Golden

By Misako

Rozdział 1

Historia Księcia

Historia ta rozpoczyna się normalnie, wiem pomyślicie, iż jest to już oklepane hasło. Ale cóż, nic nie poradzę, gdyż naprawdę inaczej tego się nazwać nie da. Żadne ze zdarzeń, które zapoczątkowały ten efekt domino, nie wskazywało na to, iż wkrótce będę rozdawał karty na stole „ władzy we wszechświecie". Z ręką na sercu mogę się przyznać, iż gdybym usłyszał 2 lata temu od kogoś, że od moich decyzji będą się ważyły losy życia, istot różnych gatunków, no cóż po prostu bym go wyśmiał.

Zacznijmy jednak od początku.

Urodziłem się na Ziemi, jako człowiek, co później okazuje się być istotne, dlatego wspominam. Miałem to szczęście, iż los zrodził mnie z władców największych krain i potomków Gaitaity, mitycznej bogini, która połączyła Ziemię w jedno. Byłem więc Księciem, i to nie byle jak, bo pierworodnym. Miałem zostać w przyszłości Królem Endymionem Victoriosem, dziedzicem Guthata Popędliwego i Gaity Dobrej, obecnych panujących. Wiodłem całkiem przyjemne życie, przepełnione zabawami, treningami z różnych sztuk walki, jazdami konnymi i wszystkim tym co wam przychodzi na myśl, jak słyszycie hasło : monarchia. Teraz pewnie myślicie, iż jestem pustym kobieciarzem. No, nie zaprzeczę, iż dawniej preferowałem spędzać noce z kobietą/tami u boku w mym łożu. Jednak nie zgodzę się z próbą zaszufladkowania mnie jako pustego. Mimo swych wad, byłem odpowiedzialny, oczytany i wykształcony (co zapewne zawdzięczałem swojej pozycji). Uwielbiałem towarzystwo mędrców i filozofów. A w szczególności Alpinata. Człowieka tak starego, iż jedni powiadali, że był czarnoksiężnikiem, który oszukał czas, a inni, iż pochodził z innej planety i był kosmiczną istotą. Wstyd się przyznać, ale to właśnie te opowiastki przyciągnęły mnie do Alpinata na początku, kiedy byłem jeszcze młokosem- choć on twierdzi, że w tej materii nic się nie zmieniło do dziś. Później kiedy dorastałem, stał się dla mnie mentorem, źródłem wiedzy o świecie. Pamiętam jak wyczekiwałem miesiącami na jego powrót z kolejnej wyprawy. Otwarcie mu zazdroszcząc, iż może zwiedzać świat. Ja natomiast, mimo iż byłem Księciem, nie miałem tego przywileju. Zawsze wyczekiwałem, na opowieść co słychać za Czarnymi Górami. I Alpinata mi opowiadał o bestiach, wojnach i magii. Całe życie przekazywał mi historie zza gór, a ja myślałem, iż to metafora dotycząca jego przygód w odległych landach ziemskich. No cóż, wkrótce miałem się przekonać na własnej skórze, iż legendy mają swoje podstawy, a za Czarnymi Górami, faktycznie żyją ludzie. Ale to nie za nie się udawał mój nauczyciel, no bynajmniej nie dosłownie.

Rozdział 2

Alpinat Szary

Nastawała jesień, lasy wypełniały się paletą barw, pola zaczynały pustoszeć, a dni stawały się krótsze. Ziemia powoli przygotowywała się do zimowego snu. Wieśniacy kończyli zbiory, zbierając siano dla bydła na śnieżne dni. Świat żył swoim tempem, swoimi problemami i nie interesował się starcem jadącym na zniszczonej bryczce, zaprzęgniętej w pokracznego osła. Odziany był w szarawe szaty. Długą do ziemi tunikę. I spiczasty kapelusz z wielkim rondlem dokoła. Suma summarum odzienie to wyglądało nijak na jego chudym ciele i sprawiał wrażenie, iż jest włóczęgą.
Starzec mruczał pod nosem, jakoś pieśń , bez składu i sensu. Uniósł zwrot, wyjawiając w końcu spod wielkiego ronda kapelusza, stare, zielone oczy. Uśmiechnął się do siebie. Po miesiącach podróży przybył z powrotem do domu swego przyjaciela. Uderzył w cugle.
-No, przyjacielu. Przebieraj kopytami. W brzuchu mi pustka doskwierać zaczyna. Tobie pewno też starawa w głowie.-odezwał się do zwierzęcia.
-Spóźniłeś się o dwie pełnie
Starzec zatrzymał wóz.
-Mylisz pojęcia Endymionie, synu Guthata. Czarodzieje się nigdy nie spóźniają, wszak oni przybywają o czasie.
Czarnowłosy skrzyżował ramiona, nie przekonany.
-Czasie, który sami uznają za właściwy- dodał po chwili i z uśmiechem spojrzał na młodego Księcia.
Uśmiechnąłem się do starca.
-Niech, że ci będzie- rzekłem żartobliwie.

Alpinad całkowicie obrócił się w mą stronę.- Zmężniałeś dziedzicu Ziemi- stwierdził po przeanalizowaniu mego oblicza.

Prychnąłem na to niedbale.- Wszak, nie było cię osiemnaście Księżycy. Jestem. Już. Dorosły.- rzekłem, dokładnie zaznaczając, iż przekroczyłem już pewien próg. Oczekiwałem śmiechu, on jednak nie nadszedł. Twarz mego kompana zrzedła na chwilę.

-Och, Panie Mój, nie pędź ku dorosłości, nie pędź ku przeznaczeniu- rzekła, a ostatnią część zdania wyszeptał.

Spojrzałem się na niego dziwnie. Może w końcu te samotne podróże odbiły się na psychice Alpinada?
Starzec spojrzałem na mnie spod łba.
Przez chwilę poczułem się nie swojo, przestąpiłem z nogi na nogę.
-Muszę iść- wypaliłem nagle.- Nie jeździłem dziś jeszcze konno- dodałem i zacząłem się cofać.

-Nad ocean?- spytał nagle. Spojrzałem w jego kierunku.

-Słucham?

-Jak zwykle nad ocen popędzisz?- spytał lekko się uśmiechając.

Odwzajemniłem gest, gdyż poczułem, iż atmosfera się rozluźnia.- Zapewne, pogoda sprzyja. Poza tym poturbuje trochę odmiany. Generałowie ostatnio trzymają mnie na bardzo krótkiej syczy.- zażartowałem.

Alpinad się uśmiechnął- Ostatnio? Masz na myśli ostatnie 21 lat swoje życia?- spytał żartem.

Kiwnąłem głową- Tak, czy siak. To ja już idę.

-Do zobaczenia Wasza Wysokość

-Postaram się wpaść do ciebie za tydzień- rzekłem i odbiegłem. Gdybym ostał chwilę dłużej albo zwolnił usłyszałbym, iż starzec coś jeszcze rzekł. Niestety byłem w gorącej wodzie kąpany, więc nie usłyszałem słów niesiony przez wiatr.

Słów, które na zawsze miały odmienić moje życie:

„Choc młodość i niewiara w nim będą
To stawi się pierwszym podmuchem Zanny
Patrząc w Oceany"

By Misako