Voldemort spacerował wściekły po salonie znajdującym się w jego posiadłości. Cholerny Potter mu się wymknął.
Po raz kolejny.
Był już tak blisko! Jedynie sekundy dzieliły go od dorwania tego przeklętego bachora. A wtedy z największą przyjemnością trzymałby go pod Cruciatusem przez godziny. Jego krzyk brzmiałby jak najwspanialsza muzyka. Później zabrałby mu całą magię, do ostatniej kropli. A potem, po tylu latach, wreszcie by go zabił. Ciało bachora zostałoby wykorzystane do mrocznych eliksirów, ale jego głowa… Na głowę rzuciłby zaklęcie zastoju i trzymał jako trofeum obok tronu przez wieki.
Jednak ten dzieciak znowu uciekł. I o mało nie zabił Nagini! Voldemort poszukał wzrokiem węża, jakby chciał się upewnić, że ten jest cały i zdrowy. Potter nawet nie wiedział jak bardzo zabolałaby go strata Nagini. O tak… Czarny Pan cenił sobie życie węża niemal tak bardzo jak własne.
Nikt nie potrafił go tak rozwścieczyć jak ten przeklęty Potter. Musiał znaleźć sposób, by mu dopiec. Uderzyć tam, gdzie najbardziej zaboli. Jednak najpierw musiał się uspokoić.
Po trzech głębokich wdechach Voldemort uciszył swoje emocje. Wściekłość nadal w nim była, ale przytłumiona. Działanie pod wpływem chwili jest dobre dla Gryfonów, a nie dla dla Dziedzica Slytherina. Jedynie opanowanie i przebiegłość mają prawo zadziałać.
Największa słabość Pottera…
Z pewnością jest to jego miłość do bliskich mu osób. Pamiętał rozpacz dzieciaka po śmierci tego zdrajcy krwi, Blacka. Może pozostali krewni? Wychowywał się u mugolskiej ciotki, z tego co słyszał. Jednak magia krwi chroniła Surrey tak długo… A Severus zdobył informacje, że mugole przeprowadzili się zanim Potter skończył siedemnaście lat. Teraz mogli być wszędzie, a nie miał czasu ani ochoty szukać nic niewartych mugoli.
Może w Surrey byli przyjaciele z dzieciństwa? Potter spędził tam wiele lat. Z drugiej strony jak poszedł do Hogwartu wracał tylko na wakacje… Każda przyjaźń prędzej czy później by się rozpadła.
Przyjaciele. Zabrał ze sobą szlamę i zdrajcę krwi. Czarny Pan nie wierzył w bajeczki o chorobie najmłodszego Weasleya czy ucieczce szlamy razem z rodzicami. Do tej pory szli za nim jak w ogień, niby czemu miało się to zmienić?
Jednak musiał być ktoś jeszcze… Ktoś, na kim mu zależy tak bardzo, że nie skazałby go na ciągłą ucieczkę…
Bez zastanowienia myślami wezwał Draco Malfoya. Czekał dziesięć minut na przybycie Śmierciożercy. Samo przejście spod bramy do salonu zajmowało kilka minut. Chłopak musiał być przerażony, wezwanie w środku nocy nie zwiastowało niczego dobrego. Z pewnością część drogi przebiegł, byleby tylko nie rozgniewać Czarnego Pana swoją opieszałością. Widział już Śmierciożerców, którzy byli karani za takie drobnostki.
- Mój Panie, wzywałeś - przerażony, drżący i zadyszany głos rozległ się w pomieszczeniu.
Voldemort przyglądał się klęczącemu chłopakowi, który trząsł się ze strachu. Od razu poprawił mu się humor widząc, że przewidywania były słuszne. Oddech nastolatka był przyśpieszony. Musiał biec tak szybko jak dał radę. Wściekłość Czarnego Pana coraz bardziej malała. Niemal zwierzęcy strach Śmierciożercy działał uspokajająco.
- Powiedz mi, Draco - zaczął cicho - z kim przyjaźnił się Potter?
- Z Granger i Wesleyem, mój Panie - odpowiedział szybko chłopak. Lekko się rozluźnił, gdy zrozumiał, że nie dostanie Crucio na przywitanie.
- Z kimś jeszcze?
- Nie wiem, mój Panie. Tylko oni zawsze mu towarzyszyli. Chociaż na jedną ze swoich eskapad zabrał jeszcze Longbottoma, Lovegood i najmłodszą Weasley.
Eskapad? Młody Malfoy musiał mówić o potyczce w Ministerstwie. Oczywiście, starał się uniknąć przypomnienia, że to jego ojciec doprowadził wtedy do klęski.
- Lovegood, Longbottom i Weasley... Czy to nie jest ta trójka, która chciała ukraść miecz Gryffindora z gabinetu Snape'a?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo, panie - odpowiedział zaskoczony chłopak.
Czarny Pan w milczeniu analizował informacje. Był niemal pewny, że to ta konkretna trójka uczniów włamała się do gabinetu dyrektora Hogwartu. Dopiero teraz zastanowił się co to miało znaczyć. Wcześniej uważał, że to zwykły objaw buntu i nie zaprzątał sobie tym głowy. Istniało jednak nikłe prawdopodobieństwo, że miecz bym im do czegoś potrzebny. Miał jednak za mało danych by to stwierdzić.
- Umawiał się z kimś? - w końcu to nastolatek, hormony muszą w nim buzować.
Draco przełknął ślinę zanim odpowiedział. Ostrożnie dobierał słowa.
- Raz, w Walentyki, spotkał się z Cho Chang, ale nigdy więcej ich potem nie widziałem. Z tego co wiem, Cho spotykała się wcześniej z Diggorym. Chyba nie mogła pogodzić się z jego śmiercią.
- Diggory? Czy to nie jego ojciec pracuje w Urzędzie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami?
Malfoy bez słowa przytaknął.
- Jak zginął?
Chłopak zawahał się zanim odpowiedział
- Zabił go jeden ze Śmierciożerców, mój Panie. W dniu, w którym szczęśliwie powróciłeś.
- Hmmm - Voldemort przeszedł kilka kroków. Ucieczka przeklętego Pottera z tego przeklętego cmentarza cały czas go irytowała. Nakazał sobie zachować spokój po czym wrócił przed klęczącą postać - Czy ktoś jeszcze zdołał skraść serce wybrańca? - spytał kąśliwie.
Draco przełknął nerwowo ślinę.
- Rok temu chodziły plotki, że umawia się z dziewczyną Weasleyów. Potem słyszałem, że rozstali się po śmierci Dumbledore'a.
- Jest teraz w Hogwarcie?
- Widziałem jak wraca pociągiem do domu na przerwę noworoczną. Nie wiem czy wróci do szkoły - dodał po chwili zastanowienia.
Czarny Pan milczał przez chwilę.
- Rozumiem… Możesz odejść.
Malfoy czym prędzej uciekł z pomieszczenia, ale Voldemort nie zwracał już na niego uwagi. W głowie Czarnego Pana zaczął formować się plan.
