Takie tam... Drabble. Moje pierwsze, szczerze mówiąc. Bardzo chciałam opisać tę scenę, mam nadzieję, że mi się udało. Dedykacja dla Maru.
Dwa kubki pospiesznie zaparzonej herbaty parzą mu palce. Mężczyzna pospiesznie wciska jeden w dłoń przybysza.
- Miałeś szczęście, że mnie zastałeś – mówi podekscytowany. – Właśnie miałem jechać na lotnisko… - Głos zamiera mu w krtani, bo w mgnieniu oka dociera do niego, że dziś Doctor jest tu w roli posłańca niosącego hiobowe wieści. Czyta to w jego twarzy, w jasnozielonych oczach dających wgląd w głąb złamanej duszy. – Rory? Amy? – pyta z zaciśniętym gardłem.
- Tak bardzo cię przepraszam, Brian.
Kubek wypada Brianowi z ręki. Po odgłosie tłuczonej porcelany następuje cisza, nabrzmiała pustką po duszach podróżników nigdy nie mających wrócić do domu.
