I wish by yapyap
Nie wiedziała, kiedy dokładnie to się zaczęło.
Prawdopodobnie na jej piątym roku.
W środku szóstego roku stawało się to śmieszne. Wiedziała to dobrze, nie mogła jednak nic na to poradzić. Podążając za nim jak szczeniak, usiłowała zwrócić jego uwagę; „przypadkowe" spotkania – w pokoju nauczycielskim, rzekomo, by spytać o coś Flitwicka lub McGonagall, przed lub w bibliotece, planując swoją drogę patrolu tak, by go minąć na korytarzu.
Wszystko dlatego, by na nią zerknął. Uśmiechnął się przelotnie, czasem.
Wiedziała, że to lepsze, niż mówienie czegokolwiek. Było to zbyt jasne.
x X x
Myślała, że jest tak mądra. Powinna wiedzieć lepiej.
Ostatecznie Snape był szpiegiem. Było zbyt wiele zbiegów okoliczności; zdecydowanie zbyt wiele.
Nawet, gdy opierała się pokusie dostania szlabanu. Nie chciała stracić punktów. A on mógł ją wysłać do Filcha.
- Powiedz mi, panno Granger – wycedził, zatrzymując ją po lekcji w pewien wtorek, gdy wszyscy już wyszli – dlaczego spotykam panią wszędzie? Przed moim gabinetem, w lochach, dziś rano? Naprawdę. Jaki mogłaby mieć pani powód?
x X x
Zaczerwieniła się i zaczęła przyglądać swoim stopom, mając nadzieję, że będzie dość miły, by pozwolić jej odejść bez robienia z niej całkowitej idiotki.
Splótł swoje palce, opierając łokcie na biurku.
- Ma pani siedemnaście lat, panno Granger.
Przytaknęła, rozumiejąc całkowicie, jak komiczna była.
Minęła chwila. Może minuta. Nie potrafiła nic powiedzieć.
- Wróć za pięć lat. Jeśli będziesz chciała.
Prawie się zakrztusiła. Czy on… czy on mówił poważnie?
- Skończę szkołę w przyszłym roku – zaryzykowała. – Nie będę już wtedy uczniem, więc…
Jego oczy wwierciły się w jej, poruszonych nadzieją.
- Będziesz mieć osiemnaście lat. Nadal zbyt młoda.
x X x
Wzięła głęboki oddech, czując się śmielej niż zwykle.
- Czy to obietnica?
Na jego twarzy pojawiły się delikatne linie – zmarszczki w kącikach oczu. Nigdy nie zauważyła tego wcześniej. Jeszcze nigdy nie była dość blisko.
- Nie.
Uśmiechnęła się na te słowa. Jednakże, znając go, to nie był żart. Ale dał jej powód do karmienia nadziei. To lepsze niż nic.
Westchnął, machając jej ręką.
- Idź teraz. Podejrzewam, że nie muszę mówić, iż ta rozmowa nie miała miejsca.
- Oczywiście. Miłego dnia, profesorze.
Odwróciła się i wyszła, z wyprostowanymi plecami, z fikającym ze szczęścia sercem.
x X x
Minęło pięć lat od czasu rozmowy, która się nie odbyła.
Umieściła niezapominajki, zabrane z lasu niedaleko stąd, na trawie, przed zwyczajnym nagrobkiem.
- Chcę…
Poczuła, że nie powinna mówić tu głośno. Czego chce? Chce mieć szansę?
To nie mogłoby się udać i tak. Prawdopodobnie.
Dotknęła pasma siwych włosów w swoich włosach - stało się to zwyczajem, od kiedy pierwsze się pojawiło, niedługo po bitwie.
Odwróciła się, uśmiech pełen tęsknoty zadrgał na jej ustach. Ruszy dalej, nareszcie. Może nawet niedługo. Może nawet z Ronem.
