O aresztowaniu Emily Hayes Mycroft dowiedział się przez przypadek, czytając poranną gazetę. Przypomnienie sobie wszystkiego, co było związane z tą kobietą zajęło mu mniej niż pół sekundy, co go nieco zniesmaczyło. Mycroft przecież nie był sentymentalny, a jednak panna Hayes zajmowała w jego Pamięci ważniejsze miejsce, niż niektóre istotniejsze sprawy. I to wbrew jego woli. Nie mógł jej tak po prostu wykasować, tak jak wykasował wszystkich innych. Powstrzymywał go ten obrzydliwy sentyment, do którego nikomu nigdy by się nie przyznał.
Nie obwiniał o to Emily, tylko samego siebie. To nie cokolwiek związanego z nią było obrzydliwe, tylko jego własna słabość wobec niej. Tak, Mycroft Holmes miał słabość. Pokroju tej, którą młodszy Holmes odczuwał wobec doktora Watsona. O tej jednak wiedzieli wszyscy, którzy chociaż chwilę ich obserwowali, natomiast Mycroft nikomu nie pozwolił się dowiedzieć. To było tylko dla niego. Jedna, jedyna słabość (pomijając Sherlocka, ale on całkiem nieźle radził sobie sam) Rządu Brytyjskiego.
Po zapoznaniu się z najpewniej przekłamaną wersją z gazety, wykonał telefon do Anthei z poleceniem, by jak najszybciej dostarczyła mu teczkę Emily Hayes oraz teczki jej rodziców, starszego brata, a także potencjalnego narzeczonego lub męża. Anthea jak zwykle spisała się świetnie (przy okazji nie zadając zbędnych pytań) i już pół godziny później Mycroft dowiadywał się o Emily tego, co ominęło go w jej życiu po opuszczeniu przez nich szkoły średniej. Ale nie było tego sporo. Ukończyła wydział literatury francuskiej w jednym z londyńskich uniwersytetów i podjęła pracę jako nauczycielka języka w gimnazjum. Przez pewien czas była zaręczona, ale ponad dwanaście lat temu przestała się spotykać z tym mężczyzną. Jego teczkę też miał. Harold Morris, 45 lat, żona i dziecko, czysty. Nic ciekawego.
Cała Emily była nieciekawa. Zwyczajna. Z swoimi małymi problemami i małymi radościami. A przynajmniej taką ją zapamiętał z szkoły.
Mając swoje obowiązki, mimo wszystko ważniejsze od małej, szarej Emily, nakazał Anthei dostarczyć wszystkie dokumenty Sherlockowi. Sam wysłał mu wiadomość, by nie rzucił ich od razu w kąt, ale zajął się tym jak należy.
Emily Hayes. Nie interesuje mnie, jak bardzo ta sprawa jest dla ciebie nudna, masz ją rozwiązać. Panna Hayes jest niewinna, musisz to tylko udowodnić. MH
Mycroft miał pewność, że Emily była niewinna. Nie było innej opcji, Emily przecież nie byłaby w stanie zabić człowieka.
Mycroft był bardzo zajętym człowiekiem, jednak nawet on znajdował czas na to, by w spokoju usiąść i pomyśleć o sprawach niezwiązanych z losem świata. Tego dnia w chwili wolnej, jego myśli skierowały się ku Emily. Czuł się wstrętnie, wyprawiając takie sentymentalne rzeczy, jednak dopóki nikt o tym nie wiedział, mógł z tym żyć.
Po gimnazjum spędzonym nad książkami i jeszcze większą ilością książek, Mycroft został wysłany do zwykłego, publicznego liceum. Rodzice stwierdzili, że atmosfera elitarnych, prywatnych szkół nie sprzyja zawieraniu znajomości (zwłaszcza jeżeli mowa o Mycrofcie),więc zmienili plany odnośnie szkoły średniej dla starszego syna. Mycroft oczywiście nie protestował, ale nie uświadomił ich też, że w zwykłym liceum tym bardziej nie znajdzie przyjaciół. Wszyscy byli za głupi, nie ważne do jakiej szkoły by nie poszedł.
Koledzy z licealnej klasy dość szybko, jak na ich mało pojemne móżdżki, poznali się na Mycrofcie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i powiedział o kilka słów za dużo, choć i tak nie wszystko co zaobserwował. Uczniowie zauważyli, że Mycroft mógłby powiedzieć o wiele więcej, więc dla własnego bezpieczeństwa przyjęli wobec niego bierną postawę. Nie dokuczali mu w żaden sposób, ale też nie starali się nawiązać przyjacielskich relacji, ograniczając się jedynie do zwykłej grzeczności. Mycroftowi taki układ jak najbardziej pasował. Mógł skupić się na nauce, nie rozpraszając się przy tym utrzymywaniem poprawnych stosunków z kimkolwiek. Przydatne w planowanej karierze znajomości chciał nawiązywać dopiero na studiach.
Wśród tych wszystkich szarych, nudnych ludzi była jeszcze jedna szara osoba, która jednak w pewien sposób wyróżniała się z tłumu. Nie, żeby ktoś poza Mycroftem to zauważył. Wydawała się całkowicie zwyczajna, miała kilka koleżanek, przeciętne oceny, nauczyciele ją lubili, bo nie sprawiała problemów.
Emily Hayes.
Mycroft wiedział o osobach z swojej klasy więcej, niż im się wydawało. U kogoś ojciec czasami naużywał alkoholu, ktoś wychowywał się bez matki, ktoś czasami musiał opiekować się młodszym rodzeństwem, kiedy rodzice niefortunnie wyjeżdżali w podróże służbowe równocześnie. Nikt jednak nie miał w domu tak źle, jak Emily. Jej ojciec był alkoholikiem i bił matkę. Rzadziej samą nastolatkę. Jej starszy brat wyprowadził się z domu, gdy tylko wybrał się do collegu i przestał utrzymywać z rodziną jakikolwiek kontakt, więc Emily nie mogła na niego liczyć. Prawdopodobnie planowała zrobić to samo, gdy tylko nadejdzie właściwy moment. Była zła na mamę, że biernie na wszystko pozwalała, nie współczuła jej tak bardzo, jak być może powinna.
Nie to jednak zwróciło uwagę Mycrofta na Emily. Prawdopodobnie po zanalizowaniu jej, zignorowałby ją jak resztę. Ale Emily się uśmiechała. Do niego.
I to nie dlatego, że upatrzyła go jako swój cel na przyjaciela. Mycroft znał ten typ – niektórzy usiłowali się z nim zaprzyjaźnić, licząc na to, że chłopak nie będzie mówił o wstydliwych sekretach „przyjaciół". Nie, Emily się do nich nie zaliczała. Ona po prostu była miła. Dla każdego. A jako że Mycroft zawsze znajdował się trochę na uboczu, postanowiła być dla niego trochę bardziej miła niż dla innych. Tyle. Żadnej wymuszonej relacji. Ona sama, w naturalny sposób przyszła z czasem.
Z pogrążenia w myślach Mycrofta wyrwał dźwięk sms-a. To było zdumiewające, że zajęło mu to cały dzień. Sherlock zwykle odpowiadał ciętą ripostą w przeciągu paru sekund. Może jego telefon był poza zasięgiem jego ręki i musiał przyjść ktoś, kto by mu go podał. Ktoś, czyli John, oczywiście.
Robisz się sentymentalny. SH
Rozwiąż sprawę. MH
Na początku było zwyczajne „cześć", gdy widzieli się rano i „na razie", gdy widzieli się po południu. Mycroft nigdy w życiu by się do tego nie przyznał, ale pierwszy raz zwracał nieco większą uwagę na jakąś dziewczynę i czuł się nieco onieśmielony. Oczywiście nie dawał tego po sobie poznać. Był mężczyzną i zamierzał zrealizować się jako polityk, nie mógł być onieśmielany przez kobiety. Szybko uporał się z tym problemem i mógł całkowicie trzeźwym okiem spoglądać na poczynania tej dziewczyny.
Punkt zwrotny w ich dziwnej relacji nastąpił na pewnej lekcji języka francuskiego. Nauczycielka kazała im się dobrać w pary i opracować dialog, który później mogliby przedstawić na forum klasy. W klasie była nieparzysta liczba dziewczyn oraz nieparzysta liczba chłopaków, więc jedna z par musiała być „mieszana". Mycroft ledwo zdążył zarejestrować moment, w którym Emily przysiadła się do niego z swoim podręcznikiem.
Piętnaście minut później wspólnie świergolili po francusku zadany dialog, zadziwiając całą klasę, a także nauczycielkę.
Po tym Emily często podchodziła do Mycrofta na przerwach i usiłowała z nim rozmawiać. Bardziej przypominało to monolog i Mycroft zastanawiał się, kiedy dziewczyna znudzi się brakiem odpowiedzi z jego strony. To jednak nie nastąpiło.
Ku małemu przerażeniu Mycrofta, w pewnym momencie doszło do szczerych zwierzeń z jej strony. Tego dnia Emily uparła się, żeby iść za Mycroftem, gdziekolwiek ten nie pójdzie (nie chciała wracać do domu, nic dziwnego). Z niezrozumiałych przyczyn (sentyment), postanowił jej potowarzyszyć w niewracaniu do domu. Wylądowali na placu zabaw, oblegając skrzypiące huśtawki. Wtedy Mycroft zadał to feralne pytanie:
- Czemu się ze mną zadajesz?
- A czemu nie? – odpowiedziała wymijająco i uśmiechnęła się do niego.
- Ludzie z klasy mówią, że jestem dziwny i lepiej nie zbliżać się do mnie za bardzo. Nie zamierzasz ich słuchać?
Emily tym razem nie odpowiedziała, a jej uśmiech trochę zmalał. Odwróciła wzrok na chwilę, a gdy ponownie na niego spojrzała, wyraz jej twarzy był łagodny, ale zbolały.
- Wiesz, co się dzieje u mnie w domu, prawda? Na pewno wiesz, jesteś najmądrzejszym człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałam. – Roześmiała się. – Właściwie to nie sądzę, żebym kiedyś spotkała mądrzejszego. – Powrót do poprzedniej ekspresji. Mycroft obserwował to z umiarkowanym zaciekawieniem. Fakt, że Mycroft wie, przyjęła z zaskakującym spokojem. Och, no tak. Już wcześniej była świadoma, że Mycroft wie, miała czas przywyknąć do tej myśli.
- Widocznie jeszcze nie znasz mojego brata.
Znów śmiech. Czy to co powiedział było zabawne?
- Do tej pory jedynie czytałam o takich ludziach, a tu proszę. Dwóch mieszka w tym samym mieście co ja. To niesamowite. – Chwila zastanowienia. Emily nieświadomie zmarszczyła brwi na ułamek sekundy. – Nie, to raczej taka umiejętność musi być niesamowita.
Mycroft obrzucił spojrzeniem jej usta, nos, brwi, dłonie, na samym końcu oczy. Emily nie kłamała, naprawdę tak uważała. To z kolei zaskoczyło jego samego. Śmiało mógł przyznać, że jeszcze nie spotkał takiej osoby.
- Jest niesamowita – potwierdził. Ponownie śmiech. Emily naprawdę dużo się śmiała, jak na osobę z takim bagażem doświadczeń. – Nie rozumiem czemu tak twierdzisz, skoro przez moją niesamowitą umiejętność cała klasa może się dowiedzieć o twojej sytuacji w domu. Nie boisz się?
- Pytanie powinno raczej brzmieć, czy rozpowiedzenie o mojej sytuacji sprawiłoby ci przyjemność. Usatysfakcjonowałoby cię to?
- Po raz drugi nie odpowiedziałaś wprost na moje pytanie.
- A ty na moje. – Emily westchnęła i odbiła się nogami od ziemi, wprawiając huśtawkę w ruch. – Zadaję się z tobą, bo zdajesz się być samotny i tak, boję się, ale z drugiej strony wierzę, że nikomu nie powiesz.
Mycroft uśmiechnął się kpiąco.
- Wierzysz? We mnie? Jakże lekkomyślnie.
- Komu mam wierzyć jak nie najmądrzejszemu człowiekowi jakiego znam?
Mycroft postanowił zignorować to pytanie i kontynuować swój pogrążający Emily wywód.
- Moim skromnym zdaniem zadajesz się ze mną, gdyż liczysz na korzyści, które mogą z tego wyniknąć w dalekiej przyszłości. – (nie teraz, ale w dalekiej przyszłości – tak długoterminowo myślącej osoby w swoim wieku Mycroft jeszcze nie spotkał) Mycroft zmarszczył nos i skrzyżował ręce na piersi. Po takim stwierdzeniu spodziewał się pewnych oznak zdenerwowania lub niepewności z jej strony. Po raz kolejny został zaskoczony.
- Nigdy o tym nie pomyślałam, ale to faktycznie może być dobry pomysł. – Śmiech. Nieco głośniejszy, gdy zauważyła szczere zdumienie na twarzy kolegi.
- Skąd możesz mieć pewność, że faktycznie coś osiągnę? – Dla Mycrofta Emily nadal była nudna i zwyczajna, ale przynajmniej umiała się droczyć. Iskierka warta zainteresowania w pogrążonej w ciemności rzeczywistości.
- Och, ty miałbyś nie osiągnąć czegoś wielkiego? – zatrzymała się nogami i rozhuśtała trochę mocniej. Dobrze się bawiła, była rozluźniona i naturalna. – Jeżeli twoją ambicją nie jest zostanie królem Anglii, na pewno osiągniesz to co chcesz.
- Twierdzisz, że nie byłbym w stanie wżenić się w rodzinę królewską?
Śmiech. Mycroft przyzwolił sobie na mały uśmiech. Odepchnął się lekko od ziemi, pozwalając huśtawce delikatnie się bujać.
Po tej rozmowie, wspólne spędzanie czasu po szkole nie było rzadkością.
Czy to nie jest jedyna kobieta, jaką kiedykolwiek przyprowadziłeś do domu? SH
Zdumiewające, że tego nie wykasowałeś. Jak sprawa? MH
Nieco ciekawsza niż się spodziewałem, ale nadal zatrważająco nudna. Jutro będzie wolna. SH
Mycroft przyprowadził Emily do domu tylko raz. Nauczyciel zadał im projekt do wykonania w domu i choć Mycroft doskonale dałby sobie radę sam, musiał to zrobić w parze z kimś z klasy. Wybór drugiej osoby wydawał się oczywisty. Tylko z Emily Mycroft był w stanie porozmawiać, nie wywracają oczu z powodu niewyobrażalnej głupoty rozmówcy.
Emily była onieśmielona, gdy zobaczyła, gdzie mieszka Mycroft. Ona i jej rodzice zajmowali dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką (Mycroft oczywiście nigdy tam nie był, wydedukował to). Dopiero kiedy jej brat się wyprowadził (i zerwał wszelkie kontakty z rodziną), miała swój własny pokój. Duży, przestronny dom rodziny Holmesów wywarł na niej spore wrażenie. Mycroft czuł jej skrępowanie, jednak był pewien, że przy każdej kolejnej wizycie Emily przyzwyczajałaby się i mogliby spędzać czas po szkole w jego domu. Nie przewidział jednak jednej rzeczy. Sherlocka.
Jego brat był wtedy oczywiście zbyt mały i niedoświadczony, by zrozumieć niektóre rzeczy (choć pojmował naprawdę szybko), ale nie był ślepy. Dostrzegał pewne rzeczy i wyciągał wnioski. Mycroft zauważył to, zanim Emily zdołała zareagować jakkolwiek na pojawienie się małego Sherlocka w progu pokoju starszego z braci.
- To jest twój brat? – zapytała nieco podwyższonym głosem. Była zachwycona jego niewinnym, mylącym wyglądem. – Nie sądziłam, że jest młodszy od ciebie. Cześć, mały. Jak masz na imię?
Mycroft posłał bratu gromiące spojrzenie, przekazując mu „bądź grzeczny albo powiem rodzicom jak martwy kot sąsiadów znalazł się w naszej lodówce".
- Sherlock – odparł cicho.
- Do której chodzisz klasy?
- Do drugiej.
- Mycroft jest dobrym bratem?
Sherlock spojrzał jeszcze raz na brata, który znów posyłał mu wymowne spojrzenie.
- Jest w porządku.
- O rety, ale jesteś uroczy. – Emily podeszła do niego i pogłaskała po czarnych lokach, na co Sherlock się wzdrygnął, ale potulnie niczego nie powiedział.
- Sherlocku, idź do siebie. Mamy coś do zrobienia.
Chłopiec posłusznie wyszedł. W tamtych czasach jeszcze bał się szantażów Mycrofta. Emily natomiast zapytała, czy Sherlock jest w stanie poznać historię jej życia po kilku sekundach obserwacji (tak jak Mycroft). Wtedy Mycroft jeszcze mógł ją uspokoić i odpowiedzieć przecząco, ale postanowił jej więcej nie przyprowadzać, właśnie ze względu na zmysł obserwacji Sherlocka.
Co nie zmieniało faktu, że Mamusia po tej jednej wizycie miała zaplanowane wszystkie szczegóły dotyczące ich ślubu.
Jej nadzieję podsyciło wspólne pójście Mycrofta i Emily na bal maturalny. A im po prostu wydawało się to naturalne ze względu na to, że niemal całą szkołę średnią spędzili w swoim towarzystwie. I nie było w tym niczego romantycznego.
Nawet pocałunek w taksówce odwożącej ich do domów był wyłącznie platoniczny. Chwila, gdy Emily nachyliła się do niego, był pierwszym i ostatnim razem, gdy ktoś pocałował Mycrofta Holmesa.
- Obawiam się, że nie może nas łączyć tego typu relacja – powiedział lekko zmieszany, gdy Emily się już cofnęła i poprawiała swoją błękitną sukienkę.
- Wiem – uśmiechnęła się do niego. – Ale i tak chciałam to zrobić. Uznaj to za formę gratulacji dla ucznia z najlepszymi wynikami końcowymi w szkole. Bądź w Anglii. – Cichy subtelny śmiech, towarzyszący odwróceniu twarzy w stronę okna. Całe szczęście nie wskutek zawstydzenia spowodowanego zakochaniem. Emily Hayes nigdy nie była w nim zakochana.
Wiedzieli, że wybierają się na (zupełnie) inne uczelnie. Emily poprosiła, by Mycroft do niej pisał. Mycroft próbował, ale nie szło mu to za dobrze. Wymienili jedynie parę listów, później kontakt się urwał.
Jednak Mycroft nigdy nie próbował wykasować wspomnień związanych z Emily. Chciał pamiętać, że kiedyś ktoś postanowił się z nim zaprzyjaźnić zupełnie bez powodu, dla samej przyjaźni z nim.
Już. SH
Dziękuję. MH
Przerażasz mnie. SH
Mycroft obserwował z oddali, jak Emily Hayes wychodzi z Scotland Yardu po całkowitym uniewinnieniu jej. Zabójcą jej ojca okazał się wierzyciel znudzony czekaniem na swoje pieniądze. Nuda. Tak jak całe życie Emily.
Kobieta wyglądała na zmęczoną, na jej twarzy było o kilka zmarszczek więcej, niż na jej ostatnich zdjęciach. Uśmiechała się jednak delikatnie, sentymentalnie. Z pewnością w Scotland Yardzie powiedzieli jej, że do jej zwolnienia z aresztu przyczynił się Sherlock Holmes. Emily pamiętała to nazwisko, oczywiście że pamiętała. Pamiętała też Mycrofta. (wiedziała, że jej pomógł) Inaczej nie uśmiechałaby się w taki sposób.
Mycroftowi to wystarczyło.
