Beta: anet21j i deedee (na razie umieściłam 1 i 5 po jej poprawach)

Uwagi: Creature!Fic; wspomnienia o mpreg;

1.

Draco siedział w jednym z salonów w domu Malfoyów i próbował czytać tekst potrzebny do zrobienia wakacyjnej pracy domowej z Zaklęć. Z naciskiem na 'próbował'. Jutro były jego trzynaste urodziny i już od kilku dni czuł pod skórą denerwujące igiełki. Wiedział, że jutro zrobi się jeszcze gorzej, zanim będzie lepiej. Po raz pierwszy w życiu nie wyczekiwał z niecierpliwością swojego wielkiego dnia. Najchętniej przeskoczyłby go i o nim zapomniał. Na szczęście ojciec powiedział mu, że zaraz po obiedzie będzie mógł pójść do swojego pokoju. Wiedział, że nie byłby w stanie wytrzymać poobiedniej herbatki albo kolacji. Do obiadu pozostały dwie godziny, a już teraz czuł, że zaraz go rozniesie. Cisnął książkę na ławę i wstał rozeźlony.

- Jak się czujesz? – Lucjusz Malfoy pojawił się w drzwiach salonu, najwyraźniej zaniepokojony trzaskiem, jaki wywołała upadająca książka.

- Nie wiem, czy wytrzymam do obiadu, tato. – Draco skrzywił się, gdy poczuł w ręce chwilowy skurcz. – Chyba właśnie zaczęła się druga faza.

- Tak wcześnie? Miałem nadzieję, że mamy do niej jeszcze ze trzy godziny. Chodź, zjesz coś teraz. – Lucjusz poprowadził swojego syna do mniejszej jadalni, uważnie go obserwując. Przemiana nigdy nie była miła, ale zawsze było lepiej, gdy postępowała powoli. Najwyraźniej jego Draco nie będzie miał tyle szczęścia. Z jednej strony oznaczało to, że będzie bardzo silny, z drugiej jednak, że będzie czeka go dużo cierpienia zanim do tego dojdzie.

- Muszę jeść? – Draco pobladł na sam widok potraw zaserwowanych mu przez skrzaty.

- Chociaż trochę, Draco. Nie będziesz w stanie nic jeść przez cały jutrzejszy dzień i lepiej żebyś miał na to siły. – Lucjusz podsunął młodemu Ślizgonowi gęsty rosół i rzucił kilka zaklęć, by się upewnić, że ciało jego syna dobrze dostosowuje się do przemiany. Chłopak zjadł pół talerza, poczym odsunął go od siebie i popił sokiem, nagle odkrywając, że jest bardzo spragniony. Gdy skończył i przeczekali dłuższy skurcz w jego nodze, Lucjusz zaprowadził go do jego sypialni i pomógł się rozebrać. Draco musiał przyznać, że brak odzieży przyniósł mu trochę ulgi, nawet jeżeli nie obniżył gorąca, które nagle w niego uderzyło. Opadł na łóżko, ciężko oddychając i modląc się, by stracić przytomność zanim zacznie się właściwa przemiana. Ojciec usiadł przy nim i odgarnął mu mokre włosy z czoła.

- Będzie lepiej, gdy położysz się na brzuchu. – Draco przełknął z trudem i przewrócił się. Przekręcił głowę, by wciąż móc patrzeć na ojca. Lucjusz nie widział takiego strachu w jego oczach nawet wtedy, gdy na wycieczce do magicznego zoo dziesięciolatek jakimś cudem wpadł do zagrody smoków nizinnych. Zrobiłby wszystko, aby móc ulżyć swojemu synowi, pomóc mu w tym. Ale to było jedną z tych rzeczy w życiu, których musiał doświadczyć sam. I wcale nie pomagała świadomość, że Draco był zawsze tym słabszym, bardziej chorowitym z jego synów. Ryzyko tego, że nie przeżyje… Lucjusz odrzucił od siebie tę myśl jak najszybciej. – Będę tu z tobą cały czas. Wszystko będzie w porządku.

Draco przytaknął i złapał swojego ojca za rękę, gdy silny skurcz przeszedł przez jego plecy. Kilka kolejnych godzin minęło bardzo powoli. Temperatura dwunastolatka była bardzo niestabilna, a jej wahania tak wielkie, że nikt normalny nie byłby w stanie tego przeżyć. Skurcze pojawiały się coraz częściej i były coraz dłuższe. Draco starał się znosić to wszystko dzielnie i skupiał się na spokojnym, ciepłym głosie swojego ojca, który opowiadał mu o jakichś mało znaczących rzeczach. Ponad pół godziny po północy, właściwa przemiana w końcu się zaczęła i dom Malfoyów przeszył nieludzki krzyk.

oOOOo

Harry'emu w te wakacje nie było łatwo. Dursleyowie wiedzieli, że nie wolno mu używać magii poza szkołą i wykorzystywali ten fakt bardzo skrupulatnie. Zaraz po przyjeździe został zamknięty w swoim pokoju i całkowicie odcięty od świata. Dosłownie. Wuj zamontował w oknie kraty, a drzwi były zamknięte na tyle zamków, że byłoby to śmieszne, gdyby go nie więziły. Raz dziennie przez wbudowaną w drzwi klapkę dla kotów ciotka wsuwała mu do zjedzenia odpadki, które zostały im po posiłkach. Godzinę później odbierała talerz i pozwalała mu na dziesięć minut udać się do łazienki. Trzeciego dnia więzienia Harry zauważył, że jego wuj szykuje w ogródku ognisko. Nie zaniepokoiło go to zbytnio, w końcu była sobota. Owszem, normalnie to czas na grilla, ale każdy czasami potrzebuje jakiegoś urozmaicenia, więc dlaczego Dursleyowie nie mogliby raz w życiu zorganizować sobie ogniska? Pół godziny później Harry z rozpaczą patrzył jak zawartość jego kufra idzie z dymem. Tak, Vernon próbował na początku spalić wszystko razem z kufrem, jednak okazało się, że jest on ognioodporny. Dlatego otworzył go i z sadystyczną radością palił książkę za książką. Wszystkie pergaminy, pióra, szaty. Harry modlił się, żeby jego wuj nie odkrył ukrytej kieszeni, w której trzymał swoje najcenniejsze rzeczy: różdżkę, pelerynę-niewidkę i mapę huncwotów. Nie znalazł jej, ale miotła nie miała żadnych szans w starciu z jego wielkimi łapami i ogniem podsycanym benzyną. W pewnej chwili Vernon popatrzył w jego okno i widząc zapłakaną twarz chłopca, uśmiechnął się z satysfakcją. Harry nie wiedział, co się stało z jego kufrem i ukrytymi w nim rzeczami, jednak miał nadzieję, że trafiły bezpiecznie do komórki pod schodami. Dziękował w duchu każdej wyższej sile, że Hedwiga nie wróciła razem z nim z Hogwartu. Aż bał się pomyśleć, co Vernon zrobiłby jego pięknemu ptakowi i przyjaciółce. Depresja, niedożywienie oraz brak świeżego powietrza bardzo szybko odbiły się na zdrowiu chłopaka. Jego organizm musiał najwyraźniej bardzo przyzwyczaić się do hogwarckiego wygodnego życia, ponieważ w te wakacje po raz pierwszy zaczynał sobie nie radzić. Harry był bardzo osłabiony, a przez ostatnie dwa dni przed swoimi urodzinami w ogóle nie ruszył się z łóżka. Pomimo głodu po prostu nie miał siły na pokonanie dwóch metrów dzielących go od drzwi, by zdążyć zanim Petunia wróci odebrać talerz i szklankę. Wszystko go bolało i czuł, że ma gorączkę. Ciotka, gdy tylko zobaczyła, że leży rozpalony na przepoconym łóżku, od razu się cofnęła i zatrzasnęła drzwi. Jakby bojąc się, że cokolwiek na co chorował, przejdzie też na nią. Wydawało mu się, że później czuł zapach środka odkażającego, ale nie był pewny. Po południu, w przeddzień jego trzynastych urodzin, zaczęły się skurcze i Harry z coraz większym strachem zaczynał uświadamiać sobie, że to coś więcej niż jakieś silne przeziębienie. Jego żołądek skręcał się boleśnie, tak samo jak puste jelita i chłopak płakał w gorączce. Jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny jak wtedy. Pomału wola życia go opuszczała, niszczona bólem i zmęczeniem, i uczuciem pustki. Czterdzieści minut po północy, trzydziestego pierwszego lipca, Dursleyów obudził rozdzierający gardło krzyk.

oOOOo

O tym, że Narcyza nie jest jego matką, Draco wiedział od zawsze. Tak samo jak o tym, że jego mamą był czarodziej, który zginął pod koniec wojny i który był towarzyszem jego ojca, Lucjusza Malfoya, wili. Draco wiedział również, że miał kiedyś brata bliźniaka. Nie miał pojęcia, co się z nim stało, ale doszedł do wniosku, że zginął razem z jego mamą jeszcze przed Ceremonią Nadania Imienia, która odbywa się, gdy dziecko kończy pierwszy miesiąc życia. Na korzyść tej teorii, jak również przypuszczalnego czasu ich śmierci, wskazywał zapis w drzewie rodowym Malfoyów. Pod wypaloną dziurą, w której kiedyś znajdowała się podobizna jego mamy razem z jego imieniem, znajdowały się dwie odnóżki. Przy jednej było napisane Dracon Abraxas, pod drugą tylko „chłopiec". Oczywistym i logicznym wnioskiem wobec tego była ich wspólna przedwczesna śmierć. Draco często się zastanawiał jakby to było, gdyby jego brat żył. Na pewno jego dzieciństwo nie byłoby aż tak samotne. Biorąc pod uwagę to, jak często chorował, nie miał wielu przyjaciół. Prawdę mówiąc nie miał żadnego. Ojciec kiedyś powiedział mu, że już od urodzenia był tym słabszym bliźniakiem – mniejszym, drobniejszym i delikatniejszym. Odejście matki jeszcze przed pierwszym miesiącem tylko to pogorszyło, jako że kontakt z nią był bardzo ważny we wczesnym rozwoju nowo narodzonej wili. Gdyby jego brat żył, wtedy Draco nie musiałby spędzać tych wszystkich długich dni sam lub tylko z tatą. Brat na pewno by mu towarzyszył i bawiłby się z nim. Jakby nie patrzeć, byłby jego starszym bratem, tą silniejszą połówką. No i razem przechodziliby przemianę w ich wspólne trzynaste urodziny. W prawdzie ojciec pewnie osiwiałby wtedy od podwójnego zmartwienia… Jednak byłby też dwa razy szczęśliwszy mając ich przy sobie.

oOOOo

Draco otworzył oczy i jęknął, gdy światło podrażniło jego wrażliwe źrenice. Niemalże od razu dookoła niego zrobiło się ciemno i odetchnął z ulgą. Poczuł, jak po jego prawej stronie materac się nieco ugina i od razu mu ulżyło. Jakoś świadomość tego, że ojciec jest przy nim, zdawała się zdjąć jakiś niewidoczny ciężar z jego barków.

- Już po wszystkim, Draco. Jestem z ciebie bardzo dumny. – Ciepła dłoń pogłaskała go, miał wrażenie, że po plecach, jednak nie był tego pewny. Jak mógł nie być pewnym czegoś takiego? – Cii, spokojnie. Wszystko jest w porządku. Teraz tylko potrzebujesz kilku godzin snu.

Draco mruknął na zgodę. Tak, sen brzmiał bardzo zachęcająco. Chłopak wtulił twarz w poduszkę i odpłynął spokojny w objęcia Morfeusza.

oOOOo

Severus Snape nie był miłym człowiekiem. Po pierwsze nie był człowiekiem, tylko wampirem. Po drugie, nie widział sensu w byciu miłym, gdy wiedział, że nigdzie w pobliżu nie było jego towarzysza. A ponieważ jego towarzysz zginął zanim jeszcze zdążyli się związać, nie zapowiadało się na to, by zrobił się znowu miły w najbliższej przyszłości. To znaczy w ciągu jakichś stu lat. Może i jego kuzyni mieli rację mówiąc, że strasznie dramatyzuje, ale ciekawiło go, jak oni by zareagowali, gdyby byli tak blisko… i wszystko stracili. Jego towarzyszem był Regulus Black, młodszy, inteligentniejszy brat Syriusza. Ktoś mógłby się zastanawiać, dlaczego Severus nie umarł albo nie oszalał po stracie towarzysza. Brak więzi na pewno tu pomógł, jednak główną przyczyną było to, że to nie ciało, a dusza jest towarzyszem. Ciało Regulusa umarło, jednak jego dusza wciąż żyła i czekała na odrodzenie się. A Severus czekał razem z nią, ponieważ gdy w końcu jego druga połówka znów się pojawi na tej ziemi, będzie miał okazję, by się z nią połączyć. Niestety, odrodzenie zajmuje duszom średnio sto lat z hakiem i dlatego Mistrz Eliksirów czuł się całkowicie usprawiedliwiony, jeżeli chodziło o okazywanie swojego niezadowolenia wszystkim dookoła. Czas zabijał nauczając eliksirów w szkole czarodziei, chroniąc swoich przyjaciół (no dobrze, jednego przyjaciela – Lucjusza Malfoya) i chrześniaka. I jeszcze chroniąc bachora Pottera. Nie żeby robił to ostatnie z własnej woli. Dumbledore wmanipulował go w złożenie przysięgi wieczystej i musiał, chcąc nie chcąc. Biorąc pod uwagę szczęście dzieciaka, przynajmniej się nie nudził. Czasami zastanawiał się jakby to było, gdyby Harry Potter był synem Lucjusza, a nie Lily. Tak wiele faktów wskazywało na to, że tak mogło być, a jednak…

Severus siedział w gabinecie Lucjusza, popijając skrzacie wino i rozmyślając o przeszłości.

Od początku nie lubił Jamesa. Po pierwsze dlatego, że był on zidiociałym, wiernym Dumbledore'owi, Gryfonem. Po drugie, Potter bardzo blisko przyjaźnił się z tym głupszym Blackiem i we dwójkę znęcali się nad wszystkimi dookoła, a zwłaszcza nad nim, wymizerowanym wampirzątkiem, które musiało żywić się krwią drobiu, ponieważ Dumbledore kategorycznie odmówił mu ludzkiej, a nie chciało się starcowi fatygować z bydlęcą. Po trzecie, Potter był babiarzem, flirciarzem skaczącym z kwiatka na kwiatek i zdającym się w ogóle nie rozumieć koncepcji poważnego związku. Po czwarte Potter był idiotą i egoistą, który nigdy nie brał pod uwagę potrzeb innych. Severus mógłby tak wyliczać godzinami. Można więc było zrozumieć jego zadziwienie, gdy James tak łatwo się dostosował, kiedy w wakacje przed siódmym rokiem dowiedział się, że jest towarzyszem Lucjusza. Syriusz również się uspokoił, być może dlatego, że był bardzo zajęty uganianiem się za pewnym wilkołakiem. Z drugiej strony Lucjusz dał mu bardzo dużo czasu. Najpierw czekał aż Potter będzie pełnoletni, a później byli przez prawie dwa lata narzeczeństwem. Severus mógł tylko podziwiać, jak wielką kontrolę miał jego przyjaciel nad swoimi instynktami. W końcu gdy się związali, James niemalże od razu zaszedł w ciążę. I to z bliźniakami! Dla Severusa ostatnie miesiące ciąży i kilka po narodzinach bliźniaków, były bardzo trudne do odczytania. To, że nie oszalał z powodu śmierci swojego prawie-towarzysza wcale nie znaczyło, że miesiące, które po niej nastąpiły, były dla niego łatwe. Sam nie za bardzo wiedział, co w tym czasie robił, a Lucjusz był w takim stanie, że wampir tylko od osób postronnych zdołał się dowiedzieć, co w ogóle się wydarzyło. Jakoś, gdy bliźniaki miały trzy tygodnie, Draco się przeziębił i dlatego został w domu z Lucjuszem, podczas gdy James i ich drugi syn udali się do Reloya po szaty na Ceremonię Nadania Imienia. Już nie wrócili. Ot tak po prostu zniknęli. Później Severus dowiedział się, że James ukrył się z Lily, z którą od dłuższego czasu miał romans i która niedawno urodziła mu synka. Na jednym z zebrań Zakonu Feniksa Dumbledore wspomniał coś o tym, że niedaleko Doliny Godryka odnaleziono zmasakrowane ciało około trzytygodniowego niemowlaka. Chłopiec został pochowany w nieoznaczonym grobie na okolicznym dziecięcym cmentarzu. James i Lily wzięli ślub i stali się szczęśliwą rodzinką Potterów, ukrywającą się pod zaklęciem Fideliusa. Lucjusz długo nie mógł w to uwierzyć. Tamtej nocy w Halloween udał się razem z Tomem do Potterów. Jednak to, co się tam wydarzyło, wystarczyło mu całkowicie za dowód. Powiedział też, że Harry Potter nie pachniał tak, jak jego syn. Severus naprawdę już nigdy więcej nie chciał widzieć swojego przyjaciela tak bardzo zdruzgotanego i pozbawionego nadziei. Gdyby nie Draco…

- Już po wszystkim. Zasnął. – Bardzo zmęczony Lucjusz opadł na jeden z foteli koło kominka, wyrywając Severusa z rozmyślań.

- Dobrze. Narcyza fiukała. Powiedziała, że wróci z Francji za tydzień. – Lucjusz skrzywił się, słysząc imię swojej żony.

- Nie mogłaby posiedzieć tam trochę dłużej? Powiedzmy osiemdziesiąt lat? – Severus uśmiechnął się na to. Chociaż Narcyza i Lucjusz byli przyjaciółmi, Malfoy wybitnie nie lubił udawać przed kimkolwiek, że są małżeństwem. Nawet jeżeli formalnie nim byli. – Źle jej tam z tym Stefano?

- Jestem pewien, że jest jej tam znacznie przyjemniej niż w twoich komnatach. – Ponowne skrzywienie. – Jednak biorąc pod uwagę jej niezdrowe przywiązanie do pewnego trzynastolatka i wielki matczyny instynkt, który musi na kimś wyładowywać…

- Tak, tak. I możesz mi wierzyć, że jestem jej bardzo wdzięczny za to, że kocha Draco jakby był jej własnym synem. Ale sam musisz przyznać, że czasami potrafi być strasznie upierdliwa. – Lucjusz machnięciem różdżki zrobił sobie drinka i wypił go duszkiem, po czym przygotował następnego.

- Ja bym powiedział, że dość często.

Blondyn parsknął rozbawiony, jednak po chwili wyraz jego twarzy stał się ponury, gdy pogrążył się w myślach. Severus zdecydował się milczeć i poczekać, aż jego przyjaciel będzie miał mu coś do powiedzenia. Jakieś pół godziny później stalowe, zmęczone oczy znów na niego spojrzały.

- Wiesz, Severusie… tak sobie myślałem. Wiem, że to głupie, ale… Mógłbyś się udać do Pottera i sprawdzić czy…, no wiesz.

- Lucjuszu…

- Nie, posłuchaj mnie. Co jeżeli tamto wszystko było jednym wielkim kłamstwem? Jeżeli znaleźli sposób na omotanie moich zmysłów? Co jeżeli Harry jest moim synem? Severusie – Malfoy powiedział głośniej, gdy Mistrz Eliksirów spróbował mu przerwać. – Proszę cię. Nic nie jest w stanie powstrzymać przemiany. Rozumiesz? Nic. Zmysły można oszukać, instynkt otumanić. Ale nic nie jest w stanie zmienić tego, czym jesteśmy. Jeżeli jest chociaż cień szansy, to teraz jest jedyny czas, kiedy możemy się dowiedzieć…

Severus ucisnął zmęczony podstawę nosa i westchnął zrezygnowany.

- Dobrze Lucjuszu, ale żebyś później nie jęczał, że cię nie ostrzegałem.

- Dziękuję.

Mistrz Eliksirów skinął głową i opuścił gabinet. W drodze do punktu aportacji zastanawiał się, czy dobrze robił pozwalając, by Lucjusz żywił tę niewielką iskierkę złudnej nadziei na to, że jego drugi syn jednak żyje. Takie ponowne rozdrapywanie starych ran tylko po to, żeby znów zawód o mało nie zabił… Pokręcił głową i bezdźwięcznie aportował się do alejki na Privet Drive. Był środek nocy, więc bez problemu zakradł się do cichego domu oznaczonego wielkim numerem 4. Samochodu nie było na podjeździe, więc albo ktoś miał nockę w pracy, albo rodzinka wyjechała na wakacje i jego podróż tutaj okaże się bezowocna. Pod osłoną nocy Severus poszybował do okien na piętrze, szukając tego, które należało do sypialni dzieciaka. Jego doskonale dostosowane do widzenia w nocy oczy bez trudu dostrzegały wszystko w ciemnych pokojach. W pierwszym, wyglądającym na sypialnię starszych Dursleyów, nie było nikogo. Drugi wyglądał na rzadko używany – może była to sypialnia gościnna. Następne okno było zasłonięte żaluzją. Najwyraźniej łazienka. I już została mu tylko ściana od ogrodu. Tu pierwsza sypialnia, strasznie zabałaganiona, też bez swojego lokatora. Druga natomiast, stosunkowo malutka… i okratowana… wyglądała jakby przeszło przez nią tornado, a na środku pokoiku leżała ledwo żyjąca osoba…

Severus o mało nie stracił kontroli i nie spadł na ziemię. Potter! Skrzydła! O słodki Merlinie…!

Wampir wyrwał kraty i wyrzucił je w krzaki, a następnie wyrwał okno, które okazało się być zabite gwoździami. W pokoiku unosił się zapach długo niewietrzonego pomieszczenia, w którym przebywała chora osoba. Snape przypadł do chłopaka, który wybrał właśnie ten moment by przestać oddychać.

- Do cholery jasnej! Nawet się nie waż!

Mistrz Eliksirów naciął sobie nadgarstek, uniósł lekko głowę chłopaka i wmusił w niego trochę swojej krwi. Właśnie po to był w domu Malfoyów w trakcie przemiany Draco. Gdyby mu się nie udało o własnych siłach przejść przemiany, miał mu pomóc swoją krwią. Kto by przypuszczał, że Potter będzie jej z tego powodu potrzebował!

Po chwili paniki chłopak znów zaczął oddychać i Severus odetchnął z ulgą. Usiadł obok niego, w końcu mając czas, by lepiej mu się przyjrzeć. Wyglądało na to, że Lucjusz miał rację. Nic nie było w stanie powstrzymać przemiany. Najwyraźniej też przemiana pozbywała się wszystkiego, co do tej pory osobę kamuflowało, ponieważ wygląd Pottera znacznie się zmienił. Jego dotychczas kruczoczarne włosy miały teraz kolor mlecznej czekolady z kilkoma Malfoyowymi srebrnymi pasmami. Twarz bardziej przypominała twarz Lucjusza niż Jamesa. Chociaż najbardziej Potter podobny był do Draco, który wziął od swoich rodziców wszystko co najlepsze. Severus mógł się założyć o cokolwiek, że do tej pory zielone tęczówki, będą teraz stalowe, tak jak u Lucjusza i Draco. Brąz Jamesa byłby po prostu zbyt słodki. Chłopak był strasznie chudy, tak jakby był zagłodzony. Wydawało się też, że coś jest nie tak z jego skrzydłami. Najwyraźniej brak wystarczającej ilości substancji odżywczych je zniekształcił. Severus ułożył skrzydła tak, by były blisko bladego ciała i otulił chłopaka prześcieradłem.

- Accio rzeczy Harry'ego Pottera. – Machnął różdżką i po chwili i dwóch głośnych trzaskach, do pokoiku wpadł kufer. Severus otworzył go i zamrugał. – Pusty…?

Zmarszczył brwi i przesunął nad nim dłonią. Tak, tutaj… skrytka. Mistrz Eliksirów wyciągnął różdżkę, pelerynę-niewidkę i jakiś stary kawałek pergaminu, i schował je w kieszeni szaty. Wyglądało na to, że pozostałych rzeczy Potter nie wziął ze sobą do domu, a to co było w jego pokoiku uległo zniszczeniu. Severus po chwili zastanowienia zmniejszył kufer i również wsunął go do swojej kieszeni, po czym wziął na ręce nieprzytomnego Gryfona i wyfrunął z nim przez okno. Gdy tylko znalazł się wystarczająco daleko od zaklęć ochronnych, aby nie zostać wyśledzonym, aportował ich prosto do domu Malfoyów. Normalnie korzystał z punktu aportacyjnego znajdującego się w ogrodach, jednak teraz zdecydował, że praktyczność jest ważniejsza od wrażeń estetycznych. Lucjusz niemalże od razu pojawił się w pokoju podróżnym, wielkimi oczami patrząc na zawiniętą w białe prześcieradło sylwetkę.

- Czy… czy on… nie żyje? – Malfoy był w wyraźnym szoku.

- Żyje, ale musiałem dać mu swoją krew, bo mało brakowało. – Severus poprawił chłopaka w swoich ramionach. – Lucjuszu, otrząśnij się z tego! Potrzebuję sypialni i całego zestawu eliksirów, który przygotowałem dla Draco!

Malfoy przytaknął i wciąż patrząc wielkimi oczami szybko zaprowadził swojego przyjaciela do sypialni obok Dracona. Gdy wrócił do niej z eliksirami, Severus właśnie mył ścierką szczupłe ramiona…

- Severusie, odsuń się od niego. – Malfoy stanął sztywno trzy metry od łóżka i wyraźnie spiął się w sobie.

- Co? – Mistrz Eliksirów popatrzył na blondyna nic nie rozumiejąc.

- POWIEDZIAŁEM ODSUŃ SIĘ OD MOJEGO SYNA! – Lucjusz patrzył teraz na niego praktycznie czarnymi oczami, a jego skrzydła pojawiły się i wyglądało na to, że szykował się do ataku.

- Spokojnie, już mnie nie ma. Tylko pamiętaj, by dać mu eliksiry. – Do Severusa w końcu dotarło, co się dzieje i spokojnie, aczkolwiek szybko, odsunął się i po chwili zastanowienia wyleciał przez okno. Nie żeby wila stanowiła dla niego jakieś zagrożenie. Jako wampir był od niej znacznie silniejszy i szybszy, jednak nie chciał zrobić krzywdy swojemu przyjacielowi, który nic nie mógł poradzić na to, że instynkty przejęły nad nim kontrolę. Usiadł na jednym z pobliskich drzew i przez okno obserwował zachowanie Lucjusza. W razie gdyby zaistniała potrzeba w mgnieniu oka mógł tam wrócić, unieruchomić go i znów odratować chłopaka.