Roztop Króla Śniegu

Ostrzeżenia: AU, slash, wulgaryzmy, NC-17

Oświadczenie: Harry Potter należy do J. K. Rowling

— Ale, że z Goyle'em? — zapytał, lekko zdegustowany, Zabini.

— Przesadzasz. Miałem potrzebę, a on był akurat pod ręką. Dobrze wiesz, że nie jestem pod tym względem zbyt wybredny — odburknął Draco.

— No weź! Nie porównuj mnie z tym gorylem. Ale w sumie, ty to jesteś wstanie przelecieć wszystko, co się rusza i ma penisa.

— Co powiedziałeś? — wysyczał przez zęby Malfoy, bliski zabicia wzrokiem towarzysza rozmowy. — Ała, uważaj jak idziesz, idioto. O! Kogo my tu mamy…

— Mały, gruby Nevillek.

— Prze, przepraszam. — Szept Neville'a był ledwo słyszalny.

— Głośniej, tłuściochu! — ryknął Zabini.

— Prze, przepraszam.

Dwaj Ślizgoni wyglądali jak znudzone koty, pastwiące się nad złapaną myszą. Gdy wypuścili ofiarę, wspólnie wybuchli śmiechem, stwierdzając, że jednak istnieje ktoś, kogo nawet Draco Malfoy nie tknąłby palcem.


Zawsze był grubym dzieckiem, ale przecież miał z tego wyrosnąć. Tak przynajmniej twierdziła babcia Augusta, podsuwając mu kolejny talerz pod nos. No cóż, nie wyrósł. Był gruby, jest gruby i będzie gruby. Ku uciesze takich niegodziwców jak Draco Malfoy, pomyślał Neville tasując swoją sylwetkę w lustrze.

Ale Neville Longbottom nie był osobą, która godzinami użalałaby się nad sobą. Pochylił się nad umywalką, przemył twarz lodowatą wodą i z uśmiechem wyszedł z łazienki, powitać nowy dzień.


— Panie Longbottom, przez większość uważany jest pan za charłaka, ale ja nie zamierzam prawić panu komplementów… — Neville'a zawsze przerażało to, że Snape używał, sto razy w jednym zdaniu, zwrotu grzecznościowego, tylko po to, aby dobić człowieka. Zwrotu grzecznościowego!— …Pan po prostu nie posiada żadnych mocy magicznych, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie potrafi pan uwarzyć najprostszego eliksiru usypiającego. I to z przepisu. Nawet pierwszoroczni robią to z zamkniętymi oczyma. A pan jest na roku szóstym. — Snape westchnął teatralnie, a Neville odetchnął z ulgą, że to już koniec kazania. — A może to na mnie użyto tego specyfiku na SUM-ach, ponieważ nie wiem, jakim cudem przeszedł pan z klasy do klasy. Minus pięć punktów dla Gryfindoru za niereformowalną głupotę pana Longbottoma.

Ostatnim słowom profesora Snape'a towarzyszył okrzyk radości wszystkich zebranych Ślizgonów, prócz jednego – Malfoya. Jego twarz pozostawała zimna i bez wyrazu.


— Cholera, jestem w stanie zrozumieć wszystkie te jego szlabany, perfidne uśmieszki, wzdychania… No może nie zrozumieć, a zaakceptować. Niee, zaakceptować tym bardziej nie! — Ron jak zwykle miał problemy w przejrzystym formułowaniu swoich myśli. — No ale, żeby poniżać… Chociaż w sumie to on co lekcję kogoś poniża… Ale, żeby tak w najczulsze miejsce! I jeszcze odejmować punkty! Jak ja mu doleję usypiacza to tak zaśnie, że już się nie…

— Ron, w gruncie rzeczy, to profesor Snape miał rację…

— Profesor? Kurwa Nev, ten człowiek ma ciebie za jedno wielkie zero, a ty z nabożną czcią nazywasz go profesorem? — Harry również nie krył swojego wzburzenia. — Mogłeś go jeszcze błagać, żeby wlepił nam minus pięćdziesiąt w ramach odpowiedniej pokuty. Jeju, Nev, nie płacz, ja tylko…

— Harry, nie płaczę. Wiem, że chcecie dobrze, ale profesor Snape miał rację, że jestem do niczego.

— Bez przesady! To, że ten potwór z lochów jest tak zajebisty we wszystkim co robi, nie oznacza, że ty też taki musisz być. — Głos Harry'ego niósł się po całym korytarzu.

— Moglibyście zamknąć ryje, bo nie każdy musi słuchać o tym, że bachory z Gryffindoru to zwykli nieudacznicy.

— Sam się zamknij, Zabini! — Pięść Weasleya poszybowała w kierunku twarzy Ślizgona.

— Ron, przestań… — powiedział cicho Neville, chwytając za rękę rudzielca. — Chodźmy już, bo spóźnimy się na zajęcia u profesor Sprout. Proszę, Ron…

— No dobra, ale później na pewno się z nim policzę.

— A ja ci w tym pomogę — rzucił wojowniczo Harry.

— Myślicie, że się was boję? Prawie szlamy i biedaka? — Zabini nie dawał za wygraną, ale jego słowa napotkały tylko na barierę w postaci pleców oddalających się Gryfonów. Jedynie Neville na chwilę odwrócił głowę, czując na sobie pełne dezaprobaty spojrzenie Draco Malfoya.


Lekcje profesor Sprout zwykle nie porywały tłumów. Odpowiedzialność za to mogła ponosić sama prowadząca, która z pewnością nie należała do osób żywiołowych, czy spontanicznych. Toteż jakże ogromną panikę musiało wywołać obwieszczenie: „Na dziś przygotowałam szybki teścik, sprawdzający opanowanie przez was, moi mili, dotychczas przerobionego materiału. Nie było tego dużo i, na dodatek, same przyjemne rzeczy, więc wyniki na pewno zadowolą mnie, jak i was.". Słowo „teścik" okazało się być szczytem jej spontaniczności. Profesor Sprout nigdy nie robiła kartkówek, testów, sprawdzianów, wejściówek, wyjściówek. Po prostu nie, i już. Więc nikt nie zawracał sobie głowy myślami o zielarstwie. Stąd ta powszechna panika.

Neville uśmiechnął się na widok pytań. Rzeczywiście, same proste rzeczy. Pytania głównie o rośliny mające działanie halucynogenne. Trochę o kocimiętce, którą uwielbiają nie tylko koty, trochę o pospolitych grzybkach, po których mugole widzą krasnoludki i o bieluniu, który mimo swojego piękna jest śmiertelnie niebezpieczny. Zjedzenie minimalnej liczby nasion powoduje silne zwidy, przeraźliwą bladość, omdlenia, a często i śmierć. Zupełnie tak jak „teścik" profesor Sprout. W dalszym ciągu, w klasie królowała panikapanikapanika. Uodpornienie na nią wykazywali jedynie Neville i Hermiona. Chłopak w pięć minut odpowiedział na wszystkie pytania. Odnosząc kartkę zauważył, że większość ledwo zapełniła połowę strony. A test jednej osoby w ogóle pozostał nietknięty.

— To o grzybach psylocybinowych — wyszeptał Neville.

— Że co?

— No o grzybach psylocybinowych. No wiesz… grzybki halucynki. Było o tym na ostatnich zajęciach.

Wygląd Malfoya sugerował spożycie tychże grzybków. Jego oczy przybrały wielkość galeona, a mina zdecydowanie odzwierciedlała pustkę w jego głowie.

— Dobrze, łysiczka. Ale nie meksykańska, a lancetowata. Tamta woli kupę, a nie deszcz — Neville nadal szeptał.

Draco zaczął zastanawiać się, czy tak szeroka wiedza Longbottoma na temat psychogrzybów nie jest przypadkiem owocem wieloletniej praktyki.

— Dlaczego ty mi pomagasz? — spytał wyraźnie zaskoczony Ślizgon.

— Bo twoja kartka jest pusta?

— Cholera, ale to ja! Draco Malfoy, a nie Weasley albo Finnigan. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Więc dlaczego? Jaki masz w tym interes?

— Czy ty nigdy nie zrobiłeś niczego bezinteresownie? — Wściekły Neville postanowił w końcu oddać test profesor Sprout.