Świat Ludzi, Japonia, Miasto Karakura, 15 lipiec 2013 rok

Tego dnia Ichigo musiał zostać w szkole trochę dłużej niż zazwyczaj, a było to spowodowane tym, że jako dyżurny musiał posprzątać klasę. Nie bardzo lubił to robić, ale nie miał za bardzo żadnego innego wyjścia, więc kiedy wracał do domu słońce zaczęło pomału zachodzić za horyzontem.

Musiał się śpieszyć. W końcu obiecał Yuzu, że tym razem nie spóźni się na kolację. Z tego, co mówiła rano wynikało, że razem z Karin mają dla niego jakąś niespodziankę z okazji jego siedemnastych urodzin. Nie miał zielonego pojęcia, co to jest, ale prawdę powiedziawszy chyba nawet nie chciał się tego dowiedzieć, bo miał dziwne wrażenie, że jego zdziecinniały do szpiku kości ojciec maczał w tym swoje palce.

Będąc już tylko kilka ulic od domu, poczuł na plecach czyjś czujny, a zarazem jakby zwierzęcy wzrok, ale gdy spojrzał za siebie nikogo nie zobaczył. Pomyślał, więc, że pewnie mu się tylko zdawało i, wzruszywszy lekko ramionami, ruszył w dalszą drogę. Nie minęła chwila jak został zaatakowany przez coś niewidzialnego, co, skoro tego nie widział, a było jeszcze na dworze dość jasno, prawdopodobnie było jednym z zdesperowanych Hollow. Zdesperowanych na tyle by atakować kogoś, kto nie miał w sobie ani krzty duchowej energii.

Na szczęście, mimo, że nie widział go, udało mu się uskoczyć przed pierwszym ciosem, ale moment później poczuł jak coś dużego i bardzo ostrego przebija go na wylot. Ból temu towarzyszący był niemal nie do wytrzymania. Czół go w każdej komórce swego ciała. Gdy upadł na ziemię, zauważył wylewającą się litrami krew z rany w klatce piersiowej. Potem była już tylko ciemność.

Isshin razem z córkami siedział w salonie na kanapie i czekał, aż Ichigo wróci ze szkoły. Wszystko było już gotowe. Cała trójka miała na głowach kolorowe czapeczki urodzinowe, choć Karin na początku sprzeciwiała się temu pomysłowi, ale po namowach Yuzu w końcu zgodziła się założyć swoją. Apetycznie wyglądający, czekoladowy tort z siedemnastoma świeczkami stał na stole przed nimi, a obok niego leżały dwie paczki owinięte w ozdobny papier.

Nagle Isshin poczuł w pobliżu domu reiatsu Hollow. Mając złe przeczucia zerwał się gwałtownie na równe nogi i, ignorując zdziwione spojrzenia rzucane mu przez córki, wybiegł szybko z domu. W kilka chwil pokonał dzielącą go odległość od miejsca, w którym znajdowało się natężenie reiatsu i stanął jak wryty. Jego syn leżał w kałuży własnej krwi z wielką dziurą w klatce piersiowej, a nad nim pochylał się ogromny, paskudnie wyglądający Hollow mający zamiast łap grube, ostre szpikulce.

Widząc to szybko wyszedł ze swojego gigai używając gikongan i, mrużąc z wściekłości oczy, ruszył na Hollowa z obnażonym ostrzem swojego zanpakuto. Pokonał go w kilka sekund, jednym cięciem posyłając go do Soul Society. Schowawszy katanę do pochwy dopadł do syna. Przyłożył mu dwa palce do tętnicy na szyi, ale z przerażeniem stwierdził, że nie wyczuwa pulsu. Ichigo był martwy. To nie mogła być prawda. Najpierw stracił ukochaną żonę, a teraz jedynego syna. Miał ochotę krzyczeć z bólu, jaki w tej chwili czuł, ale cudem się powstrzymał.

Rozejrzał się wokół siebie, ale najwyraźniej jeszcze nikt nie zauważył ciała jego syna, więc wziął je delikatnie na ręce i, używając shunpo, udał się do sklepu Urahary. Kiedy znalazł się na miejscu, głośno zapukał w drzwi jednocześnie krzycząc:

- Kisuke, otwieraj natychmiast!

Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki blondyn z lekkim zarostem. Ubrany był w ciemnozielone kimono, czarny płaszcz z białymi rombami u dołu, tradycyjne japońskie sandały oraz zielonobiały kapelusz podobny do kapelusza wędkarskiego. W ręce trzymał rozwinięty jasnozielony wachlarz. Gdy jego oczy podły na trzymanego przez Isshina nastolatka, rozszerzyły się lekko.

- Co się stało? – zapytał przesuwając się i wpuszczając przyjaciela do środka. – I czy nie powinieneś udać się do swojej kliniki lub do szpitala? Przecież on może za chwilę się wykrwawić.

- Już za późno – odparł Isshin kładąc ciało syna na podłodze na zapleczu. – Gdy przybyłem, Ichigo był już martwy, a wygłodniały Hollow pochylał się nad jego ciałem. Pozbyłem się go i natychmiast przybyłem tutaj – wyjaśnił. – Nigdzie wokół nie widziałem duszy Ichigo.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jego dusza mogła zostać zjedzona przez tego Hollow?

- Wiem to, ale nie wydaje mi się, żeby w tak krótkim czasie zdążył ją zjeść. Poza tym wyglądał na zbyt wygłodniałego, żeby był dopiero po ,,posiłku'' – głos głowy rodziny Kurosakich pod koniec wypowiedzi stał się dosyć zgryźliwy.

- W takim razie istnieje cień szansy, że twój syn trafił do Soul Society. Poproszę Yoruichi, żeby udała się tam i poszukała go w Rukongai. Ale nawet, jeśli on tam jest, to znalezienie go może trochę potrwać – ostrzegł Kisuke patrząc na niego poważnym wzrokiem.

- Zdaję sobie z tego sprawę – przyznał. – Tylko nie wiem jak mam powiedzieć o tym Yuzu i Karin. To będzie dla nich trudne. Bardzo kochają swojego starszego brata.

- Powinieneś już iść. Twoje córki na pewno się o ciebie martwią.

- Masz rację – mruknął Isshin. – Ciało Ichigo zostawię u ciebie. I jeśli się czegoś dowiesz sprawie jego duszy to daj znać.

- Jasne.

Kilka minut później znalazł się w domu na powrót w swoim gigai. Kiedy wszedł do salonu, zastał tam swoje córki siedzące na kanapie w tych samych miejscach, w jakich je zostawił.

- Gdzie byłeś? I dlaczego tak nagle wybiegłeś? – zapytała Karin patrząc na niego podejrzliwie.

- Mam złe wieści – stwierdził przełykając ze zdenerwowania ślinę.

- Jakie?

- I gdzie jest Ichi-nii? Powinien już dawno wrócić – mruknęła zmartwiona Yuzu spoglądając z niepokojem na wiszący na ścianie zegar.

- Chodzi o to, że Ichigo… nie żyje.

- N…nie żyje? A…ale jak to? C…co się stało? – Karin i Yuzu spojrzały na ojca z przerażeniem w oczach, w których po chwili pokazały się łzy rozpaczy.

Po chwili wahania zdecydował się opowiedzieć. Kiedy skończył, córki patrzyły na niego mokrymi od łez oczami, które powoli spływały im po policzkach. Choć gdzieś tam w głębi tliła im się nadzieja, że jednak Yoruichi-san znajdzie ich brata w tym Rukongai.


Soul Society, 75 okrąg Rukongai – Nisshoku, 15 lipiec 1963 rok

Nastolatek zaczął się pomału budzić. Od razu wyczuł, że leżał na macie i był przykryty kocem. Po chwili otworzył powoli oczy i ujrzał nad sobą zaciekawioną twarz najwyżej ośmioletniego chłopca. Jego krótkie, brązowe włosy były lekko roztrzepane, a oczy czarne niczym dwa węgle. Miał na sobie niezbyt długie szare kimono i czarne spodenki.

Starszy chłopak próbował wstać, ale kiedy tylko się ruszył poczuł ból przeszywający każdą komórkę jego ciała, więc natychmiast zrezygnował z tego pomysłu.

- Nareszcie się obudziłeś – stwierdził chłopiec uśmiechając się do niego szeroko.

- Gdzie… ja jestem? – wychrypiał z trudem nastolatek.

- W naszym domu. Nie wiem, co takiego robiłeś, że jesteś tak pokiereszowany, ale nie martw się, na pewno za kilka dni będziesz już w pełni sił. A tak w ogóle to jestem Senri, a ty?

- Ichigo.

W tej chwili do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna o czerwonych włosach za ramiona, w których gdzie nie gdzie można było dostrzec siwe pasma. Na twarzy miał krótką brodę i wąsy. Miał na sobie trochę już wypłowiałe, kwieciste kimono luźno zawiązane w pasie. Odsłonięty tors szpeciła mu paskudna, szeroka blizna. Na świat patrzył poważnymi, brązowymi oczami. Widać było, że swoje już w życiu przeżył.

- Itsuki-san! – uszczęśliwił się na jego widok Senri. – Obudził się!

- Widzę – stwierdził nowoprzybyły. – Idź na dół. Sayuri już wróciła i przyniosła trochę cukierków.

- Naprawdę?

- Tak.

- Ale super! To ja już idę na dół. Do zobaczenia później, Ichigo-san – pożegnał się chłopiec, po czym szybko wybiegł z pokoju.

- Jak się czujesz? – zapytał Itsuki siadając obok niego na ziemi w siadzie skrzyżnym i, pochyliwszy się lekko w przód, oparł ręce na kolanach uginając je trochę w łokciach.

- Wszystko mnie boli. Ale co… się stało? Dlaczego czuję… ból w każdej komórce ciała? I kim ty jesteś? – zapytał Ichigo czując przy każdym, nawet najmniejszym ruchu przeszywający całe jego ciało kłujący ból, który go wręcz paraliżował.

- Co pamiętasz, jako ostatnie?

Nastolatek zamyślił się przez chwilę, ale z przerażeniem zdał sobie sprawę, że nie pamięta niczego sprzed obudzenia. Nie pamiętał niczego oprócz tego jak się nazywa. Nie wiedział, co ma robić. Jego zagubienie najwyraźniej było widoczne na jego twarzy, bo Itsuki odezwał się ponownie:

- Wychodzi na to, że dopiero przybyłeś do Soul Society, a tę ranę nabyłeś jeszcze na ziemi w chwili swojej śmierci.

- W chwili śmierci? – powtórzył Ichigo, a jego oczy rozszerzyły się w szoku i paniki. – Czyli ja… nie żyję? Ale przecież…

- Tylko nie panikuj mi tu. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Tylko mi nie przerywaj – kiedy chłopak z lekkim trudem kiwnął głową na zgodę, kontynuował: – Zacznijmy od tego, że nazywam się Shinoda Itsuki. Znajdujemy się obecnie w Soul Society, gdzie shinigami wysyłają dusze po śmierci. Soul Society dzieli się na Seireitei i Rukongai. Seireitei jest zamieszkane przez shinigami i znajduje się w centrum Soul Society, a w Rukongai mieszkają zwykłe dusze. Rukongai składa się z trzystu dwudziestu okręgów, z każdej z czterech stron świata po osiemdziesiąt. Im większy numer okręgu tym większa jest tam nędza. My znajdujemy się w siedemdziesiąty piątym okręgu, w Nisshoku. Jakieś pytania?

- Kim są… shinigami?

- Utrzymują równowagę między Soul Society, a światem żywych.

Ichigo nagle poczuł jak powieki same mu się zamykają. Przez chwilę próbował z tym walczyć, ale w końcu dał sobie spokój. Zanim usnął usłyszał jak starszy mężczyzna wychodzi z pokoju i z cichym skrzypnięciem zamyka za sobą drzwi.


Nisshoku - zaćmienie