PROLOG

"..wszechwładny pan, nakazujący nawet miłość i sposób, w jaki się ona ma objawiać. Gwałtowny, niepohamowany, dziki od pierwszej sceny, przechodzi w szał.."

William Szekspir, Król Lear

(tłum. Leon Ulrich)

*

Miałam wyrzuty sumienia, że tak rzadko biegałam, po prostu się bojąc, że czas mnie ubiegnie. Rzekłam do siebie, "Nie zdążę,"i uśmiechnęłam się nerwowo, zdradzając swoją rozpacz. W absolutnej pustce, widok czerni był najzwyklejszym koszmarem, cichą muzyką sączącą się z powietrza. Wydawało mi się, że widzę wszędzie ludzi, którzy raz siedzą, raz stoją i patrzą na mnie, nie mogąc znieść mego widoku. Gonili mnie czerwonymi ślepiami, chcąc mnie zabić, a ja zagapiona w dal zahaczyłam o coś swoim długim płaszczem i poślizgnęłam się na mokrej powierzchni, sunąc w prost w lekkie zagłębienie. Z początku cichy, a następnie coraz głośniejszy warkot silnika wprawił mnie w osłupienie. On tu był, wprost przede mną, na motorze i czekał na mój następny krok.

"Jedziesz ze mną?"

"Strasznie mi przykro.."

Patrzyłam w oczy starożytnego drapieżcy, którego głos przybrał ostry ton. Nie zamierzałam przed nim okazywać swej słabości, wstałam i doskoczywszy do motoru i podparłszy się o jego ramię, usiadłam tuż za nim. Byłam od teraz gotowa na nowy początek..

"Czyli tak - odparł spokojnie"

"Ruszaj! Choćby na kraniec świata. Chcę być na zawsze z tobą.."