Więc tak Caroline w tym opowiadaniu bardzo różni się od tej w serialu. Ma tu całkiem inną rodzinę i inaczej wygląda. Jest silną kobietą, która ceni swoje wartości. Mam nadzieje, że mimo wszystko ją polubicie. Głownie przedstawione są jej relacje z Kolem i Klausem jednak można napotkać również wątki innych bohaterów.
PROLOG
„Spotkanie w Vermont"
Pod okoliczny bar, podjechało ciemne auto drogiej marki. Kiedy samochód odnalazł wolne miejsce na małym parkingu, wysiadła z niego ciemnowłosa kobieta. Pewnym krokiem kierowała się w stronę lokalu. Ubrana była w czarno białą elegancką koszule, ciemne, obcisłe dżinsy i czarne szpilki. Tego wieczoru wiał silny wiatr, który kołysał tabliczką z nazwą baru „U Jacka". W chwili kiedy przestąpiła próg uderzył ją charakterystyczny zapach dla tego typu miejsca. W środku, tuż przy barze siedział On. Od samego wejścia ją obserwował. Mimo odległości jaka ich dzieliła poczuł zapach jej słodkich perfum. Kończyła właśnie rozmowę telefoniczną słowami:
-Dla chcącego nic trudnego…
Podeszła do baru zamówiła kieliszek wódki, który w mgnieniu oka wypiła, dając w tym czasie znak barmanowi aby szykował kolejna porcje trunku. Uwadze mężczyzny nie umknęła reakcja dziewczyny , a raczej jej barak na tak silny alkohol. Wrażenie potęgował fakt, że była kobietą. Zainteresowała go do tego stopnia, że obserwował każdy jej gest. Dziewczyna przesunęła pusty kieliszek w stronę barmana, po czym rozejrzała się po sali. Lokal był gustownie urządzony. Dominowały tu kolory o ciepłej barwie, które sprawiały że miejsce było przytulne. Na ścianach wisiały ozdobne lampy z których rozchodziło się przytłumione światło dające poczucie intymności. Niemal wszystkie stoliki były zajęte. Napotkała wzrok młodego, przystojnego mężczyzny siedzącego niedaleko niej. Jego kasztanowy kolor włosów idealnie komponował się z brzoskwiniową cerą. Ogólne wrażenie potęgował jego głęboki odcień brązowych oczu. Miał na sobie dopasowaną koszulkę w kolorze piasku. Chłopak przywołał gestem ręki barmana, po czym wydał mu polecenie cały czas nie spuszczając z niej wyzywającego spojrzenia . Po chwili podszedł do niej pracownik baru wręczając jej trunek o jasnobrązowym kolorze.
-Proszę, to od tego pana z czarującym uśmiechem.
Tajemniczy mężczyzna uniósł swój kieliszek ku górze. Oboje wznieśli niemy toast, patrząc sobie prosto w oczy mimo dzielącej ich odległości. Chwile później wstał i skierował się ku niej. Zaintrygowana dziewczyna spytała:
-Czy my się znamy?
-Nie, ale powinniśmy-odparł z szelmowskim uśmiechem –Jestem Kol
-Caroline-odpowiedziała.
-Poprosimy dwie whisky-powiedział do barmana.
-Nie, poprosimy jedną whisky i jedną wódkę-poprawiła go.
Mężczyzna domyślił się na podstawie jej wyboru co do gatunku preferowanego alkoholu, że nie jest miejscową. Lekko zaskoczony stwierdził:
-Nie jesteś stąd, prawda?
-Nie. Po czym poznałeś?- spytała zaciekawiona.
-Więc..-powiedział przeciągle- Akcent, wschodnie rysy twarzy i wódka. Jesteś Słowianką, mam racje?
- Jestem Polką. A ty?
-Jestem z Virginii. Co cię sprowadza do Vermont?
-Interesy- odpowiedziała tajemniczo-A Ciebie?
-Interesy- odpowiedział równie tajemniczo, rozbawiony ich grą słów.
Caroline zaintrygowała go . Podobała mu się pod każdym względem. Postanowił rozwijać dalej ich krótką znajomość mając nadzieje na mile spędzoną noc w jej towarzystwie. Cały czas nie spuszczał z niej wzroku. Rozum podpowiadał mu że z tego typu kobietami powinien postępować powoli. Rozmawiali już dłuższą chwilę. W końcu Kol zaproponował :
-Może zagramy w bilard?
-Nie, kompletnie nie umiem w to grać.- odparła.
-W takim razie nauczę cię-zaproponował.
-Daj spokój. Szkoda twojego czasu. Wielu próbowało. Daremnie.
Kol posłał jej wymowne spojrzenie. Mimo jej sprzeciwu, ujął ją za rękę i poprowadził do stołu bilardowego stojącego w ciemnym zakątku sali.
-To jest kij. Służy do.. –zaczął.
-Hej, hej. Znam teorie, gorzej z praktyką.-przerwała.
-Ok. Wiec przede wszystkim źle trzymasz kij-powiedział.
Objął ją by pokazać jej prawidłowy sposób. Będąc tak blisko siebie, dziewczyna spojrzała w jego stronę a ich twarze były teraz naprawdę bardzo blisko. Caroline jako pierwsza cofnęła twarz po czym rozpoczęli grę. Przez cały ten czas, Kol nie spuszczał z niej wzroku. Wodził za nią spojrzeniem , tak jakby chciał zapamiętać każdy jej uśmiech czy gest.
-Załatwisz coś do picia?-spytała- A z resztą nie trzeba.
Podeszła do Kola i wzięła jego whisky, upiła łyk i oddała szklaneczkę z powrotem. Chłopak uśmiechnął się i zrobił to samo. Mimo iż na początku Caroline myślała o nim jako towarzystwie na jedną noc musiała przyznać, że świetnie się rozumieli. Podobała się jej, jego pewność siebie i poczucie humoru .
-Myślałem, że wolisz wódkę.-powiedział.
-Lubię, ale nie ograniczam się do jednego gatunku.-odpowiedziała
Po skończonej grze wrócili do baru. Kol zamówił dwie wódki.
-Przypomnij mi jak to się stało, że to ty jednak wygrałaś.-powiedział.
-Daj spokój. Wiem, że dawałaś mi fory.- zaskoczyła go tym. Był pewien, że nie zauważyła.
-Wcale nie.-zaprzeczył.
-Przestań, to było bardzo miłe a ja bardzo lubię dżentelmenów. –odpowiedziała uśmiechając się.
Kol był z siebie dumny. Nie podejrzewał jednak że ta słodka dziewczyna jest w rzeczywistości sprytniejsza niż mu się mogło wydawać. Jej umiejętność gry w bilard była na znacznie wyższym poziomie. Tak dobrze im się rozmawiało, że nie zauważyli jak szybko upływał czas. Bar powoli opustoszał, a z tłumu ludzi obecnych tu parę godzin temu została zaledwie garstka. W końcu Caroline spytała barmana o godzinę. Była już za dziesięć dwunasta.
-Zasiedziałam się. Powinnam już iść –powiedziała z smutnym uśmiechem. I rozpoczęła zbierać się do wyjścia. Żałowała, że musi się z nim rozstać. Był zabawny i inteligentny. Podobał jej się ale ona miała niestety swoje obowiązki.
-Tak szybko? Noc jeszcze młoda, kochanie*-przekonywał Kol.
-Przykro mi. Muszę.
- Spotkamy się jeszcze?-spytał z nadzieją. Mimo, że wcześniej planował tylko zaciągnąć ją do pokoju i spędzić z nią noc, zrobiła na nim tak ogromne wrażenie, że porzucił swoje wcześniejsze plany. To jedna z bardzo niewielu kobiet która zaciekawiła go w ten właśnie sposób.
-Nie.-odpowiedziała bez ogródek.
Kol nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Podczas wieczoru odniósł wrażenie że Caroline także go polubiła.
-Ale myślałem że dobrze się razem bawimy i warto było by to powtórzyć.
-Jutro niestety wyjeżdżam z Vermont-powiedziała kręcąc przecząco głową. W innych okolicznościach prawdopodobnie zgodziła by się na to. Teraz musiała jednak odmówić.
-Szkoda. W takim razie do zobaczenia może kiedyś.-„albo raczej nigdy" pomyślał. Jak na kogoś kto zagłusza swoje uczucia tym razem był naprawdę zawiedziony.
-Dobranoc.-powiedział Caroline wychodząc.
Na koniec posłała mu delikatny uśmiech i wyszła. Kol patrzył jeszcze przez chwilę w ślad za nią. Potem zamówił kolejną whisky.
*kochanie- z ang. Darling. Kol często używa tego zwrotu. Ja jednak nie chciałam wprowadzać angielskich słów do polskiego opowiadania. Brzmiało by to dziwnie w stosunku do polskiego dialogu.
