Ciemna noc, Księżyc w pełni,
zamknij oczy – sen się spełni.
Posłuchaj bajki, co płynie
jak rzeka w zielonej dolinie.
Posłuchaj Bajki, co mądrość niesie
jak lekki wietrzyk w elfim lesie.
Minęło lato, jesień i zima,
lód rzekę przestał w okowach trzymać.
Pierwszy promień wiosennego słońca
mógł stać się symbolem życia końca.
Dziecię plemienia – córka swej matki,
niepomna przestróg – zachciała przechadzki.
Krok skierowała nad brzeg strumienia,
patrzyła jak przyroda barwy swe zmienia.
Chciała uchwycić swą dłonią małą
lodu ostatnią bryłę białą.
Nie wiedząc kiedy, trafiła do wody,
ubranie pozbawiło ją ruchu swobody.
Szamocząc rękami na dno spadała.
Przerażona tonęła i z zimna drżała.
Odbiła się od kamieni na płaskim dnie.
Już ma się wynurzyć – sekunda, dwie...
Gdy rękami wyczuwa ponad głową lód.
Ktoś go rozbija – to chyba cud!
Traci przytomność czując zimny dotyk.
Powietrze jest dla niej jak narkotyk.
Któż uratował piękne dziecię lasu?
Nie liczy swoich lat ni upływu czasu.
Blade lico i kruczoczarne włosy
skrapia co rano odrobiną rosy.
Jak co dzień o świcie szedł na polowanie.
Nie świadom tego, co się dzisiaj stanie.
Nad brzegiem dostrzegł nimfę białą,
piękną i szczupłą – po prostu wspaniałą.
Patrzył jak dotyka kry lekko pochylona,
wpada. Nim dobiegł – była już stracona.
Rozpacz ogarnęła jego zimne serce,
gdy pomyślał, że nie zobaczy jej już nigdy więcej.
Wtem spostrzegł jak toni mrocznej wypływa.
Napotyka lód, jęk się z ust wyrywa.
Bąbelek powietrza ostatnim być musiał...
Drobny mokry śnieg dłonie mu usiał...
gdy przez krę przebijał się rękami własnymi,
czyniąc swe ruchy nieostrożnymi.
Stojąc na lodzie tak bardzo kruchym,
na głos rozsądku pozostając głuchym.
Wyciągnął ją z wody, a ona omdlała.
Ciałem swym oparta o niego cała.
Poczuł wampirzą swą naturą wtedy,
że ratunkiem tym napytał sobie biedy.
Nie wiedząc, co począć z tym wstrętnym zapachem,
natarł ją całą pierwiosnka kwiatem.
Czułym słuchem odnalazł jej wioskę,
uplótł dla niej wianek – okazując troskę.
Podszedł do granicy dwóch różnych światów,
oczekując wszystkiego – tylko nie wiwatów.
Wciąż śpiącą, położył ją na trawie.
Chciał odejść – myśląc, że już po sprawie.
Otoczyli go szczerząc białe ostre kły.
Wilkołakom dał się podejść – był na siebie zły.
Cofnął się do śpiącej na trawie dziewczyny,
ukląkł jakby to były oświadczyny.
Warczenie wielkich wilków tylko się zmogło.
Dotknął jej czoła – ocucić ją pomogło.
Otworzyła oczy w niemym przerażeniu.
Zabiją mnie – nie mógł oprzeć się wrażeniu.
Pierwszy w stadzie wyszedł na spotkanie.
W postacie człowieka podał dłoń na powitanie.
Wampir wilkołaka zmierzył spojrzeniem,
nie dostrzegł nienawiści, lecz zrozumienie.
Przysiedli na trawie w pewnym oddaleniu.
Każdy z nich poddał się trudnym przemyśleniom.
Ocaliłeś mą córę od niechybnej zguby
rzekł wilkołak. – To powód do chluby.
Wampir przytaknął – nie rzekł ni słowa.
Wiedząc, że od tego zależy jego głowa.
Jak długo przebywasz na naszych ziemiach?
Nie wiedział, czy datę wypada mu wymieniać.
Trzysta lat z okładem, mijamy się czasami.
Wilkołak spuścił głowę, mrucząc chwilami.
Nikt nie zginął – nie zabijasz ludzi?
Wampir skinął głową – szacunek tym wzbudził.
Wilkołak rzekł -Nie wierzę, żeś zły,
zostańmy przyjaciółmi, braćmi krwi.
I tak trwa do dziś, pomimo lat.
Obaj wspólnie zmienili swój świat.
Morał z tej bajki wypływa taki,
że przyjaźnić się mogą wampir i wilkołaki.
