Przywódca klanu gazeli siedział. Ale nie siedział normalnie, gdyż siedział na fotelu. Fotel był majestatyczny. Jego majestat oślepiał, więc brat przywódcy klanu gazeli dużo zarabiał. A zarabiał dużo bo był okulistą-optykiem. Fotel był też wygodny. Był tak wygodny że jak ktoś na nim usiadł to roztapiały mu się kciuki. Gazele były jednak bezpieczne, gdyż nie miały kciuków.

Gdy tak siedział, nagle poczuł mocne uderzenie w drzwi. A właściwie to usłyszał. Nie mógł poczuć bo nie był drzwiami. Był przywódcą klanu gazeli. Raczej usłyszał.

Chwilę potem do pokoju wbiegł gazel. Nikt nie wiedział jak się nazywa samiec gazeli. Mówili na takich „gazel". Miał wielkiego guza na czole.

-Na chuj Ci guz na czole?- spytał się przywódca klanu gazeli.

-bleh bleh bleh bleh- odpowiedział mały gazel. Nikt go nie nauczył mówić.

-Więc chodźmy- odparł przywódca klanu gazeli.

Gdy miał wstać z fotela coś się stało. Majestat fotela otworzył portal. Portal też był majestatyczny. Nie tak jak fotel, ale lepszy ryc nisz nic. Wszystkich wsiorbało.

Przywódca klanu gazeli i gazel lecieli. Ale nie lecieli normalnie tylko w dół. Raczej spadali. I spadali coraz szybciej ponieważ siła grawitacji to 10 metrów na sekundę do kffadratu.

W końcu spadli na ziemię. Ale to nie była ziemia tylko trawa. Pod trawą była ziemia więc chyba można powiedzieć że spadli na ziemię.

-O kurwa!- rzekł przywódca klanu gazeli. Powiedział to tak majestatycznie że wszystko straciło blask. A straciło bo wszystko było mniej majestatyczne.

-bleh bleh bleh- zgrabnie podsumował sytuację mały gazel. Był bystry. Szkoda że nie umiał mówić. Pewnie by dużo mówił.

-Masz rację, nie możemy się poddać!- zgodził się przywódca klanu gazeli. Skończył mu się zapas majestatu i umarł. I mały gazel został sam.

Poszedł ścieżką do miasta. Nazywało się Ponyville. Miasto było majestatyczne. Mało majestatyczne ale jednak było trochę majestatu. Wszedł do miasta i padł na zawał.

KONIEC