już któryś raz tego dnia dziewczyna wyraziła zdziwienie, że mogła być tak dobrze zorganizowana, mając Yurito za rodzicielkę. Może gdzieś w trakcie rozwoju jej geny wykonały salto?

Cóż, nie miała czasu, by się nad tym zastanawiać. Ważniejsze było znalezienie pozwolenia. Miała nadzieję, że zajmie jej to najwyżej pół-godziny.

Myliła się. Duża wskazówka zegara aż trzy razy wykonała pełen obrót, gdy Natsumi dotarła dopiero do czwartej szuflady. Dziewczyna była załamana. Pocieszała się myślą, że ten czas nie był do końca stracony… w trakcie szukania zrobiła trochę porządku w papierach mamy. Yurito na pewno doceni jej starania. Z drugiej strony, znalezienie pozwolenia też by się przydało. Mogła pójść do szkoły po nowe, ale najwcześniej jutro – a wtedy na pewno nie wyrobi się z czasem. Nie, potrzebowała pozwolenia teraz.

Zawartość czwartej szuflady diametralnie różniła się od pozostałych. Pierwszą rzeczą, która uderzyła Natsumi był panujący w środku… porządek! I to idealny! Plik kartek ułożony w równiutki stosik. To zaintrygowało dziewczynę. Niepewnym ruchem wyciągnęła plik z szuflady i zaczęła przeglądać kartkę po kartce.

Już w połowie zalało ją dziwne przeczucie, że powinna odłożyć te rzeczy i po prostu o nich zapomnieć. Miała wrażenie, jakby przeglądała coś zakazanego, a wręcz… intymnego. Kartki wydawały się zupełnie ze sobą niezwiązane, ale gdy przyjrzeć się bliżej, były skupiskiem najwspanialszych wspomnień Yurito. Było tam zdjęcie z ich wspólnych wakacji na Okinawie, dokument od Amnesty International z podziękowaniami za wykonanie charytatywnej sesji, dyplom ukończenia szkoły, fotografia, która zdobyła pierwszą nagrodę w prestiżowym konkursie, a także wypis ze szpitala z dnia narodzin Natsumi. Dwunastolatka przeglądała je, jedno po drugim, z każdą chwilą coraz bardziej zafascynowana. I wtedy na nie natrafiła!

Zdjęcie znajdujące się prawie na samym dole. Najstarsze, sądząc po dacie z tyłu. Gdy Natsumi je ujrzała, z początku ją zatkało. Przez moment zastanawiała się nawet, czy to nie fatamorgana. Nie mogła uwierzyć.

Zdjęcie przedstawiało chłopaka i dziewczynę w wieku około licealnym. Dziewczyną oczywiście była Yurito. Uśmiechała się promiennie, miała mundurek szkolny, a na szyi wisiał jej aparat fotograficzny. Natomiast chłopak…

Serce Natsumi biło jak oszalałe. Wiedziała, kto to był. Wiedziała, ale to przecież było niemożliwe! Zwyczajnie nierealne!

Ponownie zlustrowała go wzrokiem. Te czarne włosy… to uczesanie… ten wyraz twarzy… widziała go w zbyt wielu magazynach sportowych, by teraz nie rozpoznać. Na tym zdjęciu… zdjęciu, które trzymała w drżących dłoniach, obok jej matki stał nastoletni Kageyama Tobio. TEN Kageyama Tobio! Były reprezentant Drużyny Japonii!

Że był na tym zdjęciu to jeszcze nic. Tym, co uderzyło Natsumi jeszcze bardziej był fakt, że obejmował jej mamę ramieniem. Co prawda nie uśmiechał się – jego wzrok był raczej znudzony i obojętny – ale nie ulegało wątpliwości, że sposób, w jaki przyciągał do siebie Yurito ewidentnie nie wskazywał na przyjaźń. To nie był uścisk, jakim obdarzało się koleżankę z klasy.

Myśli Natsumi pędziły z prędkością światła. Co to miało znaczyć? Dlaczego Kageyama był na zdjęciu z jej mamą? A może to jednak nie był on?

Zauważyła kolejną kartkę. Był to kawałek całkiem ładnej papeterii, starannie wyciętej na kształt koła. Coś podobnego ludzie zazwyczaj dołączali do prezentów. Na kartce widniały następujące słowa:

Dla Yurito,

Tobio.

Umysł Natsumi nieprzytomnie przetworzył zdobytą informację. Podpisał się „Tobio", a zatem to jednak był Kageyama! I zwracał się do jej mamy „Yurito". Nie „Sakai-san". „Yurito". A sam również podpisał się swoim imieniem, nie nazwiskiem.

Mówili sobie po imieniu, a na zdjęciu się obejmowali.

Mówili sobie po imieniu, a na zdjęciu się obejmowali.

Mówili sobie po imieniu, a na zdjęciu się obejmowali.

Chociaż powtarzała to sobie bez końca, nie była w stanie sformułować w myślach ostatecznej konkluzji. Znała rozwiązanie, ale nie śmiała go powiedzieć… nawet cicho, we własnej głowie.

- Natsumi!

Jej mama wróciła do domu. Było słychać, jak wchodzi po schodach.

- Kochanie, znalazłam to pozwolenie. Okazało się, że było u mnie w torebce. Przepraszam, że musiałaś szu…

W tym momencie Yurito weszła do sypialni i zdała sobie sprawę, co odkryła jej córka. Natsumi widziała w lustrze osłupiałą twarz mamy. Bardzo powoli dziewczyna podniosła się z podłogi, cały czas ściskając w dłoni zdjęcie i dedykację.

- Mamo… - zaczęła drżącym głosem – Możesz mi to wyjaśnić?

*600 yenów – około 20zł