To była jedna z ich wielu gier. Sam nie wiedział, który z nich przegrywa.

Nie wiedział, jak to się zaczęło. Kiedy złość i nienawiść zmieniły się w pożądanie i namiętność. Może nigdy nie chodziło o to, żeby powiedział „tak", ale o zmuszenie go do tego. O patrzenie, jak się łamie.

Czasem Sam leżał, łapiąc oddech, w jego ramionach i przyłapywał się na myśleniu, że w innym czasie, w innym miejscu, może, może to miałby sens. Jasne, nie nawróciłby Szatana na ścieżkę dobra i prawdy, ale w jakiś dziwny, pokręcony sposób, pasowali do siebie.

Ale to nic nie zmieniało, bo nadal apokalipsa wisiała nad ich głowami, niezależnie od tego, z kim spał główny odpowiedzialny.

- Nigdy cię nie okłamałem. Nigdy tego nie zrobię.

- Nadal nie.