19kisielek95 przedstawia:
Rozdział 1 - Pergaminy
Draco był na strychu.
Kłócił się ostatnio z ojcem i nierozważnie powiedział, że nawet on nie jest idealny. Lucjusz uśmiechnął się tylko cwanie i powiedział, by znalazł jakąś lukę.
Blondyn postanowił to zrobić. To, że upiekło mu się nawet to, że był sługą Czarnego Pana jeszcze nic nie oznacza! Nie można pomiatać Draco Malfoy'em bez poniesienia konsekwencji!
Postanowił coś na niego znaleźć. Takiego haka. Wtedy już nigdy nie będzie poniżany przez własnego ojca! Nie będzie mógł mu rozkazywać!
Tylko, że kurczę… Tutaj nic nie ma. Przejrzał już stare księgi, zajrzał do szaf, kufrów… Nic nie znalazł.
Cholera pomyślał. To nie tutaj powinienem szukać! Przecież ojciec wszystko, co by świadczyło o jakimkolwiek niepowodzeniu by dawno zniszczył. Na pewno nie pozwoliłby temu ujrzeć światła dziennego!
Więc co? Gdzie coś takiego mogę znaleźć? To musi być miejsce, do którego ojciec nie ma dostępu. Gdzie kiedyś przebywał, a teraz nie może się tam dostać.
Już chciał wracać do swoich komnat, gdy coś przykuło jego uwagę. Przy schodach, lekko z boku jedna z desek była lekko wystająca. Podszedł do niej.
Swoją szczupłą ręką przejechał po niej. Poruszyła się odrobinę.
Zaraz… Gdzieś tutaj widział śrubokręt. Zaczął znowu przeszukiwać stare półki. W końcu, z drugiej strony pomieszczenia go znalazł.
Podbiegł z nim do pamiętnej deski. Podważył ją trochę i… Poszło!
Zdjął ją szybko i zobaczył jakiś kawałek papieru. Interesujące…
Z wierzchu była biała, z wypaloną dziurą mniej więcej na środku. No… Może trochę bardziej położoną w prawo.
Podniósł skrawek papieru i… Nic na nim nie zobaczył. Kurde… Pomyślał. A zapowiadało się tak interesująco.
Schował mimo wszystko znalezisko do kieszeni szaty szkolnej, którą akurat miał na sobie. Założył ją specjalnie, by nie pobrudzić swoich drogich ciuchów. Ona i tak była czarna, a dzięki specjalnym czarom nie brudziła się.
Ruszył w stronę swoich komnat, by kazać skrzatom go spakować. Jutro zaczyna się szkoła.
**********
Draco musiał wstać bardzo wcześnie rano, by zdążyć na pociąg. Zanim się tam dostał, miał jeszcze uroczyste śniadanie w domu.
Matka blondyna umarła już rok temu, podczas ostatecznej wojny z Voldemortem. Teraz już nikt nie obawiał się wymawiać jego imienia – wszyscy zobaczyli, jakim był szaleńcem i nieudacznikiem. A wszystko za sprawą tego… Pottera! Przez niego stracił osobę, którą kocha… Zabił ją osobiście. Przeklęty okularnik. Zapłaci mu za to!
Draco aż zacisnął mocniej rękę na sztylecie. Jako czysto krwiści czarodzieje jadali tylko sztyletem – tradycja.
- Co się dzieje, synu? – Zapytał Lucjusz. Ironiczny uśmiech zdobił jego twarz.
- Nic takiego, Ojcze. – Chłopak silił się, by jego głos brzmiał dostojnie. Starał się ukryć jego drżenie wywołane wspomnieniami widoku śmierci matki. Nie było by w tym nic takiego – i tak jej za bardzo nie znał. To ojciec go wychowywał. Po prostu nie mógł znieść, że Potter pokonał któregoś z Malfoy'ów!
- Znowu o tym myślisz, tak? – Co? Skąd on wie… Cholera! Pewnie znowu zajrzał w jego myśli. Jego ojciec okulmencję opanował doskonale.
- Tak. – odpowiedział po prostu. Nie było sensu się wypierać.
- Draco… Zrozum, nie powinieneś się tym przejmować.
- Jak to?
- Nie wiem jak ty, lecz ja nawet na tym skorzystałem. – No tak… jakby mógł zapomnieć. Od śmierci jego matki Lucjusz przestał się skrywać z jednym ze swoich sekretów – Severusem. Mężczyźni byli ze sobą i niedawno wszyscy się o tym dowiedzieli. To dlatego Snape był jego ojcem chrzestnym.
- Wiem… Ale ja i tak tego dupka nie lubię. Nawet mało powiedziane… Nienawidzę go. I nawet nie próbuj mnie znowu namawiać, bym się z nim zaprzyjaźnił. To jest mój wróg!
- Chłopcze, musisz w końcu zrozumieć, że to by było nam na rękę. Było, nie było – teraz jest wybawcą czarodziejskiego świata. Każdy, kto się z nim zadaje, jest górą. Na pewno nie chcesz spróbować?
- Nie. – Padła zdecydowana odpowiedź. – Czy ojciec nigdy nie zrozumie, że to jest po prostu niemożliwe? Ja go nienawidzę, i on mnie nienawidzi. Nie ma szans, byśmy to mogli zmienić.
- Szkoda…
Reszta posiłku odbyła się już bez zbędnej rozmowy.
Draco nigdy nie lubił jadać z rodziną. Te wszystkie maniery i tak już miał wrodzone, nie chodziło o to… Atmosfera mu się po prostu nie podobała. W Hogwarcie można było porozmawiać z przyjaciółmi, pośmiać się, pożartować, ponarzekać… Tutaj to wszystko było zabronione. Sam nigdy nie mógł pierwszy się odezwać – nie przystoi mu.
Podziękował za posiłek i wrócił do swoich komnat. Tak… tylko w nich czół się w tej willi jak w domu. Tutaj na szczęście nie dociera ta straszna atmosfera manier i dostojeństwa.
Czasami nawet sobie tak myślał… Że ma tego wszystkiego serdecznie dość. Nie lubił rozmawiać z towarzystwem na takim poziomie. Z mądrą osobą – owszem. Lecz z kimś, kto jest przekonany, że jest lepszy od innych, a NIE JEST… To go wkurzało.
On oczywiście mógł tak robić, ponieważ był bardziej ważny niż inni. W końcu rodzina Malfoy'ów to nie pierwsza lepsza czysto krwista rodzina, tylko Malfoy'owie – jeden z najlepszych gatunków. Ale inni? Oni nie mają prawa się wyróżniać. Są po prostu gorsi.
Tacy Weastley'owie na przykład. Oprócz rodowodu co takiego mają, że są czysto krwiści? Nic! Ani manier, ani dostojności, ani tego… Poczucia wartości własnej osoby. Tak, to jest tutaj chyba najważniejsze.
Rozmyślając tak nad tym wszystkim Drago włożył jeszcze na wszelki wypadek swoją starą szkolna szatę do walizki. Co roku kupuje sobie nową, lecz… Nie chciał, by powtórzyły się zeszłoroczne wydarzenia, kiedy to musiał być z Longbotonem w parze na jednych eliksirach. To była taka swego rodzaju kara od Severusa, za zrobienie zbyt dużego zamieszania. Ten niedołęga wtedy wylał na niego cały eliksir, a jego szata zaczęła płonąć. Przez następne dwa dni nie mógł chodzić do szkoły. Musiał czekać, aż rodzice dostarczą mu nową.
Zabrał swój bagaż i ruszył schodami na dół, aż doszedł do drzwi wejściowych. Na miejscu czekał już na niego Lucjusz.
- Gotowy? – Zapytał. Draco potwierdził kiwnięciem głowy. – No to jedziemy.
Teleportowali się do swojego domu w Londynie i wsiedli do podstawionej czarnej limuzyny. Zawsze tak dojeżdżali do dworca – teleportacja na niego bezpośrednio była by zbyt niebezpieczna.
Przez cały czas w ogóle się do siebie nie odzywali. Dopiero gdy byli już na miejscu, a Draco zauważył Pansy oraz swoich dwóch goryli i chciał już odejść usłyszał:
- Uważaj na siebie synu. Przyjdź wieczorem jak chcesz do komnat Severusa, będę tam.
- Ale po co? Nie będę wam przeszkadzał.
- Nie bądź pyskaty, Draco. – Lucjusz trochę zirytował się. – Chciałem ci po prostu powiedzieć, że będę tam przebywał dosyć często. Gdybyś czegoś potrzebował, przychodź.
- Obrze, ojcze. – Odpowiedział szarooki, a następnie podszedł do szkolnych znajomych. Lucjusz chwilę później znikł.
- Cześć Draco! – Dziewczyna rzuciła mu się na szyję. Oddał uścisk delikatnie i wtedy zobaczył… Jejku. Ten chłopak umie każdą chwilę popsuć!
Przestał całkiem myśleć o tym, co go otacza i zaczął obserwować Pottera witającego się z przyjaciółmi. Tak naprawdę, to trochę im… Zazdrościł. Nie mógł uwierzyć, że wyglądają na tak szczęśliwych!
Przytulali się na powitanie i całowali w policzki. Jejku… Czy oni nie wiedzą, że właśnie w taki sposób przenosi się choroby? I to jego własny ojciec chciał, by z nimi się zakolegował!
Tak… Ten Weastley nie mógł się odczepić od panny Granger. Nie lubił go. Do samej dziewczyny nic nie miał, nawet by mógł ją lubić, ponieważ jest bardzo mądra i imponuje mu, gdyby nie fakt, że należy do „Świętej Trójcy Hogwartu" jak to się ostatnio zaczęło ich nazywać. Nienawidził tego stwierdzenia. Ale to i tak było nic w porównaniu z tym… Widokiem.
A ten obraz był już nawet śmieszny. Ta mała Weastleyówna przylgnęła do wybrańca i nie chciała się oderwać. A Potter… Potter patrzył się na przechodzącą obok nich Cho. Doprawdy… Zabawne.
Nagle ktoś szturchnął go dość mocno w ramię. Skrzywił się z bólu i spojrzał z wyrzutem na Bleise'a.
- Stary… Znowu to zrobiłeś. Co w nim takiego jest, że nie możesz oderwać wzroku od tego Pottera? – Zapytał z przesadnym akcentem. Draco uśmiechnął się. Ten chłopak zawsze szuka kłopotów.
- Nic szczególnego. Po prostu naśmiewałem się z Weastleyówny, Porrera i Panny Cho.
- Ach tak, taki trójkącik miłosny sobie urządzają… Ale to i tak nie zmienia sprawy, że zawsze nie możesz oderwać od niego wzroku. Słuchajcie – zwrócił się go goryli i Pansy – A może nasz Dracuś zakochał się w Chłopcu-Który-Przeżył, co? Słuchajcie, mamy nową parkę!
Chłopak sam chyba nie wiedział… Po jak cienkim lodzie stąpał. Przerażone miny pozostałego towarzystwa wyraźnie mówiły, że Zabini przesadził. Miał szczęście, że Draco ma dobry dzień…
- Engorgio - Powiedział Malfoy celując różdżką w głowę Bleise'a, a ona… Urosła prawie dwukrotnie.
- Coś ty zrobił! – Zaczął się wydzierać. – Co ja takiego ci zrobiłem?
- Powiedziałeś… O jedno zdanie za dużo. – Brzmiała odpowiedź. Blondyn jakby nigdy nic ruszył w stronę wagonu.
Nauczył się tego zaklęcia niedawno, czytając jedną z książek. Do dzisiaj nie miał okazji go wypróbować – a to była wprost wyśmienita okazja.
Usiadł w jednym z wolnych przedziałów. Nie przejmował się swoim bagażem, który zostawił na peronie – Crabbe albo Golye się tym zajmą.
Tak jak przypuszczał już chwilę później do przedziału wparowała Pansy, a za nią reszta załogi.
- Draco! Natychmiast zdejmij ze mnie to zaklęcie! – Usłyszał krzyk. Nie przejął się nim jednak.
- A co z tego będę miał? – to na chwilę uciszyło Zabiniego.
- Załóżmy, że postawię ci drinka podczas pierwszej wyprawy do Hogsmeade. Co ty na to? – Zapytał.
- Hm… No dobra. Ale z najlepszą wysky.
- Niech stracę.
- Reducjo. – Powiedział. – Swoją drogą to dziwne, że nie znasz zwykłego zaklęcia zmniejszającego.
- Nie wiedziałem, że można go użyć! – Zaczął się bronić. – Ale to nie uczciwe.
- Trudno. Twój pech.
Jeszcze długo tak przekomarzali się podczas podróży. Nie było nudno.
Mniej więcej w połowie drogi Draco poczuł potrzebę pójścia do toalety. Przeprosił wszystkich i wyszedł.
Ruszył wzdłuż przedziałów aż do końca wagonu. Wszedł do toalety i zaczął załatwiać swoją potrzebę, gdy nagle usłyszał, że ktoś się zbliża. Zatrzymał się tuż przy drzwiach, za którymi znajdował się blondyn.
- Stary, mówię ci, że to tylko kawałek pergaminu! Po co chcesz się tak męczyć, by przeczytać to, co jest na nim napisane? – Czy to możliwe? Tak… To mówił wiewiór! To znaczy, ze osoba, do której mówił to…
- Nie rozumiesz? To musi być jakaś wskazówka. Nie na darmo Syriusz ją do mnie przysłał. To musi byś dowód na to, kto tak naprawdę zabił moich rodziców! – Harry Potter we własnej osobie! Cóż za zbieg okoliczności! A jeszcze ciekawsza treść rozmowy… Draco zaczął słuchać dalej.
- No nie wiem… Jak dla mnie, to nadal nic niezwykłego.
- Zobaczysz jeszcze. Odkryję, co takiego zawiera ten pergamin. Muszę to zrobić! Wtedy w końcu… Może będę mógł mieć prawdziwą rodzinę.
- A my? Nas nie uważasz za rodzinę?
- Ta Ron, ale… To mój chrzestny. Muszę mu pomóc!
- Dobra… Harry, wracajmy do Hermiony i Ginny. Pewnie się denerwują.
- Chodźmy.
Poszli sobie. Malfoy zaczął się zastanawiać nad tym, co właśnie usłyszał.
Syriusz, Syriusz, gdzie ja to już słyszałem?... A to nie chodzi przypadkiem o tego zabójcę, Syriusza Blacka? Pierwszego, któremu udało się uciec z Azkabanu? Szaleńca?
Proszę, proszę… Więc on jest ojcem chrzestnym wybrańca. Cóż za zbieg okoliczności! Jeżeli Potter pomaga mu się ukrywać, to on także zostanie zamknięty w więzieniu.
To może być moja szansa. Wszyscy zawsze uważają, że Potter jest taki idealny, taki dobry… Teraz to się będzie mogło zmienić. Muszę tylko sprawić, by to się wydało.
Blondyn wyszedł z toalety i ruszył do swojego przedziału.
Resztę drogi był strasznie cichy i zamyślony. W jego głowie krążyły przeróżne myśli.
Na początek będzie musiał się dowiedzieć co to za pergamin. Później trzeba będzie go jakoś zdobyć – a to może nie być proste.
Następnie będzie musiał rozwiązać tą zagadkę. To może nie być łatwe, jednak… Na pewno da radę. To nie może być takie trudne.
W końcu dopnie swego. Tak naprawdę, gdzieś w środku… Czuł się pominięty przez świat. W końcu on także narażał swoje życie szpiegując z ojcem dla Dumbledora, a jakoś nikt tego nie pamięta. W potoku wszystkich zdarzeń minionej wojny nikt nawet nie zdążył zapamiętać, że to między innymi dzięki Draco Malfoy'owi wygrano tą wojnę.
To on narażał swoje życie i zdrowie, które i tak już zostało wyniszczone przez Cruciatusy, by uratować innych. By trwać po tak zwanej „dobrej stronie". I co mu tego przyszło? Inni nawet mu nie chcą uwierzyć, że to zrobił. Myślą, że stał po stronie tego szaleńca – a to czyste kłamstwo. Traktują go jak zdrajcę. Nie potrafią wyobrazić sobie nawet, dopuścić do siebie to, że im pomógł i jest z nimi.
Nawet taki Harry Potter na przykład. Myśli, że Malfoy'owie teraz opłakują śmierć Voldemorta – swojego pana. A jak on się dostał na pole, na którym odbywało się spotkanie śmierciożerców? Skąd Dumbledore wiedział, gdzie ono się znajduje? Nie ma zielonego pojęcia! A to właśnie Draco z ojcem mu to wszystko powiedzieli. Jego matka nie chciała się w to mieszać, uważała, że to niedorzeczne. Nie powiedziała jednak o wszystkim Riddle'owi.
To wszystko jest bardzo niesprawiedliwe. No bo co takiego zrobił ten cały Potter? Nic! Tylko rzucił avadę! A cała reszta… Odwalili ją za niego inni. Nie zrobił tak naprawdę nic innego, jak wycelowanie różdżką, wypowiedzenie zaklęcia i trafienie w cel. Co to za sztuka?
A Draco? On przez pół roku był narażony na kłamstwa, grę i udawanie. Gdyby coś poszło nie tak – natychmiast by został zabity. A ile to razy go torturowano zaklęciami tylko dlatego, że Czarny Pan miał zły dzień? Ile razy był obłapiany, poniżany przez innych śmierciożerców? Albo najgorsze… Ile razy musiał zabijać niewinne dzieci i kobiety tylko dlatego, że Voldemortowi tak się podobało?
Wzdrygnął się na te wspomnienia. Przeleciał wzrokiem po towarzyszach.
- Zbierajcie się już, zaraz będziemy wysiadać. – Powiedział spokojnie. Mimo, iż to było zwykłe mruczenie pod nosem i tak wszyscy umilkli, by usłyszeć, co chce im przekazać. Nie ma to jak swoi – przynajmniej oni go szanują.
- Chodźcie, pociąg już staje. Ustawimy się w kolejce do wyjścia. – Powiedziała Parkinson. Zrobili to, a następnie zabrano ich do Hogwartu.
Gdy Malfoy już leżał w swoim pokoju prefekta był bardzo zadowolony z zaistniałej sytuacji. Snape, jako dobry opiekun wybrał go na ten, jakże uprzywilejowany status i dzięki temu miał własny pokój. Zważywszy, że był dopiero na szóstym roku, to nieźle go ustawił. Draco był za to wdzięczny ojcu Chrzestnemu.
Od jutra będzie musiał zacząć obserwować Pottera dokładniej – musi zorientować się, gdzie bywa w jakich godzinach, a co ważniejsze – dowiedzieć się, gdzie trzyma ten pergamin. Musi go wykraść.
Tylko… Okularnik nie może niczego podejrzewać. Trzeba się tak zakręcić, by niczego nie podejrzewał.
A może rzeczywiście chociaż spróbuje z nim się jakoś porozumieć? Wtedy będzie mu o wiele łatwiej.
To przecież gryffoni – oni są strasznie łatwowierni i ufni. Może uda mu się to jakoś wykorzystać? Wtedy na pewno by nie zawiódł.
Ten plan mógłby nawet wypalić – może nawet upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu! Ojciec chciał, by się zakolegował z Chłopcem-Który-Przeżył. Tylko jak to zrobić? Przecież zawsze się nienawidzili.
Gryffoni są bardzo ufni. Jeżeli pomógłbym mu w jakimś problemie, powinien mi zaufać. To może nie być łatwe, ale… Powinien dać radę. Zdecydował – spróbuje znowu wyciągnąć rękę do 'przyjaźni' z Harrym Potterem. Tym razem nie będzie mógł jej odtrącić.
***
Draco podczas wieczornej kąpieli nie mógł przestać o tym wszystkim myśleć. To wszystko naprawdę bardzo go podniecało. Idea, że wykorzysta zaufanie samego Harry'ego Pottera, wybawcy świata czarodziejskiego była niesamowicie kusząca. Aż palił się do tego, by to jak najszybciej nastąpiło. Może i nie chciał zdradzić czarodziejskiego świata i go zniszczyć, ale z powodzeniem może pogrążyć Chłopca-Który-Przeżył. Zresztą… Jak sama nazwa wskazuje powinien być kimś z problemami. Draco postara się mu je zapewnić!
***
CDN
