Opisałam tu pierwsze spotkanie Rosemary z Holmesami. Miłego czytania.


Holmesowie

Rose patrzyła przez okno samochodu. Jechała razem z rodzicami do jakichś ich znajomych. "Nie pytaj się, Rosemary. Gdyby ta wiedza była ci do czegoś teraz potrzebna, to wiedziałabyś. Nie tak cię wychowałam. Wyprostuj się i patrz na mnie, jak do ciebie mówię!". Jej matka zawsze była taka... po prostu brak słów. Przymkęła oczy, starając się nie krzywić. Prosto w jej oczy świeciło słońce. Gdyby matka to zobaczyła, Rose usłyszałaby kolejny wykład o tym co wolno, a czego nie wolno robić damie. Przecież to nie średniowiecze! Miała dopiero sześć lat i nie mogła nic na to poradzić. Musiała słuchać ględzenia matki i stosować się do jej "dobrych rad".

Nagle pojazd zatrzymał się.

- Wysiadaj. Tylko z gracją, dziewczyno! Nie garb się! Co sobie o nas pomyślą?!

"Och, tak. Ogromną tragedią jest to, że SZEŚCIOLETNIE dziecko się garbi. Z całą pewnością uznają mnie za ułomną. W końcu to ŚREDNIOWIECZE" pomyślała Rose, starając się stać prosto. Wysiedli przed ogromnym domem, po którym wyraźnie można było zobaczyć, że mieszkają w nim bogaci ludzie. "Ok. Może rzeczywiście to jedni z tych psychicznych, zapatrzonych w siebie bogaczy, dla których najlepiej byłoby, gdyby dzieci nie istniały".

- Rusz się, dziecko- matka popchnęła ją do przodu, w kierunku drzwi.

W tym momencie z budynku wybiegła dwójka dzieci.

- Jestem piratem i masz się mnie bać!

- Nie boję się ciebie!

- To czemu uciekasz?!

- Bo mnie gonisz!

W tym momencie mniejszy dogonił większego i upadli na trawę.

- Oni jakoś nie muszą zachowywać się tak... sztywno- mruknęła dziewczyna.

Kobieta poczerwieniała na twarzy.

- Śmiesz porównywać się do TYCH chłopców?-syknęła.- Będziesz miała szczęście, jeśli uda mi się zaręczyć ciebie z którymś z nich.

Dziewczyna drgnęła. Jakie zaręczyny?!

- Dorothy! Witaj. Widzę, że jest z tobą Charles i wasza córka... Rosemary, tak?

Z domu wyszła wysoka kobieta. Matka wyprzedziła córkę i podeszła do nowoprzybyłej.

- Dziękujemy ci za zaproszenie. Mam nadzieję, że moja córka przypadnie wam do gustu.

Gestem rozkazała dziewczynce podejść.

- Przedstaw się.

- Nazywam się Rosemary Davies. Miło mi panią poznać.

Kobieta roześmiała się perliście.

- Och, ona jest cudowna! Na pewno nie będzie żadnych problemów. Shelock! Mycroft! Chodźcie tutaj!

Podbiegli do nich chłopcy, których Rose wcześniej zauważyła.

- To jest Rosemary Davies. Idźcie się z nią pobawić, a ja zajmę się jej rodzicami.

Dorośli zniknęli w domu i dzieci zostały same.

- Nazywam się Mycroft Holmes, a to mój młodszy brat- Sherlock.

Starszy chłopiec podał jej dłoń. Uścisnęła ją niepewnie.

- Rosemary Davies.

- Wiem- młodszy chłopiec wpatrywał się w nią obojętnie. W ogóle nie można było po nim poznać, że dopiero co bawił się z bratem.- Mylisz się.

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Proszę?

Prychnął z pogardą.

- Od razu widać ślady po trawie na moich spodniach.

- A-ale skąd...?

Wzruszył ramionami.

- Nieważne. Chodź, opowiesz mi jakąś bajkę. O piratach.

Odwrócił się i ruszył w stronę domu. Przystanął i spojrzał na nią.

- Jak mi się spodoba, to dam ci czekoladę. Zauważyłem, że lubisz.

Prychnęła. Ile ten szczeniak ma lat, że tak się do niej odzywa.

- Większość dzieci lubi czekoladę.

- Dam ci twoją ulubioną. Białą.

Po czym zniknął za drzwiami. Spojrzała na Mycrofta.

- On jest normalny?

Uśmiechnął się.

- Nie.

Mam nadzieję, że się podobało. Bardzo proszę o komentarze. Piszcie, kto ma ochotę zrobić krzywdę matce Rose? :)