A/N: Ten dość specyficzny fanfik powstał w ramach fikatonu jako odpowiedź na prompt "Wonderwall". Opinie mile widziane.


Wonderwall

Dawno, dawno temu była sobie ściana. Nie jakaś tam zwykła ściana, właściwie nie była to nawet ściana, ponieważ istnienie ściany implikuje istnienie doczepionego do niej budynku, a ta stała wolno. Był to więc raczej mur. Twardy, jednolity mur długi na kilkanaście metrów i wysoki na trzy. Cudowny mur.

Dlaczego cudowny? Ludzie często piszą coś na murach, jednak zwykle nie dostają odpowiedzi na to, co tam zamieszczają. Ten mur, który zwyczajnym murem nie był, odpowiadał na pytania. I to prawidłowo, a przynajmniej na tyle, na ile potrafili to stwierdzić pytający. Wystarczyło tylko napisać pytanie, nakreślić problem, wyryć równanie, a odpowiedź, rozwiązanie lub wszystkie możliwe pierwiastki pojawiały się w ich głowach już po kilku minutach. Ludzie byli zachwyceni.

Z czasem mur zyskał na popularności. Nie wiadomo, dlaczego niecodzienne zjawiska zawsze wybierają na swoje miejsce Stany Zjednoczone (nasz mur pewnie by wiedział, niestety nikt go o to nie zapytał), ale jest wiedzą powszechnie znaną, że tak właśnie się dzieje, zatem nikogo nie zdziwiło, że wszystkowiedzący mur pojawił się właśnie tam. Czasem mówi się, że niektóre rzeczy powstają tam, gdzie są najbardziej potrzebne. W każdym razie nie minęło wiele czasu i po kraju rozniosła się wieść, że gdzieś w szczerym polu, na granicy Nigdzie i Białej Plamy Na Mapie stoi cudowna ściana – Wonderwall, którą można zapytać o wszystko.

Po tym, jak ściana odpowiedziała na kilka dręczących ludzkość od wieków pytań (co było pierwsze: jajko czy kura? Wampir czy wilkołak? Ile było ostatecznie uczniów w Hogwarcie? I co to, u licha, znaczy „42"?) poznał ją cały świat, od Kalifornii po Australię i od Bieguna Północnego po Antarktydę. Rozpoczęły się masowe pielgrzymki do Cudownej Ściany. Ktoś wykupił teren, na którym ściana się znajdowała, ogrodził go i zaczął pobierać opłaty za wstęp, ludziom niezamożnym zaś próbował wmówić, że mur ogradzający Ten Mur również posiada magiczne właściwości. Ktoś zastrzegł słowo Wonderwall jako znak towarowy. Ktoś napisał książkę „Groszem o Ścianę" i zawarł w niej podstawy nowej religii zwanej wonderwalizmem konsumpcyjnym. Tysiące ludzi twierdziło, że rozmawiało ze Ścianą, która dostarczyła im odpowiedzi na fundamentalne pytania. Zapanował chaos.

W końcu pewne Tajne Służby, tak tajne, że nie możemy potwierdzić nawet faktu ich istnienia, powiedzmy więc, że prawdopodobnie istniejące Tajne Służby postanowiły się Ściany pozbyć. Duży wpływ na ten fakt mieli politycy, oskarżający ścianę o rujnowanie ich karier poprzez demaskowanie prawdziwych intencji kandydatów na prezydentów, posłów i senatorów. Właściciele wielkich koncernów poparli polityków, kiedy z podobnej przyczyny spadła skuteczność reklam i sprzedaż większości produktów. Ich głosy dotarły do hipotetycznych uszu hipotetycznych członków hipotetycznych Tajnych Służb i zapadła decyzja o unieszkodliwieniu Cudownej Ściany.

Pod pretekstem wycieku toksycznych oparów w okolicy Ściany ewakuowano teren, a na miejscu pojawili się Destruktorzy. Rozerwali Ścianę na miliardy atomów, które wiatr szybko rozwiał po całym świecie. Część maleńkich kawałeczków Cudownej Ściany połknęli mieszkańcy wszystkich kontynentów, jedni więcej, inni mniej. Średni poziom IQ na świecie wzrósł nieznacznie. Ściana przestała istnieć. Wszystko było jak dawniej.

Tylko kilka osób wiedziało, że w momencie, gdy Destruktorzy przybyli zniszczyć Ścianę, istniał w niej niewielki wyłom. Miał kształt prostokąta i był zbyt regularny, by twierdzić, że powstał bez ingerencji człowieka. Destruktorzy przekazali tę wiadomość szefostwu, ale nikt nie miał pojęcia, co się stało z brakującym kawałkiem Cudownej Ściany. To była zagadka nierozwiązana.

Pewnego dnia do szpitala w Princeton-Plainsboro przywieziono nową tablicę.